niedziela, 5 czerwca 2011

Prolog

W wakacje pojechałam z rodziną do muzeum sztuki wschodu, było tam mnóstwo nudnych eksponatów muzealnych, dziwnych zwojów opisanych po japońsku. Jak to w muzeach gabloty, gabloty, gabloty i charakterystyczny zapach staroci.
Nagle coś mnie tknęło i z setek leżących zwojów na sali wybrałam ten jeden. Coś mi kazało podejść bliżej, obejrzeć go, złapać. Nieważne, że wszędzie były te tabliczki z wielkimi napisami „NIE DOTYKAĆ EKSPONATÓW’’. Ja…ja po prostu musiałam. Gdy go dotknęłam wcześniej ignorując w głowie głos, który krzyczał „tak nie wolno, zostaw to!”. Przed oczami zrobiło mi się tak jasno, że nie widziałam nic prócz białego światła i ta dziwna melodia dochodząca znikąd, miałam wrażenie, że kiedyś już ją słyszałam. Gdy otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę, że nie jestem już w muzeum, ale w jakiejś dziwnej jakby… świątyni. Na jej ścianach rozrysowana była jakaś historia, wszystko napisane było kanji. Po chwili zdałam sobie sprawę, że rozumiem te dziwne symbole, a raczej słowa. Nagle umiałam Japoński? Była to historia o jakiś bliźniakach. Potężnych wojownikach, którzy hm… mają zaprowadzić pokój w świecie ninja. Ninja? Zaraz, zaraz, o co w tym wszystkim chodzi?
Ogromne drzwi otworzyły się, a wszystkie rysunki na ścianach zniknęły.
Nie zdążyłam się przyjrzeć. Pewnie mi się zdawało, szok pourazowy, albo coś takiego… Z rozmyślań wytrącił mnie donośny głos niewysokiej ładnej blondynki. Na moje oko miała koło trzydziestki. Stojąc w wejściu do… do tego czegoś, w czym się znalazłam zapytała. - Kim jesteś i co ty tutaj robisz???
Nie wiedziałam jak mam odpowiedzieć, ponieważ nie znałam odpowiedzi. Podrapałam się po głowie zakłopotana, wstałam z podłogi, otrzepałam ciuchy z kurzu. Nie było tu za czysto. Chwiejnym krokiem, bo jeszcze kręciło mi się w głowie, powędrowałam w stronę kobiety, ze speszonym uśmiechem na twarzy.
- Jestem Mai i … Ja, nie wiem… Naprawdę nie wiem, jak się tu znalazłam. Byłam na …i wtedy... – Bąkałam.
Opowiedziałam jej to, co się wydążyło, a ona słuchała mnie uważnie. Może to dziwne, ale ta kobieta nie więziła mnie za wariatkę. Może to tylko sen? Dziwny sen? Nie raz śniły mi się głupsze rzeczy. Zresztą jak każdemu. Z moją bujną wyobraźnią wszystko było możliwe.
- Jestem Tsunade, Piąty Hokage wioski ukrytej w liściach. Konohagakure. – Odparła jak tylko skończyłam moją opowieść.
- Hokage?-Zapytałam niemało zaskoczona. Ta pewnie się czegoś nawdychała.
- Tak, opowiem ci wszystko, ale najpierw chodź za mną.
Wyszłyśmy z gęstego lasu i znalazłyśmy się przy wielkim szarawym murze. Podeszłyśmy do bramy z symbolem „zachód” i weszłyśmy przez nią do wioski. Pięknej wioski. Wszystko było tu takie, kolorowe, a ludzie na ulicach byli tacy promienni, uśmiechali się i jak to ująć, biło od nich takie przyjemne ciepło. Całe to miejsce było takie miłe, dobre, pogodne. Poczułam się dziwnie, tak jakbym znała to miejsce, jakbym już kiedyś tu była. Czułam, że tu nic mi nie grozi i że jestem bezpieczna. Nigdy się tak nie czułam. To uczucie… Nie da się tego opisać. To tak jakbym była w domu…
- Inoichi mam do ciebie prośbę, czy mógłbyś ją sprawdzić. – Usłyszałam jak kobieta zaczepia blondwłosego mężczyznę po czterdziestce przed małą kwiaciarnią.
- Jasne, że tak. – Odparł zapraszając nas gestem do środka.

Stałam opierając się o plecami o ścianę wpatrując się w zdjęcie rodzinne mężczyzny, które wisiało naprzeciw mnie w tym wąskim korytarzyku. Przysłuchiwałam się rozmowie, którą przed chwilą poznana mi dwójka prowadziła w pokoju za ścianą. Rozmawiali o rzeczach nie zrozumiałych dla mnie, ale czułam, że dotyczą one mojego losu i powinnam wyłapać jak najwięcej.
- Mai podejdź tutaj, proszę.- Usłyszałam głos mężczyzny.
Chwile się zawahałam, ale czy miałam jakiś wybór? Przecież nie mam, dokąd uciec. - Usiądź proszę tu. - Powiedział wskazując na wysoki stołek przed sobą.
Usiadłam na nim, po chwili przyłożył mi dłoń do czoła wykonując przed tym dziwne znaki dłońmi. Poczułam jakbym odpłynęła, a przed oczami śmignęło mi moje życie w urywkach. Ogarnęło mnie dziwne uczucie.
- Ona nie kłamie, to wszystko prawda. Nie ma nawet śladu jakiejkolwiek manipulacji w jej głowie. Wszystko jasne i czytelne Hokage-sama.
- Rozumiem. – Odparła kobieta oficjalnym tonem.
O czym oni do cholery pieprzą? Ktoś mi powie, co ja tu robię? Ktoś mi miał grzebać w głowie? Niby, po co? Właściwie to skąd on może to wiedzieć?
- Tsunade-sama myślisz, że ona jest...
- Cicho. – Zgasiła mężczyznę stanowczym i krótkim rozkazem. - Ech mam swoja teorie, ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków, to tylko przepowiednia.
- Dobrze czcigodna.
- Inoichi.
- Tak?
- Zwołaj wszystkich na dwudziestą u mnie.
- Dobrze.
Zniknął w białym dymie zanim zdążyłam zamrugać. Gdzie on się podział do cholery? Co to miało być? Magia?
Z niepewnością i przerażeniem wybąkałam wskazując ręką na siebie, wychodząc z domu razem z Tsunade. - To, co teraz będzie ze mną?
- Nie martw się dziecko. Wydaje mi się, że nie jesteś tu bez potrzeby i coś mi się wydaje, że zostaniesz tu trochę. Wszystko ci wytłumaczę i pokażę. Chodź za mną, mamy mało czasu jest już…- Spojrzała na słońce. – Och, prawie piętnasta.
Co się dzieje do cholery? To chyba jakiś żart, a może jednak sen. Mai obuć się, no już obuć. Zaczęłam szczypać się po rękach, ale nie budziłam się. Zaczęły mnie piec ręce to trochę bolało… eh.
- No, chodź, chodź.
- Ja? A tak.- Westchnęłam doganiając kobietę. - Tak właściwie to gdzie idziemy?
- Do biblioteki Hokage. Lubisz czytać?
- Tak lubię, a co?
- Pożyczę ci kilka książek o konohagakure, jak je przeczytasz to zrozumiesz większość. Tak mi się przynajmniej wydaje, ja nie mam czasu ci tego wszystkiego tłumaczyć dziecko. To zbyt kłopotliwe.
Dziecko i dziecko, no bez przesady mam 17 lat, jak by była sześćdziesięciolatką no to rozumiem, ale ona ma z trzydzieści lat. Może się tak dobrze trzyma? Ne to niemożliwe…
- No dobra, ale co ja mam ze sobą zrobić? Przecież nie będę spać na ławce w parku.
- No jasne, że nie. Na razie zamieszkasz u mnie. O, tu. Siedziba Hokage. - Odparła rozbawiona moim zakłopotanym wyrazem twarzy.
- Wow, ale to, dziwne.
- Tak. Jak będziesz mnie szukała, to tu mnie znajdziesz.
Weszłyśmy do środka wielkiego czerwonego budynku z symbolem ognia przywieszonym na ścianie nad wejściem i przeszłyśmy długim korytarzem do piwnicy.
- Zamknij oczy. Ta biblioteka jest tajna zabiorę cie do niej, wskocz mi na plecy. Nie odzywaj się dopóki ci nie powiem. – Zrobiłam jak kazała. Nie chciałam sprawiać problemów. - Możesz otworzyć oczy jesteśmy na miejscu.- Usłyszałam po paru minutach.
Znalazłam się w ogromnej sali z mnóstwem regałów przepełnionych książkami, zwojami itd. Pachniało w niej kurzem i książkami. Trochę wilgocią. Miejsce wyglądało na stare.
- To dopiero jest biblioteka. – Powiedziałam zachwycona rozglądając się uważnie.
- Dziękuje. Choć za mną. – Nakazała. - Ta książka wystarczy, jest tu wszystko, co powinnaś wiedzieć. - Po chwili w moich rękach znalazła się dość pokaźną starą księgę. - No to chyba tyle. Jak przeczytasz to mi powiedź, zabiorę ją od ciebie.
- Dobrze! – Odparłam z entuzjazmem patrząc zaciekawiona na starą książkę
- A teraz, choć za mną. Pokaże ci twój pokój.

Przeszłyśmy parę pięter, korytarzy i w końcu weszłyśmy do małego pokoiku. Stało w nim jednoosobowe łóżko, duża szafa na ubrania i biurko z krzesłem. Na ścianie z prawej strony okna nad łóżkiem była przytwierdzona półka. Wszystko było zachowane w odcieniach jasnego drewna a pościel była koloru jasnego błękitu jak i firanki przy oknie. Pokój wyglądał na nieużywany pachniało w nim jeszcze środkami czystości, jakby przed chwilą ktoś tu sprzątał.
- Teraz muszę już iść. Masz tu klucze, rozgość się. To teraz twój pokój. Do widzenia. – Powiedziała w pośpiechu wychodząc.
- Do widzenia. – Odparłam siadając na łóżku i rozglądałam się po pomieszczeniu.
Zostałam sama w pokoju. W szafach były nowe rzeczy, nieużywane, trochę za duże na mnie. Na biurku, które stało obok drzwi do łazienki leżał list, zaadresowany do mnie. Wzięłam go i zaczęłam czytać;

''Mai zostawiłam ten list, bo nie wiem czy Tsunade-sama zdążyła Ci wszystko powiedzieć. Dla pewności: To wszystko, co jest w tym pokoju od teraz należy do ciebie. Na pewno jesteś głodna, o dziewiętnastej przyniosę Ci kolacje. Shizune. ''

- Jest prawie siedemnasta. To się samo nie przeczyta, więc do roboty.
Przebrałam się w szary, zwyczajny dres, który wisiał w szafie. Co prawda trochę za duży, ale może być. Rozsiadłam się wygodnie na łóżku i zaczęłam czytać.

Otworzyłam drzwi, za którymi stała drobna brunetka o miłym wyrazie twarzy, a w ręku trzymała tace przepełniona jedzeniem.
-Witam, jestem Shizune. – Powiedziała z pogodnym uśmiechem. Przyszła punktualnie. - To dla ciebie.- Wręczyła mi tace z jedzeniem. - Chcesz o coś spytać, bo niestety muszę cię zostawić, trochę mi się spieszy.
- A no. Co ja mam tak właściwie robić przez resztę dnia?
- Ech… Nie gniewaj się, ale najlepiej przeczytaj tę książkę jak najszybciej się da. Nie kręć się po siedzibie. Dobrze?
- No dobrze. - Odparłam trochę smutno. Nigdy nie lubiłam siedzieć w jednym miejscu za długo.
- Tsunade-sama kazała przekazać, że przyjdzie po ciebie o ósmej, wiec bądź gotowa. Nie martw się jutro będzie już wszystko jasne. Do widzenia.- Wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi.
I znowu zostałam sama eh... Nadstawiłam sobie budzik zawczasu na siódmą by nie zaspać czasami. Nie mogłam zasnąć czułam się trochę jak piąte koło u wozu.
Zaczęłam znowu czytać, przerzucałam strony, jedna po drugiej i zanim się obejrzałam, nie było, co czytać.
Teraz miałam jeszcze więcej pytań niż przedtem, ale wiedziałam też dużo więcej o tym miejscu. Książka dotyczyła historii Konohy i powstania jednostki zwanej „shinobi”. Było w niej opisane funkcjonowanie miasta i cała hierarchia, od cywila po samego Kage.
W końcu mnie zmorzyło i zasnęłam. Nawet nie wiedziałam, która była godzina.

W międzyczasie, parę pięter wyżej w sali obrad trwało zebranie. Zebrali się najlepsi, najważniejsi shinobi Konohy, a obradowali oni o moim losie.
- Hokage, kim ona jest? Skąd się wzięła? – Zadawali pytania.
- Znalazłam ją dzisiaj rano w ''Świątyni Przeznaczenia''.
- Co! To niemożliwe. Tam nie można tak po prostu wejść! – Oburzał się jeden ze starszych shinobi.
- To znaczy, że ona może być... – Przerwano jej.
- Tak może być jednym z bliźniaków, z przepowiedni. Jest to bardziej niż prawdopodobne.
Nastała cisza, gdy jeden z nich zapytał.
- To, co robimy?
- Myślę, że powinniśmy ją wszystkiego nauczyć. I upewnić się, co do jej przeznaczenia.
- Tak. Niczego nie stracimy, a najwyżej zyskamy kolejnego shinobi.
- Dobrze, a wiec postanowione. Nawet wiem, kto ją wyszkoli...
- Hokage, ale… naprawdę sądzisz, że oni obaj...
- Tak. Im się i tak nudzi. Poza tym przecież oni kochają wyzwania.
- No, nie wiem Tsunade. – Bąknął siwowłosy mężczyzna w podeszłym wieku.
- Dadzą sobie radą z jedną dziewczyną, przecież uratowali świat. Ja nie pytam się o to, czy to wam się podoba. Już postanowione, zaczną od jutra.

3 komentarze:

  1. witam Mai widzę że mam trochę zaległą i miłą lekturę do czytania :) bardzo mnie to cieszy z gorącymi pozdoriweniami Kamil/Shin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem :D Ale mam nadzieje że się spodoba i będziesz tu zaglądał częściej : P

      Usuń
  2. Witam :). Muszę przyznać, że żałuję, że trafiłam na tego bloga tak późno. Zapowiada się bardzo interesująco i już nie mogę doczekać się przeczytania następnych rozdziałów :).

    Chciała bym również być powiadamiana o nowych notkach :)
    (www.opowiadania-deszczem-pisane.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń

>