niedziela, 14 czerwca 2015

32. Nadare.

Rok temu gdybym przeżyła to co teraz, pomyślałabym że zwariowałam. Śnieg, bezkresna lodowa pustynia. Biel, wszędzie biel i nic poza tym, a to tylko za sprawą przejścia przez jedne drzwi.
Potarłam ramiona dygotając z zimna, a siarczysty mróz spowił moje poliki. Było tak zimno, że czułam jak drobne włoski na moich nagich ramionach stają dęba. W Sunnie było gorąco, więc nie ubrałam się zbyt ciepło, miałam na sobie czarny opięty t–shirt na ramiączkach i bojówki trzy–czwarte w odcieniu wojskowej zieleni, sakwę z tyłu i na udzie na drobną broń no i plecak z ekwipunkiem, który tak skrzętnie przygotowywałam przed podróżą.
– Ubierz się. – Nakazał rzucając w moją twarz jakiś ciepły ciemny materiał. Ściągnęłam bluzę z twarzy i spiorunowałam chłopaka spojrzeniem odrzucając mu jego rzecz.
– Umiem sama o siebie zadbać. Nie potrzebuje niańki idioto. – Warknęłam wyciągając z kieszeni zwój i odpieczętowując ciepłe ubrania.
– Spokojnie. Chciał dobrze siostra. – Naruto zaśmiał się wciągając ciepłą bluzę przez głowę.
– Gdyby tak było to użyłby słowa "proszę" i nie rzucałby mi tego jak psu. – Warknęłam zirytowana zakładając nerwowo ciepłe spodnie na ubranie, nie miałam ochoty się rozbierać. – Gdzie my jesteśmy i gdzie reszta? – Jęknęłam rozglądając się po białym pustkowiu, nawet drzwi zniknęły.  
– Tak sądzę, że drzwi były rodzajem portalu i to tu ma odbyć się druga część egzaminu. – Westchnął ciężko zapinając swoją pomarańczowo czarną kurtkę pod samą szyje. – Mogli wybrać milsze miejsce.
– Powinniśmy ruszać. Mamy tylko tydzień na znalezienie wyjścia i zdobycie zwoju nieba. – Powiedział kruczowłosy obracając w dłoni zwój ziemi, który otrzymaliśmy przed startem. Zdobycie obu zwoi i dotarcie do wierzy walk było warunkiem przejścia do trzeciego etapu eliminacji, czyli sparingu między zawodnikami. – Powinniśmy ruszyć w góry i rozbić tam obóz przed zmrokiem. Osiadanie na otwartej przestrzeni jest głupotom. – Dodał ruszając w stronę masywu górskiego.
– Kto mu powiedział że będzie rządził? – Zapytałam brata z oburzeniem w głosie. – I dlaczego on ma pilnować zwoju?
– Daj spokój Mai. To nie ma sensu. Ciekawsze jest to dlaczego nie jesteśmy w Lesie Śmierci. – Zaśmiał się ruszając za kompanem, a ja w ślad za nim. – Sasuke lubi rządzić, a skoro jego plan jest racjonalny to ja nie będę marudził. Przez te wszystkie lata nauczyłem się, że pchanie się na miejsce lidera będąc w grupie z Uchiha jest przereklamowane. On zawsze będzie się wtrącał i kontrolował, a że jest uparty jak osioł to … – urwał śmiejąc się pod nosem.
– Przestaniesz się w końcu śmiać? Ja nie wiem gdzie ty tu widzisz coś zabawnego. – Westchnęłam ciężko biegnąc za brunetem. – Dlaczego mamy się na to godzić, bez jakiejkolwiek możliwości wyboru, czegokolwiek?
– Chcesz to go dogoń Mai i mu to powiedz. – Poruszył zachęcająco brwiami uśmiechając się do mnie. – Na pewno cię posłucha, a już na pewno wysłucha. – Dodał z widocznym rozbawieniem.
– Żebyś wiedział, że spróbuje. – Prychnęłam. Wiem, że Naruto znał Sasuke od niemal zawsze, ale ja też go znałam i nie miałam zamiaru mu znowu pozwalać na robienie tego, co chce. Byliśmy drużyną i oczekiwałam, że będzie się liczył z naszym, moim zdaniem przy podejmowaniu decyzji. Sam za nas nie przejdzie egzaminu.
Gdy w końcu dotarliśmy do podnóża łańcucha górskiego rozbiliśmy obóz między skałami, tak by ukryć naszą obecność jak najlepiej.
– Sasuke… – Zaczęłam podchodząc do niego. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, ale postanowiłam zacząć grzecznie. Ostatnio nie wychodziło nam rozmawianie. I teraz też się nie zapowiadało. Sasuke skończył przepakowywać swój plecak i zapiął gwałtownie jego zamek podrywając się z kolan do pionu.
– Idę na zwiad. Skończcie rozbijać obóz i zorganizujcie jakieś ognisko. –Popatrzył na mnie chłodnym spojrzeniem oznajmiając, że nie ma zamiaru mnie wysłuchać. Nawet nie zdążyłam otworzyć ust by zaprotestować a on ruszył przed siebie.
– Idiota! – Ryknęłam za nim rzucając w przestrzeń kulką śniegu.
– Bardziej w prawo, a na pewno byś trafiła Mai. – Uśmiechnął się pobłażliwie zapinając swój namiot.
– Zabawne. – Warknęłam. – Dlaczego on jest takim idiotą? Naprawdę mnie wkurwia niemiłosiernie wiesz?  Mam ochotę go zabić.
– No idź do niego. – Rzucił przytulając mnie. – Tylko nie wrzeszcz na niego, on tego nie lubi.
– Naruto to nie jest pies. – Zaśmiałam się odsuwając się od brata. Przygryzłam dolną wargę i popatrzyłam na niego niewinnie. – A mogę?
– Idź, tylko się nie zgub mi. – Uśmiechnął się mierzwiąc mi włosy.
– Ej. – Jęknęłam poprawiając się. – Nie zgubię. Nie jestem małym dzieckiem. – Westchnęłam ciężko.
– Może i nie jesteś, ale to nie zmienia faktu, że będę się o ciebie troszczył i martwił Mai. W końcu jesteśmy rodziną. – Uśmiechnął się znów.
– No jesteśmy, ale mógłbyś dać mi trochę więcej luzu. Wystarczy mi stres, który wywołuje Sasuke.
– To znaczy?
– No, bo… tego. – Westchnęłam ciężko zakłopotana. – Musze już iść. Pogadamy później. – Oznajmiłam i złapałam za swój trochę już lżejszy plecak, po czym ruszyłam za Uchihą.
Gdy w końcu go znalazłam czaił się na wzniesieniu obserwując coś bacznie z góry. Podeszłam do niego ostrożnie wcześniej niwelując przepływ chakry w ciele, by stać się bardziej niewidzialną.
– Kiepska próba. Miałaś zostać z Naruto. – Powiedział sucho piorunując mnie spojrzeniem.
– To nasz przeciwnik? Wyglądają jakby urwali się z igloo. – Stwierdziłam widząc troje shinobi w szaro białych futrach z dużym białym psem ignorując jego marudzenie. – Tak po za tym to chciałam ci tylko przypomnieć, że czy ci się to podoba czy nie jesteśmy drużyną i pracujemy wspólnie, a jeśli nie wiesz, co to słowo znaczy chętnie kupię ci na urodziny słownik.
 – Pracujemy wspólnie, podzieliłem uczciwie obowiązki. Ja poszedłem na zwiad a Naruto pilnował ciebie. – Syknął zirytowany.
– Och tak?! To mogłeś mi powiedzieć, że mnie tu nie potrzebujesz. Zostałabym w domu na kanapie, wiesz? – Ryknęłam na niego zbulwersowana nie przejmując się naszym położeniem. – Jesteś kretynem i tyle. Przejmujesz się tylko czubkiem własnego nosa. Jesteś dziecinny i niezdecydowany. Wysyłasz ludziom sprzeczne i niejasne informacje. Co ty sobie myślisz?
– Na pewno dalej wyrzucasz mi to, że zostawiłem cię z Naruto? – Zapytał uśmiechając się wrednie. –  Mai ogarnij się i nie krzycz tak. – Nakazał przyciągając mnie do siebie i zasłonił mi dłonią buzie.
– Weź te łapę! – Warknęłam wyrywając się.
– Idiotka. – Fuknął łapiąc mnie za ramie i odskakując kawałek dalej, gdy właśnie na naszym miejscu ziemia się zapadła. – Dlatego miałaś zostać w obozie. Schowaj się załatwię to sam. – Warknął zirytowany puszczając mnie.  
– Nie ma mowy! Nie traktuj mnie tak. – Krzyknęłam uderzając go w tors.
– Przestań. Jesteśmy w górach, zaraz wywołasz lawinę tymi krzykami. – Warknął na mnie nieprzyjemnie.
– Proszę, proszę, co my tu mamy. – Zaśmiał się siwowłosy nastolatek o jasno błękitnych oczach. Wyglądał jak rasowy człowiek śniegu, ubrany w ciepłe szarawe futro trzymał w ręku długą rzeźbioną grubą laskę. –Nadare zrób z nimi porządek.
– Naprawdę myślisz, że dacie nam radę we troje? – Zapytał kruczowłosy, gdy reszta Eskimosów doskoczyła do kolegi. Jak zawsze butny.
– Och nie jesteśmy sami. – Zaśmiał się najwyższy z nich. Gruby czarnowłosy chłopak przyodziany podobnie jak reszta w siwawe futro. – Po naszej stronie jest natura. – Gdy skończył duży biały pies zawył bardzo głośno, a mały zakapturzony chłopiec, trzeci z drużyny, mu zawtórował wcześniej składając kilka pieczęci wywołując dziwne wibracje podłoża. Przerażona i zdezorientowana złapałam Sasuke za ramie. Nie wiedziałam, co mam robić.
– Co się dzieję? – Zapytałam cicho.
– Lawina. – Odparł krótko i w jednej chwili z gór zsunęły się ogromne pokłady śniegu. Wszystko ruszyło na nas z taką prędkością że nie było szansy na ucieczkę. Uchiha szarpnął mnie za sobą i ostatnie co zobaczyłam to niebieskawy blask jego Chidori.

Gdy się ocknęłam z nieprzyjemnym bólem głowy było całkiem ciemno. Usiadłam na podłożu i rozejrzałam się, jednak w ciemności nie było zbyt wiele widać. Zdjęłam z pleców plecak i wyszperałam w nim latarkę, gdy ją zapaliłam omiotłam światłem całe pomieszczenie, znajdowałam się w jakiejś grocie. Bałam się odezwać by nie wywołać jakiś nieprzyjemności, znowu. Ostrożnie wstałam i skupiając się na energii Sasuke próbowałam go znaleźć. Nie byłam w tym mistrzem a on należał do osób, które potrafiły doskonale kryć swoją obecność jednak po kilku chwilach skupienia wyczułam delikatny impuls jego energii niedaleko mnie. Skąd wiedziałam, że to on? Po prostu wiedziałam, energia Sasuke była tak charakterystyczna, że aż nie do podrobienia, zimna, wroga i tajemniczo pociągająca. Ku mojemu zaskoczeniu chłopak leżał nieprzytomny przysypany śniegiem. Próbowałam go dobudzić jednak nieskutecznie. Sprawdziłam puls i tętno. Oddychał, na szczęście. Wygrzebałam go ze śniegu i wyszperałam z torby zwój, w którym miałam zapieczętowaną dużą lampę namiotową. Chciałam rozświetlić otaczające mnie miejsce. Nie ukrywam, że bałam się strasznie. Mój kompan był nieprzytomny a gdzieś w pobliżu czaił się wróg, nie miałam też jak wezwać pomocy, a szukanie wyjścia z groty zapuszczając się samej w jej ciemne i kręte korytarze nie było mądrym pomysłem, zwłaszcza, że musiała bym zostawić Uchiha na pastwę nietoperzy. – Brr… – Wzdrygnęłam się na samom myśl o nietoperzach.
Gdy w końcu rzuciłam trochę światła na okolice zajęłam się nieprzytomnym chłopakiem, miał rozciętą głowę, ale nie było to na szczęście nic poważnego. Przemyłam ranę i ją opatrzyłam. Sasuke był strasznie zimny. Bałam się, że tu zamarzniemy zanim on się obudzi, więc wyciągnęłam wszystkie ubrania, które przy sobie miałam, niestety nie było tego zbyt wiele, i przykryłam go. Gdy po jakimś czasie czułam, że nawet mi jest coraz zimniej zaczęłam zastanawiać się co zrobić by nas ogrzać. Przypomniałam sobie, że kiedyś na lekcji biologii pani opowiadała o takich przypadkach. Koledzy z klasy byli zachwyceni takim sposobem udzielania pomocy. Potem bardzo długo wymyślali niesamowicie głupie scenariusze, w których to utknęli z ładną koleżanką czy nauczycielką pod śniegiem. – Dzieciaki. –Westchnęłam sama do siebie na wspomnienie z przeszłości i zdjęłam swoje ubrania dorzucając je do kupy rzeczy robiącej za kołdrę i pościel, wcześniej także rozbierając Sasuke, co nie było wcale takie proste. Zdawało mi się, że moje policzki płoną ze wstydu podczas tej czynności, ale nie miałam innego racjonalnego pomysłu. Wślizgnęłam się pod tę stertę i przytuliłam do Sasuke. Leżąc tak w samej bieliźnie wtulona w niego w końcu zasnęłam.

Otworzyłem powoli oczy z grymasem na twarzy. Okropnie bolała mnie głowa. Chciałem podnieść rękę, ale czułem że przygniata ją coś ciężkiego i ciepłego. Gdy podniosłem się ociężały na przedramionach i rozejrzałem, nie potrafiłem zrozumieć co się stało. Pamiętałem tylko, że użyłem Chidori by przebić górę i uciec lawinie razem z Mai, a teraz ona leżała obok mnie przykryta stertą ubrań. Naszych ubrań. Gdy usiadłem dotarło do mnie, że nie mam na sobie prawie nic. Poczułem się naprawdę dziwnie. Speszony? Musiałem naprawdę mocno rąbnąć się w głowę. Zastanawiałem się, dlaczego nie miałem ubrań na sobie. Gdy Mai zaczęła się budzić nie miałem pojęcia, co zrobić. Położyć się i udawać, że śpię, czy jednak nie.
– Sasuke… – Westchnęła ciężko zaspana, patrząc na mnie leniwym spojrzeniem. Wyglądała tak niewinnie i delikatnie.
– Wytłumaczysz mi to? – Zapytałem spokojnie. Nie miałem powodu na nią krzyczeć.
– Nie. – Burknęła spływając rumieńcem i odwracając się ode mnie.
– No przestań. – Prychnąłem chcąc ją odkryć i zmusić by na mnie spojrzała jednak ona kurczowo trzymała się okrycia.
– Musisz? – Warknęła.
–O co ci chodzi? –Spytałem patrząc uporczywie na jej czerwoną twarz. Po chwili jednak dotarło do mnie, dlaczego jest tak agresywna. – A. – Wydusiłem krótko przełykając ogromną gulę w gardle. Nagle zrobiło mi się bardzo gorąco.
– Idiota. – Wysyczała. – Odwróć się. – Poprosiła zakłopotana po chwili. Bez słowa zrobiłem, co chciała. Cierpliwie czekając aż się ubierze zastanawiałem się czy mi to wyjaśni. – Jak się czujesz? – Zapytała w końcu zatroskana i jakby speszona.
– Dobrze. – Odparłem zgodnie z prawdą. – Wyjaśnisz mi co się stało? – Zapytałem zakładając na siebie koszulkę a potem bluzę leżącą na stosie.
– A muszę?
– Musisz. – Ponagliłem ją spojrzeniem.
– Pamiętam tylko światło twojego Chidori. – Wzdrygnęła się. Bardzo nie lubiła tej techniki. – Ocknęłam się kawałek dalej. – Powiedziała spuszczając wzrok. – Zaczęłam cię szukać, i znalazłam nieprzytomnego. Opatrzyłam ci ranę. – Powiedziała stukając się w swoje czoło. – I przykryłam żebyś nie zamarzł, ale ty byłeś nadal bardzo zimny i mi też było zimno. – Westchnęła ciężko. – Przypomniało mi się, że kiedyś ktoś opowiadał mi o takiej sytuacji, i że ciało ludzkie jest jak grzejnik, więc no… – Zarumieniła się. – Musiałam przysnąć, gdy zrobiło się ciepło. – Skończyła wyraźnie podenerwowana i skrępowana. Zaśmiałem się krótko. – Nie śmiej się. – Burknęła.
– Nie śmieję. – Wydusiłem, niemniej skrępowany niż ona. Jednak nie tym, że leżała przy mnie półnaga, ale tym, że uratowała mi życie, a ja cały dzień zachowywałem się jak dupek. – Dziękuję. – Wydusiłem cicho z trudem.
– Słucham? – Zapytała nagle pogodniejąc. – Mówiłeś coś?
– Nie powtórzę Mai. – Odparłem sucho piorunując ją wzrokiem.
– To nie. – Prychnęła zakładając ręce na piersi obrażając się jak pięciolatka.
– Nie obrażaj się. Przecież słyszałaś. – Wywróciłem oczyma, patrząc na nią uważnie. Podniosłem kciukiem jej podbródek do góry delikatnie by na mnie spojrzała. – Zrobimy tak, sprzątniemy to, wyciągnę nas stąd i o tym zapomnimy. Ty nikomu nie powiesz, że uratowałaś mi życie… – Przerwała mi z oburzeniem.
– Niby, czemu?!
– Może, dlatego że ja nie powiem nikomu o tym, że mnie rozebrałaś i spałaś zemną naga? – Uśmiechnąłem się do niej wrednie ona wywróciła oczyma teatralnie.
– Wcale nie naga. – Burknęła cała czerwona.
– Tak masz racje bielizna tu bardzo wiele zmienia. – Powiedziałem rozbawiony.
– Nic nie widziałeś, idioto. – Warknęła.
– Teraz nie. – Stwierdziłem patrząc na nią zadziornie.
– Świetnie, ozdrowiałeś. Rusz dupę i wydostań nas z tej lodówki.– Wstała zwijając nasze „łóżko”
– Jak pani sobie życzy. – Zaśmiałem się znowu. W końcu prowadziliśmy normalną, jak na nas, konwersację.
– Ten mróz ci zaszkodził. Ciągle się śmiejesz. Nie widzę tu nic zabawnego, prawie zamarzliśmy na śmierć. – Powiedziała sucho wzdrygając się z zimna. Myślałem, że znowu będzie normalnie, ale teraz to ona budowała mór między nami.
Jak tylko dotarliśmy do obozu bez słowa zamknęła się w swoim namiocie. Naprawdę nie rozumiałem jej zachowania.
– Gdzie byliście tyle czasu? – Zapytał podnosząc głowę znad ogniska.
– Były małe utrudnienia. – Wyjaśniłem krótko. – Jest ich trzech, lubują się w technikach śnieżnych. W górach będą mieć przewagę. – Zacząłem.
– A co z Mai? – Dopytywał patrząc na mnie zawzięcie.
– Nic. – Wzruszyłem ramionami.
– Jasne. Jak zawsze? – Westchnął ciężko wstając z pieńka przy ognisku i wszedł do jej namiotu zasuwając zamek za sobą mierząc mnie nieprzyjemnym, jak na Naruto spojrzeniem.

Gdy wszedłem do jej namiotu, Mai leżała w śpiworze udając, że śpi. Chyba nie chciała bym jej przeszkadzał, ale miałem już dość tego, że ciągle chodzi smutna przez tego idiotę.
– Powiesz mi co się dzieje? Martwię się. – Zapytałem przysiadając obok niej i odgarniając jej kosmyki włosów z twarzy otarłem delikatnie kciukiem jej łzy. – Nie płacz Mai. – Powiedziałem cicho, a ona rzuciła mi się na szyje chowając głowę w zagłębienie mojego barku. – Porozmawiaj zemną. – Poprosiłem głaszcząc ją delikatnie po plecach przytulając by dodać jej otuchy. Ostatnimi czasy byłem tak zajęty Hinatą, że przestałem interesować się własną siostrą. Co zemnie za brat?
– Nie chcę o tym gadać. – Pociągnęła nosem odsuwając się ode mnie delikatnie otarłszy wierzchem dłoni łzy.  – To głupie.
– Bratu nie powiesz? Co znowu zmalował Sasuke hm? – Uśmiechnąłem się do niej pogodnie. Pyłem pewien, że chodzi o niego.
– Porozmawiajmy o czymś miłym hm? Co u Hinaty? – Zapytała uśmiechając się niewinnie.
– Nie wiem Mai, siedzę tu z tobą a ona jest w Konoha. Nie zmieniaj tematu. – Wywróciłem oczyma. – Nie jestem idiotą, ok?
– No wiem… – Burknęła znowu smutniejąc. – Będziesz zemną szczery?
– Będę. – Odparłem krótko.
– Ale nie jako brat tylko jako shinobi. – Upewniła się.
– Mai. – Ponagliłem ją.
– Naprawdę jestem tak beznadziejna, jako kunoichi? – Zapytała.
– Nie jesteś. Dlaczego tak twierdzisz? – Zapytałem szczerze zdziwiony.
– Bo ciągle mnie niańczycie. – Burknęła pod nosem.
– Nie prawda Mai. – Zaprzeczyłem. – Skąd ci się to bierze, hm? – Uśmiechnąłem się do niej ciepło. – Jesteś wspaniałą kunoichi. Chciałbym być tak dobry jak ty mając tak krótką praktykę.
– Bo Sasuke… – Zaczęła.
– No, co ten idiota znowu wymyślił? – Zapytałem ze śmiechem myśląc, że to głupota.
– Powiedział mi dziś, że równo rozdzielił obowiązki. On był na zwiadzie, a ty pilnowałeś mnie. Potem jak nas zaatakowano, stanął przede mną i powiedział, że sam sobie poradzi. Czułam się jak piąte koło u wozu. – Burknęła niemal się rozpłakując. – Przed samym wyjazdem zapytał mnie czy na pewno chce startować, bo to nie zabawa i mogę zginąć. Jakby od razu założył, że to się stanie… – Westchnęła ciężko wtulając się we mnie znowu. – Nie jestem beznadziejna, prawda? Dam sobie radę Naruto? Nie umrę tu prawda? – Zapytała naprawdę przerażona.
– Oczywiście, że nie. Dasz sobie radę słońce. W końcu jesteś moją siostrą nie? – Zaśmiałem się pogodnie do niej. Jednak w środku się we mnie gotowało. – Odpocznij sobie. I nie słuchaj tego idioty. Zobaczysz skopiesz mu tyłek przy pierwszej okazji. – Uśmiechnąłem się do niej odsuwając ją od siebie. Wstałem i wyszedłem z namiotu zasuwając zamek.
Sasuke siedział przy ognisku, myśląc nad czymś dość intensywnie. Podszedłem do niego i popatrzyłem na niego z góry. – Wstań. – Poprosiłem. Gdy tylko wykonał polecenie przywaliłem mu pięścią w brzuch tak mocno, że zgiął się w pół kasłając.  Dawno się we mnie tak nie gotowało ze złości.
– Odbiło ci? – Warknął oburzony, a ja nie odpowiadając wymierzyłem kolejny cios posyłając go na skalną ścianę z dużą siłą.
– Jesteś naprawdę Idiotą Sasuke. Jak mogłeś? – Warknąłem na niego podchodząc powoli, gdy on się zbierał do kupy. Włączył swoje Kekkei Genkai i spojrzał ma mnie dysząc. W jego oczach malowało się niezrozumienie.  – Dlaczego tak traktujesz moją siostrę, co? Ile to razy pierdoliłeś mi o tym, że ci na niej zależy?
– Naruto nie rozumiem. Nic jej nie zrobiłem, przysięgam. Opanuj się. – Westchnął stając w pozycji obronnej.
– Powiedziałeś jej wiele przykrych słów. Mai myśli, że jest bezużyteczna, słaba i nie nadaje się na kunoichi. Boi się, że umrze tu, na egzaminie. Dziękujemy ci za wsparcie. – Warknąłem zirytowany. Dlaczego on nagle jest tak tępy?
– Ja… – Zaczął, ale nagle jakby go zatkało. Gdy spojrzałem za siebie zrozumiałem, czemu zamilkł. Mai stała za nami przyglądając się wszystkiemu.
– Nie powiedziałam ci tego Naruto byś poszedł mu zaraz to przekazać, a tym bardziej go lał. Ma prawo mieć swoje zdanie. – Burknęła. – Nie każdy może być wami wiecie?! – Fuknęła wracając do namiotu w pośpiechu. Ruszyłem za nią nie chcąc by znowu była smutna jednak Sasuke mnie zatrzymał.
– Pozwól mi. To moja wina. – Mruknął łapiąc mnie za ramie. Kiwnąłem tylko głową, a on podążył za Mai.

       W mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Oczy piekły mnie od łez, które napływały powoli do moich oczu. Starałam się nie rozpłakać, ale to było naprawdę trudne. Byłam na skraju załamania nerwowego. Czułam, że potrzebuje jeszcze jednego drobnego impulsu by znów spaść w ciemną otchłań smutku, użalania się nad sobą i beznadziei. Czułam się naprawdę niedowartościowana. Mój przyjaciel, jedna z bliższych mi osób twierdził, że do niczego się nie nadaje, podsycając tym samym mój wewnętrzny niepokój i strach przed porażką. Życie w cieniu tak uzdolnionych ludzi jak Naruto i Sasuke zaczynało mi coraz bardziej doskwierać. Wcześniej nigdy nie miałam sobie równych. Moje wewnętrzne ego nakazywało mi być najlepszą, jednak tu nie było na to szans. Nie mogłam nadrobić osiemnastu straconych lat.
– Wyjdź. – Powiedziałam sucho, gdy tylko brunet przekroczył próg mojego namiotu. On jednak nie posłuchał.
– Wiem jestem idiotą. – Zaczął. W jego tonie głosu było słychać jak bardzo mu ciężko wypluwać kolejne słowa. – Mówiłem to wszystko, bo byłem na ciebie zły, nadal jestem… – Westchnął zwieszając głowę. – Nie myślałem, że tak bardzo weźmiesz to do siebie. Jesteś naprawdę wspaniała Mai… – Nie dałam mu skończyć wypchnęłam go z namiotu i zasunęłam zamek.
– Nie chce tego słuchać. Dobranoc. – Powiedziałam, po czym położyłam się spać. Myślałam, że do rana mi przejdzie i już wszystko będzie dobrze. Sasuke zrozumiał swój błąd ja wiedziałam, że powiedział to w złości. Nie było to więc prawdą, a jednak. Całą noc nie mogłam spać wierciłam się z jednego boku na drugi. Czułam dziwny niepokój. Gdy w końcu przysnęłam, poczułam coś na wzór spadania. Przed oczami miałam mrok, nie wiedziałam co się dzieję. Leciałam w dół. Zaczęłam wyłapywać w tym wszystkim jakiś szmer, szum wody, krople uderzające o podłoże wydające charakterystyczny dźwięk kapania. Gdzieś tam było dno. Pytanie tylko czy upadek będzie bolał. – Nie będzie. – Usłyszałam cichy niewyraźny, przerażający głos, odbijający się echem w przestrzeni. – To zajmie tylko chwile. – Głos stawał się coraz wyraźniejszy, próbowałam mrugać by coś dostrzec, ale mrok był nieprzenikniony. – Prosiłem byś zemną wróciła Mai. – Poczułam jak serce mi staje, a ciało przeszywa lodowaty dreszcz. Seth. Znowu mam omamy. – Zabawa się skończyła. Nie mogę ci już pomóc. – Wyszeptał jakby tuż przy moim uchu. Gdy spróbowałam odgonić głos dłonią jak muchę przy uchu ocknęłam się zdyszana. Przerażona wybiegłam z namiotu niemal uderzając w brata.
– Mai co jest? – Zapytał zatroskany przygarniając mnie do siebie.
– Nie chce spać. Znowu miałam koszmar. – Burknęłam pod nosem. – On mnie prześladuje. Boję się Naruto.
– Kto? – Zapytał wyraźnie zdezorientowany blondyn. Z tego wszystkiego zapomniałam, że nigdy mu nie wspominałam o moich koszmarach.
– Seth. Jej były. – Odparł, wychodząc z namiotu. – Nie mówiła ci?
– Nie mówiłam. – Westchnęłam ciężko zakłopotana widząc minę Naruto. – Zanim pokłóciłam się z Sasuke, jeśli można to tak nazwać… – Kichnęłam. –  Miałam kilka razy dziwne sny.
– Dziwne?  – Zapytał prowadząc mnie do swojego namiotu. Usiadł zemną i okrył kocem. Sasuke także przysiadł się obserwował mnie bardzo uważnie, to było naprawdę krępujące.
– Były bardzo realistyczne. – Wyjaśniłam. – Zawsze budził mnie Seth w tamtym świecie.  Wydawało mi się wtedy, że to co jest tu było tylko snem, iluzją, ale potem na szczęście się budziłam. Raz nawet chyba lunatykowałam. Wydawało mi się, że spotkałam go w świątyni, w której mnie znalazła Tsunade – sama. To było okropne. – Burknęłam pod nosem. – Potem to zniknęło.
– Więc dziś znowu śniłaś o tamtym świecie? – Zapytał zatroskany ciągle tuląc mnie do siebie, to bardzo dodawało mi otuchy.
– Nie, dziś nie. To było coś zupełnie innego. – Westchnęłam. – Najpierw nie mogłam zasnąć bardzo długo, a potem poczułam, że spadam. Było ciemno i głucho. Z czasem zaczęłam słyszeć szmery. Woda kapała. Więc pomyślałam, że gdzieś jest dno i w końcu spadnę. Zastanawiałam się czy będzie bolało i wtedy coś mi odpowiedziało. Ten głos był bardzo przerażający, nieludzki.
– Co ci odpowiedział? – Zapytał zdziwiony brunet.
– Że nie będzie bolało. Po chwili znów coś się odezwało. Powiedziało, że będzie to trwało tylko chwilę. Potem byłam już pewna, że to on. Użył mojego imienia i wspomniał, że przecież prosił bym z nim wróciła, a potem szeptem tuż przy moim uchu dodał, że zabawa się skończyła i nie może mi już pomóc. To było naprawdę straszne. Obudziłam się i wpadłam na ciebie, braciszku. – Westchnęłam ciężko spuszczając wzrok.
– Jesteś pewna, że to były sny? – Zapytał zatroskany przytulając mnie do siebie. – A ty?  Nie pomyślałeś, że to mogły nie być sny?  Doświadczony shinobi. – Prychnął. Sasuke nie odzywał się jednak nadal. Zachowywał się bardzo dziwnie jak na siebie.
– Jak nie sen to co? – Zapytałam trochę zdziwiona.
– Nie wiem, ktoś mógł manipulować twoimi snami, albo mógł ci wejść po prostu do głowy i wywołać halucynacje. Nie wiem, zajmiemy się tym, gdy wrócimy. Jednak wolałbym przesadzać. – Westchnął ciężko. – Połóż się i prześpij. Trzeba przestać się obijać i jak najszybciej się stąd urwać. – Uśmiechnął się szeroko do mnie.
– Najpierw to musimy zdobyć zwój braciszku, zapomniałeś? – Zapytałam ziewając zmęczona.
– Spać. – Zaśmiał się.
– Nie chce. – Burknęłam, nie chciałam by znów coś mi się przyśniło.
– Mai, słoneczko. Ja cię ładnie proszę, wyśpij się. – Westchnął ciężko znowu. Widocznie był zmartwiony tą sytuacją. – Jeśli chcesz to możesz się do mnie przytulić albo do Sasuke. – Uśmiechnął się wskakując na bruneta siedzącego w milczeniu.
– Ja z nim nie rozmawiam. – Burknęłam zakładając ręce na piersi.
– Nie masz rozmawiać. – Zaśmiał się głupawo wstając i wychodząc z namiotu.
– Naruto wracaj! – Zawołałam za nim rozpaczliwie on jednak mnie zignorował. – Idioto! – Warknęłam rzucając się na plecy i zawijając miękkim śpiworem postanowiłam ignorować obecność Sasuke. Po kilku minutach jednak stało się to dla mnie strasznie uporczywe i irytujące. On tam siedział, gapił się i nic. Kompletnie nic. W końcu nie wytrzymałam i odwróciłam się tak by widzieć jego twarz oświetlaną delikatnym bladym światłem lampy. – Długo będziesz tak siedział? – Zapytałam, ale dalej nic nie mówił tylko się patrzył tempo w jeden punkt. Nawet nie mrugał. – Umarłeś? Po co tu siedzisz? –Zapytałam znów. Miałam wrażenie, że mówię do ściany. Złapałam jakiś zwój, który leżał przy mojej głowie i cisnęłam nim w Sasuke.
– Naprawdę? – Zapytał patrząc na mnie pobłażliwie łapiąc przedmiot.
– Trzeba było odpowiedzieć.
– Po co? Nie chcę się z tobą znowu kłócić. Będę tu siedział i pilnował twojej chakry. Jeśli ktoś wejdzie do twojej głowy wyczuje to. – Wyjaśnił. – Śpij.

wtorek, 31 marca 2015

31. Wiosna?

Minęło kilka miesięcy i w końcu nadeszła tak upragniona przez wszystkich wiosna. Przyroda zaczęła budzić się do życia. Dni stawały się coraz dłuższe, a temperatura była coraz wyższa. Lubiłam tu przychodzić po ciężkich treningach i przyglądać się rozbrykanym dzieciom, sama nie miałam tak beztroskiego dzieciństwa. Od tamtego wieczoru nie widziałam już nigdzie Sheta, a Sasuke… Niektórzy powiedzieliby, że to całkiem normalne, ale on po prostu mnie unikał. Bardzo brakowało mi przekomarzania się z nim. Najnormalniej w świecie tęskniłam za nim, choć wstydziłam się do tego przyznać. Tęskniłam, bo często razem z Naruto lub sam znikał na misje. Moją „misją” przez ostatni czas był morderczy trening. Egzamin był tuż za rogiem, a ja nadal nie czułam się gotowa.”
Wstałam z ławki i przeciągnęłam się prostując kości. Rozmasowałam obolałe mięśnie i uśmiechnęłam się sama do siebie patrząc jeszcze raz na to co przed chwilą napisałam na kartce w zeszycie, po czym ją wyrwałam i porwałam na drobne kawałki wypuszczając z rąk by poleciały z wiatrem. Tak właśnie wyglądał mój pamiętnik. Nie zostawiałam śladów po wpisach, bo nigdy nie chciałam by ktokolwiek to przeczytał. Lubiłam w ten sposób wyrzucać z siebie smutki i żale, a niektóre wpisy były naprawdę ckliwe i żałosne.
- Nikt ci nie powiedział siostrzyczko, że to nie ładnie śmiecić? – Usłyszałam za sobą przyjemny, radosny głos i poczułam jak Naruto przytula mnie do siebie. Wtuliłam się w brata wracając z obłoków na ziemie.
- Braciszku. Tęskniłam. – Popatrzyłam na niego z radością w oczach. Nie widziałam go dwa tygodnie a czułam jakby minęła wieczność. – Jak mnie znalazłeś?
- Ja też tęskniłem. – Uśmiechnął się promiennie mierzwiąc mi włosy. – Nie doceniasz mnie siostra. Znalazłbym cię na końcu świata. – Uśmiechnął się zadziornie.
- Gadałeś z Itachim. – Stwierdziłam a chłopak zakłopotany podrapał się po głowie i zaśmiał nerwowo.
- Tak. – Burknął w końcu. – To przerażające jak dobrze mnie znasz.
- W końcu jesteśmy bliźniętami. – Zachichotałam. – Po co się aż tu pofatygowałeś?
- Chciałem pogadać. – Spoważniał.
- Uuu będzie poważna rozmowa ze starszym bratem? – Wywróciłam oczyma czując, o co będzie pytał.
- To nie jest śmieszne słońce.  Wiesz, że w poniedziałek zaczyna się pierwszy etap konkursu, prawda?
- No jasne, że wiem Naruto. Itachi nie pozwalał mi o tym zapomnieć ani na moment.  – Westchnęłam ciężko opierając się o barierki placu zabaw wpatrując się w beztrosko biegające dzieci. – Zdaje sobie sprawę z tego, że mogę nie wrócić.
- Mai. – Przytulił mnie do siebie.
- Braciszku chce coś osiągnąć. Tata i mama przeszli ten egzamin, ty właściwie też. Wszyscy włożyli tyle pracy w moje treningi. Nie mogę ich zawieść i podkulić ogon. – Zacisnęłam mocno pięści aż kostki mi pobielały. – Chcę byś był dumny zemnie tak jak ja jestem dumna z ciebie.
- Dobrze, więc nie będę cię zatrzymywał. – Uśmiechnął się do mnie ciepło.
- I już?  Tyle? – Zaśmiałam się.
- Tak, bo właściwie nie przyszedłem by cię odwodzić od startu. Wierze, że skopiesz wszystkim zadki. Chodziło mi o to, że jesteśmy drużyną i powinniśmy się ze sobą komunikować. Chciałem to jakoś rozwiązać, ale ani ty ani on nie chcecie o tym gadać.
- Sasuke… eh. – Westchnęłam ciężko. Sama nie wiedziałam, co mam zrobić by przestał mnie unikać. – Wiesz jaki on jest Naruto.
- Dałaś mu kosza to się obraził. – Zaśmiał się zakładając ręce za głową ruszając przed siebie a ja zdębiałam słysząc jego słowa. – Idziesz? Itachi poszedł po jedzenie. – Zawołał za mną. – Chcę zdążyć zanim wszystko zjedzą sami.
- Jak to kosza? – Zapytałam głupio doganiając brata. – Oni?
- Ta będzie Hinata i może Sasuke. – Uśmiechnął się znacząco. – Wiesz uchodzę za głupka, ale po was z daleka widać, że iskrzy miedzy wami.
- Ta iskrzy. Normalnie jesteśmy jak tykająca bomba, która już wybuchła. Teraz to tylko zgliszcza. - Wywróciłam oczyma. - Nic nie zrobiłam, a już na pewno nie dałam nikomu kosza. On jest dziwny i tyle. Czasami się zastanawiam czy na pewno ma wszystko równo pod sufitem poukładane. Daj mi spokój, jemu susz głowę. 
- Przez te całe dwa tygodnie żyć mu nie dawałem, i wiesz co jest najśmieszniejsze? Że robił to co ty.
- Więc dlaczego to niby ja mam wyciągać rękę pierwsza, co? Właściwie to nie wiem, o co ci chodzi skończmy ten temat, to nie ma sensu. Sasuke to Sasuke. Jest uparty i już. Niech sobie robi, co chce. Wiesz, co?  Właściwie to jestem szczęśliwa, że mnie olewa. – Warknęłam zirytowana.


Na kolacji siedziałam jak taki mruk, ciągle myślałam o tym co powiedział Naruto. Naprawdę dałam kosza Sasuke? Nasze relacje były pokręcone, trudno mi było nawet w tym momencie określić na czym tak właściwie stoję po za tym on wcale mi tego nie ułatwiał. Nawet nie zjawił się w domu, ba śmiem twierdzić, że wyszedł gdy tylko wróciłam.

Siedziałam w salonie i pakowałam się na poniedziałek, bardzo nie chciałam niczego zapomnieć. Egzamin jak zawsze był wielką zagadką. Niby wszyscy wiedzieli jak wygląda i na czym polega, ale nigdy nie był do końca taki sam. Nikt też nie zagłębiał się w szczegóły opowiadając mi o nim. Wiem, że mogłabym spakować się w pokoju, ale by wejść do domu trzeba było przejść przez salon, jeśli ktoś by chciał iść do lodówki też bym go z łatwością dostrzegła. Można było powiedzieć, że czyhałam na Sasuke w jego własnym domu. Nie byłam pewna, co zrobię czy powiem, jeśli cokolwiek zrobię. Chciałam, chociaż zobaczyć czy nic mu nie jest.
- Wkurwiający Uchiha. – Ziewnęłam kładąc się zmęczona na niskim stoliku głową wśród rozrzuconych swoich rzeczy. Nie spostrzegłam się kiedy zasnęłam.
Otworzyłam leniwie oczy zbudzona jakimiś szmerami. Leżałam na sofie okryta kocem. Usiadłam zaspana na kanapie i rozejrzałam się po pomieszczeniu, ktoś zgasił wszystkie światła. Wstałam nie paląc ich z powrotem, bo przypuszczałam, że nie będzie to przyjemne dla mojego wzroku. Gdy w końcu dotarłam do części kuchennej pociągnęłam za drzwiczki lodówki i wyciągnęłam z niej butelkę chłodnej wody. Nie tracąc czasu na szukanie szklanki wypiłam kilka łyków, po czym odłożyłam ją na miejsce. Gdy zamknęłam lodówkę odwróciłam się i podskoczyłam z przerażenia. Tuż za mną stała ciemna postać. Nie wyczułam go a dzieliły nas zaledwie centymetry. Chłopak tylko pokręcił pobłażliwie głową.
- Przestraszyłeś mnie Sasuke. – Westchnęłam ciężko lustrując go wzrokiem. Miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, przytulić się, dokładnie sprawdzić czy nic mu nie jest, a potem go stłuc. Szastały mną skrajnie dziwne emocje, ale starałam się tego po sobie nie okazywać. Wkurwiało mnie to, że się nie ruszał, nie odzywał, nie reagował tylko się gapił. Uparcie się gapił, tym swoim lodowatym spojrzeniem. - Nie odezwiesz się do mnie słowem? Jesteś dziecinny wiesz? Nic ci nie zrobiłam. – Warknęłam zirytowana popychając chłopaka z całych sił. On jednak tylko się zachwiał i prychnął łapiąc mój nadgarstek.
- Mogłabyś nie odkładać butelki do lodówki, z której piłaś. – Oznajmił. Nie miałam pojęcia co to miało znaczyć. To zdanie było tak wyprute z emocji. – Okropny z ciebie shinobi. – Dodał po chwili.
- Ok panie idealny. – Wywróciłam oczyma. – Możesz mnie już puścić?
- Jesteś pewna, że chcesz się w to bawić? Na polu nie będziesz mogła szykować się dwa dni naprzód.
- Serio Sasuke? – Prychnęłam. – Nie odzywasz się do mnie od dwóch miesięcy i nagle się martwisz czy sobie poradzę? – Chłopak popatrzył na mnie z pode łba. – Dobrze wiem, że mi nie odpowiesz. Mogłeś mi pomóc, a nie znikać. Teraz już na to za późno.
- Pomogłem. Nie zawracałem ci głowy. Mogłaś to wszystko spokojnie przemyśleć. – Odparł puszczając moją dłoń i wychodząc z kuchni.
Wcale nie pomogłeś i w tym problem. Chciałam wykrzyczeć mu to w twarz, ale coś mnie powstrzymało. Przez te dwa miesiące jak głupia zastanawiałam się co zrobiłam źle, dlaczego tak nagle się ode mnie odwrócił i czy kiedyś mu przejdzie. Teraz zastanawiałam się czy te parę wymienionych zdań znaczyło „przepraszam”, czy może jednak nie mógł się powstrzymać od zdenerwowania mnie jeszcze bardziej przed tak ważnym dniem.

Gdy tylko dowiedziałam się gdzie odbędzie się pierwszy etap egzaminu nie potrafiłam powstrzymać radości. Suna. Jednakże nie mieliśmy zbyt wiele czasu przed egzaminem. Ledwo zdążyliśmy odłożyć rzeczy w naszym czteroosobowym pokoju hotelowym, a już musieliśmy ruszać na zgrupowanie. Itachi niestety nie mógł nam towarzyszyć. Wszyscy geninni zebrali się w wielkiej sali, śmiałabym powiedzieć, że była wielką babką piaskową wydrążoną w środku. Gdy wszyscy zasiedli przy ośmioosobowych długich ławkach do sali weszła grupa joninów. Było ich koło dwudziestu, rozeszli się po pomieszczeniu siadając na krzesłach ówcześnie rozstawionych przy ławkach. Siedzieli twarzą do zgromadzonych bacznie wszystkich lustrując. Siedziałam w trzeciej ławce, niemalże na wprost stołu komisji. Nasze miejsca oczywiście nie były naszym wyborem, przed wejściem każdy losował swoje miejsce. Rozejrzałam się po sali szukając kompanów, a przy okazji przyglądając się konkurencji. Z jednej strony niektórzy wydawali się z wyglądu niepozorni inni trochę mniej. Nie potrafiłam zbyt wiele wywnioskować na ich temat. W moich badaniach nie byłam odosobniona, wielu nowicjuszy rozglądało się po sali, niektórzy mniej lub bardziej emocjonalnie od innych. Sasuke siedział w rzędzie za mną na drugim końcu pomieszczenia, natomiast mojego brata wywiało aż na koniec sali. Siedział biedny w ostatnim rzędzie tuż przy obserwatorze.
Gdy w końcu troje joninów usiadło w komisji przed nami dotarło do mnie, że to już. Nie powinnam się właściwie stresować, ponieważ w teorii byłam całkiem dobra. Jednak sam prowadzący egzamin był na tyle przerażający, że miałam ochotę uciec z sali w krzyku. Jego oczy były dziwne, psychopatyczne a rysy twarzy ostre i zimne. Miał kilka blizn, nie były one wcale z tych przyjemnych i znaczących o sile, raczej krzyczały o bólu i straszyły wszystkich dookoła. Koleś nie miał chyba zbyt wielu kumpli. Chociaż zawsze powtarza się by nie oceniać książki po okładce, w tym przypadku naprawdę nie umiałam. Przerażenie brało nade mną górę i nie potrafiłam myśleć pozytywnie. Bałam się tego co zaraz miało nastąpić.
- Proszę o uwagę. – W końcu wstał i zabrał głos, jak lalki jego skrzydłowi zabrali ze stołu pokaźne pliki kartek, zapewne nasze testy i zaczęli je rozdawać. Jego ton wcale nie był przyjemniejszy od jego wyglądu. –Nazywam się Hiroki będą przewodniczył w pierwszym etapie egzaminu. Zaraz zostaną rozdane wam egzaminy. Podpiszcie się na nich kodem z kartek, które otrzymaliście przy wejściu. Egzamin składa się z dziesięciu pytań. Na odpowiedź macie dwie godziny. Każdemu zdającemu przydzielane jest dziesięć punktów. Za każdą nieprawidłową odpowiedź odjęty zostaje jeden punkt od posiadanej puli punktów. Egzamin jest walką grupową. Wyniki egzaminu podliczane są grupowo, czyli zdają ci, którzy uzyskali wynik równy lub najbliższy maksymalnej ilości punktów. Wszelkie próby ściągania lub jakiekolwiek podejrzane zachowanie sugerujące ściąganie jest karane odjęciem dwóch punktów od posiadanej puli punktów. Osoba, która przed zakończeniem egzaminu straci wszystkie punkty w wyniku ściągania lub nie odpowie na żadne z pytań prawidłowo i tym samym skończy z wynikiem zero punktów, odpada. W takim przypadku oblewa egzamin nie tylko osoba, która straciła wszystkie punkty, ale również cała grupa, do której ta osoba należy. – Gdy skończył na sali rozległ się szum niezadowolenia. Zapowiadało się ciekawie. – Cisza. Egzamin zaczyna się teraz.
Zdawało mi się albo pytania nie były wcale takie ciężkie. Dotyczyły teorii odbywania misji, systemów politycznych w wioskach i ogólnej hierarchii tego świata. Miewałam cięższe egzaminy z matmy od tego. Znałam odpowiedź na każde pytanie i nie potrzebowałam ściągać w porównaniu do innych. Przyłapano kilkanaście osób, które mniej lub bardziej obscenicznie wykłócali się z pilnującymi na temat swojej winy. Osobiście przeszkadzało mi to bardzo w skupieniu się nad pracy. Gdy w końcu skończyłam rozejrzałam się niepozornie po pomieszczeniu. Wiele osób nadal ściągało. Jedni mniej dyskretnie inni bardziej. Nawet do mojej kartki ktoś się dobierał. Po stole krążył mały pajączek, wyraźnie czający się na okazję, albo byłam przewrażliwiona. By nie dać nikomu okazji do spisywania moich odpowiedzi położyłam się na kartce i zamknęłam oczy. Zostało półgodziny więc postanowiłam się zdrzemnąć.
- Co ty wyrabiasz? – Usłyszałam w swojej głowie.
- Sasuke? – Zapytałam w myślach zaskoczona słysząc głos Uchihy.
- Zasłaniasz mi.
- Pan wielki Uchiha ściąga od mnie? – Zapytałam rozbawiona tą sytuacją.
- Nie ściągam głupia od ciebie. Sprawdzam czy masz dobre odpowiedzi.
- Jak wlazłeś do mojej głowy? Genjutsu?
- Coś w tym stylu. To nie istotne.
- Wynoś się. Poradzę sobie bez ciebie. Już dawno skończyłam. Chce spać.
- To egzamin, a nie zabawa. Powinnaś być czujna. Ktoś może ci na przykład podmienić kartkę.
- Och jak widać ty jesteś czujny za nas dwoje. Daj mi spokój. – Powiedziałam skupiając chakre w miarę dyskretnie i wyrzucając z głowy bruneta.
- Zostało dziesięć minut. Mam dla was ostatnie pytanie. – Odezwał się nagle mężczyzna z komisji. Jakie ostatnie pytanie? To jakiś żart tak? -  Możecie zrezygnować lub podjąć się odpowiedzi. Skutkiem rezygnacji jednego członka, cała drużyna oblewa tegoroczny egzamin. Podjęcie się odpowiedzi na pytanie oznacza, że członek grupy, który uzyskał najniższy wynik, na zawsze pozostanie geninnem jednakże osoba, która udzieli prawidłowej odpowiedzi na jedenaste pytanie zdaje egzamin na sto procent. – Rozejrzał się po sali lustrując spojrzeniem zdenerwowanych adeptów.  -  Macie minutę na podjęcie decyzji. Osoby, które rezygnują proszę o wyjście tymi drzwiami i pozostawienie prac na moim stole. – Wskazał na drzwi po jego prawej stronie te, którymi sam wcześniej wszedł. – Reszta śmiałków proszona jest o pozostanie na miejscach.
Gdy tylko skończył bez zastanowienia wstałam i ruszyłam do wyjścia co wywołało szmer na sali. Może i wyszłam na tchórza, ale skoro egzamin był pracą zespołową to jakim prawem mogłam decydować o losie chłopaków. Nikt nie zasługiwał na taką karę.
- Zaczekaj siostra. – Zawołał za mną, gdy opuściłam sale i weszłam do mniejszego pomieszczenia, z którego nie było wyjścia.
- Dlaczego wyszliście za mną? – Zapytałam nie ukrywając radości.
- Przecież i tak oblaliśmy durna, po co mieliśmy tam siedzieć? – Zapytał z pobłażaniem.
- No tak. – Burknęłam. – Przepraszam.
- Dlaczego nie chciałaś zostać Mai?
- Takich trzech oszołomów nauczyło mnie, że najważniejsza jest drużyna. Nie chciałam by ktokolwiek z nas musiał być geninnem do końca życia.
- Ktokolwiek, czyli Naruto.
- Skąd wiesz? – Zapytałam zdziwiona.
- Bo nie odpowiedziałem na większość pytań. – Zaśmiał się drapiąc się po głowie zakłopotany. – Nigdy nie byłem dobry w te klocki.
- Naruto. – Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- No co? – Zaśmiał się, a do sali weszło kilku innych zdających. Po dziesięciu minutach w sali zrobiło się całkiem tłoczno, zapomniałam wspomnieć, ale w egzaminie brało udział ponad tysiąc osób. Przerażająco dużo.
- Tak jak myślałem została mniej niż połowa. – Prychnął Sasuke wyciągając do blondyna rękę.
- Pff udało ci się i tyle. – Wywrócił oczyma wyciągając z przedniej kieszeni banknot i wręczając go brunetowi.
- O co się założyliście? – Zapytałam zdziwiona, gdy tłum zaczął wychodzić z pomieszczenia.
- O to ilu nas zostanie siostra. – Zaśmiał się ciągnąc mnie do wyjścia.  Gdy tylko wszyscy znaleźli się z powrotem w sali egzaminacyjnej i usiedli drużynowo w ławkach w kłębie żółtego piasku pojawił się Kazekage.
- Widzę nie wielu z was zostało. Martwi mnie to jak wielu shinobi nadal przedkłada swoje własne dobro nad drużynę. – Westchnął ciężko. – No cóż nie pozostaje mi nic innego jak wam pogratulować zdania pierwszego etapu egzaminu. – Uśmiechnął się patrząc na mnie a ja odwzajemniłam gest. Bardzo miło było go zobaczyć, ale zaraz, co on powiedział?
- Zdaliśmy? – Zapytałam zszokowana.
- Ta. Jakaś ty błyskotliwa Mai. – Wywrócił oczyma kruczowłosy.
- Zaraz. – Czułam jak w mojej głowie ruszają trybiki a nad głową rozbłyska żarówka, wszystko nagle stało się jasne. – Wiedzieliście od początku i nic mi nie powiedzieliście. – Uderzyłam głową w ławkę załamana.
- Zrobisz sobie krzywdę Mai. – Zaśmiał się Naruto. – Nie mogliśmy ci powiedzieć, bo było by to zbyt proste. Sasuke przytul ją, bo jej teraz smutno. – Poklepał przyjaciela po ramieniu jednak odpowiedziała mu głucha cisza. Mogłam się założyć, że właśnie morduje blondyna spojrzeniem.
- Nie lubię już was. Umarłam ze stresu prawie. – Burknęłam podnosząc głowę.
- Kolejny etap rozpocznie się jutro. Więcej informacji na ten temat uzyskacie u swoich sensei. – Uśmiechnął się znikając a w sali zawrzały okrzyki radości.

Po spotkaniu z Itachim, na którym chłopak nie powiedział właściwie nic istotnego poszłam się przejść. Uchiha kazał się spakować, przygotować na wszystko i nie spóźnić się, cały czas miałam wrażenie, że mówi tylko do mnie tłumacząc wszystko jak dziecku, co wcale nie było pomocne.
Może to żałosne, ale byłam obrażona na nich. Nie powiedzieli mi czegoś tak istotnego. Wystarczyło wspomnieć, że czeka mnie głupi wybór, że ten egzamin to podpucha, po co ja się tyle męczyłam skoro nikt nawet nie spojrzy na moją kartkę? Na dodatek bezczelnie postawiono wszystko na mojej głowie. Oni tylko spokojnie przyglądali się czy dobrze wybiorę. Wspaniale jest po za głupim egzaminem przechodzić chore testy wewnątrz własnej drużyny. I my mamy sobie bezgranicznie ufać? O zgrozo. Kopnęłam z dużą siłą kamyk przed sobą, który potoczył się kilka metrów do przodu po piasku i zatrzymał.
- Co zrobił ci ten biedny mały kamień? – Zaśmiał się krótko pojawiając się znikąd. - Nie powinnaś chodzić sama. Krążą plotki, że niektóre drużyny lubią eliminować rywali poza konkurencją. –Ostrzegł.  Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tego.
- Nie boję się.  Zresztą, ciągle ktoś za mną łazi i mnie niańczy. Chcesz dołączyć do tego grona? – Westchnęłam.
- Nie trzeba cię niańczyć Mai, dobrze o tym wiesz. – Uśmiechnął się ciepło. – Pokazać ci miasto?
- A nie masz jakiś ważnych obowiązków jak wszyscy dookoła Gara?
- Akurat mam przerwę na lunch? – Zaśmiał się. No tak był Kazekage, więc pewnie mógł sobie robić przerwy kiedy chciał, jeśli nie było jakiś naglących spraw państwowych.
- Z miłą chęcią. – Uśmiechnęłam się do chłopaka ruszając za nim.
- A twoja mroczna niańka nie idzie?
- Kto?
- No Sasuke.
- Aktualnie się do mnie nie odzywa. – Wzruszyłam ramionami. – Dlaczego o niego pytasz?
- Tak, tylko.- Uśmiechnął się do mnie dziwnie patrząc gdzieś w dal. -  Słyszałem, że wyszłaś pierwsza z sali.
- Tak jakoś wyszło. - Wzruszyłam ramionami. - Powiesz mi coś o kolejnym etapie? Na moją drużynę nie mam co liczyć. - Westchnęłam ciężko.
- Nie mogę powiedzieć Ci nic więcej od twojego senseia. Wybacz. Nie powinnaś też obwiniać swoich kompanów o zatajanie faktów. Chcą dla ciebie jak najlepiej.
- Nie prawda, świetnie się bawili testują mnie. – Burknęłam zirytowana.
- To nie tak. Jesteście poddawani egzaminowi, oni mają dużo większe doświadczenie w boju od ciebie. Myślę, że po prostu chcą wybadać na ile jesteś gotowa. Egzamin to nie zabawa.
- Tak wiem mogę nawet zginąć. - Wywróciłam oczyma. Słyszę to już n-ty raz.
- Właśnie, więc przestanę prawić kazania i spędzimy miło czas we dwoje. Może to być ostatnia okazja. - Zaśmiał się.
- Zabawne.

Jak obiecał, tak zrobił. Spędziłam bardzo miłe chwile, zobaczyłam Sunę z zupełnie innej perspektywy, zasmakowałam tutejszych przysmaków. W końcu wróciłam do pokoju. Było już dość późno więc sprawdziłam jeszcze raz swój wcześniej przygotowany bagaż i położyłam się spać. Nie odezwałam się słowem do chłopaków ukazując moje zbulwersowanie oni jednak nie wydawali się być tym przejęci. Jak przypuszczałam zaśnięcie w takich warunkach wcale nie było łatwą sprawą. Za dużo myśli kłębiło się w mojej głowie. 

niedziela, 15 lutego 2015

30. Przeszłość.

Czekałem cierpliwie aż w końcu się obudzi. Biorąc pod uwagę to jak wiele wypiła i jak późno zasnęła czułem, że może być bardzo nieprzyjemnie. Zwłaszcza, gdy dotrze do niej gdzie jest.
Gdy wróciłem do pokoju z herbatą ona już spała. Ku mojemu zaskoczeniu leżała w moim łóżku, przebrana w koszulkę, którą jej wcześniej dałem. Owinęła się kołdrą i zatonęła w pościeli smacznie śpiąc. Nie miałem zamiaru jej przeszkadzać. Poszedłem wziąć prysznic i przebrałem się do spania, po czym położyłem obok niej. Skoro miałem już i tak przesrane to, czemu miałbym spać na niewygodnej sofie?
Gdy zaczęła mruczeć i przeciągać się przez sen nie potrafiłem oderwać od niej oczu, uśmiechała się. Może śniło jej się coś miłego. Otworzyła leniwie oczy i znów je zamknęła. Westchnęła ciężko marszcząc brwi. Zdążyła się już zorientować, że coś jest nie tak, albo zaczęła odczuwać skutki wczorajszego picia. Powoli i niepewnie otworzyła kolejny raz oczy a gdy nasze spojrzenia się spotkały jej tęczówki rozszerzyły się w szoku. Nie umiałem powstrzymać wrednego uśmieszku, który malował się mi na twarzy. Mai szybko zacisnęła mocno powieki. – Koszmar. – Wyszeptała cicho kręcąc głową z niedowierzaniem. Po kilku głębokich wdechach zaczęła niepewnie otwierać oczy, najpierw jedno a potem drugie. Gdy dotarło do niej, że to nie sen zerwała się do siadu. Z mojej perspektywy było to, co najmniej komiczne. – Co? Jak?  Kurwa… - wymamrotała pod nosem zawieszając wzrok na mojej klatce piersiowej, patrząc jak opada i podnosi się, gdy oddycham. Widziałem jak usilnie próbuje poskładać wczorajszy wieczór do kupy. Zastanawiałem się czy zasłonić twarz poduszką, czy może zasłonić uszy dłońmi, gdy zacznie wrzeszczeć, jednak ona dalej milczała patrząc się w ten sam punkt. Zaczynałem się o nią martwić. – Nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust. – Oznajmiła kładąc się z powrotem do łóżka. Schowała twarz w poduszkę ciężko wzdychając. Nie rozumiałem zupełnie, o co jej chodzi. Usiadłem opierając się wygodnie o zagłówek łóżka plecami, obserwowałem ją uważnie. Leżała zemną w łóżku i nie krzyczała na mnie. To było, co najmniej dziwne.
- Mai? – Zapytałem w końcu niepewnie, gdy zamknęła z powrotem oczy układając się do snu. Otworzyła je powoli, patrząc na mnie znużona.
- Co? Chce spać. –Wymruczała sennie wtulając się w moją pościel. – Nie gap się tak na mnie. Miałam koszmar. – Skrzywiła się.
- Nie jestem koszmarem. – Stwierdziłem oburzony, a ona machnęła na mnie ręką z ignorancją.
- Chciałabym byś był moim koszmarem. Uchiha świat nie kręci się wokół ciebie. – Posmutniała.
- Rozwiń. – Nakazałem. Skoro chciała tu leżeć naprawdę coś strasznego jej się śniło.
- To nie był koszmar. –Sprostowała przykładając dwa palce do podstawy nosa ściskając ją mocno. Pewnie pękała jej głowa. – Coś realistycznego. Aż za bardzo.
- I to jest straszniejsze niż to, że obudziłaś się w moim łóżku, ze mną, nie pamiętając niczego? – Uniosłem brwi pytająco. Normalnie namalowałaby najczarniejszy ze scenariuszy albo, chociaż zaczęła wrzeszczeć.
- Owszem, nie boję się ciebie. Mówiła ci to już. Nie zrobiłbyś mi nic nawet, jeśli bardzo byś tego chciał. Po za tym nie pierwszy raz leże w łóżku jakiegoś faceta. To, że mam na sobie twoją koszulkę, a ty jej nie masz też nie robi na mnie wrażenia. – Ziewnęła. – Śnił mi się mój chłopak. – Zagryzła wargę i spuściła wzrok. Była wyraźnie zasmucona. Myślałem, że o nim zapomniała. A ona o nim śniła i to śpiąc w moim łóżku.
- To chyba normalne, że za nim… - Przerwała mi.
- Nie. Nie tęsknie za nim. Wyleczyłam się z tego już dawno. To prawie rok jak tu siedzę. Kto normalny dalej wzdychałby do mglistego wspomnienia po facecie? Nikt.
- Wiec? No i co ty mi tu insynuujesz? - Czy ona właśnie przyznała się że... No.
- Nic. - Wywróciła oczyma.- Obudziłam się na jakiejś lekcji w klasie. Zdawało mi się, że przysnęłam, bo nauczycielka przynudzała a on mnie obudził. Stał nade mną, był tak wyraźny, ja nigdy. Pamiętałam najdrobniejsze szczegóły jego twarzy, czy mundurka szkolnego, który nosił w niewłaściwy przepisom sposób. Otoczenie klasy, zapachy, inni ludzie w sali. To było realne do tego stopnia, że rozmawiając z Shethem miałam wrażenie, że to całe życie tu śniło mi się zanim mnie zbudził. Konoha, misje, shinobi, mój brat, ty. Wszystko. Sen zwykły, sen. Wytwór mojej nad wyraz wybujałej wyobraźni. To było przerażające. – Wyjaśniła podnosząc się do siadu patrząc na mnie uważnie.
- Jak to?  Nie chciałabyś tam wrócić? Przecież ciągle powtarzasz, że tu nie pasujesz. – Wyrzuciłem jej. Mógłbym przyzwyczaić się do widoku jej w moich rzeczach. Rozpraszała mnie.
- Nie pasuje tu, ani tam. – Westchnęła ciężko. – Nie chce tam wracać. Chce tu zostać i poukładać sobie życie w końcu. Mam tu brata i prawdziwych przyjaciół.
- To pewnie przez ten alkohol. Nie przejmuj się. – Uśmiechnąłem się do niej krótko.
- Ta, masz coś na kaca? – Zapytała przygryzając dolną wargę. – Przepraszam za wczoraj. Stanowczo za dużo wypiłam.
- Pamiętasz wszystko? – Zdziwiłem się.
- Chyba… - Burknęła czerwieniąc się. – Jest mi głupio. Dałam się ponieść i podpuścić. Gadałam od rzeczy. – Poprawiła swoje włosy odkrywając się. – Następnym razem jak zasnę w twoim łóżku trzaśnij mnie czymś ciężkim a nie kładź się obok.
- Zmęczony byłem.
- Ehe. – Popatrzyła na mnie pobłażliwie.
- Nie wierzysz mi? – Zapytałem przysuwając się do niej gwałtownie patrząc prosto w jej zielone oczy.
- Gdzieżbym śmiała Sasuke-kun. – Prychnęła znosząc moje spojrzenie.
- Nie mów tak do mnie. – Założyłem jej kilka kosmyków za ucho niemal do niej mrucząc. Skoro ona mogła to ja też.
- Jakoś one mogą.
- One to nie ty, Mai. Zazdrosna?
- Chciałbyś. – Uśmiechnęła się pobłażliwie kładąc mi dłoń na torsie. – Nie mam być, o co zazdrosna. – Stwierdziła odpychając mnie i wstając z łóżka. Zachwiała się delikatnie. – Yh. – Wzdrygnęła się zbierając swoje rzeczy z podłogi.
- Gdzie idziesz? - Zapytałem nie spuszczając z niej wzroku. Moja koszulka prezentowała się na niej niesamowicie interesująco.
- Do siebie? Jeszcze sobie ktoś, coś pomyśli. - Westchnęła ciężko powłócząc nogami do wyjścia. - I przestań się gapić Uchiha.
- Nie gapię się. - Uśmiechnąłem się zadziornie wreszcie skupiając jej uwagę na mnie. Zlustrowała mnie spojrzeniem pełnym politowania przechylając głowę pytająco. - Podziwiam. - Dodałem ubiegając jej pytanie.
- Pff. Zabawny jesteś. - Poczerwieniała delikatnie odwracając ode mnie subtelnie wzrok. Widziałem dokładnie jak się peszy i spina.
- Może. Nie znam się na tym. Za to nigdy nie miałem okazji oglądać moich rzeczy na kimś innym. Tak jak myślałem każdemu w niej dobrze. Nawet tobie. - Uśmiechnąłem się wrednie. Jednak ku mojemu zdziwieniu Mai wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Obraziła się. Miałem zamiar ją zdenerwować, uwielbiałem się z nią droczyć. Nie chciałem by wychodziła.

Skoro jego zdaniem byłam ostatnią osobą, która wyglądałaby ładnie w jego rzeczach to, po co mi je w ogóle dawał?! Idiota jeden. Nie ma to jak od rana mieć zły nastrój. Myślałam, że nie może być gorzej, lecz gdy tylko przekroczyłam próg pokoju niemal nie zeszłam na zawał.
- O Kami-sama! - Wrzasnęłam przestraszywszy się Itachiego siedzącego w fotelu.
- Schlebiasz mi, ale nie, Mai. Itachi. - Uśmiechnął się, chyba. Mimikę twarzy Itachiego trudno było rozgryźć. - Myślałem, że już nie wstaniecie. Bałem się jednak wchodzić do pokoju Sasuke.
- Niby, czemu? - Wywróciłam oczyma ukazując moje zirytowanie.
- Nie udawaj. Będę wujkiem? - Zamrugałam i oniemiałam. Co on właśnie powiedział? Okej. Spalam w pokoju Sasuke. W jego łóżku i no niby mam na sobie jego rzeczy, ale to wcale nie tak.
- Dlaczego wszyscy Uchiha są tak upierdliwi?
- Wszyscy? Jest nas raptem dwóch.
- To o troje za dużo jak na mnie. - Westchnęłam ciężko łapiąc się za podstawę nosa. Upierdliwi Uchiha i upierdliwy ból głowy. Świetnie. - Po co przyszedłeś. Bo mam nadzieje, że jednak nie tylko po to by się pośmiać. To nie jest mój dzień.
- Twojego brata nie ma i raczej nie będzie, więc postanowiłem, że dzisiejszy trening przeprowadzę ja. Na pocieszenie możesz użyć Sasuke, jako worka treningowego.
- Trening. - Jęknęłam. - A nie możemy sobie odpuścić? Ostatnie, o czym maże to spędzać z wami dzień na polu w mroźny dzień.
- I śnieżny.
- Miło. - Wywróciłam oczyma. To naprawdę byli bracia.
- Nie martw się pójdziemy do dojo. Dziś trening z Bo. Ubieraj się. Masz dziesięć minut.
- A śniadanie? – Jęknęłam czując jak burczy mi w brzuchu.
- Poproś Sasuke może ci zrobi. - Zaśmiał się wychodząc z pokoju.

Nie wiem, który to już raz oberwałam z Bo od Itachiego przestałam liczyć po trzydziestym. Starszy Uchiha wcale mi nie pobłażał na treningu. Zaczęliśmy niewinnie od rozgrzewki. Kilka okrążeni po parku i jakiś ćwiczeń rozciągające, bo jak twierdzi Itachi świeże, mroźne powietrze to idealne lekarstwo na kaca. Gdy w końcu się nade mną zlitował widząc jak dygotam cała i szczękam zębami z zimna trafiliśmy do miejskiej sali. O dziwo nikogo w niej nie było. Sala była przestronna, cała wyłożona jasnymi deskami. Miała kilka okien i przestronne rozsuwane drzwi wejściowe. Podstawowe sprzęty treningowe: kilka drewnianych mieczy czy też Bo, materace, drabinki i tym podobne rzeczy zachowane w całkiem niezłym stanie jak na publiczne miejsce. Na początek krótki sparing kontaktowy. Nie miałam szans z chłopakiem, a jednak ku mojemu zdziwieniu kilka razy udało mi się go trafić. Nie żebym od razu go powaliła na łopatki czy coś. Po prostu trafiłam w cel. Jak na shinobi z moim doświadczeniem to mega wyczyn. Tak właśnie powtarzałam sobie w głowie by nie dołować się niepowodzeniami. Nie sądziłam, że trening będzie lekki i przyjemny, ale to zaczynało przerastać moje oczekiwania.
- Przestań się wygłupiać Mai. Skup się! – Wydawał polecenia jak rasowy trener. Patrzył na mnie surowym wzrokiem i wytykał każdy błąd. Wiem, że chciał dobrze, ale chyba odrobinę przeginał.
- No skupiam się! – Zawołałam uchylając się przed ciosem. Jednak to nic nie dało. Zanim zdążyłam zareagować oberwałam kijem w bok.
- Widzę. – Prychnął gotując się do następnego ciosu. Odskoczyłam i zamachnęłam się na niego wkładając całą siłę w cios. Trafiłam w jego plecy z taką siłą, że powinien się przewrócić. On jednak wyparował.
- Klon. – Syknęłam pod nosem zirytowana.
- Naprawdę myślałaś, że to będzie aż tak proste? – Zapytał pojawiając się przede mną i wymierzając cios prosto w mój brzuch. Padłam na kolana, wypuściłam z rąk Bo łapiąc się za obolałe miejsce.
- Itachi zróbmy przerwę… ledwo żyje. –Sapałam z wycieczenia klęcząc przed chłopakiem.
- Nie ma na to czasu. Jeśli chcecie wziąć udział w tegorocznym egzaminie na chuninna to musisz dogonić brata i Sasuke, albo chociaż inne dzieciaki startujące tam. Słyszałem, że w tym roku nie tylko nasza drużyna startuje „dla formalności” by odebrać kamizelkę. Konkurencja będzie silniejsza niż zwykle. Zginiesz, jeśli się nie przyłożysz.
-Z-Zginę? – Zamrugałam oniemiała przełykając głośno ślinę. – Przecież to tylko konkurs.
- Konkurs i chyba od zawsze zdąża się jeden czy dwa przypadki śmiertelne. Oczywiście wszystko jest „niechcący” i „przez przypadek”. Nikt potem tego nie rozdmuchuje. Każdy wie, na co się pisze. Więc jeśli nie jesteś na to gotowa to odpuść. Chłopaki znajdą sobie kogoś innego, albo poczekają na ciebie.
- Nie. – Zawołałam oburzona. Nie chciałam być kulą u nogi bratu. – Przyłożę się, naprawdę. Daj mi szanse. Proszę. – Westchnęłam ciężko podnosząc się. Byłam cała obolała, ale chciałam dalej trenować.
- Przynajmniej masz w sobie ducha walki. – Uśmiechnął się kpiąco. – Może jednak coś tam z ciebie wyrośnie. – Rozczochrał moje włosy zaczepnie. - Napij się i wracamy do treningu. – Polecił. Drzwi dojo rozchyliły się a do sali weszła ciemna postać. Przestałam słuchać Uchihy. Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w postać zmierzającą w moją stronę.
- Seth… - Westchnęłam cicho zamykając oczy i biorąc głęboki wdech. Próbowałam odpędzić jego postać z przed oczu, ale on nie znikał. Zbliżał się coraz bardziej. Rozejrzałam się spanikowana po sali. Itachi nie zwracał na niego uwagi. Czyżby go nie wyczuł?  Może to po prostu sen, zemdlałam na macie z wycieńczenia i tyle. – Odejdź… - Burknęłam przerażona pod nosem gdy postać była kilka kroków ode mnie. – Proszę. Seth… - Zacisnęłam mocno powieki niemal płacząc a on się odezwał.
- Wróć Mai. – tak znajomy głos. Przeszedł mnie lodowaty dreszcz. To nie mogło się dziać naprawdę. Potrząsnęłam głowa jeszcze raz by odpędzić zmorę.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. Itachi nie mówił ci, że przyjdę? – Zapytał a ja otworzyłam oczy zdziwiona. Przede mną stał Sasuke. Patrzyła na mnie uważnie, niezadowolony.
- Ja widziałam… nieważne. – Westchnęłam w popłochu siłując się z butelką wody.
- Daj to. Jesteś shinobi a butelki nie umiesz odkręcić. – Wywrócił oczyma wyrywając mi plastik. – Poza tym mam na imię Sasuke. Sala treningowa to nie miejsce na bujanie w obłokach, wiesz? – Zlustrował mnie lodowatym spojrzeniem oddając mi wodę. Ciarki przeszły mi po plecach, nie potrafiłam znieść jego intensywnego spojrzenia na sobie. Spuściłam wzrok.
- Sasuke… ja … - Jąkałam przestraszona. Ręce drżały mi z przerażenia a serce waliło jak oszalałe. Nie miałam pojęcia, co się zemną dzieje i czemu nagle wszędzie widzę Sheta.  
- No co? – Zapytał zirytowany. – Przerabialiśmy to już rano. Tęsknisz za nim i tyle. Może po prostu wracaj tam w cholerę. Było dobrze jak cię tu nie było Mai. Nikomu tu nie jesteś potrzebna.
- Sasuke… - Oczy zaszły mi łzami. Poczułam jak jego słowa kują mnie w serce sprawiając wielki ból.

To wszystko męczyło mnie przez cały dzień. Było jak denerwująca piosenka, której nienawidzimy, powracająca wciąż i wciąż w myślach. Dobijająca nas od środka. Chodziłam jak struta warcząc na wszystko i wszystkich. Nie miałam ochoty na niego patrzeć a co dopiero z nim rozmawiać. Unikałam go jak ognia.
Nie przespałam pół nocy, przerzucając się z prawego boku na lewy w moim nowym łóżku. Ciągle myślałam o słowach Sasuke, które naprawdę mnie zabolały, o Sethie. Jego twarz wracała do mnie z tym samym wyrazem, drażniąc coraz bardziej i bardziej.
W końcu ubrałam się i wyszłam z pokoju przez balkon. W środku głuchej nocy miałam wrażenie, że coś mnie woła. Postanowiłam pognać za tym uczuciem przed siebie. Chciałam by w końcu dało mi spokój. Czułam, że dopóki nie dowiem się co to, nie zaznam go.
W noce takie jak ta przy bezchmurnym niebie, księżycu w pełni i siarczystym mrozie na pewno nie działo się nigdy nic dobrego. Zastanawiałam się czy czytałam lub słyszałam jakąkolwiek pozytywną historie odbywającą się w takiej właśnie scenerii. Do tego wszystkiego jak wisienki na torcie brakowało tylko jakiś przeraźliwych ryków lub wycia dzikiego zwierza.
To, co mnie ciągnęło nie było z pewnością dobre. Było mroczne i tajemnicze, przeszywające i mrożące krew w żyłach. Jednak z moim upodobaniem do ładowania się w kłopoty nie potrafiłam powstrzymać pokusy. Gdy wybiegłam za mury wioski zatrzymałam się w lesie tuż przed wrotami świątyni, w której znaleziono mnie pierwszego dnia. Zza drzwi biło dziwne jaskrawo błękitne światło. Ciągnięta ciekawością pociągnęłam jedno skrzydło do siebie otwierając je. Jednak, gdy weszłam do środka światła już nie było. – Ktoś tu jest? – Zapytałam niepewnie, rozglądając się niepewnie na wszystkie strony ciemnego pomieszczenia. Wyraźnie czując czyjąś obecność jednak nie była to zwyczajna chakra. Coś innego. Mrocznego. Co gorsza zdawało mi się, że czułam już kiedyś coś podobnego. – Pokaż się. – Nakazałam jednak odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Poczułam chłód wiatru na nagim karku. Przeszedł mnie dreszcz. Odwróciłam się gwałtownie w stronę wejścia. W jego progu stała ciemna postać. Oświetlona jedynie bladym światłem księżyca rzucanym z zewnątrz.  – Kim jesteś? – Zawołałam starając się ukryć przerażenie, jakie mnie ogarnęło.
- Pytasz mnie, kim jestem? – Zapytał rozbawiony cień. Jego słowa były jak zimny prysznic. Tak znajomy głos i zarazem tak odległy. – Prosiłem byś wróciła. Wystarczy już tej zabawy Mai.
- S-Seth… - Oniemiałam.
- Więc jednak wiesz kim jestem? – Zapytał robiąc kilka kroków w moją stronę a ja odruchowo cofnęłam się. – Boisz się?
- To niemożliwe. – Wyszeptałam kręcąc głową z niedowierzaniem. – Ciebie nie ma, to sen.
- Nie prawda Mai. Wracajmy. – Mówił spokojnie i powoli opanowany jak zawsze. Zbliżał się do mnie niebezpiecznie szybko.
- Gdzie? – Zapytałam czując jak moje plecy spowija chłód kamiennej ściany.
- Do domu, głuptasie. – Zaśmiał się zbliżając się do mnie na krok i gładząc mój policzek kciukiem.
- Przestań. – Wyjąkałam sparaliżowana strachem.
- Dlaczego? Przecież to lubisz, skarbie. – Zapytał pochylając się nade mną.
- Ja… To bez sensu. – Wybąkałam a on mnie pocałował. Moją głowę przeszyła fala wspomnień. Poczułam, że coś we mnie pęka i pociekły mi łzy po policzkach.
- Wracajmy. Nie powinnaś tu być.  – Wyszeptał delikatnie dotykając moich ust swoimi przy każdym słowie.
- Nie! – Zawołałam wyszarpując się. Ruszając przed siebie w pędzie nie oglądałam się za siebie. Usilnie próbowałam wyrzucić ten pocałunek z głowy. Bezskutecznie.
- Wracaj Mai. To nieuniknione. – Zawołał za mną, albo w mojej głowie. Nie jestem pewna. To wszystko działo się tak szybko, tak niewiarygodnie. Nie potrafiłam rozgraniczyć jawy od rzeczywistości, radości od strachu. Tęsknoty od żalu, chłodu od ciepła. Wszystko w mojej głowie się kotłowało. Nawet nie wiem ile zajęła mi droga do domu.
Zdyszana i zziębnięta weszłam do pokoju, który uderzył mnie przyjemnym ciepłem. Czułam jak zimny pot spływa mi po plecach a oczy pieką od płaczu. Zamknęłam w pośpiechu drzwi balkonowe i osunęłam się po szkle siadając na podłodze. W załamaniu schowałam głowę między kolanami próbując uspokoić rozkołatane serce.
- Gdzie byłaś? – Usłyszałam surowy głos. Podniosłam ostrożnie głowę do góry rozglądając się po pokoju. Chłopak siedział na moim łóżku patrząc na mnie czerwonymi oczyma w skupieniu.
- Sasuke…- Wyburczałam przygryzając mocno dolną wargę by nie wybuchnąć płaczem. Oblizałam usta i przełknęłam głośno czując nadal na ustach smak Jego ust.
- Ogłuchłaś? Gdzie byłaś? – Zapytał ostro wstając z łózka.
- Idź sobie. – Powiedziałam chowając znowu głowę w kolana objęłam nogi rękoma ciężko wzdychając.
- W co się znowu władowałaś? – Zapytał. Wiedziałam, że stoi nade mną nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Co miałam powiedzieć, że zwariowałam? – Mai do cholery. Nie ignoruj mnie. – Warknął szurając moje kolano swoim. Gdy znów mu nie odpowiadałam złapał mnie mocno za przedramię i pociągnął do góry. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały jednak szybko speszona jego kekkei genkai odwróciłam wzrok. Miałam wrażenie, że jego oczy przewiercają moją głowę na wylot tworząc w niej wielką dziurę. – Mów.
- Daj mi spokój. – Wydusiłam z siebie niemal płacząc. Wyrwałam mu rękę z uścisku, po czym zaczęłam ją rozmasowywać. Sasuke nigdy nie umiał być delikatny w złości, a teraz był zły i to bardzo. Wiedziałam to po jego mowie ciała. Był spięty i szorstki. Nienawidził nie wiedzieć. Wtedy musiał być zależny od drugiej osoby. Od jej skłonności do wywodów. To, że próbował wyciągnąć coś zemnie wcale nie było ułatwieniem. Nie oszukujmy się byłam upartym człowiekiem. – Chce iść spać. – Oznajmiłam podchodząc do komody w poszukiwaniu rzeczy do spania.
- Jesteś naprawdę irytująca. Nie mam pojęcia jak ktokolwiek z tobą wytrzymywał. – Prychnął.
- Super. Idź sobie. Nikt cię tu nie zapraszał. Przecież cię nie obchodzę. – Syknęłam wyrzucając mu wczorajsze słowa, odwracając się do bruneta.
- Nie dziwię się wcale, że wychowywały cię niańki. Twoi rodzice mieli dosyć rozwydrzonego bachora, jakim jesteś, a ten twój chłopak jak mu tam było… Seth. Pewnie skacze z radości, że zniknęłaś. – Zanim zdążył dokończyć ostatnie słowo spoliczkowałam go. Poczułam przeszywający ból promieniujący z mojej dłoni, gdy dotarło do mnie, co zrobiłam. Otworzyłam szeroko oczy z przerażenia zsuwając powoli rękę na dół. Wzięłam głęboki wdech i zacisnęłam pięści patrząc na Uchiha wrogo.
- Jak śmiesz? – Wysyczałam. – Nic nie wiesz. O nim. O moich rodzicach. O mnie… Wydaje ci się, że mnie przejrzałeś, że mnie znasz? Wynoś się stąd.
- Tak jak mówiłem. Jesteś rozwydrzonym bachorem, który wścieka się, gdy ktoś nie chce tańczyć jak mu się podoba. – Patrzyłam na niego a złość we mnie kipiała. Zacisnęłam znów pięści. – Uderzysz mnie znowu?  Uważaj, bo się popłacze. – Mówił tak zimnym i obojętnym głosem, przerażające.
- Jesteś idiotą Uchiha! – Warknęłam uderzając go w tors bezsilna. Byłam na skraju rozpaczy, a on musiał mi jeszcze dokładać. Kochany Sasuke. – Nie możesz dać mi spokoju?  Po prostu wyjść?  Nie mam siły by się z tobą użera.
- Nie mogę. – Uśmiechnął się wrednie łapiąc mnie mocno za nadgarstek. – To zbyt dobra zabawa.
- Dupek.
- Mogłabyś być dla mnie czasem milsza. – Patrzył się na mnie wyraźnie zadowolony. Zachowywał się jak kobieta w ciąży pięć sekund temu mnie wyzywał a teraz się cieszy jak głupi do sera. Idiota. – Jeśli myślisz, że zapomnę co powiedziałaś wtedy to się pomyliłaś.
- Co powiedziałam takiego hm?
- Że mnie lubisz.
- No i? – Wywróciłam oczyma. – Najwyraźniej miałam chwile słabości. Zresztą powiedziałam, że lubię też Gare i?
- Musisz o nim wspominać?  
- Tak muszę. On przynajmniej mnie nie wyzywa od rozwydrzonych bachorów Uchiha.
- Dobrze wiem, że lubisz się zemną droczyć.
- Wcale. – Westchnęłam ciężko. – Wolałabym mieć spokój, I tak mam już za dużo na głowie… Chyba wariuje już powoli.
- Hm? – Patrzył na mnie pytająco czekając na rozwinięcie.
- Nie ważne.
- Mów.
- Nie? Przecież i tak ci nie zależy na mnie. Nikomu tu nie jestem potrzebna. – Powiedziałam patrząc na niego pustym spojrzeniem, chciałam by dostrzegł jak bardzo mnie to zabolało.
- Mów. – Powiedział ściągając groźnie brwi i przyciągając mnie bliżej siebie. Zignorował kompletnie moje starania. Nagle jednak jego uścisk zelżał a wyraz twarzy zmienił się. Poczułam jak jego kciuk pociera mój policzek – Płakałaś?
- Nagle cię obchodzę? Idź już. Naprawdę jestem zmęczona. Nie spałam nic. – Westchnęłam ciężko natychmiast orientując się, że mój długi jęzor wcale nie pomaga.
- Co cię meczy?
- Nie pójdziesz sobie nie? – Westchnęłam ciężko. Postanowiłam zignorować obecność chłopaka i wyszłam do łazienki umyć się i przebrać do spania z nadzieją, że go już niezastane jednak, gdy wróciłam susząc głowę ręcznikiem on dalej siedział na moim łóżku. – Nie masz własnego życia? Idź spać. Jest środek nocy.
- Skoro tak ładnie prosisz. – Powiedział rozkładając się na moim łóżku. Był w piżamie, dopiero teraz to do mnie dotarło. Miał na sobie tylko ciemne dresowe spodnie. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem zastanawiając się czy poszedł się przebrać, gdy mnie nie było czy jednak od początku był tak ubrany. – Coś nie tak?
- Nie nic. Po za tym, że to jest moje łóżko.
- No i? – Popatrzył na mnie jakbym była najgłupszym człowiekiem na świecie. – Wczoraj ty spałaś w moim.
- To nie to samo. – Zaczęłam się tłumaczyć. - Byłam zmęczona i pijana i… - Westchnęłam ciężko czując, że to nie ma sensu. Stanęłam przed łóżkiem dalej susząc włosy zachodząc w głowę jak się go pozbyć.
- Ja tęż jestem strasznie zmęczony. – Powiedział teatralnie ziewając. – Kładź się. Włosy już suchsze nie będą. – Stwierdził zabierając mi ręcznik a ja patrzyłam na niego oniemiała. Bezczelność. – No co?
- Konkretnie to nic takiego. Może to i twój dom, ale to nie znaczy, że możesz się tu panoszyć Uchiha. – Zanim zdążyłam złożyć kolejne zdanie leżałam na łóżku a on wisiał nade mną szczerząc się wrednie.
- Powiesz mi co cię męczy to sobie pójdę.
- Zejdź zemnie. Nie będę z tobą w ten sposób rozmawiała ba wcale nie będę. – Fuknęłam na niego próbując go odepchnąć rękoma opierając się na jego nagim torsie.
- Dlaczego? – Zapytał skupiając się na mojej twarzy wisząc nade mną nadal niewzruszony moimi poczynaniami.
- „Może tam po prostu wracaj w cholerę. Było dobrze jak cię tu nie było Mai. Nikomu tu nie jesteś potrzebna.” Może dlatego? – Na te słowa chłopak się zaśmiał siadając na łóżku. – Co cię tak bawi?
- Naprawdę pamiętasz co ci powiedziałem słowo w słowo? – Zapytał powstrzymując rozbawienie. Wzięłam głęboki wdech i podniosłam się do siadu. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Wcale nie chciałam by wiedział, że się tym przejęłam. Przecież jego zdanie nie powinno mnie obchodzić.
- Odwal się ode mnie wreszcie co? – Warknęłam spuszczając wzrok.
- No już. – Powiedział łagodnie podnosząc moja twarz delikatnie za podbródek bym na niego spojrzała. – Tylko nie płacz. Wiesz, że tego nienawidzę.
- Będę robiła co mi się będzie podobało. – Przymrużyłam oczy patrząc na niego groźnie.
- W to nie wątpię. Zapewne wszystko to będzie na złość mnie. – Uśmiechnął się krótko.
- Przestań tak robić. – Burknęłam odsuwając jego dłoń.
- Niby co? – Zapytał zakładając mi niesforne kosmyki wilgotnych włosów za ucho.
- Zachowujesz się jakbyśmy siedzieli na emocjonalnej huśtawce. – Westchnęłam ciężko odwracając wzrok od Sasuke.
- Serio? Wybacz. – Zaśmiał się krótko. – Nie odwracaj wzroku Mai. Przecież nie gryzę.
- Jeszcze. – Zaśmiałam się pod nosem.
- Słucham? – Zapytał przysuwając się do mnie. Otworzył buzie ukazując mi swoje białe zęby.
- Przestań idioto. – Zachichotałam broniąc się, chłopak jednak złapał mnie w tali i ugryzł delikatnie w obojczyk.
- Mniam. – Oblizał się odsuwając się od mojego karku.
- Jesteś chory. – Stwierdziłam rozbawiona. – Naprawdę chory.
- To twoja wina Mai. – Wymruczał mi do ucha, po czym przygryzł je delikatnie niemal nie wyczuwalnie. Zaczerwieniłam się chyba w każdym możliwym miejscu ciała.
- Sasuke… - Burknęłam speszona. Przewróciło mi się w żołądku, a moje ciało przeszła fala przyjemnego ciepła. To było niesamowite uczucie. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego on się tak zachowywał i co gorsza, dlaczego mi się to podobało. Przecież to Sasuke.
- Powiesz mi gdzie byłaś i co się stało? – Zapytał przytulając mnie delikatnie.
- Nie mogłam spać przez to wszystko, wyszłam się przejść. – Wytłumaczyłam odsuwając się od chłopaka subtelnie. – Znowu widziałam Sheta… tylko.- Przerwał mi z niezadowoleniem.
- Tylko co?
- Chodzi o to że, ja nie tylko go widziałam i słyszałam. Czułam go, pocałował mnie i to było takie realne. Ja…
- Nawet nie kończ. Nie chce więcej o nim słuchać. Ja pierdole. – Warknął gwałtownie wstając z łóżka. – Zastanów się pięć razy zanim następnym razem stwierdzisz, że wyleczyłaś się z miłości do jakiegoś kolesia ok? Poukładaj sobie w tej głowie, bo masz na serio tam narąbane Mai.
- Sasuke… - Burknęłam smutno. – Chciałeś wiedzieć i…

- Już nie chcę. Wracaj sobie do niego. – Warknął wychodząc trzasnął drzwiami.
>