Miasto powoli
zapadało w sen. A nasza trójka przemierzała słabo oświetlone, opustoszałe ulice
Konohy. Było już ciemno i zaczynało robić się zimno, co było normalne dla tej
pory roku. Dochodziła godzina dziesiąta wieczorem, a my szliśmy na cmentarz. Na
samom myśl ciarki mi przechodzą, a jak coś nas tam napadnie?
- Mai, co
jest?
- Eh … Nic
takiego Naruto. - Uśmiechnęłam się do niego, nie chciałam żeby się martwił. To
głupota, przecież nic się nie stanie. - Gdzie dokładnie jest cmentarz?
- Tak trochę
na uboczu, zaraz będziemy na miejscu.
Popatrzyłam
na bruneta. Szedł. Po prostu szedł, zapatrzony w przestrzeni. Chyba o czymś
myślał.
Przechodziliśmy
właśnie obok ładnej dzielnicy. Żadne światła w oknach się nie paliły. Była
opustoszała. Odcięta od wioski. Szliśmy jeszcze kawałek zanim przeszliśmy bramę
cmentarza, podeszliśmy do ich nagrobków, leżeli obok siebie. Nie wiedziałam, co
powiedzieć, nagle ogarnął mnie smutek i tęsknota. Takie uczucia, za ludźmi,
których nie znałam, z którymi spędziłam tak niewiele czasu.
- To smutne,
ale brakuje mi ich bracie. – Burknęłam a do oczu zaczęły napływać mi łzy.
Naruto podszedł do mnie i przytulił.
- Wiem, mi
też. - Wyszeptał, a ja otarłam łzy spływające mi po policzku. Staliśmy tak w
milczeniu, nie było potrzeby nic mówić. Po chwili jednak wypaliłam.
- Yyy…
Naruto, gdzie Sasuke?
- Che… Nie
wiem.
- O tam
jest. - Pokazałam na ciemną postać stojącą spory kawałek dalej.
Podeszłam do
bruneta. Stał przy grobie swoich rodziców. Stanęłam obok i nic nie mówiłam, to
nie było miejsce na słowa.
Jednak
zauważyłam coś dziwnego. Obok grobu Mikoto było puste miejsce, ale nie takie
puste w sensie zostawione dla kogoś. Wyglądało tak, jak by kiedyś już tam był
czyjś grób.
- A to, co?
– Pokazałam na puste miejsce ręką.
- Co? –
Odparł Sasuke.
- To puste
miejsce. Wygląda tak jakby już tu kogoś pochowali, ale… Nie to bez sensu.
- Nawet
puste miejsce na cmentarzu ci przeszkadza siostrzyczko? – Zaśmiał się cicho.
- No, ale,
po co one? Sasuke już sobie miejsce szykujesz? – Powiedziałam ironicznie, ale
po chwili tego żałowałam. – Au, au… - Mówiąc to zaczęłam rozmasowywać głowę –
Sasuke! Za co?
- Zachowuj
się, jesteś na cmentarzu…- Zwrócił mi uwagę. - Wracajmy, już późno.
Wyszliśmy z
cmentarza. Szłam przodem, obrażona. Dlaczego wszyscy tłukli mnie po
głowie? Nie wiedza, że od tego można zgłupieć? Głupki. Ja po prostu byłam
ciekawa. Znów przechodziliśmy obok tej dzielnicy. Tym razem coś mnie tknęło.
- Ten
symbol, on był wszędzie, ale gdzie ja go widziałam. – Mówiłam do siebie –
Światło? Tam się pali światło?
W jednym,
jedynym domu, paliło się światło. Ktoś tam był?
Poszłam
zaciekawiona w stronę tego domu. Jednak, nagle ktoś mnie zatrzymał szarpiąc w
przeciwnym kierunku za ramie.
- Koleżanko
dom jest w druga stronę. – Powiedział ciągnąc mnie w stronę domu.
- Ktoś tam
jest Sasuke. Przecież to opuszczona dzielnica. – Próbowałam się wyrwać, ale
jego uścisk był mocny. Bardzo nie chciał bym tam poszła.
- Tak,
dzielnica klanu Uchiha, a to pewnie stróż. – Stwierdził ciągnąc mnie w stronę
domu. Rzeczywiście ten symbol, to jego klanu. Biało-czerwony wachlarz, służący
do podsycania ognia. - Mai wracajmy do domu, zmęczony jestem już. – Ciągnął
mnie dalej wyraźnie zakłopotany moją ciekawością.
- Ale… tam
ktoś jest.
- No mówię,
że stróż. – Syknął.
- Jasne, po
cholerę w opuszczonej dzielnicy stróż.- Wyrwałam się mu i przyspieszyłam kroku,
idąc w stronę domu. Czemu nie mogłam tam wejść? Kto tam był?
- Co on
głupi? Tak nie uważać. – Burknął kruczowłosy pod nosem do Naruto.
- No
przestań Sasuke tu nikt nie chodzi o tej porze, a po drugie to ja mu się nie
dziwie. Ile można. Siedzi tam z pół roku.
- Wiem.
Cieszył się jak go dzisiaj odwiedziliśmy… To wszystko staje się chore, ale
cieszę się, że jest z nami.
- Kto by
pomyślał, że do nas wróci. Wszystko stało się, tak nagle.
- Tak. To
niesamowite. – Westchnął uśmiechając się delikatnie.
- Lepiej ją
dogońmy, jeszcze się zgubi… - Stwierdził zmartwiony.
- Twoja
siostra nie jest dzieckiem Naruto. – Zauważył.
- Może i nie
jest, ale jest strasznie roztrzepana.
- A ty nie?
Szłam
wykurzona przed siebie. Już dawno stracili mnie z oczu. Jakoś im się nie spieszyłoby
mnie znaleźć. Głupki jedne.
- Pieprzone
gnojki… Coś ukrywają. Tylko, co?
Gadałam do
siebie, idąc dalej w stronę domu. Na ulicach było już pusto. Uliczne lampy
oświetlały drogi, noc była cicha, gwieździsta. Po prostu piękna. Miałam ochotę
zatracić się w tym pięknym sklepieniu. Szłam z głowa uniesiona ku górze myślami
gdzieś daleko. Nie podobało mi się, że coś mnie omijało. Czułam, że to coś
ważnego. Najpierw mnie zostawili pod pretekstem czegoś ważnego, i te słowa. „To
nie tak Mai, Naruto nie może. My nie powinniśmy ci tego mówić. Nie możemy.”, a
potem światło w tym domu. Coś było nie tak.
Z zamyślenia
wyrwał mnie Naruto, tulący się do mnie. W końcu mnie dogonił.
- Tu jesteś,
martwiłem się, że się zgubiłaś.- Stwierdził klejąc się do mnie jak dziecko.
- Tak,
jasne… - wywróciłam oczyma.
- Sasuke
poszedł do domu, my też powinniśmy już wracać. Zimno mi strasznie. – Marudził,
ale rzeczywiście cały się trząsł. Wyglądał komicznie.
- Dobra, to
się ścigajmy. – Rzuciłam. Nie wiem, co mnie napadło. Wiedziałam, że przegram.
Może po prostu miałam dosyć myślenia. Musiałam się jakoś od tego oderwać.
- I tak
przegrasz, mała. – Powiedział pewny siebie ruszając. Radosny śmiech wypełnił
puste uliczki Konohy. On sobie najzwyczajniej w świecie zemnie kpił.
- Eh… Cały
ty… - Pokręciłam głową ruszając za bratem.