niedziela, 7 lipca 2013

23. Lew

Było mi strasznie nie wygodnie, miałam wrażenie, że spałam na ziemi. Przeciągnęłam się leniwie i otworzyłam powoli ociężałe powieki. Czułam się okropnie. Szybko zorientowałam się, że nie spałam w moim ciepłym, wygodnym, czystym i pachnącym łóżku, a w zimnym granatowym śpiworze. Nawet nie był mój. Patrzyłam tempo w sufit namiot, jeśli można tak nazwać kawałek zielonkawego materiału i metalowy stelaż.  Próbowałam zebrać do kupy myśli, przypominałam sobie ostatni wieczór i nie były to miłe wspomnienia.  Łapy tego mężczyzny na moim ciele, obleśne usta dotykające mojej skóry, śmierdzący oddech drażniący mój kark. Beznadziejne uczucie bezsilności, niemożność ucieczki.
Potrząsnęłam głową by odpędzić przykre myśli, z obrzydzenia przewracało mi się w żołądku. Podniosłam się ociężale z ziemi, a moje ciało przeszył ból. Moja szyja była poraniona od metalowej obroży, która nadal na niej była. Nie potrafiłam przyzwyczaić się do braku chakry, czułam się pusta w środku. To było frustrujące, czułam się taka mała i bezsilna.
Przeciągając się wyszłam z namiotu i natychmiast złapałam się za brzuch czując nieprzyjemne szczypanie. Podciągnęłam ostrożnie bluzę do góry oglądając swój posiniaczony brzuch, gdy zorientowałam się, że mam na sobie tylko bieliznę i bluzę Sasuke. Ciepły, ciemnogranatowy polar z kapturem, który zawsze ze sobą nosił. Ubranie było przesiąknięte jego zapachem. Słodkim, delikatnym. Pachniał trochę jak cynamon pomieszany z cytrusowym zapachem płynu do płukania tkanin, potrafiło zawrócić w głowie.
Dotknęłam opuszkami palców swojego pokaleczonego brzucha i przypomniałam sobie jak te otarcia i siniaki znalazły się na mojej skurzę. Zacisnęłam pospiesznie powieki by powstrzymać napływające łzy. Nie miałam zamiaru płakać. Byłam kunoichi, musiałam nauczyć się walczyć ze słabościami. Przygotować się na to, że nie każdą misja pójdzie gładko i prosto. Wzięłam kilka głębokich wdechów, policzyłam powoli w myślach do dziesięciu i otworzyłam oczy.
Rozejrzałam się po okolicy. Przygaszone ognisko, trzy namioty i wóz, a obok nasz koń. Gdzie wszyscy poszli? Gdzie Hotaru i pan Fumihiro? Uformowałam pospiesznie kilka pieczęci i uderzyłam się w czoło. Zapomniałam, że nie mogłam używać chakry. Westchnęłam siadając zrezygnowana przy ognisku, przetarłam twarz dłońmi. Zauważyłam mój plecak oparty o belkę drewna i uśmiechnęłam się delikatnie do siebie przypominając sobie, że tylko ja umiem odpieczętowywać moje zwoje. O ironio jak mam to zrobić skoro nie mogę używać chakry? Wsadziłam rękę do plecaka i wyciągnęłam ładnie zapakowane dango. Jedna z niewielu rzeczy, których nie zapieczętowałam. Każdy wie, że pieczętowanie jedzenia mu nie służy.
Wyjęłam słodycz z opakowania i zsunęłam zieloną, słodka kulkę zębami z patyczka zjadając ją ze smakiem.  – Mm… pyszne. – Powiedziałam do siebie i aż podskoczyłam, gdy usłyszałam odpowiedź.
- Dango jest całkiem dobre chodź nie przepadam za słodyczami. – Mruknął niski męski głos a ja rozejrzałam się w poszukiwaniu jego źródła. – Raczej jestem koneserem świeżego mięsa. Swoja droga chyba powinnaś się ubrać będzie padało. – Oznajmił a ja mimowolnie spojrzałam w niebo, na którym zbierały się burzowe chmury.
- Rzeczywiście… - Westchnęłam, a przy moim uchu coś ryknęło aż podskoczyłam widząc kontem oka rudą grzywę lwa. Skamieniałam.
- Opatrz mnie. – Rozkazał. Padając ociężale przed moimi stopami.
Przestraszona przez chwile patrzyłam na zwierzę zastanawiając się jak się tu znalazł i dlaczego gadał… Może miałam jakieś przesłuchy?
Westchnęłam wstając i powoli idąc tyłem by nie spuszczać kota z oczu weszłam do namiotu, po czym zaczęłam szukać w rzeczach – Jak się domyśliłam. – Sasuke, apteczki. Gdy w końcu ją znalazłam wyszłam z namiotu a moje nagie stopy weszły na pokrytą mokra trawą ziemie. Zaczynało padać, a ja musiałam opatrywać jakiegoś lwa. Właściwie to, dlaczego miałam to robić? Był ranny mogłam pozwolić mu po prostu zdechnąć. To nie moja sprawa.
Jednak coś w mojej pustej głowie kazało mi klęknąć przed zwierzęciem i opatrzyć jego głęboka ranę w podbrzuszu. Skończywszy pogłaskałam odruchowo grzbiet lwa a on zamruczał z przyjemności. Miał taka miękką i miłą w dotyku sierść. Pachniał lasem i trochę mokra sierścią. Był piękny.
- Dziękuje. – Wybił mnie z zamyślenia podnosząc się do siadu. Miałam jego pysk kilka centymetrów od siebie. Mógł mnie z łatwością zjeść…
- Mai uciekaj! – Usłyszałam przestraszony pisk Hotaru, gdy lew dostał kilkoma kamykami w głowę.  Pan Fumihiro i córka daimyo musieli wrócić ze spaceru.
- To nie tak, nie rzucajcie… - Prosiłam, a zezłoszczony lew ryknął na nich podbiegając do blondynki w kilku susach. Ta przestraszona rąbnęła tyłkiem o trawę bełkocząc coś pod nosem. Pięknie…
- Proszę nie rób im krzywdy… - Burknęłam pod nosem. – Chcieli pomóc. Zjedz mnie… Jeśli coś się jej stanie spierze misje chłopaków… znowu. – Westchnęłam a kot odwrócił się do mnie powoli.
- Panienko Hotaru nic ci nie jest? – Zapytał zatroskany mężczyzna pomagając wstać dziewczynie.
- Nic…- Burknęła. – Jestem cała mokra, fuj… - Marudziła.
- Nie jem ludzi, spokojnie. – Odparł. – Dziękuje za pomoc. Do zobaczenia Mai.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, gdy kot zniknął w kłębie białego dymu. To był summon? Zaraz skąd znał moje imię?

piątek, 31 maja 2013

22. Hotaru

Głupia, bezsensowna misja. Myślałam, że Hokage w końcu da nam coś ciekawego, a nie odprowadzenie kupca do Kazuno. Na dodatek tachał ze sobą jakieś wspaniałe skarby dla daimyo i musieliśmy iść.
Wleczemy się już od trzech dni i jeszcze ta irytująca dziewucha. – Hotaru. Mizdrzyła się ciągle do chłopaków, spowalniała tempo jakimiś bzdurami typu: „ Paznokieć mi się złamał.”, „Noga mnie boli.”, „Zmęczyłam się.” i tak w kółko. Oszaleć można.
- Nie gap się tak na nią. - Zaśmiał się zrównując zemną krok.
- A co zazdrosny? – Syknęłam poirytowana.
- No chyba ty.
- W twoich snach.
- Tak serio to co ci? Dziwnie się zachowujesz.
- Och wielki i wspaniały pan Uchiha przejmuje się mną małą, biedną Mai?
- Może.
- Wkurwia mnie Hotaru. Idziemy od trzech dni, a został jeszcze kawał drogi, na dodatek ona spowalnia cały marsz zachowuje się jak…
- Normalna dziewczyna? – Dokończył. – Ty też się tak zachowywałaś na pierwszych treningach. Już nie pamiętasz?
- Nie prawda?! – Warknęłam. – Nigdy nie zachowywałam się jak pusta, plastikowa lala.
- Nie powiedziałem…
Nie słuchałam go odbiegłam i wskoczyłam na dach wozu, usiadłam na nim po turecku i wpatrywałam się uparcie przed siebie, trzymając się za brzuch. Od rana dokuczały mi okropne bóle.

I co ją niby ugryzło? Che… Kto zrozumie kobiety.
- Subtelny jak zawsze braciszku. – Zaśmiał się pojawiając się znikąd obok mnie.
- Odwal się. Nic nie zrobiłem, chciałem pomóc… Eh, nie rozumiem jej.
- Wiesz to dziewczyna, one miewają czasem gorsze dni. – Stwierdził wskazując głową na Mai, która siedząc na dachu trzymała się za brzuch. Że niby była chora?
– Nie rozumiesz nie? – Zaśmiał się znikając w dymie, a po chwili pojawiając się obok Mai.
- No i po co tu przyszedłeś? Też chcesz mnie pognębić? – Warknęłam, gdy Itachi przysiadł obok mnie.
- Nie, chciałem pomóc, zresztą on tez chciał. – Stwierdził. - Idź się połóż i tak nic się nie dzieje. W wozie są posłania, jak się prześpisz to ci przejdzie.
- Skąd wiesz, że coś mi jest, hm?
- Proszę cię. – Zaśmiał się.– Za kogo ty mnie masz?
- Nie wiem. Może masz racje. – Westchnęłam opierając głowę o jego ramie znudzona. – Nudna ta misja, co nie?
- Czasem i takie trzeba wykonywać. Idź już. To rozkaz Namikaze. – Znów się zaśmiał.
- Zabawne Uchiha – Wywróciłam oczyma, wstałam i poszłam do wozu jak mi kazał. Położyłam się i sama nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się po jakimś czasie czując czyjąś obecność w pomieszczeniu. Rozejrzałam się podnosząc leniwie na łokciach i zauważyłam Sasuke siedzącego obok mnie. Był oparty o ścianę wozu i… Czy on spał?
Uśmiechnęłam się do siebie wstając, wyglądał uroczo, a jego wyraz twarzy był taki inny, spokojny. Podeszłam do niego i przykryłam go swoim kocem, po czym przysiadłam się obok.
- Czemu tu siedzisz? – Zapytałam wiedząc, że ma lekki sen i już samo moje poruszanie się po wozie go obudziło.
- Kazali mi odpocząć. – Wymruczał sennie odruchowo kładąc głowę na moim ramieniu.  – Mam nocną warte. A co? Martwisz się o mnie?
- Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? – Zapytałam czując się niekomfortowo z jego głową na moim ramieniu. – Nie martwię się. Widzę, że słonko ci przygrzało równo Uchiha.
- Czy ty zawsze musisz być taka miła? – Zapytał z sarkazmem siadając znów prosto i patrząc przed siebie.
- Zawsze. - Zaśmiałem się. - Nagle ci to przeszkadza? Przepraszam, że nie lecę na ciebie jak inne.
- Myślisz, że … co to kurwa było? – Zapytał, gdy nagle rozległ się jakiś huk na zewnątrz.
- Nie wiem… - Patrzyłam w stronę drzwi przestraszona. Spójrzmy prawdzie w oczy, wżyciu nie miałam przed sobą prawdziwego przeciwnika. Trochę mnie to przerażało.
- Zostań tu. Poradzimy sobie sami. Nie wychodź błagam cie.  – Poprosił wychodząc z wozu w pośpiechu.
Martwił się o mnie? Nie jestem dzieckiem, przecież nie mogę tu siedzieć bezczynnie, a jak cos im się stanie?
Zaczęły zżerać mnie wątpliwości, ale w końcu ruszyłam się do wyjścia szarpnęłam za klamkę, ale drzwiczki były zamknięte. Sasuke musiał je zaryglować.
- Yh pajac! – Warknęłam rozglądając się po wozie.
Zero okien, drzwi. Dechy, dechy, klapa z wyjściem. Nic, przez co można by było się wydostać. Uderzyłam się otwarta dłonią w czoło.
- Klapa!  - Powiedziałam zachwycona, po czym wyczołgałam się pod wozem na zewnątrz.
- Mai! Jak dobrze. Boje się… To przez mnie… to koniec, pozabijają nas… - Rzuciła mi się na szyje zapłakana i spanikowana Hotaru.
- Uspokój się. Nie becz. Jak to przez ciebie? – Zapytałam spokojnie. Byłyśmy w jakiś zaroślach, więc nikt nas nie mógł zauważyć na szczęście, bo pewnie były byśmy już martwe.
- Bo ja… - Jąkała się zapłakana. – Jestem córka daimyo z Kazuno… a nie pana Fumihiro… to mój lokaj. – Wybąkała. – Przyszli… po mnie.
Popatrzyłam na nią zszokowana. To jakiś żart. Powinni nas o tym uprzedzić…
- Dobra, uspokój się. Wczołgaj się pod wóz, tam jest klapa. Wejdź do środka i nie wyłaź pod żadnym pozorem. Odciągnę ich uwagę. Będzie dobrze.

Walczyliśmy z nimi we czworo. Ja, Sasuke, Itachi i pan Miyamae. Swoją droga staruszek był całkiem niezły jak na kupca znał kilka prostych technik Doton, dobrze unikał ciosów i sprawnie władał kunaiami i shurikenami, które o dziwo miał przy sobie.
Było ich zbyt wielu na zwykłą walkę kontaktową, a przecież musimy uważać jeszcze na ten głupi wóz ze skarbem. No i Sasuke zamknął tam Mai. Przynajmniej ona była bezpieczna. Musieliśmy ich jakoś odciągnąć… Tylko jak?
Myślałem, broniąc się jednocześnie przed natarciami wroga, który z kolei nie powstrzymywał się i wyrzucał w naszą stronę cały swój arsenał technik i broni. Każdy z nas miał już dosyć. Miałem ochotę wykonać Kazekiri i roznieść wszystko dookoła. Byle by to skończyć i ruszyć dalej.
- Naruto! Hotaru! – Warknął wskazując na dziewczynę, którą nieprzytomną wynosił właśnie jeden z najemników. Byliśmy otoczeni ze wszystkich stron. Itachi próbował podążyć za dziewczyna, ale co chwile mu ktoś stawał na drodze, a zanim się obejrzeliśmy oprawcy zniknęli. Wszyscy, co do jednego.
- To moja wina! – Zawodził kupiec siedząc na kamieniu z twarzą schowaną w dłonie. – Panienka Hotaru… To moja wina, nie powinienem słuchać…
- Panienka? – Podchwycił Itachi a starzec popatrzył na niego ze smutkiem spuszczając głowę.
- Lepiej nam to wytłumacz. Byle szybko. – Syknął Sasuke.
- Panienka Hotaru… Yamada. Jest córką mojego pana… - Jęknął.
- Daimyo z Kazuno? – Zapytał Itachi przechadzając się nerwowo. – To wyjaśnia napad i porwanie.
- Panienka chciała być przez chwile zwykłą dziewczynką… - Westchnął. – Tak bardzo się cieszyła. Nie potrafiłem jej odmówić. To wszystko był jej pomysł… Powinienem się nie zgodzić. – Tłumaczył się załamany.
- Owszem powinieneś, ale czasu nie cofniemy. Eh… Macie szczęście, że Hokage nie przydzieliła do tej misji chuuninów bez doświadczenia.  – Westchnął kręcąc głowa z niedowierzaniem, po czym zwrócił się do mnie. – Wypuść Mai. Musimy obmyślić plan i ruszać. Nie ma czasu.
- No dobra. A może Sasuke ją wypuści? – Zaśmiałem się domyślając się reakcji Mai.
- Pf… - Sasuke wywrócił oczyma starając się ukryć uśmiech.
- On musi się chować a nie jej otwierać. - Stwierdził powstrzymując śmiech.
Otwierając drzwiczki wozu oniemiałem. Zamiast Mai ze środka wyszła zapłakana Hotaru i natychmiast przytuliła się kurczowo do pana Fumihiro. Popatrzyliśmy po sobie z chłopakami, po czym Itachi podszedł spokojnie do roztrzęsionej dziewczyny.
- Gdzie Mai? – Zapytał nie wyrażając żadnych uczuć.
- Ja… bo ona… ja nie wiem… - Jęknęła przerażona patrząc na starszego Uchiha.
- Jak to nie wiesz? To, jakim cudem siedziałaś tam zamiast niej!? – Warknął poirytowany Sasuke.
- Kazała mi. – Pisnęła przerażona chowając się za swoim służącym.
- Dlaczego ona zawsze musi robić wszystko nie tak? – Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- W końcu to siostra Naruto. – Stwierdził z lekkim uśmiechem Itachi.
- Ta ja też nie lubię słuchać rozkazów, a szczególnie od ciebie głupku. – Zaśmiałem się poklepując go po plecach. – Będzie dobrze.  W końcu to moja siostra. Znajdziemy ją zaraz. – Próbowałem przekonać bardziej siebie niż ich kryjąc strach i smutek, jaki mnie ogarniał. Bałem się o nią, przecież to moja młodsza siostra. To chyba normalne nie?

Zamrugałam kilkukrotnie. Strasznie bolała mnie głowa, wszystko było niewyraźne. Czułam dziwny zapach stęchlizny, mchu i mokrego drewna. Było mi strasznie niewygodnie. Leżałam na czymś twardym. Słyszałam jakaś rozmowę, zdawała się być tak daleko ode mnie. Nie rozumiałam, co się zemną działo. Czułam się dziwnie, jakby pozbawiona chakry, pusta. Byłam strasznie ospała z trudem otwierałam pomału oczy.
- Patrz, nasza mała oszustka się budzi Tetsu. – Ktoś zarżał nieprzyjemnie.
- Mm… W końcu, już mi się zaczynało nudzić. Oda posadź panią na łóżku. – Powiedział, a ja poczułam jak ktoś mnie szarpie, a potem popycha mało delikatnie.
Przymrużyłam oczy, starałam się złapać ostrość. Ta ślepota była irytująca. Myślałam, że dostane zaraz szału. Chwile później żałowałam, że mój wzrok wrócił. Moim oczom ukazała się twarz mężczyzny. Obleśnego mężczyzny. Miał kilkanaście blizn na buzi. Jego twarz była zmęczona i pomarszczona od trosk, a w oczach było widać rozbawienie, pogardę, pożądanie, obłęd oraz wyższość. Wyższość nade mną. Przełknęłam ślinę z przerażeniem patrząc mu w oczy.
 - Hej śliczna. W końcu się obudziłaś. Pobawimy się troszkę. – Uśmiechnął się wrednie przejeżdżając kciukiem po moim policzku.
- Nie będę się z tobą w nic bawiła. – Syknęłam odtrąciwszy jego dłoń. Ku mojemu zdumieniu byłam rozwiązana. Nie czekając złożyłam kolejno pieczęci tygrysa, wołu, psa, królika i węża by wykonać Futon: Daitoppa, ale nic się nie stało…
- Dlaczego? – Mruknęłam oszołomiona pod nosem, a do moich uszu dotarł obrzydliwy rechot.
- Szefie ona myślała, że jesteśmy tak głupi. – Tarzał się ze śmiechu mówiąc z trudem młodszy blond włosy mężczyzna.
- Najwyraźniej Shun.  Kochanie założyliśmy ci piękny naszyjnik, który powstrzymuje przepływ chakry przez twój organizm. Powiedz nam słonko, kto was nasłał. Hm?
- Nic wam nie powiem. – Warknęłam łapiąc za obroże na moim karku chcąc ją zerwać, szybko jednak tego pożałowałam. Opadłam na łóżko odrętwiała, gdy moje ciało przeszył prąd. Obroża musiała być pod napięciem.
- Nie radziłbym tak robić skarbie za każdym razem napięcie jest zwiększane. W końcu dawka będzie tak silna, że cie zabije. – Prychnął obleśny mężczyzna siadając wygodnie na łóżku obok mnie. – Chłopcy zostawcie nas samych. Wyduszę kilka cennych informacji z tej laleczki.
- Tak jest szefie. – Wybuchnęli śmiechem opuszczając pomieszczenie i zamykając za sobą drzwi.
- Nic ci nie powiem. Możesz mnie torturować ile chcesz. – Splunęłam w jego stronę jeszcze odrętwiała.
- Kto powiedział, że będę cie torturował skarbie? – Zaśmiał się gładząc mnie po policzku i oblizując usta perwersyjnie, a moje oczy rozszerzyły się. Dotarło do mnie, do czego zmierzał. Czułam jak moje ciało paraliżuje strach a tętno mi przyspiesza. – Mądra dziewczynka. – Wychrypiał mi do ucha przygryzając je widząc moją reakcje na jego słowa.
- Odsuń się!  Jeśli myślisz, że to coś da to… to się grubo mylisz! – Krzyknęłam przestraszona odsuwając się od niego jak najdalej mogłam, on jednak złapał mnie za nadgarstki natychmiast rzucając z powrotem na łóżko. Przycisnął je nad moją głową do materaca i usiadł mi na udach okrakiem ze śmiechem wpił się agresywnie w moje usta.
- Nie uciekniesz mi. Jesteś bezbronna.
- Moi kompani nas znajdą! Rozniosą to miejsce i wyprują ci flaki. – Syknęłam czując obrzydzenie i strach przewracające mi się w żołądku.
- Tak sądzisz? Jesteśmy tu ponad godzinę, a po twoich wybawcach nie ma śladu. Zostawili cię. – Zaśmiał się rozcinając kunaiem moją bluzkę wodząc lubieżnie spojrzeniem po moim ciele.
- Nie prawda! – Krzyknęłam miotając się. Chciałam uciec. To nie mogło się dziać… Naruto, chłopaki. Oni by mnie nie zostawili…
Czułam jak do moich oczu napływają łzy. Mężczyzna zacisnął mocniej dłoń na moich nadgarstkach tak, że teraz w ogóle nie mogłam się ruszyć. Kąciki jego ust uniosły się w szyderczym uśmiechu. Popłakałam się. Nie potrafiłam wytrzymać, być twardą, nie okazywać strachu. Tak okropnie się bałam…

To czekanie mnie zabije… Nie wiem dlaczego zgodziłem się zostać z panem Miyamae i córką daimyo z Kazuno. Bez sensu… Strasznie martwię się o Mai.
Moja siostra jest narwana jak ja. Nikogo nie słucha i zawsze robi to, co chce, wszędzie jej pełno i jest upierdliwa, ale myślałem że jest mądrzejsza. Dlaczego wpakowała się w takie gówno? Jeśli coś jej zrobili? Chyba się załamie… Niedawno odzyskałem siostrę a teraz miałem ją tak po prostu stracić? To bez sensu. Niech oni już wrócą… Zdążyłem rozbić namiot nazbierać drewna na ognisko. - Mai może być zimno. – Ogarnąłem już wszystko, a ich nadal nie było widać. Czyżby coś poszło nie tak?
Siedziałem czujnie na trawie przed obozem po turecku z włączonym trybem mędrca, w końcu coś poruszyło się daleko w lesie. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej pewny, że to Itachi i Sasuke, ale chakry Mai nie czułem… Gdzie była moja siostra?
 Czułem jak serce mi staje, gdy zobaczyłem nieprzytomną Mai zawiniętą w koc niesioną przez Sasuke.
- Co się stało? – Wychrypiałem oniemiały podchodząc natychmiast do nich.
- Nic jej nie jest? – Zapytała cicho Hotaru wynurzając się z namiotu.
- Połóż ją Sasuke. Nie jest dobrze. Będzie spała, dałem jej coś na uspokojenie, była cała roztrzęsiona. Wyjaśnię wam zaraz, co się stało. – Odparł spokojnie Itachi patrząc ciągle zmartwiony na Mai.

niedziela, 3 marca 2013

21. Puszek.

Kompletnie o tym zapomniałam… Zapomniałam im powiedzieć o Kibie.
- Tak, razem. Zapomniałam wam o tym wspomnieć. – Potarłam swój kark zakłopotana szczerząc się do nich. – Przepraszam. To przez egzamin. – Westchnęłam. Wpatrywali się we mnie oszołomieni, jakbym popełniła jakąś zbrodnię. To było zabawne, ale z drugiej strony przerażające. W końcu Naruto się ocknął i zamrugał jeszcze kilka razy patrząc na nas uważnie.
- I czego się nie chwalicie? – Powiedział uśmiechając się szeroko, a mi kamień spadł z serca. Myślałam, że mu się ten fakt nie spodoba. – Ile to już trwa, hm? – Zapytał.
- Jakoś tak odkąd wyjechaliście. Prawda, słońce? – Zapytał mnie siadając do stołu.
- Jakieś sześć dni, a nie odkąd wyjechali, głupku. – Zaśmiałam się siadając obok Inuzuki.
- Wybacz, zdawało mi się, że dłużej. – Zawtórował mi śmiechem cmokając mnie w polik.
W końcu atmosfera się rozluźniła. Naruto wypytywał nas o wszystko i przestrzegał Kibę, że ma być dla mnie dobry, a Sasuke jak to on, siedział pogrążony w swoim świecie z kamiennym wyrazem twarzy, którego za cholerę nie dało się rozszyfrować.
Młody Uchiha w połowie kolacji przeprosił i wstał od stołu, po czym oznajmił, że musi wyjść. Zastanawiałam się, co go ugryzło, ale po chwili stwierdziłam, że pewnie chciał iść spotkać się z bratem. Gdy poszedł dalej rozmawialiśmy, a Kiba chwalił się swoją drużyną, która została mu dziś przydzielona. Strasznie się z tego powodu cieszył. Rozmowa była pełna śmiechów i wygłupów. Naruto i Kiba dogadywali się doskonale, właściwie byli do siebie trochę podobni.

Następnego dnia rano wylądowaliśmy całą czwórką na dywaniku u Hokage.
Całą drogę zastanawiałam się, po co przysłała po nas jednego z Anbu tak wcześnie rano, a gdy weszliśmy do gabinetu razem z bratem, gdzie zastaliśmy Tsunade i braci Uchiha, zaczęłam zastanawiać się, co przeskrobałam.
- Skoro już jesteście w pełnym składzie, przejdźmy do konkretów. – Blondynka zabrała głos, gdy tylko shinobi w masce zamknął za sobą drzwi wychodząc. – Cieszę się widząc was wszystkich z opaskami Konohy. Od dziś jesteście drużyną siódmą pod przewodnictwem Itachiego Uchihy.
- Ale jak to? Przecież on, no nie istnieje. - Wtrąciłam się zdziwiona.
- Spokojnie, zaczęłam już prace w tym kierunku. Cały sztab i większość shinobi w Konoha już wie. Wysłałam też oficjalną wiadomość o tym zajściu do wszystkich Kage.  Uprzedzę też dziś wieczorem mieszkańców. Nie powinien być to problem po tym, jak twoje imię, Itachi, zostało oczyszczone i każdy zna prawdę.  – Itachi skłonił się kulturalnie. Podziwiałam jego postawę i szacunek, jakim darzył swojego przełożonego.  Był prawdziwym profesjonalistą. – Zajmę się także starymi księgami, by nikogo nie wprowadzać w błąd. - Roześmiała się spoglądając na mnie.
- No, co? – Burknęłam. Skąd miałam wiedzieć, że w książce kłamią?
- Dostaniecie swoją pierwszą misję. – Ciągnęła dalej, a na słowo ''misja'' Naruto nagle się rozbudził.
- W końcu! Jak za dawnych lat z Kakashim i Sakurą.
- No nie do końca. Sensei nie będzie się wiecznie spóźniał, a dziewczyna mądrzyła. - Urwał zastanawiając się chwilę. – Nie, jednak nie, tylko kolor włosów się zmieni. – Zakpił przeszywając mnie wzrokiem z wrednym uśmiechem, a ja ruszyłam na niego oburzona.
- Uchiha, padalcu! Nie obrażaj mnie! – Chciałam go uderzyć, ale między nami pojawił się Itachi i rozdzielił nas jak małe dzieci.
- Ty się uspokój, a ty jej nie prowokuj, Sasuke. - Powiedział spoglądając kolejno na mnie i na swojego brata. – Zaraz będziecie mogli się wykazać na treningu. – Stwierdził, a młodszy Uchiha fuknął na mnie i wyrwał się bratu poprawiając ubranie, po czym znów stanął na swoim miejscu przed Hokage. – Ty też Namikaze na miejsce. – Machnął na mnie wracając do szeregu.
Gdy już opadły emocje, a my znów staliśmy w rzędzie przed Hokage, Tsunade wybuchnęła śmiechem.
- Idealna z was drużyna. – Stwierdziła powstrzymując śmiech.
- Nie widzę w tym nic śmiesznego. – Przewróciłam oczyma parskając.
- Przepraszam. Itachi, podejdź. – Machnęła ręką i podniosła jasną teczkę. – Tu są trzy misje dla was, na jutro. Wszystko jest wyjaśnione. Na pewno sobie poradzicie, a teraz zmykajcie.
- Ale jak to trzy jednego dnia? – Zapytał zdziwiony Itachi łapiąc za teczkę.
- Powiedziałam, sio! – Machnęła na nas ręką, a my wyszliśmy bez słowa, jak kazała.
Wyszliśmy na korytarz, a Itachi otworzył teczkę kręcąc głowa z niedowierzaniem.
- Misje rangi D. – Mruknął, a my jednocześnie jęknęliśmy.
- Co?!
- To jakaś kpina. – Fuknął Sasuke.
- Babunia chyba sobie żartuje. – Powiedział otwierając z powrotem drzwi do gabinetu blondynki. – Tsunade-sama, to jakiś żart? – Zapytał spokojnie, ale nikogo nie było już w środku.
- To zabierzmy się za te misje. – Westchnął Itachi, a ja przeniosłam ciężar na prawą nogę.
- Dlaczego mamy wykonywać misje rango D? – Jęknęłam oburzona, a Itachi zaczął czytać.
-  Wiem, że te misje to dla was nic trudnego, ale Mai jest świeżo upieczoną kunoichi i nie jest w temacie misji, więc te są na rozgrzewkę. – Skończył pogłębiając się w lekturze naszych zadań.
- Wszystko przez ciebie. – Syknął Sasuke.
- Och przepraszam. Moja wina, że żyłam w równoległym świecie i nie mogłam chodzić z wami do akademii. Przepraszam. - Zakpiłam.
- Cicho już. Przeanalizuje to i jutro powiem wam, co i jak. Spotykamy się o szóstej rano pod bramą wschodnią z ekwipunkiem na cały dzień i w pełnym stroju. Skoro ma to być wprowadzenie dla Mai, to potraktujemy to jak poważne zadanie. Zrozumiano? – Powiedział stanowczo, że aż zamrugałam. On naprawdę traktował gonienie kotów poważnie?
Przytaknęliśmy mu krótko zdołowani banalnym zadaniem, a następnego dnia rano stawiliśmy się punkt szósta pod bramą całą czwórką jak kazał.
- Trzy misje.  Znalezienie kota pani Hiroyuki, zrobienie zakupów dla pana Hiroyuki oraz pocięcie drewna na opał dla państwa Okimoto. – Zamknął teczkę i przeniósł na nas wzrok. – Wy łapiecie kota, a ja zrobię zakupy.  Drewno potniemy razem. Macie czas do czternastej na złapanie go. – Oznajmił.
- Po co nam aż tyle czasu? – Zapytałam zdziwiona. – I niby, dlaczego ty masz robić zakupy, a my ganiać za kotem?
- Może, dlatego, że ja tu rządzę, a wy jesteście geninami? – Uśmiechnął się wrednie. – Panowie wyjaśnią ci, dlaczego dałem wam aż tyle czasu.
Chciałam mu wygarnąć, ale zniknął. Czy wszyscy Uchiha muszą być tak denerwujący?
- Buc. – Jęknęłam. – To, dlaczego mamy tyle czasu?
- W dzieciństwie często za nim ganialiśmy, no nie, Sasuke? – Zaśmiał się blondyn.
- Ta, ale wtedy był mały. Teraz pewnie jest ogromny. – Westchnął zrezygnowany.
- Ogromny? Ile może mieć kot? Pół metra? – Popatrzyłam na Sasuke jak na idiotę.
- Zobaczysz siostrzyczko na miejscu. – Powiedział rozbawiony blondyn ruszając.

Po paru minutach siedzieliśmy w domu zleceniodawczyni - Starszej, irytującej pani z obsesją na punkcie kotów. W domu miała ich chyba z dwanaście. To było straszne. Biedne kotki, poubierane w dziwaczne ciuszki.
- A to mój Puszek. Mam nadzieje, że go znajdziecie. Biedaczek się zgubił na spacerku w parku przy północnej bramie. Pewnie pogonił za wiewiórką. – Lamentowała staruszka podając mi zdjęcie kota, a ja oniemiałam.
- T-to t-tygrys? – Powiedziałam zszokowana przyglądając się zdjęciu, na którym była pani Hiroyuki przytulająca wielkiego pomarańczowego kota.
- Tak, to mój Puszek Okruszek. Czyż nie jest słodki? Maleństwo moje... Znalazłam je parę lat temu na spacerku. Był taki biedniusi. – Zaczęła opowiadać dziwnie przesłodzonym głosem.
Półtorej godziny później wyszliśmy z jej domu. Myślałam, że tam zwariuję.
- O ja pierdolę, kurwa mać, co to było? Wyprało mi mózg. – Jęknęłam.
- Teraz już wiesz, po co nam tyle czasu. – Stwierdził Naruto.
- I jeszcze musiała zacząć gadać. Miałem ochotę ją zabić. – Fuknął przecierając twarz dłonią.
- Zacznijmy go lepiej szukać, a nie marudzimy.- Westchnął blondyn ruszając w stronę parku.
Po paru godzinach szukania kota po zaroślach, w końcu go znaleźliśmy. Leżał przy strumieniu i lizał swoje futro. Był piękny. Wyglądał tak niewinnie, a to przecież niebezpieczne, dzikie zwierzę. Co prawda udomowione, ale jednak dzikie.
- Mai, nie podchodź do niego. Jeszcze coś ci zrobi. – Warknął Sasuke.
- Cicho. Kici, kici, kotku. Spokojnie. Nic ci nie zrobię. – Mówiłam podchodząc powoli do tygrysa patrzącego na mnie z zaciekawieniem jak małe dziecko, które chciało się bawić. Gdy byłam od niego niecały metr, nagle wstał i uciekł oglądając się za siebie, jakby czekał, aż zacznę go gonić. – Świetnie. – Syknęłam biegnąc za kotem. – Chłopaki, ruszcie się, bo nam zwieje! – Krzyknęłam goniąc zwinne zwierzę.
Ganialiśmy go po parku prawie godzinę. Nie chcieliśmy zrobić mu krzywdy, więc staraliśmy się nie używać broni. Kilka razy prawie już go mieliśmy, ale on zawsze wymykał się nam w ostatniej chwili. Tym razem zrobiliśmy inaczej. Otoczyliśmy zwierzę nie dając mu drogi ucieczki. Tygrys jednak ruszył na Sasuke i skoczył na niego. Przestraszyłam się, myśląc, że kot coś mu zrobi, ale on jedynie zaczął lizać chłopaka po twarzy. Wraz z Naruto rozbawieni odciągnęliśmy Puszka od Uchihy. Blondyn założył zwierzęciu smycz, którą dostaliśmy od jego właścicielki, a ja pomogłam wstać Sasuke powstrzymując śmiech.
- Co cie tak bawi? – Warknął wstając.
- Nic.- Wybuchnęłam śmiechem. – To było takie słodkie! – Pisnęłam, a Sasuke zaczął mnie gonić.
Blondyn gwizdnął zwracając na siebie naszą uwagę – E, dzieci, nie ma czasu na zabawy. Zostało pół godziny. – Powiedział rozbawiony trzymając krótko smycz kota.
- Słyszałaś Namikaze? Ogarnij się. – Uśmiechnął się do mnie wrednie ruszając w stronę domu klientki, a ja wywróciłam oczyma.
Pocięcie drewna było o wiele prostszym zadaniem. Itachi wraz z Sasuke przecinali pniaki za pomocą swoich katan, a ja wraz z bratem przecinaliśmy je kunaiami za pomocą Hien.  Gdy skończyliśmy, starszy Uchiha poszedł do Hokage złożyć raport. Modliłam się w duchu by tym razem Sanninka dała nam misję przynajmniej rangi B.
Ten dzień był tak zwariowany i męczący, że nawet nie miałam czasu spotkać się z Kibą i czułam, że długo go nie będę miała. Zaczną się moje misje, a Kiba został przecież senseiem jednej z drużyn, więc sam teraz będzie często wyjeżdżał na misje. Związki na odległość nigdy nie wypalają, nie? Zaczynam się martwić o nas…
Po kolacji opadłam zmęczona na kanapę i nie miałam na nic siły. Nawet nie chciało mi się wstać i iść położyć do pokoju. Ganianie za kotem po parku było cholernie męczące. Nigdy więcej takiej misji.
Przymknęłam oczy na chwile zmęczona, ale niedane mi było spać, obudziło mnie walenie w drzwi balkonowe.
- Kurwa, co znowu… - Warknęłam podnosząc się leniwie z kanapy, a w drzwiach stał Itachi.
- Mamy misję. Rano o czwartej zbiórka pod bramą wschodnią. – Oznajmił.

czwartek, 31 stycznia 2013

20. Wydaje mi się, że zapomniałam o czymś istotnym…

W obecności Sasuke nawet cisza była irytująca. No, ale przynajmniej nie musiałam słuchać jego wywyższającego się tonu głosu, pozbawionego jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Stanowczo wolałam towarzystwo jego brata. Ten, choć mówił niewiele nie wywyższał się ponad innych.
- Yh… - westchnęłam.
- Co tak wzdychasz? – Zapytał patrząc przed siebie.
- Nieważne. Już jesteśmy. –Naszym oczom ukazał się niewielki, parterowym budynek z zerwanym dachem i wielką dziurą w jednej ze ścian.
Dookoła walało się mnóstwo połamanych gałęzi, części stropu i jakiegoś gruzu. Słowem jeden wielki syf.
- Wygląda poważnie. – Odparł przyglądając się zniszczeniom, jakie wyrządziła burza.
Wśród kilkunastu osób przebierających w zgliszczach dostrzegłam Hane. Ładną, niewysoką szatynkę, starszą siostrę Kiby. Mocowała się z jakimś większym kawałkiem stropu wraz z braćmi Haimaru.
- Hana! – Podbiegłam do niej, a brunet podążył za mną jak cień, z rękoma w kieszeniach spodni. Co było dla niego charakterystycznym odruchem.
- Mai jak miło cie widzieć! – Omiotła mnie wzrokiem z uśmiechem mówiąc entuzjastycznie, otarła pot z czoła. – Och, gratuluje słońce. Kiba strasznie przeżywał, że nie mógł iść z tobą. Gdzieś tu latał. – Rozglądała się za bratem, ale po nim nie było ani śladu.
- Znajdzie się. – Uśmiechnęłam się i wytknęłam do niej język. Czułam się swobodnie w jej towarzystwie. Ostatnio często przebywałam w domu Inuzuki. – Dziękuje, jednak nie było tak strasznie jak myślałam. No dobra. – Zakasałam rękawy. – To, w czym pomóc? – Nagle rozległo się ciche chrząknięcie. Czyżby ktoś nie lubił być olewany? Och, to straszne.
- Tak Sasuke wiem, że też tu jesteś. – Spojrzałyśmy na kruczowłosego niemal jednocześnie z Haną.
- To dobrze, że wiesz. – Odburknął. – Daj pomogę ci z tym. - Nie czekając na odpowiedź podniósł grubą bele, z którą męczyła się wcześniej Hana, jakby ważyła tyle, co nic. Szpaner.
- Dziękuje Uchiha –san. – Powiedziała z uśmiechem szatynka.
- Jakie „san”!? To Sasuke. Do niego nie trzeba kulturalnie Hana. - Roześmiałam się, a brunet odrzucił bele na wskazane miejsce.
- To, że ty Mai jesteś niewychowana nie znaczy, że inni także. – Powiedział pouczającym tonem głosu, patrząc na mnie z wyższością, otrzepując dłonie z brudu.
- Och jakiś ty zabawny, Uchiha. Widzę humor dziś dopisuje. - Syknęłam poirytowana.
- Już. Nie kłóćcie się, proszę. Dziękuje wam za pomoc. Każda para rąk się przyda. – Wtrąciła Hana starając się załagodzić atmosferę między nami.
- Yh, niech będzie. Szkoda czasu. Bierzmy się do roboty. – Powiedziałam entuzjastycznie i zabraliśmy się do pracy. Zeszło nam tak parę godzin. W końcu dołączył do nas i Naruto. Pracowaliśmy we troje pod czujnym okiem Hany przerzucając kawałki dachu na zewnątrz przez dziurę w ścianie. Konstrukcja została naruszona pod czas burzy, a część ściany runęła.
Pod wieczór udało nam się uporać z całym tym bałaganem. Sasuke i dwóch innych użytkowników katon, palili drewniane kawałki by zaoszczędzić miejsca. Reszta układała inne śmieci w jedno miejsce by ułatwić wywożenie ich na wysypisko. Niestety wiele mebli jak i sprzętu ucierpiało lub nadawało się tylko na śmietnik…
W całym tym zamieszaniu chyba o czymś istotnym zapomniałam. Tylko, co to było?
- No wreszcie skończone. – Westchnęła starsza kobieta jak znikąd pojawiając się za nami. – Jak egzamin słońce?
Odwróciłam się z uśmiechem do Tsume –sama ukazując jej ochraniacz na mojej szyi.
- Dobry wieczór Tsume –sama. – Powiedziałam z uśmiechem, uprzejmie. W końcu to matka mojego chłopaka, nie wypada jej podpadać.
- Widzę, że egzamin zdany. No, ale wcale się nie dziwie. Masz wrodzony talent po rodzicach. Po za tym mówiłam ci, że masz do mnie mówić po prostu Tsume. – Uśmiechnęła się do mnie, co przy jej ostrych rysach twarzy wyglądało nienaturalnie.
- No wiem proszę pani… Znaczy Tsume. Jakoś nie umiem się przyzwyczaić. – Podrapałam się po głowie zakłopotana, rumieniąc się delikatnie.
- Jesteś urocza. – Skwitowała. - No dobrze mów jak chcesz. – Dodała po chwili. – Wołajcie Sasuke. Zapraszam waszą trójkę na kolacje. Pewnie umieracie z głodu. – Stwierdziła. – Och Naruto, ale ty urosłeś. Kiedy ja cię ostatnio widziałam?
- Sam nie wiem. Dość dawno, ale przecież nie zmieniłem się tak bardzo znowu. – Odparł z ciepłym, charakterystycznym dla niego wyrazem twarzy. – Bardzo chętnie przyjmiemy zaproszenie. Prawda Mai? Umieram z głodu. – Jak na zawołanie zaburczało mu w brzuchu.
- Hm… - Zastanowiłam się chwile. – W sumie, czemu nie.
- Świetnie! - Powiedziała entuzjastycznie kobieta. – Naruto idź po Sasuke, a my pójdziemy już i wszystko przygotujemy. – Dodała.
- Już się robi.
- Mamo nie wykorzystuj tak Mai. - Zaśmiała się wcześniej nieudzielająca się Hana. – Kiba znów będzie ci robił wykłady na temat tego jak traktuje się gości.
- To nic takiego Hana, a Kiba jak zawsze przesadza. – Zachichotałam. – Lubię gotować. – Stwierdziłam. Ostatnio kilka razy pomagałam Hanie przy obiedzie. Nie ukrywajmy, Pani Inuzuka nie jest wzorową panią domu. Głównie jej córka zajmuje się domem.
- Widzisz Hana? To dla niej żaden problem.
- Mówi tak tylko z uprzejmości. – Zachichotała. – Tak właściwie to gdzie Kiba?
- Hm… Kiba. – Zastanowiła się przez chwilę. – Wysłałam go by zamówił materiały budowlane potrzebne do odbudowy budynku.

Sasuke właśnie dogaszał ognisko płonące kawałek dalej, więc podszedłem do niego jak prosiła Tsume.
- Stary mamy zaproszenie na kolacje. Chodź. – Powiedziałem, gdy tylko znalazłem się obok bruneta.
- No dobra. Umieram z głodu. – Powiedział otrzepując ręce z sadzy. – Gdzie Mai?
- Już się tak o nią nie martw. Poszła z Tsume i Haną. I co? Powiedziałeś jej?
- Nie martwię się. – Warknął.
- Mhm. - Zaśmiałem się.
Przewrócił oczyma i kopnął kamień. – Nie powiedziałem. Nie umiem. – Wzruszył ramionami i ruszyliśmy do domu Inuzuki.

Kończyłyśmy nakrywać do stołu razem z Haną, gdy do domu wszedł Naruto wraz z Sasuke. Po kilku minutach zasiedliśmy do stołu nie czekając na Kibe.
- Bardzo dobra sałatka. – Cisze przerwał Naruto pałaszujący sałatkę. Sprzedałam bratu kuksańca w bok.
- Nie mówi się z pełna buzią. – Syknęłam ciszej do blondyna.
- Dziękuje Naruto. – Uśmiechnęła się do nas ciepło Hana. – Cieszę się że ci smakuje. Mai nie musisz maltretować brata.
- Muszę. Niewychowany jest. – Stwierdziłam.
- Pff… A ty niby jesteś? – Zapytał sarkastycznie Sasuke.
- No na pewno lepiej niż ty Uchiha. – Syknęłam.
- Słyszałam, że byliście na misji. Jak było? – Wtrąciła kobieta. Dyskretnie starając się powstrzymać nasze kłótnie.
- Była dość męcząca. Dużo łażenia w kółko. – Odparł Naruto z uśmiechem.
- Bo się zgubiłeś. - Stwierdził brunet swym zimnym tonem głosu.
- Zaraz zgubiłem. Podziwiałem okolice. Te drzewa są wszystkie takie same. Zresztą sam nie wiedziałeś, w którą stronę iść.
- A skąd miałem wiedzieć gdzie iść? Ty trzymałeś mapę.
- A jakieś szczegóły? – Zapytała rozbawiona kobieta.
- Więc… - Naruto zaczął lecz kruczowłosy mu przerwał.
- To ściśle tajne. Zapomniałeś idioto? – Warknął.
- Aaa… No tak. Przepraszam nie możemy mówić. – Westchnął.
- To zrozumiałe. Wasze misje są zapewne bardzo ciężkie i ważne dla wioski. - Tsume doskonale znała system, jaki działał teraz w Konoha. Właściwie, nic w tym dziwnego. Była aktywnym jouninem. Siedziała w tym po uszy od lat.
Zaraz, zaraz… Skoro oni wykonywali ściśle tajne misje to jak ja mogłam być z nimi w drużynie? Oni dwaj geniusze jednego z najsilniejszych klanów, Naruto wspaniały Jinchuuriki, Żabi mędrzec i ja, nic nieznacząca szara myszka, która jest jak niemowlę, które zaczyna raczkować w tym wielkim pokręconym świecie. Coś psuje ten piękny obrazek. No tak, to Sasuke…Eh nie oszukujmy się tym razem to ja tu wadzę.
- Mai, a jak twoje treningi? – Zapytał brunet chłodno by zmienić temat.
- Co?
- Treningi. Słuchasz nasz w ogóle siostrzyczko? Zakochałaś się czy jak? – Zachichotał, a Hana i Tsume mu zawtórowały.
- A. Dobrze. Meczące, ale daje radę.
- Z kim tak właściwie ty trenujesz Mai? – Zapytała zaciekawiona Kobieta.
Zamarłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Z Kakashi.
- Z Jiraiyą- sensei.
Odparli niemal jednocześnie orientując się, że ich wiadomości były sprzeczne.
- Więc w końcu kto? – Dopytywała Tsume.
Westchnęłam, a przy drzwiach zabrzmiał dzwonek.
- Otworzę, to pewnie Kiba. - Pobiegłam radośnie do drzwi otwierając chłopakowi niemal natychmiast rzucając mu się na szyje stęskniona.
- Hej piękna. Tęskniłaś? – Zaśmiał się cmokając mnie w polik i obejmując w tali. – Daj mi chwile rozbiorę się tylko. – Przytaknęłam z uśmiechem odsuwając się od niego i czekając cierpliwie.
- Mai bardzo przywiązała się do Kiby prawda? Cieszę się, że moja siostra znalazła jakiś innych przyjaciół w końcu.
- Tak. – Zachichotała Hana. – Są jak papużki nierozłączki.
- Czy nie pięknie wyglądają razem? - Powiedziała Tsume, gdy szaleliśmy w progu a Kiba pocałował mnie z zaskoczenia w polik.
- Mamo… - Roześmiał się Kiba, a moi kompani popatrzyli po sobie a potem na mnie.
- Razem?! – Odparli zszokowani.
>