czwartek, 30 czerwca 2011

5. Śmiech to zdrowie.

Koło trzynastej postanowiłam wybrać się na ramen do Ichiraku. Rozsiadłam się wygodnie przy stole i zamówiłam dużą ciepłą porcje zupy. Należało mi się. Przez pobyt w szpitalu schudłam chyba z pięć kilo. No może przesadzam, ale byłam strasznie głodna smacznego, pachnącego jedzenia nieprzypominającego papki dla niemowląt lub wymiocin z wieczornej imprezy.
Gdy zaczęłam zajadać się pysznie pachnącą zupom do środka niepostrzeżenie ktoś wszedł. Stanął za mną i gdy akurat przeżuwałam kolejny kęs makaronu wystraszył mnie.
- Buu! – Wrzasnął a ja już wiedziałam, kogo dziś zabiję.
Wyplułam wszystko, co aktualnie znajdowało się w mojej buzi przed siebie. Prawie się przy tym krztusząc. Odwróciłam się i już chciałam na tego kogoś nawrzeszczeć. Jednak, gdy spostrzegłam, iż to wysoki blondyn o niebieskich oczach złość nagle minęła. Strasznie ucieszyłam się na jego widok. Sama nie wiem, czemu. Chyba naprawdę bardzo się stęskniłam.
- Naruto wróciłeś. – Powiedziałam wycierając buzie serwetka pospiesznie.
- Tak przed chwilą. Jak zawsze po misji pierwsze, co robię wracając do wioski, to idę na ramen. Więc przyszedłem tu. No i zastałem ciebie. – Posłał mi piękny uśmiech.
- Ta, zastałeś. - Powiedziałam z uśmiechem, pół wyrzutem. Na co on odpowiedział uśmiechem i ciągnął dalej.
- Miałem cię odwiedzić, ale skoro tu jesteś to nie muszę. Przepraszam za ramen, nie pomyślałem. – Stwierdził drapiąc się po głowie zakłopotany. - Ta zupa chyba nie nadaje się już do jedzenia…- Stwierdził i zwrócił się do kucharza. - Teuchi dwie porcje ramen na mój koszt proszę.
Zjedliśmy ramen, a w między czasie Naruto opowiadał mi o swojej misji. Zazdrościłam mu bardzo. Też chciałam dostać jakąś misje, przeżyć przygodę, zwiedzić świat a nie tkwić tu z Sasuke nad głową. W końcu wyszliśmy na zewnątrz ciągnąc dalej rozmowę chłopak rzucił. - Muszę iść do Godaime złożyć raport, idziesz zemną? – Uśmiechnął się do mnie pogodnie. Tak bardzo mi tego brakowało.
- Jasne. I tak nie mam, co robić. – Stwierdziłam zadowolona z jego bliskości.
- Jak to nie masz? – Zapytał podejrzliwie. - Jak tam treningi? – Oj.
- Emm no trening, no jak trening, ciężki… - Zaczęłam kręcić. - Znasz Sasuke. Powinieneś wiedzieć.
- No tak. Chciał jednak znać twoja wersje, bo jak przesadził to ja mu…
- Jaj sobie nierób. – Podniosłam ręce w obronnym geście, Naruto się zapędzał. Gdyby tylko wiedział co się działo.
-No to jak? Powiesz mi po dobroci czy mam to z ciebie wydusić? – Zapytał uśmiechając się zadziornie.
- No, co ty Naruto. Chyba nie uderzysz dziewczyny. -Powiedziałam trochę spanikowana. Ten uśmiech nie wróżył nic dobrego.
- A kto powiedział, że cię zbije? Mam lepszy pomysł. - Popatrzył na mnie z szyderczym uśmiechem jak by właśnie wpadł na świetny pomysł. - Widzę, że nie chcesz mówić, a więc… - W tym momencie zaczął śmiać się złowieszczo, a ja instynktownie zaczęłam uciekać. Jak dzieci.
- Gdzie biegniesz? I tak cię znajdę. Wyśpiewasz wszystko! - Mówiąc to zaczął mnie gonić rozbawiony.
Po jakimś czasie przyspieszył i mnie dogonił. Chyba zaczęło mu się to nudzić uganianie za mną. Dobrze wiedziałam, że jest ode mnie szybszy. Powinien mnie już dawno dopaść. Złapał mnie w tali, tak bym nie mogła się ruszyć i popatrzał mi prosto w oczy, z szyderczym uśmiechem.
- Mam cię. I co teraz zrobisz? Nikt ci nie pomoże. Powiesz, czy mam cię zmusić? - Gdy on mówił ja się rozglądałam. Rzeczywiście, nikt mi nie pomoże, bo byliśmy na jakiejś polanie. Chyba w Konhańskim parku, a dookoła nie było nikogo.
Em no wiec…eh…Czy to ważne? – Próbowałam zyskać na czasie, coś wymyślić.
- Doigrałaś się, teraz nic ci nie pomoże… - Zanim skończył zaczął mnie łaskotać. Śmiałam się strasznie głośno. Już nie wyrabiałam. Brzuch mnie bolał od tego śmiechu. Miałam dość.
- Do-dobra ty-tylko przestań. – Prosiłam między napadami śmiechu.
- Powiesz wszystko? – Zapytał przeszywając mnie czujnym wzrokiem przerywając tortury.
- Tak – Jęknęłam niechętnie łapczywie łapiąc oddech.
- Już dobrze? – Zapytał zatroskany - A teraz mów. Proszę. – Uśmiechnął się ładnie.
- A więc. – Zaczęłam.
- Zdania nie zaczyna się od „A więc”. – Zaczął się wymądrzać.
- Pff… uczony się znalazł. – Wywróciłam oczyma.
- Możliwe. – Uśmiechnął się znowu.
- Wracając do tematu. To mniej więcej - Bardziej mniej, ale on nie musi tego wiedzieć. - było tak… Wstawaliśmy wcześnie, a nawet bardzo wcześnie, by potrenować kontrole chakry w stopach na pobliskiej polanie w lesie. Kawałek od centrum wioski. - Spory kawałek…- Miałam za zadanie wejść po drzewie na sam szczyt. Zdobycie szczytu jednego z wyższych drzew – Najwyższego. - było równoznaczne z końcem treningu. Tak, więc, ja każdego dnia wchodziłam po drzewie coraz wyżej i wyżej, a Sasuke się temu przyglądał, - Przez pierwsze dni potem sobie to najnormalniej w świecie zlał i zajmował się sobą. - aż pewnego pięknego wieczoru wlazłam na te drzewo. No i w sumie na tym koniec. Było to jakieś półtora tygodnia temu.
- Ładna bajeczka. No a teraz proszę wersje dla dorosłych. – Stwierdził. Nie uwierzył mi? Popatrzałam na niego głupio. Jak bym nie wiedziała, o co mu chodzi, a on jeszcze dodał. - A i co robiłaś przez następny tydzień? Na pewno nie ćwiczyłaś. Miałabyś pełno siniaków i zadrapań. Nie uwierzę w to, że Sasuke tak po prostu ci odpuścił. To nie w jego stylu. – Zauważył.
Cholera. Za logiczne myślenie i dedukcje stawiam mu piątkę. Więc plan załagodzić sprawę nie wypalił. Pozostało tylko powiedzieć całą prawdę? To będzie bolało. No cóż nie mnie. Starałam się.
- To, co powiedziałam było prawdą. Tylko może trochę podkolorowaną. Miałam ci opowiadać ile razy spadłam z drzewa i jakich siniaków sobie przy tym narobiłam? – Próbowałam dalej ominąć nieciekawy temat.
- No dobra. Powiedzmy, że ci wierze. Ale co z tymi siniakami? Bo naprawdę nie widzę żadnych. - Zmierzył mnie badawczo wzrokiem.
- Nie gap się tak na mnie! – Pisnęłam rumieniąc się. - Yyy… no, więc… Można powiedzieć, że dostałam sześć dni przymusowych „wakacji”.
- Wybacz. – Powiedział zakłopotany – Zaraz, jak to wakacji? Coś sobie zrobiłaś? - Powiedział łagodnie i z troską, aż mnie zamurowało. Czemu? Czemu on się tak o mnie martwi? Przecież wcale mnie nie zna.
- Eh, no… - Głośno wciągałam i wypuszczałam świeże powietrze, myśląc przy tym jakby mu to powiedzieć.
- No mów. – Poganiał mnie zniecierpliwiony.
- Dobrze…- Powiedziałam zrezygnowana. - No, więc jak weszłam na to cholerne drzewo to Sasuke spał…- Opowiedziałam mu wszystko tym razem bez owijania w bawełnę, a jego oczy z każdą sekundą robiły się większe i większe. - a on mnie złapał metr od ziemi. - Drzewo miało z dwanaście metrów. Na samo wspomnienie wszystkie kości mnie bolą.
- Że niby co?! Spadłaś z dziesięciu metrów i się po obijałaś, bo ten idiota spał? – Wrzasnął na mnie. Pierwszy raz widziałam Naruto w takim stanie.
- No było już późno, a ja chciałam to skończyć i jakoś tak wyszło, ale natychmiast zaniósł mnie do szpitala i się mną zajęli, nie było tak źle… - Przerwał mi.
- Ale zaniósł cię do szpitala powiadasz i było wszystko dobrze. – Powtórzył zamkną – Rozumiem. - Powiedział to tak spokojnie, że odetchnęłam z ulgą. Już myślałam, że mu coś zrobi czy coś. Podszedł do mnie bardzo blisko i skończył patrząc mi prosto w oczy.
- Też mi bohaterstwo. Spróbowałby ci nie pomóc. Zgłupiałaś?! Czemu ty go bronisz? Przecież to jego wina! - Wydzierał się strasznie. Dobrze, że nikt nas nie widział. To musiało dziwnie wyglądać. Dlaczego on się tak zachowywał? Nie rozumiem tego. Ja też czułam się dziwnie. Strasznie się do niego przywiązałam. Tylko, czemu?
- Chyba już odpokutował. Martwił się o mnie cały tydzień. – Broniłam Uchihe dalej - Daj spokój Naruto. – Prosiłam. Popatrzył na mnie dziwnie.
- No martwił się. – Syknął. - Martwił, bo wiedział, że źle zrobił. Jeśli jednak nie wiedział to ja mu to uświadomię. - Powiedział podwyższonym tonem głosu, prawie krzycząc.
- A-ale t- to też…- Niedane było mi skończyć.
- Żadnych, ale! Gdzie jest ten przeklęty idiota? Kretyn. Jak go znajdę to mu ten jego piękny ryj, obiję. Oj ja go znajdę… Znajdę! - Kręcił się w kółko jeszcze chwile powtarzając to i strasznie klnąc. Odskoczył parę metrów i poleciał pędem przed siebie w znanym tylko jemu kierunku. Przestraszyłam się.
- Naruto poczekaj chwile. Gdzie idziesz? Przecież nie możesz go… Co ty właściwie chcesz zrobić? – Mówiłam sama do siebie przerażona.
Cholera przecież on go zabije. Zatłucze czy coś w tym stylu. Co ja mam robić?
Muszę ich znaleźć i to jak najszybciej. Gdzie oni mogą być? Nie panikujmy, spokojnie, nie panikuj…

środa, 8 czerwca 2011

4. Najgorszy miesiąc w historii… Czy, aby na pewno?

Pewnego wieczoru, gdy siedziałam z Naruto nad jeziorem w ramach odpoczynku i rozmawialiśmy o „pogodzie”. Podleciał do nas ptak pocztowy i usiadł na ramieniu Naruto. Blondyn odczepił list od nogi jastrzębia i go przeczytał. Patrzyłam na niego z zaciekawieniem. Zastanawiałam się, co tam było napisane.
- Nie wiem jak to się stało, ani jak ci to powiedzieć, ale... No, ale nie krzycz, więc, no... - Zaczął coś kręcić.
- No wykrztuś to! – Krzyknęłam.
- A więc... Została mi przydzielona nowa misja i wyruszam jutro rano.
- Co? Ja też idę? – Powiedziałam z entuzjazmem.
- No właśnie nie. Nie będzie mnie jakiś miesiąc.
- Miesiąc? – Popatrzyłam na niego zdziwiona - To, co ja tu będę niby robiła? – Jęknęłam.
- No jak to, co? Ćwiczyła. Przecież jest jeszcze Sasuke.
- Che…
- Na razie! - Uśmiechnął się szeroko i odszedł. Mnie nie było wcale do śmiechu.
- Cześć Naruto. - Powiedziałam, ale chyba nie usłyszał. Zrobiło mi się strasznie smutno. - Tyko nie on. Ja nie przeżyje tego miesiąca, a przynajmniej miłe to nie będzie. Eh… – Burknęłam pod nosem do siebie.

Następnego dnia rano. Bardzo rano…Usłyszałam nieprzyjemny dźwięk jak by ktoś nie rytmicznie walił w bęben. Gdy otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę, że dużo się nie pomyliłam. Nad moim łóżkiem stał Sasuke walący dużą drewnianą łyżka w metalowy garnek. To nie było miłe powitanie i skąd on to wytrzasnął.
- Co? Jak? Kiedy tu wlazłeś? Nie sadzisz, że po coś tam są te drzwi!? –Mówiąc, a raczej wydzierając się, pokazałam na drzwi do pokoju. A on patrzał się tylko na mnie z głupim uśmiechem.
- Wstawaj i ubieraj się. Na co czekasz? – Powiedział oschłym tonem, przeszywając mnie spojrzeniem. - Miałam go dosyć, a dopiero się dzień zaczął.
- Na co czekam? Hem… na oklaski.- Odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Uśmiechnął się ledwo zauważalnie. Chyba go tym rozbawiłam, a jednak ma uczucia. He, he. Zabawne.
- Poczekam na korytarzu. - Wyszedł za drzwi pokoju ignorując kompletnie moje oburzenie. Ubrałam się i wyszłam na korytarz. Natychmiast usłyszałam jego lodowaty ton. - Nareszcie. Chodź za mną. Nie marudź. – Wydał mi rozkaz.
Co ja kurwa, pies?! No i jakie nareszcie!? Co? Pięć minut mnie nie było, a po drugie jest piąta rano! On zwariował, albo gorzej. Naruto, wróć! Miałam ochotę się rozpłakać.
Szłam za nim jakiś czas zastanawiając się gdzie i po co idziemy. Szliśmy coraz głębiej w las, aż w końcu zatrzymał się na małej polanie. Byliśmy spory kawałek od wioski. Nagle odwrócił się do mnie.
- Idziesz? Wleczesz się strasznie. Nie wiem jak można…
- Co?! – Przerwałam mu niegrzecznie. - Jaja sobie robisz?! Idę od jakiś trzydziestu minut w ślad za tobą. Nie marudzę i nie jęczę a nawet jeszcze śniadania nie jadłam. Nie wiem, co Ci się tam w tej główce poprzewracało, ale ja się nie dam tak traktować idioto! – Wybuchłam. Przecież szłam może metr od niego, co za gbur!
- Dzisiaj, nauczysz się kontrolować chakre w stopach. Będziesz próbowała tak długo wejść na to drzewo, aż nie usiądziesz na samym szczycie. – Powiedział obojętnie, kompletnie niewzruszony moim wywodem. Eh, ale on jest irytujący.
- Co? Jak ja mam niby tam wleźć? Dobrze się czujesz? – Powiedziałam poirytowana tą sytuacją. Rozumiałam, że to shinobi i mają swoje sposoby na czynienie cudów, ale żeby chodzić po pionowych powierzchniach?
Popatrzał na mnie z kpina w oczach i wszedł na sam szczyt z rękoma w kieszeni, jak by to było naturalne, że ludzie chodzą po pionowej powierzchni.
- Mniej więcej tak właśnie masz to zrobić. – Odparł zeskakując z drzewa w idealny i miękki sposób.
-No dobra. A może jakieś wskazówki? - Przewrócił oczami i usiadł pod jednym z drzew. Jakby mi łaskę robił, że tu jest. Nie podoba się może iść.  Z miłą chęcią poczekam na Naruto.
- Skup chakre tak jak przy tworzeniu pieczęci tylko, że… - Bla, bla, bla gadał i gadał. Wszystko po kolei i szczegółowo opisał. Jakby do dziecka mówił. Gdy w końcu skończył nabrałam powietrza w płuca i stanęłam przed jednym z drzew lustrując je wzrokiem.
- No dobra, to zaczynamy zabawę. – Powiedziałam do siebie załamana. Popatrzałam jeszcze na to ogromne drzewo z przerażeniem w oczach. Przełknęłam głośno ślinę i zaczęłam próbować skupić chakre w stopach. Przez pierwsze parę godzin robiłam może dwa, trzy kroki i lądowałam na twardej ziemi. Tyłek miałam tak obolały, że chciałam krzyczeć z bólu, ale tego nie robiłam. Nie dam mu tej satysfakcji, nie pokaże, że jestem od niego gorsza. Za każdym razem wstawałam, otrzepywałam się z kurzu, brudu i próbowałam od nowa i jeszcze raz i kolejny. Mój upór aż mnie samą zadziwiał. Tak koło trzynastej zdarzyło się coś niemożliwego. Zrobiłam te trzy kroki i nie spadłam! Szłam dalej. Doszłam tak do połowy drzewa. Jakieś dziesięć metrów nad ziemią, gdy poczułam straszny ból w żołądku. Przypomniałam sobie, że przez tego gbura nie zjadłam śniadania i to pewnie przez to. Jednak zanim się obejrzałam strąciłam kontrole i spadłam. Na szczęście Sasuke mnie złapał. W końcu do czegoś się przydał.
- Jej. Uważaj jeszcze sobie coś zrobisz. - Gdy to mówił zaczęło mi strasznie burczeć w brzuchu, a on zaczął się śmiać. - Niemów, że jesteś już głodna. Nie wyglądasz na… - Przerwałam mu poirytowana.
- Tak jestem głodna. To, dlatego, że nie jadłam nic od kolacji przez pewnego zadufanego w sobie pajaca. – Syknęłam stając na ziemi i otrzepując się z brudu.
- Eh… Przepraszam… Jeśli chcesz możesz iść coś zjeść. – Wzruszył ramionami, jakby nic się nie stało. O Kami, za jakie grzechy ja tu z nim tkwię?
- Super dzięki za pozwolenie. – Syknęłam ironicznie. Miałam cichą nadzieje, że pan idealny wziął coś do zjedzenia ze sobą i nie będę musiała biec do miasta. Pomyliłam się.
Mniej więcej na takiej zasadzie minęło dwa i pół tygodnia tylko, że z dnia nadzień wchodziłam trochę wyżej niż wcześniej, o i wstawałam wcześniej by zjeść śniadanie. Do powrotu Naruto został jakiś tydzień. Odliczałam dni z niecierpliwością. Miałam serdecznie dość Sasuke.
Wstałam koło czwartej rano by zdążyć zjeść śniadanie ze spokojem. Ubrałam się i poszłam w to samo miejsce, co zawsze. Na miejscu oczywiście czekał już Sasuke z miną w stylu „Dłużej się nie dało?”. Zastanawiałam się czy on czasem nie sypia pod tym drzewem, a może on wcale nie sypia? Nieważne jak bardzo się starałam zawsze było źle.
Bez zbędnego gadania zaczęłam trenować. Raczej nie zwracając uwagi na tego pajaca. W końcu chyba nauczyliśmy się ze sobą żyć, no może koegzystować. Ja mu nie przeszkadzałam on mi nie przeszkadzał. Po prostu ignorowaliśmy się nawzajem. Koło trzeciej po południu Sasuke wstał, gdy akurat schodziłam z drzewa ku mojemu zdziwieniu powiedział coś do mnie i to nie dotyczyło treningu.
- To, co? Idziemy na obiad?
- Yyy my? – Zamrugałam oszołomiona otrzepując ręce z brudu.
- Tak my. Dzisiaj ja stawiam. Może ramen. Co? – Powiedział obojętnym tonem.
Skoro chciał być miły mógłby powiedzieć to inaczej, ne? Chociaż może on nie umiał inaczej?
-Tak jasne. Może być ramen. – Starałam się ukryć zszokowanie i zabrzmieć jak najbardziej naturalnie. Może być? Co ja gadam? I tak bym poszła na ramen. To jest pyszne!
-To idziemy. - Powiedział obojętnie i ruszył w kierunku wioski.
Gdy wróciliśmy z obiadu koło szesnastej wróciłam do treningu. Tylko, że nie potrafiłam się skupić. Zastanawiałam się, po co ten obiad. W końcu doszłam do wniosku, że przecież Naruto wraca. Pewnie chciałby bym mu powiedziała, że jednak nie było tak źle. Przestałam o tym myśleć i zaczęłam wchodzić na to cholerne drzewo. Godziny mijały. Robiło się już szaro. Nagle poczułam się pewnie. Szłam przed siebie po drzewie do góry, wyżej i wyżej. Weszłam na sam szczyt. Stanęłam na jednej z gałęzi. Zaczęłam się cieszyć, ale Sasuke tego nie zauważył. On spał? Co?! W takiej chwili?!
Zaczęłam się wydzierać by go obudzić. Rzucać w niego kunaiami i czym popadnie. Byle by się obudził i to zobaczył. Raz mi coś wyszło a on musiał to olać po całości. I jak ja mam go niby lubić?
- Hej Sasuke! Udało się! Możemy już skończyć. No wstawaj cholero! – Wrzeszczałam ze szczytu.
W końcu się ocknął, ale było za późno. Gałąź, a właściwie gałązka niewytrzymała pod moim ciężarem i pękła. Zanim Sasuke zrozumiał, co się dzieje i mnie złapał, zdążyłam spaść z paru metrów i po łamać kilka gałęzi po drodze, a przy tym nieźle się poobijać.
- Udało się… - Powiedziałam z głupim uśmiechem próbując zatuszować ból.
-Tak udało się. Nic ci nie jest? – Zapytał jakby zmartwiony.
- Nie, nic – Odpowiedziałam, a potem próbowałam wstać. - Au, au, dobra trochę jednak boli. - Odparłam z wymuszonym uśmiechem.
- Przepraszam. To moja wina. - Powiedział ściszonym głosem biorąc mnie na ręce.
- Przestań! Postaw mnie. Nic mi nie jest! – Marudziłam.
- To moja wina. Zabiorę cię do szpitala. – Odparł beznamiętnie.
- Do szpitala? Nie, nie do szpitala. - Protestowałam. Próbowałam wyrywać się z jego objęć, ale na marne. On tylko wzmocnił uścisk i skarcił mnie wzrokiem. Nie odpowiadał mi, po prostu szedł w stronę szpitala z poważną miną. Zaczynał mnie przerażać.
Leżałam w szpitalu sześć dni. Codziennie odwiedzał mnie Sasuke. Tym razem pewnie czuł się winny. Spędzał zemną parę godzin dziennie. Rozmawialiśmy, nawet było miło. O dziwo.  Miałam wyjść wieczorem w przed dzień powrotu Naruto. Cieszyłam się strasznie, że już mogę stąd iść i że w końcu zobaczę się z blondynem. Tęskniłam za nim strasznie.
Gdy wybiła osiemnasta byłam gotowa do wyjścia. Czekałam tylko na Tsunade, która miała jeszcze raz sprawdzić czy wszystko jest dobrze zemną. Gdy Hokage wyszła zadowolona z moich wyników do pokoju ku mojemu zaskoczeniu wszedł Sasuke.
- Co powiesz na ramen w ramach przeprosin? – Zapytał. Zdawało mi się albo był speszony.
- Chętnie. Jedzenie tutaj nie należy do smacznych. - Zrobiłam krzywą minę, żeby podkreślić ten okropny smak szpitalnego jedzenia. - Tylko, czemu w ramach przeprosin? Przecież… - Zanim skończyłam on spuścił głowę i powiedział.
- No wiesz, twoje wakacje tutaj to tak jakby moja wina. Ja powinienem… - Tym razem ja mu przerwałam.
- Ej, daj spokój. To też moja wina, bo kto staje na takiej cienkiej gałęzi i jeszcze skacze po niej. – Uśmiechnęłam się do niego lekko. Chyba mi się go żal zrobiło. Naprawdę się przejął. - Po drugie było minęło i nie wróci.
Roześmialiśmy się i razem wyszliśmy ze szpitala na pyszne ramen do Ichiraku.

Następnego dnia rano obudziłam się strasznie późno. Było już po dziesiątej, ale nikt nie stał nad moją głową i nie wrzeszczał. Czyżbym dostała dodatkowy dzień urlopu w ramach wakacji w szpitalu od mojego senseia? Kochany.

wtorek, 7 czerwca 2011

3. Che...Jak ja nie cierpię szpitali.

       Mijały dni, a nauka przychodziła mi z trudem. Wszystko wydawało się takie skomplikowane. Rzucanie kunaiami, skupianie chakry, formowanie pieczęci. Wolałam wkuwać z książek, ale nie. Sucha teoria tu nie wystarczy. Eh... Moi nauczyciele wcale mi nie pomagali. No przynajmniej jeden, był wredny i oschły, ciągle coś mu nie pasowało. Jak by to była moja wina, że musi zemną pracować... Naruto przynajmniej starał się być miły i pocieszał mnie, gdy coś mi nie wychodziło...
Po miesiącu ciężkiej pracy nauczyłam się podstaw, ale to był dopiero początek...
Chłopcy zaczęli uczyć mnie jutsu. Byłam taka podekscytowana. Nieraz widziałam ich w akcji na treningu. Chciałam skopać im tyłki!
- Dobra zanim zaczniemy, sprawdzimy naturę twojej chakry.
Mówiąc to Naruto podął mi mała czysta karteczkę.
- I co mam z nią zrobić? Zjeść?
Zanim skończyłam mówić, karteczka rozpadła się na drobne, równiuteńkie kawałeczki i opadła na ziemie niczym płatki śniegu. Nic z tego nie rozumiałam.
- No i o co chodzi z tym, ja nic... Nie rozumiem.
Chłopcy stali ze zdziwionymi minami spoglądając to na mnie, to po sobie. Nie wiedziałam, co się dzieje, po kilku minutach miałam tego dosyć.
- Co się dzieje! - Wrzasnęłam
Ocknęli się a Sasuke powiedział.
-No nie, to jakiś żart jak taka ślamazara może mieć tak rzadką naturę czakry.
Mówił to z wyrzutem i śmiał się pod nosem jednocześnie.
Popatrzyli po sobie i nie zważając na moja reakcje, zaczęli się głośno śmiać.
Poczerwieniałam ze złości. Miałam ochotę ich walnąć, ale zanim to zrobiłam wiatr zaczął mocniej wiać, a po chwili rozpętała się burza i zaczęło lać. Schowaliśmy się pod jakimś dachem i gdy ochłonęłam, a burza ustawała Sasuke dodał z uśmiechem.
- Tak właściwie, to z nią jest podobnie jak z tobą Naruto.
- Czy ty coś sugerujesz? - Oburzył się Naruto.
- No wiesz, ty też na początku geniuszem nie byłeś. W przeciwieństwie do mnie.
Odparł wywyższając się. Naruto wyglądał jak by miał ochotę mu przywalić i nie dziwię się mu. Zrobiłabym to z wielką przyjemnością za niego. Koleś był okropny.
- Hej spokojnie przyjacielu - ciągnął Uchiha, gdy zorientował się, że to co powiedział miłe nie było - Bądź, co bądź w końcu wyrósł z ciebie porządny shinobi. - Skończył z nerwowym śmiechem.
- To prawda. Geniuszem nie byłem, ale nigdy się nie poddawałem. Chcę spełnić swoje największe marzenie i nie poddam się dopóki tego nie osiągnę.
- O czym mówisz? Jeśli można spytać.
- On chce zostać Hokage. – Spojrzał na mnie tym swoimi lodowatymi oczyma.
- Tak chcę zostać Hokage, ale nie byle, jakim. Widzisz o tego tam…
Mówiąc to pokazał na twarz wyrytą w skale na wzgórzu. -To Czwarty Hokage. Największy z największych, a ja... Ja będę, lepszy od niego.
Powiedział z zawzięcie, a ja nie wiedziałam dlaczego. Kim był ten mężczyzna, dla niego? Czytałam o nim, Namikaze Minato. Był naprawdę wspaniałym shinobim.
- Wow rzeczywiście marzenie. Czytałam o nim. Podobno poświęcił życie za wioskę…
- Tak i nie tylko za wioskę.
Powiedział przyciszonym głosem jak by mu było smutno. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, więc odruchowo przytuliłam się do niego. Poczułam się dziwnie, zrobiło mi się smutno. Tylko, czemu?…
Już od dłuższego czasu nie padało. Już mieliśmy zamiar wracać do treningu, gdy natknęliśmy się na Tsunade spacerującą z jakimś dziwnym siwowłosym mężczyzną.
- Witamy Hokage-sama, mistrzu Jiraiya. – Powiedział z szacunkiem Sasuke.
- Cześć babciu Tsunade, Zboczony pustelniku. – Odparł blondyn z szerokim uśmiechem.
- Yyy…- zamurował mnie tekst Naruto. – D- Dzień dobry.
- Witajcie dzieciaki! -Odparli zgodzie oboje. Czy oni byli wstawieni? …
Chłopcy zdali raport Tsunade z moich poczynań, bo nawet mi było trudno nazwać to postępami.
- No i co teraz robimy?
- Jak to, co? Wracajcie do treningu. Naruto posiada chakre wiatru, wiec nauczy cię wszystkiego co wie. Prawda Naruto? - Powiedziała Tsunade patrząc znacząco na blondyna.
- Yyy... Znaczy, tak jest!
- A ty mu rzecz jasna pomożesz, Sasuke.- Dodała przenosząc wzrok na kruczowłosego.
- Oczywiście, jakże by inaczej.
Powiedział to tak jakby go coś bolało. Przez cały czas ten dziwny mężczyzna przyglądał mi się uważnie. Tylko, czemu?
Gdy odeszliśmy kawałek Tsunade spytała Jiraiye:
-Coś nie tak?
- Czy ona ci kogoś nie przypomina? Wygląda prawie jak… I te oczy…Czy to możliwe?
Starałam się przysłuchiwać, lecz z każdym krokiem słowa były mniej wyraźne. Za wiele nie usłyszałam.
Nauka szła mi strasznie opornie nie miałam już siły i chęci, a oni kazali mi to powtarzać i powtarzać. Wróciliśmy do treningów jak kazała Tsunade –sama.
W końcu zemdlałam. Ze zmęczenia, najprawdopodobniej. Obudziłam się w białym pokoju. Zastanawiam się gdzie jestem. Po chwili uświadomiłam sobie, że to pewnie szpital, bo czuć było ten specyficzny zapach. Che...Jak ja nie lubię szpital.
 Przypomniałam sobie, co się stało. Leżałam tak i myślałam. O tym, co mnie spotkało. Gdy nagle do sali wparował Naruto robiąc straszny przeciąg.
- Wystraszyłaś nas słoneczko. I jak się czujesz? Wszystko dobrze?
- Tak, jasne już dobrze.
Drzwi do Sali otworzyły się, a w nich ukazała się Tsunade-sama.
- Musisz tu zostać parę dni na obserwacji. Panowie zapomnieli, że mają cię uczyć, a nie wykończyć.
Naruto zrobił się czerwony ze wstydu pochylając głowę skruszony wpatrywał się w czubki swoich butów.
- Super. Cieszę się niezmiernie, że muszę tu zostać. - Odparłam sarkastycznie.
Minęły trzy dni. Parę razy odwiedził mnie Naruto, ale nie Sasuke. Pewnie miał mnie gdzieś może to i lepiej. Ja też go nie znoszę. On jest dziwny. Eh. 
Wyszłam ze szpitala i wróciłam do treningów. Przez parę tygodni ćwiczyłam ciężko i w końcu coś zaczęło mi wychodzić. Tak minęły mi trzy miesiące w tym dziwnym świecie. Czy tęskniłam za domem? Szczerze to nie miałam na to czasu. Tyle się działo… A to dopiero początek.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

2. Sensei!

Nagle rozległo się hałaśliwe brzęczenie, to był budzik. Jak zawsze w złym momencie. Miałam taki piękny sen. Jak mi się nie chce wstawać...
W końcu zwlekłam się z łóżka, wykonałam poranną toaletę, ubrałam się. Niby nic specjalnego, rutyna, ale ten dzień miał być inny. Miał być początkiem czegoś nowego. Dostałam od losu prezent. Czyste karty życia, które mogłam zapisać po swojemu. Zacząć od początku, być kimkolwiek. Kimkolwiek tylko chciałam. Nikt mnie nie znał, ja nie znałam nikogo. Tak było lepiej, ludzie sprawiają tylko ból i problemy… Rozmyślałam przeciągając się patrząc przez okno na ludzi przemierzających uliczki wioski. Pogoda była piękna, a chodź było tak wcześnie. Sklepiki były po otwierane a na ulicach ustawiały się kolejki kupujących.
W końcu ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam, a na korytarzu stała rozpromieniona Tsunade. - Gotowa? Choć pójdziemy coś zjeść i Ci wszystko wytłumaczę. – Nie czekając wyszłyśmy z budynku i przeszłyśmy kawałek do jakiejś malej restauracji. Na szyldzie nad drzwiami widniał napis ''Ichiraku no Ramen''.
- Jak czytałaś, każdy początkujący shinobi ma senseia, który go wszystkiego uczy. Na miejscu poznasz swojego.
- To znaczy, że zostanę ninja?         
- Tak, ale to ciężka praca, a nie zabawa. Masz się przyłożyć. Liczę na ciebie.
- Jasne, zostanę najlepsza kunoichi w historii.
- He, he trzymam cię za słowo Mai.
Weszłyśmy do małego pomieszczenia. Za ladą stał starszy siwowłosy pan przy wielkim metalowym garze ładnie pachnącej potrawy.
- Witajcie. Co podąć?
- Dwie porcje ramen proszę Teuchi. Poczekamy tu na nich, spóźniają się. Jak zwykle. – Westchnęła.
Usiadłam na stołku przed miskom z zupą i spróbowałam.
- M mm, ale to smaczne.
- No to macie coś wspólnego. To jest Ramen. Jak będziesz się chciała podlizać swojemu senseiowi. Zaproś go na ramen. Tylko uważaj on nie ma spustu.
- Co?
- Zaraz zrozumiesz.
Jak na zawołanie do Ichiraku weszło dwóch przystojnych chłopaków, na oko w moim wieku. Kłócili się o coś.
- O Tsunade. Przyszłaś na ramen? – Zapytał blondwłosy chłopak.
Nagle zauważyłam, że Tsunade poczerwieniała ze złości. Wyglądała tak jakby chciała ich roznieść. - Co ja tu robię!? Czekam na was, idioci!!! – Krzyknęła uderzając pięścią w stół, aż miska się zatrząsnęła i rozlało się trochę zupy.
- O cholera! Sasuke, miąłem jej oddać kasę za ramen. - Wypalił do ciemnowłosego kolegi. - Masz coś pożyczyć kasy? Zapomniałem, przepraszam.
- Przestań Idioto. Mięliśmy tu przyjść pół godziny temu, bo mają dla nas zadanie.
- O zadanie! W końcu jakąś misja. – Niemal skakał z radości.
- Cicho bądź Naruto. Przepraszamy Hokage-sama mam nadzieje, że nam wybaczysz te wpadkę. Uspokój się proszę. – Powiedział czarnowłosy chłopak oficjalnym tonem jakby bez uczuć.
- Ta babciu. Spokojnie, bo ci żyłka pęknie jeszcze.
Tsunade podszeptywała ''Wdech, wydech, tylko spokojnie…'' Nie wiedziałam, co się dzieje, jeden z nich miął mnie czegoś nauczyć. Na pierwszy rzut oka to para głąbów. Przyglądałam się im uważnie. Pomimo swojego głupiego zachowania ten blondyn miał coś w sobie.
- Nie mam na was siły, ale powierzam wam bardzo odpowiedzialne i ważne zadanie. - Na twarzach chłopców pojawił się uśmiech satysfakcji. - Zostaniecie senseiami tej o to tu dziewczyny. - Mówiąc to pokazała na mnie, gdy akurat połykałam makaron. Prawie się udławiłam.
- Co oni obaj? Jeden głupek to za mało!?
- Co? Dziewczyna? Kto to w ogóle jest?! – Zawołaliśmy z blondynem niemal jednocześnie oburzeni, a kruczowłosy chłopak stał z kamienną twarzą lustrując mnie uważnie chłodnym spojrzeniem.
- Tak postanowiłam Ja i rada. Nie ma wykrętów. Nauczycie ją wszystkiego, od podstaw. Zrozumiano? A ty dziecko nie martw się. Oni tylko tak wyglądają. To naprawdę świetni shinobi. – Uspokajała mnie.
- Zrozumiano! – Przytaknęli.
- Może i świetni shinobi, ale czy potrafią czegoś nauczyć... - Wybąkałam pod nosem.
Tsunade się roześmiała. A oni zrobili urażone miny. Fajnie się zaczęło. Już sobie nagrabiłam. Ugryzłam się w język i nie powiedziałam nic więcej.
- Dobrze zostawiam was. Zajmijcie się nią. Będę was sprawdzać. Nie nawalcie.
- Jasne. – Powiedział blondyn
- Zobaczymy. - Powiedział szatyn.
Tsunade zniknęła. Oni popatrzyli na mnie, wymienili spojrzenia.
- To, co ramen? - Powiedział blondyn do kolegi obok.
- Ramen. – Odparł dość mało entuzjastycznie drugi siadając obok mnie.
Trochę zjedli, trochę. Po jakimś czasie podziękowali i zapłacili, wstali i wyszli. Po chwili ten głośniejszy cofnął się.
- No, chodź. Na co czekasz? Do roboty mała. - Powiedział to z uśmiechem, ale i tak byłam przerażona.
Szli przez miasto nie interesując się zbytnio mną. Od czasu, do czasu zerkali za siebie by upewnić się czy aby na pewno idę za nimi i się im nie dziwię, miałam ochotę stamtąd zwiać. Dotarliśmy na polanę. Puste pole otoczone rzadkim lasem. Mocno wysłużone.
- No to powiedz, co umiesz. Co wiesz i kim jesteś. Ile masz lat i takie tam. - Powiedział szatyn mało przyjemnym tonem.
- Nie strasz jej głupku. Może to my zaczniemy? - Odparł blondyn.
- Nie boje się was. Mogę mówić pierwsza. – Wywróciłam oczyma.
- No proszę, odważna. – Powiedział z uśmiechem niższy z nich.
- Raczej ma niewyparzony język. Będzie wesoło, che. - Powiedział kruczowłosy.
- A wiec jestem Mai, mam siedemnaście lat. Nie mam pojęcia jak tu trafiłam. Wczoraj znalazłam się na podłodze w świątyni gdzieś nieopodal wioski. Znalazła mnie Tsunade - sama. Wiem tyle, co zdążyłam przeczytać wczoraj z jednej książki o historii shinobi, którą dostałam od Hokage. A co umiem? Jeśli chodzi o bycie kunoichi to konkretnie, nic nie umiem. To chyba na tyle. Więcej nie musicie wiedzieć i to niebyła miła uwaga kolego! - Spiorunowałam szatyna wzrokiem. On był jakiś dziwny, jego spojrzenie było takie zimnie i puste, aż ciarki przechodzą. Szybko odwróciłam wzrok. Spojrzałam na blondyna.
- Jestem Uzumaki Naruto, mieszkaniec Konohy. Jestem geninem i uwielbiam jeść ramen. Sasuke to mój najlepszy przyjaciel. Jestem na ogół wesołym człowiekiem. To na razie wystarczy. - Skończył. – Sasuke, twoja kolej. – Poganiał go.
- Ta. Uchiha Sasuke. Jestem geninem wioski liścia.
- To żeś się rozgadał chłopie. -Powiedział rozbawiony Naruto.
- Mamy ją uczyć a nie opowiadać ckliwe historyjki. – Odparł dość niemiło Sasuke.
- Ach przynudzasz stary. – Machnął na niego ręką.
- Zaraz, zaraz. Jesteście geninami? I macie mnie uczyć? To jakiś żart, tak?
- Dobrze, wiec skoro nic nie umiesz zaczniemy od podstaw. To dla ciebie. - Powiedział jak by nie słyszał mojej wcześniejszej wypowiedzi. Podał mi małą torbę z kunaiami, shurikenami itp. sprzętem. - To podstawowe zaopatrzenie shinobi. Masz to nosić przy sobie zawsze. – Dodał tym samym obojętnym tonem.
- Dobra teraz nauczymy ją rzucać kunaiami. – Stwierdził wstając z trawy, na której wcześniej przysiadł. - Widzisz to drzewo przed sobą? Rzuć w nie o tak. – Powiedział miłym i spokojnym tonem blondyn demonstrując. Rzucił trzy kunaie w sam środek drzewa, które stało pięć metrów od nas. – Coś prostego na początek. – Uśmiechnął się do mnie. No bez przesady. Powoli. Jak ja mam niby to zrobić?

niedziela, 5 czerwca 2011

Prolog

W wakacje pojechałam z rodziną do muzeum sztuki wschodu, było tam mnóstwo nudnych eksponatów muzealnych, dziwnych zwojów opisanych po japońsku. Jak to w muzeach gabloty, gabloty, gabloty i charakterystyczny zapach staroci.
Nagle coś mnie tknęło i z setek leżących zwojów na sali wybrałam ten jeden. Coś mi kazało podejść bliżej, obejrzeć go, złapać. Nieważne, że wszędzie były te tabliczki z wielkimi napisami „NIE DOTYKAĆ EKSPONATÓW’’. Ja…ja po prostu musiałam. Gdy go dotknęłam wcześniej ignorując w głowie głos, który krzyczał „tak nie wolno, zostaw to!”. Przed oczami zrobiło mi się tak jasno, że nie widziałam nic prócz białego światła i ta dziwna melodia dochodząca znikąd, miałam wrażenie, że kiedyś już ją słyszałam. Gdy otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę, że nie jestem już w muzeum, ale w jakiejś dziwnej jakby… świątyni. Na jej ścianach rozrysowana była jakaś historia, wszystko napisane było kanji. Po chwili zdałam sobie sprawę, że rozumiem te dziwne symbole, a raczej słowa. Nagle umiałam Japoński? Była to historia o jakiś bliźniakach. Potężnych wojownikach, którzy hm… mają zaprowadzić pokój w świecie ninja. Ninja? Zaraz, zaraz, o co w tym wszystkim chodzi?
Ogromne drzwi otworzyły się, a wszystkie rysunki na ścianach zniknęły.
Nie zdążyłam się przyjrzeć. Pewnie mi się zdawało, szok pourazowy, albo coś takiego… Z rozmyślań wytrącił mnie donośny głos niewysokiej ładnej blondynki. Na moje oko miała koło trzydziestki. Stojąc w wejściu do… do tego czegoś, w czym się znalazłam zapytała. - Kim jesteś i co ty tutaj robisz???
Nie wiedziałam jak mam odpowiedzieć, ponieważ nie znałam odpowiedzi. Podrapałam się po głowie zakłopotana, wstałam z podłogi, otrzepałam ciuchy z kurzu. Nie było tu za czysto. Chwiejnym krokiem, bo jeszcze kręciło mi się w głowie, powędrowałam w stronę kobiety, ze speszonym uśmiechem na twarzy.
- Jestem Mai i … Ja, nie wiem… Naprawdę nie wiem, jak się tu znalazłam. Byłam na …i wtedy... – Bąkałam.
Opowiedziałam jej to, co się wydążyło, a ona słuchała mnie uważnie. Może to dziwne, ale ta kobieta nie więziła mnie za wariatkę. Może to tylko sen? Dziwny sen? Nie raz śniły mi się głupsze rzeczy. Zresztą jak każdemu. Z moją bujną wyobraźnią wszystko było możliwe.
- Jestem Tsunade, Piąty Hokage wioski ukrytej w liściach. Konohagakure. – Odparła jak tylko skończyłam moją opowieść.
- Hokage?-Zapytałam niemało zaskoczona. Ta pewnie się czegoś nawdychała.
- Tak, opowiem ci wszystko, ale najpierw chodź za mną.
Wyszłyśmy z gęstego lasu i znalazłyśmy się przy wielkim szarawym murze. Podeszłyśmy do bramy z symbolem „zachód” i weszłyśmy przez nią do wioski. Pięknej wioski. Wszystko było tu takie, kolorowe, a ludzie na ulicach byli tacy promienni, uśmiechali się i jak to ująć, biło od nich takie przyjemne ciepło. Całe to miejsce było takie miłe, dobre, pogodne. Poczułam się dziwnie, tak jakbym znała to miejsce, jakbym już kiedyś tu była. Czułam, że tu nic mi nie grozi i że jestem bezpieczna. Nigdy się tak nie czułam. To uczucie… Nie da się tego opisać. To tak jakbym była w domu…
- Inoichi mam do ciebie prośbę, czy mógłbyś ją sprawdzić. – Usłyszałam jak kobieta zaczepia blondwłosego mężczyznę po czterdziestce przed małą kwiaciarnią.
- Jasne, że tak. – Odparł zapraszając nas gestem do środka.

Stałam opierając się o plecami o ścianę wpatrując się w zdjęcie rodzinne mężczyzny, które wisiało naprzeciw mnie w tym wąskim korytarzyku. Przysłuchiwałam się rozmowie, którą przed chwilą poznana mi dwójka prowadziła w pokoju za ścianą. Rozmawiali o rzeczach nie zrozumiałych dla mnie, ale czułam, że dotyczą one mojego losu i powinnam wyłapać jak najwięcej.
- Mai podejdź tutaj, proszę.- Usłyszałam głos mężczyzny.
Chwile się zawahałam, ale czy miałam jakiś wybór? Przecież nie mam, dokąd uciec. - Usiądź proszę tu. - Powiedział wskazując na wysoki stołek przed sobą.
Usiadłam na nim, po chwili przyłożył mi dłoń do czoła wykonując przed tym dziwne znaki dłońmi. Poczułam jakbym odpłynęła, a przed oczami śmignęło mi moje życie w urywkach. Ogarnęło mnie dziwne uczucie.
- Ona nie kłamie, to wszystko prawda. Nie ma nawet śladu jakiejkolwiek manipulacji w jej głowie. Wszystko jasne i czytelne Hokage-sama.
- Rozumiem. – Odparła kobieta oficjalnym tonem.
O czym oni do cholery pieprzą? Ktoś mi powie, co ja tu robię? Ktoś mi miał grzebać w głowie? Niby, po co? Właściwie to skąd on może to wiedzieć?
- Tsunade-sama myślisz, że ona jest...
- Cicho. – Zgasiła mężczyznę stanowczym i krótkim rozkazem. - Ech mam swoja teorie, ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków, to tylko przepowiednia.
- Dobrze czcigodna.
- Inoichi.
- Tak?
- Zwołaj wszystkich na dwudziestą u mnie.
- Dobrze.
Zniknął w białym dymie zanim zdążyłam zamrugać. Gdzie on się podział do cholery? Co to miało być? Magia?
Z niepewnością i przerażeniem wybąkałam wskazując ręką na siebie, wychodząc z domu razem z Tsunade. - To, co teraz będzie ze mną?
- Nie martw się dziecko. Wydaje mi się, że nie jesteś tu bez potrzeby i coś mi się wydaje, że zostaniesz tu trochę. Wszystko ci wytłumaczę i pokażę. Chodź za mną, mamy mało czasu jest już…- Spojrzała na słońce. – Och, prawie piętnasta.
Co się dzieje do cholery? To chyba jakiś żart, a może jednak sen. Mai obuć się, no już obuć. Zaczęłam szczypać się po rękach, ale nie budziłam się. Zaczęły mnie piec ręce to trochę bolało… eh.
- No, chodź, chodź.
- Ja? A tak.- Westchnęłam doganiając kobietę. - Tak właściwie to gdzie idziemy?
- Do biblioteki Hokage. Lubisz czytać?
- Tak lubię, a co?
- Pożyczę ci kilka książek o konohagakure, jak je przeczytasz to zrozumiesz większość. Tak mi się przynajmniej wydaje, ja nie mam czasu ci tego wszystkiego tłumaczyć dziecko. To zbyt kłopotliwe.
Dziecko i dziecko, no bez przesady mam 17 lat, jak by była sześćdziesięciolatką no to rozumiem, ale ona ma z trzydzieści lat. Może się tak dobrze trzyma? Ne to niemożliwe…
- No dobra, ale co ja mam ze sobą zrobić? Przecież nie będę spać na ławce w parku.
- No jasne, że nie. Na razie zamieszkasz u mnie. O, tu. Siedziba Hokage. - Odparła rozbawiona moim zakłopotanym wyrazem twarzy.
- Wow, ale to, dziwne.
- Tak. Jak będziesz mnie szukała, to tu mnie znajdziesz.
Weszłyśmy do środka wielkiego czerwonego budynku z symbolem ognia przywieszonym na ścianie nad wejściem i przeszłyśmy długim korytarzem do piwnicy.
- Zamknij oczy. Ta biblioteka jest tajna zabiorę cie do niej, wskocz mi na plecy. Nie odzywaj się dopóki ci nie powiem. – Zrobiłam jak kazała. Nie chciałam sprawiać problemów. - Możesz otworzyć oczy jesteśmy na miejscu.- Usłyszałam po paru minutach.
Znalazłam się w ogromnej sali z mnóstwem regałów przepełnionych książkami, zwojami itd. Pachniało w niej kurzem i książkami. Trochę wilgocią. Miejsce wyglądało na stare.
- To dopiero jest biblioteka. – Powiedziałam zachwycona rozglądając się uważnie.
- Dziękuje. Choć za mną. – Nakazała. - Ta książka wystarczy, jest tu wszystko, co powinnaś wiedzieć. - Po chwili w moich rękach znalazła się dość pokaźną starą księgę. - No to chyba tyle. Jak przeczytasz to mi powiedź, zabiorę ją od ciebie.
- Dobrze! – Odparłam z entuzjazmem patrząc zaciekawiona na starą książkę
- A teraz, choć za mną. Pokaże ci twój pokój.

Przeszłyśmy parę pięter, korytarzy i w końcu weszłyśmy do małego pokoiku. Stało w nim jednoosobowe łóżko, duża szafa na ubrania i biurko z krzesłem. Na ścianie z prawej strony okna nad łóżkiem była przytwierdzona półka. Wszystko było zachowane w odcieniach jasnego drewna a pościel była koloru jasnego błękitu jak i firanki przy oknie. Pokój wyglądał na nieużywany pachniało w nim jeszcze środkami czystości, jakby przed chwilą ktoś tu sprzątał.
- Teraz muszę już iść. Masz tu klucze, rozgość się. To teraz twój pokój. Do widzenia. – Powiedziała w pośpiechu wychodząc.
- Do widzenia. – Odparłam siadając na łóżku i rozglądałam się po pomieszczeniu.
Zostałam sama w pokoju. W szafach były nowe rzeczy, nieużywane, trochę za duże na mnie. Na biurku, które stało obok drzwi do łazienki leżał list, zaadresowany do mnie. Wzięłam go i zaczęłam czytać;

''Mai zostawiłam ten list, bo nie wiem czy Tsunade-sama zdążyła Ci wszystko powiedzieć. Dla pewności: To wszystko, co jest w tym pokoju od teraz należy do ciebie. Na pewno jesteś głodna, o dziewiętnastej przyniosę Ci kolacje. Shizune. ''

- Jest prawie siedemnasta. To się samo nie przeczyta, więc do roboty.
Przebrałam się w szary, zwyczajny dres, który wisiał w szafie. Co prawda trochę za duży, ale może być. Rozsiadłam się wygodnie na łóżku i zaczęłam czytać.

Otworzyłam drzwi, za którymi stała drobna brunetka o miłym wyrazie twarzy, a w ręku trzymała tace przepełniona jedzeniem.
-Witam, jestem Shizune. – Powiedziała z pogodnym uśmiechem. Przyszła punktualnie. - To dla ciebie.- Wręczyła mi tace z jedzeniem. - Chcesz o coś spytać, bo niestety muszę cię zostawić, trochę mi się spieszy.
- A no. Co ja mam tak właściwie robić przez resztę dnia?
- Ech… Nie gniewaj się, ale najlepiej przeczytaj tę książkę jak najszybciej się da. Nie kręć się po siedzibie. Dobrze?
- No dobrze. - Odparłam trochę smutno. Nigdy nie lubiłam siedzieć w jednym miejscu za długo.
- Tsunade-sama kazała przekazać, że przyjdzie po ciebie o ósmej, wiec bądź gotowa. Nie martw się jutro będzie już wszystko jasne. Do widzenia.- Wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi.
I znowu zostałam sama eh... Nadstawiłam sobie budzik zawczasu na siódmą by nie zaspać czasami. Nie mogłam zasnąć czułam się trochę jak piąte koło u wozu.
Zaczęłam znowu czytać, przerzucałam strony, jedna po drugiej i zanim się obejrzałam, nie było, co czytać.
Teraz miałam jeszcze więcej pytań niż przedtem, ale wiedziałam też dużo więcej o tym miejscu. Książka dotyczyła historii Konohy i powstania jednostki zwanej „shinobi”. Było w niej opisane funkcjonowanie miasta i cała hierarchia, od cywila po samego Kage.
W końcu mnie zmorzyło i zasnęłam. Nawet nie wiedziałam, która była godzina.

W międzyczasie, parę pięter wyżej w sali obrad trwało zebranie. Zebrali się najlepsi, najważniejsi shinobi Konohy, a obradowali oni o moim losie.
- Hokage, kim ona jest? Skąd się wzięła? – Zadawali pytania.
- Znalazłam ją dzisiaj rano w ''Świątyni Przeznaczenia''.
- Co! To niemożliwe. Tam nie można tak po prostu wejść! – Oburzał się jeden ze starszych shinobi.
- To znaczy, że ona może być... – Przerwano jej.
- Tak może być jednym z bliźniaków, z przepowiedni. Jest to bardziej niż prawdopodobne.
Nastała cisza, gdy jeden z nich zapytał.
- To, co robimy?
- Myślę, że powinniśmy ją wszystkiego nauczyć. I upewnić się, co do jej przeznaczenia.
- Tak. Niczego nie stracimy, a najwyżej zyskamy kolejnego shinobi.
- Dobrze, a wiec postanowione. Nawet wiem, kto ją wyszkoli...
- Hokage, ale… naprawdę sądzisz, że oni obaj...
- Tak. Im się i tak nudzi. Poza tym przecież oni kochają wyzwania.
- No, nie wiem Tsunade. – Bąknął siwowłosy mężczyzna w podeszłym wieku.
- Dadzą sobie radą z jedną dziewczyną, przecież uratowali świat. Ja nie pytam się o to, czy to wam się podoba. Już postanowione, zaczną od jutra.
>