piątek, 3 października 2014

27. Mała powódź wielki problem.


Byłam normalna. Przynajmniej tak mi się zdawało. Wstawałam rano czasem wcześniej, czasem później. Zjadałam śniadanie i ruszałam na trening. Wieczorem zanosiłam świeże kwiaty na grób rodziców, wracałam i kładłam się spać. Często zwracałam uwagę Naruto na ogólnie panujący syf w domu. Nie miałam zamiaru po nim sprzątać a i on się do tego nie garnął. I tak przez prawie dwa tygodnie, aż do tego jakże pięknego poranka. Niby nic specjalnego. Promienie słoneczne leniwie wdzierały się do pomieszczenia przez niesfornie rozwiewane oliwkowe zasłonki, rześki wiatr dostawał się do pokoju przez uchylone okno, a moich uszu dobiegał piękny śpiew ptaków za oknem. Wróć… To wcale nie wyglądało tak. Ten dzień zaczynał się okropnie. Było zimno i mokro, co było typowe w listopadzie jednakże dziś działało mi to na nerwy bardziej niż zwykle. Słońca nie było, za to było pochmurno i szaro w powietrzu było czuć wilgoć a za oknem lało. Krople deszczu uporczywie uderzały w metalowy parapet aż dudniło mi w uszach. Na dodatek jakiś kruk skrzeczał za oknem. Irytujące ptaszysko. Miałam ochotę go wypatroszyć.
Było tak zimno, że wstając zarzuciłam na siebie kołdrę owijając się nią poczłapałam do okna ze złością rozsuwając oliwkowe zasłony płosząc przy tym zwierzę siedzące na parapecie. Przeciągnęłam się mierząc powolnie spojrzeniem widok za oknem jakby chcąc przestraszyć pogodę. Obróciłam się na pięcie i zrezygnowana podeszłam do drzwi pokoju, z zamiarem wzięcia przyjemnej i ciepłej kąpieli chwyciłam za klamkę. Niestety wychodząc z pokoju poślizgnęłam się i wylądowałam na tyłku u stóp Pana Ciemności.
- Mogę wiedzieć, co robisz w moim domu? - Syknęłam piorunując go wzrokiem.
- Właśnie miałem cię zbudzić śpiochu. - Powiedział wyciągając w moim kierunku dłoń. Odtrąciłam ją wstając chwiejnie sama.
- Poradzę sobie. - Syknęłam rozglądając się. Skąd tu tyle wody?
- Przestań warczeć Mai. Zachowujesz się jak rozwydrzony bachor. – Powiedział patrząc na mnie tym swoim lodowatym spojrzeniem. Moja irytacja sięgała zenitu. Dopiero wstałam a już miałam dość tego dnia.
- Bo co Panie pozjadałem wszystkie rozumy? – Syknęłam stając na palcach by zrównać nasze spojrzenia.
- I po co mnie atakujesz? – Zapytał patrząc uporczywie prosto w moje oczy, trzymając ręce w kieszeni z nonszalancją. Sama jego postawa sposób mówienia i spojrzenie przyprawiało mnie o skoki ciśnienia, w końcu nie mogłam znieść jego wzroku i pękłam popchnęłam go z całej siły chcąc go przesunąć i iść jak najdalej od niego, ale zanim się obejrzałam leżałam na nim na podłodze. Sasuke poślizgnął się na posadzce pełnej wody ciągnąc mnie za sobą. – Co ty kurwa robisz? Naprawdę chcesz bym użył przeciw tobie siły? – Zapytał widocznie zirytowany piorunując mnie wzrokiem.
- Nie boje się ciebie idioto. – Prychnęłam rozsiadając się wygodnie na kruczowłosym zakładając ręce na piersi pewna swego. – Nic mi nie zrobisz.
- Dlaczego jesteś tego taka pewna? – Zapytał łapiąc moje nadgarstki w jedną dłoń, zaciskając ją mocniej włączył swoje kekkeigenkai. – Ja nie potrzebuje dwóch dłoni by zrobić ci krzywdę Mai. Zaczynając zemną możesz z góry założyć, że jesteś na przegranej pozycji. 
- Pycha najczęściej prowadzi donikąd Uchiha. Ty chyba doskonale o tym wiesz. – Wywrócił oczyma. Przypatrywałam się mu z góry nie przejmując się tym, że krępuje moje ruchy, a powinnam bo naprawdę był od mnie silniejszy. Leżał na podłodze, był cały mokry. Dosłownie wytarł sobą podłogę w korytarzu. – Po za tym znam twoje mocne i słabe strony.
- To nie pycha a chłodna kalkulacja i porównanie mojej osoby do twojej i niby, jakie słabości, co? – Zakpił uśmiechając się zadziornie do mnie.
- Może w końcu byś mi pomógł Sasuke?! – Usłyszałam zirytowany głos brata dobiegający z naszej łazienki. – Z Mai pogadasz sobie później. Chata mi kurwa tonie!
- Moja wina, że zrobiła sobie zemnie fotel? – Wywrócił oczyma podnosząc się bez najmniejszego wysiłku razem zemną. – Uważaj twój inteligentny brat rozwalił całą sieć wodociągową w mieszkaniu. – Stwierdził stawiając mnie ostrożnie na suchym kawałku podłogi.
- Nie potrzebuje … - Już chciałam go skrzyczeć za to, że mnie dotyka, podnosi i w ogóle, gdy dotarło do mnie co powiedział. – Jak to rozwalił? – Zapytałam idąc za nim do łazienki. W pomieszczeniu było jeszcze więcej wody niż na korytarzu. Co on nawyprawiał?
- Przestańcie się gapić tylko idźcie do kuchni zatkać drugą rurę. Zaraz będziemy mieć tu jezioro. – Jęknął załamany próbując zbierać ciągle napływającą wodę w łazience. 
- Naruto daj sobie spokój. – Usłyszałam za sobą spokojny głos Itachiego. Znowu pojawił się znikąd. – Macie zabrać najpotrzebniejsze wam rzeczy i się wyprowadzić.

Wyprowadzić, wyprowadzić, wyprowadzić. To słowo jak echo rozbijało się w mojej głowie cały dzień. Siedziałam załamana przy kartonach i zwojach ze swoimi rzeczami nie miałam najmniejszej ochoty rozpakowywać tego wszystkiego w tym miejscu. Nie chciałam tu być. Wszędzie tylko nie tu.
Pokój był wręcz idealny w odcieniach ciemnego soczystego fioletu z wielkim wygodnym łóżkiem, ogromną szafą i balkonem. Wszystko było idealne, gustowne i szykowne, czułam się jak w jakimś pałacu tylko, że ten pałac należał do Uchiha. Gdy spakowaliśmy nasze rzeczy z Naruto powędrowaliśmy do Hokage by ta znalazła nam jakieś tymczasowe lokum. Na nasze, a raczej moje nieszczęście nie mogła, albo nie chciała nam niczego znaleźć i wylądowaliśmy tu. Nie mam pojęcia na jak długo, ale już chcę się stad wynosić. Przerażająca wizja dzielenia mieszkania, łazienki, kuchni, przestrzeni osobistej z Sasuke doprowadzała mnie na skraj rozpaczy. Tak bardzo nie chciałam być blisko niego. O Kami, za co?
- Przestaniesz w końcu? – Usłyszałam niski cichy głos Sasuke. Chłopak siedział na moim łóżku od jakiegoś czasu i się we mnie wpatrywał a ja go ignorowałam. Zrobiło się już bardzo późno jednak nie zamierzałam się rozpakować czy chociażby ruszyć z miejsca, tu na podłodze było mi dobrze. – Masz zamiar dzisiaj spać? – Zapytał a ja oderwałam wzrok od podłogi i spojrzałam na niego wymownie. – Jesteś w moim domu i nie pozwolę ci spać na podłodze. Dlaczego musisz być tak uparta?  Nasi bracia dawno już śpią, nie ukrywam, że też bym poszedł już spać. – Powiedział. Nie wiem czy był zmęczony czy może bardziej zirytowany moim zachowaniem, w każdym razie nie zamierzałam wykonywać jego poleceń. Dlaczego po prostu nie mógł mi dać spokoju?
- To idź. – Powiedziałam sucho patrząc pustym wzrokiem przez okno na gwieździste niebo. – Nie rozumiem, po co tu siedzisz.
- Bo… Eh. Po prostu idź spać. – Nakazał.
- Pff… - Wywróciłam oczyma i podniosłam się poprawiając ubranie. Podeszłam do szklanych drzwi balkonowych otwierając je na oścież wzięłam głęboki wdech świeżego, rześkiego powietrza. Po ciele przeszedł mnie dreszcz, na dworze temperatura była bliska zeru stopni było już bardzo późno i ciemno. Zrobiłam krok wychodząc na balkon. Czułam wyraźnie przeszywający wzrok Uchihy na plecach i jego rosnącą irytację. Jednak nic nie mówił, czekał. Czekał na kolejny mój ruch. Jeśli naprawdę myślał, że posłucham i jak grzeczna dziewczynka pójdę spać to się pomylił. Sprawnym ruchem wyskoczyłam przez balkon na niższy budynek obok, przykucnęłam na chwile sprawdzając czy zamierzał za mną ruszyć. Nie czułam go, więc zadowolona z siebie ruszyłam przed siebie. Zwinnie skacząc między dachami Konohańskich budynków rozmyślałam.
Noc była piękna, na niebie migotało mnóstwo gwiazd, pomimo chłodu było przyjemnie. Czułam się jak ptak wypuszczony z ciasnej klatki. Nikt nade mną nie wisiał, niczego nie wmuszał. Mogłam iść, dokąd zechciałam jednak moje nogi powiodły mnie na cmentarz. Przysiadłam przy grobie rodziców, opierając się o nagrobek za mną podkurczyłam nogi do siebie i wpatrywałam się w wyryte litery ich nagrobka. To idiotyczne, ale przesiadując tu czułam ich bliskość. Nigdy nie miałam okazji ich poznać z nimi porozmawiać. Zazdrościłam tego Naruto, ale wiedziałam gdzieś w głębi serca, że oni są przymnie.
- Chyba rozbije ci tu namiot. – Usłyszałam zrezygnowany głos Sasuke. Otworzyłam leniwie oczy, moje powieki zaczynały robić się coraz cięższe.
- Jak? – Wybąkałam patrząc na jego buty przygnębiona. Miałam dość patrzenia na jego kamienną twarz. Zastanawiałam się jak mnie znalazł. Starałam się jak najlepiej zatuszować swoją obecność.
- Nawet za tobą nie szedłem. – Oznajmił przysiadając się obok mnie i wyciągając zwój z kieszeni wzbudzając moją ciekawość.
- Co to? – Zapytałam widząc jak chłopak składa pieczęci by uwolnić przedmiot ze zwoju.
- Koc. Wiedziałem, że tu przyjdziesz i będziesz uparcie marzła. – Wywróciłam oczyma a Sasuke wstał owijając się kocem i usiadł znowu otwierając ramiona. – Chodź tu.
- Zapomnij. Wolę marznąć. – Burknęłam niemal zgrzytając zębami.
- Mhm. – Zaśmiał się przyciągając mnie do siebie i przykrywając. Zrezygnowana wtuliłam się w niego ciężko wzdychając. – Wole znosić twoje zachowanie teraz, niż gdy będziesz chora. Znów pewnie dostało by mi się od Naruto, że o ciebie nie dbam. – Stwierdził wspominając nasze pierwsze treningi.
- Kim niby jesteś że musisz o mnie dbać? – Zapytałam. – Myślałam, że obchodzi cię tylko twoja osoba.
- To się pomyliłaś. - Uśmiechnął się przytulając mnie do siebie.
- Tak? – Zapytałam zaciekawiona jego odpowiedzi.
- No. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a przynajmniej Naruto jest moim przyjacielem, ty jego siostrą, a po za tym jestem twoim sensei’em.
- Nie jesteś nim od dawna Uchiha nie schlebiaj sobie. Teraz jesteśmy drużyną i jesteś zemną na równi. – Oburzyłam się.
- Na równi powiadasz? – Zapyta widocznie rozbawiony moim tokiem myślenia.
- Tak Uchiha.
- Idź już lepiej spać. – Powiedział zamykając oczy.
- Ale…- Burknęłam.
- Spać. – Nakazał rozbawiony.
Noc na cmentarzu. Przerażające, ale nie dla mnie. W tym miejscu czułam się bezpieczniej niż gdzie indziej w tym momencie. Po za tym było mi ciepło i wygodnie, więc zasnęłam wtulona w kruczowłosego.
Gdy słońce zaczęło wstawać, nieznośnie raziło mnie w oczy, więc się przebudziłam. Przeciągnęłam się, po chwili przypominając sobie, kto obok mnie siedzi. O dziwo Uchiha nadal spał. Postanowiłam wstać i rozciągnąć zastałe kości. Zrobiłam to jednak najciszej jak umiałam by go nie zbudzić nie miałam zamiaru go dłużej znosić. Przegnałam się z grobem rodziców i ruszyłam w stronę centrum. Postanowiłam urządzić sobie poranny jogging skoro już się tak szybko przebudziłam.
Biegnąc zamyślona nie zwracałam uwagi na wyludnione drogi miasta. Przekonana, że wszyscy mieszkańcy smacznie śpią biegłam przed siebie aż na kogoś nie wpadłam.
- Przepraszam. – Pisnęłam i poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstki w tak znajomy mi sposób. – Uchiha. – Syknęłam podnosząc wzrok na Sasuke.
- Zaczniesz mówić do mnie po imieniu? – Zapytał. – Dzień dobry Mai.
Jak spałaś? – Zapytał z pretensją w głosie.
- Może być. – Wzruszyłam ramionami. Spało mi się dobrze, ale on nie musiał tego wiedzieć.
- Jeszcze nie spałem na cmentarzu. Następnym razem gdzie mi każesz spać hm? – Zaśmiał się przyciągając mnie bliżej do siebie za nadgarstki nadal mnie trzymając. Był w zaskakująco dobrym humorze. – A może ci zimno hm?
- Nie, rozgrzałam się już. Biegając. – Wytknęłam do niego język zaczepnie.
- Sasuke- kun co u ciebie? – Usłyszałam a Sasuke aż zdębiał. Nawet nie zauważyliśmy jak podeszły do nas dwie dziewczyny. – Co robisz tak wcześnie na mieście? – Zapytała blondynka.
- Trenuje z Mai. – Oznajmił sucho. Kłamczuch. Było po nim widać, że wcale nie miał ochoty z nimi rozmawiać. Po za tym nadal trzymał moje nadgarstki blisko siebie. Pewnie nie chciałbym znów mu uciekła.
- Ah, a my z Sakurą właśnie pomagamy moim rodzicom w rozpakowywaniu świeżego towaru w kwiaciarni. – Mówiąc wskazała na mały sklepik naprzeciw nas.
- Sasuke może nam pomożesz? Tak dawno się nie widzieliśmy. – Uśmiechnęła się różowo włosa. Czułam się ignorowana. Nawet słowem się do mnie nie odezwały tylko, co jakiś czas krzywo patrzyły na dłoń Sasuke zaciśniętą na moim nadgarstku.
- Dobra Sasuke puść mnie. - Zachichotałam. Nie wiem, czemu miałam świetny humor. Może to głupota tych dziewczyn a może Sasuke. - Głodna jestem.
- Nie puszcze, nie jestem naiwny. - Stwierdził przyciągając mnie bliżej siebie kompletnie ignorując wiszące nad nim koleżanki. - Jeśli chcesz możemy iść na śniadanie. - Uśmiechnął się do mnie. Ten dzień zaczynał być dziwny. Chyba zaszkodziła mu ta noc na cmentarzu. Sasuke i uśmiech. Nawet mu z nim do twarzy.
- Nie. Wolę zjeść śniadanie w domu z Naruto i Itachim. - Wytknęłam do niego język.
- Ja z tobą zjem bardzo chętnie śniadanie Sasuke. - Szczerzyła się do niego blondynka. Nie rozumiałam jak one tak mogły. Przecież to nie miało sensu nie sądzę by Sasuke kiedykolwiek zwrócił uwagę na osobę, która mu się tak narzuca. Co ja gadam. Nie interesuje mnie przecież, na jakie dziewczyny on zwraca uwagi.
- Zaraz, powiedziałaś w domu?- Zwróciła się do mnie różowo włosa.
- No tak. Naruto narozrabiał i tak wyszło. - Skrzywiłam się, bo nadal wcale nie widziało mi się dzielenie przestrzeni osobistej z Sasuke.
- Mai - Westchnął ciężko.
- Ona z tobą mieszka?! - Zawołały niemal jednocześnie.
- Mieszka, tymczasowo razem z Naruto. – Przyznał ciężko jakby mu to przeszkadzało.
- Ta to ja sobie pójdę nie będę wam przeszkadzała w rozmowie. – Burknęłam wyrywając się Sasuke. Nagle poczułam się niechciana
- Mai, o co ci chodzi?  - Zapytał zdziwiony Sasuke.
- O nic. Gadaj sobie z nimi. Idę do domu. – Oznajmiłam ruszając w stronę domu Uchiha.
- Co ją ugryzło? – Zapytała różowo włosa.
- Może jest w ciąży. Po takich to się można wszystkiego spodziewać. Biedny Kiba. – Zaśmiała się blondynka a Sakura jej zawtórowała. – Sasuke jesteś cały blady coś nie tak? – Nie skończyła mówić a chłopak zniknął w kłębie białego dymu. 
>