piątek, 31 maja 2013

22. Hotaru

Głupia, bezsensowna misja. Myślałam, że Hokage w końcu da nam coś ciekawego, a nie odprowadzenie kupca do Kazuno. Na dodatek tachał ze sobą jakieś wspaniałe skarby dla daimyo i musieliśmy iść.
Wleczemy się już od trzech dni i jeszcze ta irytująca dziewucha. – Hotaru. Mizdrzyła się ciągle do chłopaków, spowalniała tempo jakimiś bzdurami typu: „ Paznokieć mi się złamał.”, „Noga mnie boli.”, „Zmęczyłam się.” i tak w kółko. Oszaleć można.
- Nie gap się tak na nią. - Zaśmiał się zrównując zemną krok.
- A co zazdrosny? – Syknęłam poirytowana.
- No chyba ty.
- W twoich snach.
- Tak serio to co ci? Dziwnie się zachowujesz.
- Och wielki i wspaniały pan Uchiha przejmuje się mną małą, biedną Mai?
- Może.
- Wkurwia mnie Hotaru. Idziemy od trzech dni, a został jeszcze kawał drogi, na dodatek ona spowalnia cały marsz zachowuje się jak…
- Normalna dziewczyna? – Dokończył. – Ty też się tak zachowywałaś na pierwszych treningach. Już nie pamiętasz?
- Nie prawda?! – Warknęłam. – Nigdy nie zachowywałam się jak pusta, plastikowa lala.
- Nie powiedziałem…
Nie słuchałam go odbiegłam i wskoczyłam na dach wozu, usiadłam na nim po turecku i wpatrywałam się uparcie przed siebie, trzymając się za brzuch. Od rana dokuczały mi okropne bóle.

I co ją niby ugryzło? Che… Kto zrozumie kobiety.
- Subtelny jak zawsze braciszku. – Zaśmiał się pojawiając się znikąd obok mnie.
- Odwal się. Nic nie zrobiłem, chciałem pomóc… Eh, nie rozumiem jej.
- Wiesz to dziewczyna, one miewają czasem gorsze dni. – Stwierdził wskazując głową na Mai, która siedząc na dachu trzymała się za brzuch. Że niby była chora?
– Nie rozumiesz nie? – Zaśmiał się znikając w dymie, a po chwili pojawiając się obok Mai.
- No i po co tu przyszedłeś? Też chcesz mnie pognębić? – Warknęłam, gdy Itachi przysiadł obok mnie.
- Nie, chciałem pomóc, zresztą on tez chciał. – Stwierdził. - Idź się połóż i tak nic się nie dzieje. W wozie są posłania, jak się prześpisz to ci przejdzie.
- Skąd wiesz, że coś mi jest, hm?
- Proszę cię. – Zaśmiał się.– Za kogo ty mnie masz?
- Nie wiem. Może masz racje. – Westchnęłam opierając głowę o jego ramie znudzona. – Nudna ta misja, co nie?
- Czasem i takie trzeba wykonywać. Idź już. To rozkaz Namikaze. – Znów się zaśmiał.
- Zabawne Uchiha – Wywróciłam oczyma, wstałam i poszłam do wozu jak mi kazał. Położyłam się i sama nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się po jakimś czasie czując czyjąś obecność w pomieszczeniu. Rozejrzałam się podnosząc leniwie na łokciach i zauważyłam Sasuke siedzącego obok mnie. Był oparty o ścianę wozu i… Czy on spał?
Uśmiechnęłam się do siebie wstając, wyglądał uroczo, a jego wyraz twarzy był taki inny, spokojny. Podeszłam do niego i przykryłam go swoim kocem, po czym przysiadłam się obok.
- Czemu tu siedzisz? – Zapytałam wiedząc, że ma lekki sen i już samo moje poruszanie się po wozie go obudziło.
- Kazali mi odpocząć. – Wymruczał sennie odruchowo kładąc głowę na moim ramieniu.  – Mam nocną warte. A co? Martwisz się o mnie?
- Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? – Zapytałam czując się niekomfortowo z jego głową na moim ramieniu. – Nie martwię się. Widzę, że słonko ci przygrzało równo Uchiha.
- Czy ty zawsze musisz być taka miła? – Zapytał z sarkazmem siadając znów prosto i patrząc przed siebie.
- Zawsze. - Zaśmiałem się. - Nagle ci to przeszkadza? Przepraszam, że nie lecę na ciebie jak inne.
- Myślisz, że … co to kurwa było? – Zapytał, gdy nagle rozległ się jakiś huk na zewnątrz.
- Nie wiem… - Patrzyłam w stronę drzwi przestraszona. Spójrzmy prawdzie w oczy, wżyciu nie miałam przed sobą prawdziwego przeciwnika. Trochę mnie to przerażało.
- Zostań tu. Poradzimy sobie sami. Nie wychodź błagam cie.  – Poprosił wychodząc z wozu w pośpiechu.
Martwił się o mnie? Nie jestem dzieckiem, przecież nie mogę tu siedzieć bezczynnie, a jak cos im się stanie?
Zaczęły zżerać mnie wątpliwości, ale w końcu ruszyłam się do wyjścia szarpnęłam za klamkę, ale drzwiczki były zamknięte. Sasuke musiał je zaryglować.
- Yh pajac! – Warknęłam rozglądając się po wozie.
Zero okien, drzwi. Dechy, dechy, klapa z wyjściem. Nic, przez co można by było się wydostać. Uderzyłam się otwarta dłonią w czoło.
- Klapa!  - Powiedziałam zachwycona, po czym wyczołgałam się pod wozem na zewnątrz.
- Mai! Jak dobrze. Boje się… To przez mnie… to koniec, pozabijają nas… - Rzuciła mi się na szyje zapłakana i spanikowana Hotaru.
- Uspokój się. Nie becz. Jak to przez ciebie? – Zapytałam spokojnie. Byłyśmy w jakiś zaroślach, więc nikt nas nie mógł zauważyć na szczęście, bo pewnie były byśmy już martwe.
- Bo ja… - Jąkała się zapłakana. – Jestem córka daimyo z Kazuno… a nie pana Fumihiro… to mój lokaj. – Wybąkała. – Przyszli… po mnie.
Popatrzyłam na nią zszokowana. To jakiś żart. Powinni nas o tym uprzedzić…
- Dobra, uspokój się. Wczołgaj się pod wóz, tam jest klapa. Wejdź do środka i nie wyłaź pod żadnym pozorem. Odciągnę ich uwagę. Będzie dobrze.

Walczyliśmy z nimi we czworo. Ja, Sasuke, Itachi i pan Miyamae. Swoją droga staruszek był całkiem niezły jak na kupca znał kilka prostych technik Doton, dobrze unikał ciosów i sprawnie władał kunaiami i shurikenami, które o dziwo miał przy sobie.
Było ich zbyt wielu na zwykłą walkę kontaktową, a przecież musimy uważać jeszcze na ten głupi wóz ze skarbem. No i Sasuke zamknął tam Mai. Przynajmniej ona była bezpieczna. Musieliśmy ich jakoś odciągnąć… Tylko jak?
Myślałem, broniąc się jednocześnie przed natarciami wroga, który z kolei nie powstrzymywał się i wyrzucał w naszą stronę cały swój arsenał technik i broni. Każdy z nas miał już dosyć. Miałem ochotę wykonać Kazekiri i roznieść wszystko dookoła. Byle by to skończyć i ruszyć dalej.
- Naruto! Hotaru! – Warknął wskazując na dziewczynę, którą nieprzytomną wynosił właśnie jeden z najemników. Byliśmy otoczeni ze wszystkich stron. Itachi próbował podążyć za dziewczyna, ale co chwile mu ktoś stawał na drodze, a zanim się obejrzeliśmy oprawcy zniknęli. Wszyscy, co do jednego.
- To moja wina! – Zawodził kupiec siedząc na kamieniu z twarzą schowaną w dłonie. – Panienka Hotaru… To moja wina, nie powinienem słuchać…
- Panienka? – Podchwycił Itachi a starzec popatrzył na niego ze smutkiem spuszczając głowę.
- Lepiej nam to wytłumacz. Byle szybko. – Syknął Sasuke.
- Panienka Hotaru… Yamada. Jest córką mojego pana… - Jęknął.
- Daimyo z Kazuno? – Zapytał Itachi przechadzając się nerwowo. – To wyjaśnia napad i porwanie.
- Panienka chciała być przez chwile zwykłą dziewczynką… - Westchnął. – Tak bardzo się cieszyła. Nie potrafiłem jej odmówić. To wszystko był jej pomysł… Powinienem się nie zgodzić. – Tłumaczył się załamany.
- Owszem powinieneś, ale czasu nie cofniemy. Eh… Macie szczęście, że Hokage nie przydzieliła do tej misji chuuninów bez doświadczenia.  – Westchnął kręcąc głowa z niedowierzaniem, po czym zwrócił się do mnie. – Wypuść Mai. Musimy obmyślić plan i ruszać. Nie ma czasu.
- No dobra. A może Sasuke ją wypuści? – Zaśmiałem się domyślając się reakcji Mai.
- Pf… - Sasuke wywrócił oczyma starając się ukryć uśmiech.
- On musi się chować a nie jej otwierać. - Stwierdził powstrzymując śmiech.
Otwierając drzwiczki wozu oniemiałem. Zamiast Mai ze środka wyszła zapłakana Hotaru i natychmiast przytuliła się kurczowo do pana Fumihiro. Popatrzyliśmy po sobie z chłopakami, po czym Itachi podszedł spokojnie do roztrzęsionej dziewczyny.
- Gdzie Mai? – Zapytał nie wyrażając żadnych uczuć.
- Ja… bo ona… ja nie wiem… - Jęknęła przerażona patrząc na starszego Uchiha.
- Jak to nie wiesz? To, jakim cudem siedziałaś tam zamiast niej!? – Warknął poirytowany Sasuke.
- Kazała mi. – Pisnęła przerażona chowając się za swoim służącym.
- Dlaczego ona zawsze musi robić wszystko nie tak? – Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- W końcu to siostra Naruto. – Stwierdził z lekkim uśmiechem Itachi.
- Ta ja też nie lubię słuchać rozkazów, a szczególnie od ciebie głupku. – Zaśmiałem się poklepując go po plecach. – Będzie dobrze.  W końcu to moja siostra. Znajdziemy ją zaraz. – Próbowałem przekonać bardziej siebie niż ich kryjąc strach i smutek, jaki mnie ogarniał. Bałem się o nią, przecież to moja młodsza siostra. To chyba normalne nie?

Zamrugałam kilkukrotnie. Strasznie bolała mnie głowa, wszystko było niewyraźne. Czułam dziwny zapach stęchlizny, mchu i mokrego drewna. Było mi strasznie niewygodnie. Leżałam na czymś twardym. Słyszałam jakaś rozmowę, zdawała się być tak daleko ode mnie. Nie rozumiałam, co się zemną działo. Czułam się dziwnie, jakby pozbawiona chakry, pusta. Byłam strasznie ospała z trudem otwierałam pomału oczy.
- Patrz, nasza mała oszustka się budzi Tetsu. – Ktoś zarżał nieprzyjemnie.
- Mm… W końcu, już mi się zaczynało nudzić. Oda posadź panią na łóżku. – Powiedział, a ja poczułam jak ktoś mnie szarpie, a potem popycha mało delikatnie.
Przymrużyłam oczy, starałam się złapać ostrość. Ta ślepota była irytująca. Myślałam, że dostane zaraz szału. Chwile później żałowałam, że mój wzrok wrócił. Moim oczom ukazała się twarz mężczyzny. Obleśnego mężczyzny. Miał kilkanaście blizn na buzi. Jego twarz była zmęczona i pomarszczona od trosk, a w oczach było widać rozbawienie, pogardę, pożądanie, obłęd oraz wyższość. Wyższość nade mną. Przełknęłam ślinę z przerażeniem patrząc mu w oczy.
 - Hej śliczna. W końcu się obudziłaś. Pobawimy się troszkę. – Uśmiechnął się wrednie przejeżdżając kciukiem po moim policzku.
- Nie będę się z tobą w nic bawiła. – Syknęłam odtrąciwszy jego dłoń. Ku mojemu zdumieniu byłam rozwiązana. Nie czekając złożyłam kolejno pieczęci tygrysa, wołu, psa, królika i węża by wykonać Futon: Daitoppa, ale nic się nie stało…
- Dlaczego? – Mruknęłam oszołomiona pod nosem, a do moich uszu dotarł obrzydliwy rechot.
- Szefie ona myślała, że jesteśmy tak głupi. – Tarzał się ze śmiechu mówiąc z trudem młodszy blond włosy mężczyzna.
- Najwyraźniej Shun.  Kochanie założyliśmy ci piękny naszyjnik, który powstrzymuje przepływ chakry przez twój organizm. Powiedz nam słonko, kto was nasłał. Hm?
- Nic wam nie powiem. – Warknęłam łapiąc za obroże na moim karku chcąc ją zerwać, szybko jednak tego pożałowałam. Opadłam na łóżko odrętwiała, gdy moje ciało przeszył prąd. Obroża musiała być pod napięciem.
- Nie radziłbym tak robić skarbie za każdym razem napięcie jest zwiększane. W końcu dawka będzie tak silna, że cie zabije. – Prychnął obleśny mężczyzna siadając wygodnie na łóżku obok mnie. – Chłopcy zostawcie nas samych. Wyduszę kilka cennych informacji z tej laleczki.
- Tak jest szefie. – Wybuchnęli śmiechem opuszczając pomieszczenie i zamykając za sobą drzwi.
- Nic ci nie powiem. Możesz mnie torturować ile chcesz. – Splunęłam w jego stronę jeszcze odrętwiała.
- Kto powiedział, że będę cie torturował skarbie? – Zaśmiał się gładząc mnie po policzku i oblizując usta perwersyjnie, a moje oczy rozszerzyły się. Dotarło do mnie, do czego zmierzał. Czułam jak moje ciało paraliżuje strach a tętno mi przyspiesza. – Mądra dziewczynka. – Wychrypiał mi do ucha przygryzając je widząc moją reakcje na jego słowa.
- Odsuń się!  Jeśli myślisz, że to coś da to… to się grubo mylisz! – Krzyknęłam przestraszona odsuwając się od niego jak najdalej mogłam, on jednak złapał mnie za nadgarstki natychmiast rzucając z powrotem na łóżko. Przycisnął je nad moją głową do materaca i usiadł mi na udach okrakiem ze śmiechem wpił się agresywnie w moje usta.
- Nie uciekniesz mi. Jesteś bezbronna.
- Moi kompani nas znajdą! Rozniosą to miejsce i wyprują ci flaki. – Syknęłam czując obrzydzenie i strach przewracające mi się w żołądku.
- Tak sądzisz? Jesteśmy tu ponad godzinę, a po twoich wybawcach nie ma śladu. Zostawili cię. – Zaśmiał się rozcinając kunaiem moją bluzkę wodząc lubieżnie spojrzeniem po moim ciele.
- Nie prawda! – Krzyknęłam miotając się. Chciałam uciec. To nie mogło się dziać… Naruto, chłopaki. Oni by mnie nie zostawili…
Czułam jak do moich oczu napływają łzy. Mężczyzna zacisnął mocniej dłoń na moich nadgarstkach tak, że teraz w ogóle nie mogłam się ruszyć. Kąciki jego ust uniosły się w szyderczym uśmiechu. Popłakałam się. Nie potrafiłam wytrzymać, być twardą, nie okazywać strachu. Tak okropnie się bałam…

To czekanie mnie zabije… Nie wiem dlaczego zgodziłem się zostać z panem Miyamae i córką daimyo z Kazuno. Bez sensu… Strasznie martwię się o Mai.
Moja siostra jest narwana jak ja. Nikogo nie słucha i zawsze robi to, co chce, wszędzie jej pełno i jest upierdliwa, ale myślałem że jest mądrzejsza. Dlaczego wpakowała się w takie gówno? Jeśli coś jej zrobili? Chyba się załamie… Niedawno odzyskałem siostrę a teraz miałem ją tak po prostu stracić? To bez sensu. Niech oni już wrócą… Zdążyłem rozbić namiot nazbierać drewna na ognisko. - Mai może być zimno. – Ogarnąłem już wszystko, a ich nadal nie było widać. Czyżby coś poszło nie tak?
Siedziałem czujnie na trawie przed obozem po turecku z włączonym trybem mędrca, w końcu coś poruszyło się daleko w lesie. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej pewny, że to Itachi i Sasuke, ale chakry Mai nie czułem… Gdzie była moja siostra?
 Czułem jak serce mi staje, gdy zobaczyłem nieprzytomną Mai zawiniętą w koc niesioną przez Sasuke.
- Co się stało? – Wychrypiałem oniemiały podchodząc natychmiast do nich.
- Nic jej nie jest? – Zapytała cicho Hotaru wynurzając się z namiotu.
- Połóż ją Sasuke. Nie jest dobrze. Będzie spała, dałem jej coś na uspokojenie, była cała roztrzęsiona. Wyjaśnię wam zaraz, co się stało. – Odparł spokojnie Itachi patrząc ciągle zmartwiony na Mai.
>