niedziela, 4 marca 2012

15. My, nie powinniśmy Ci tego mówić.

Miasto powoli zapadało w sen. A nasza trójka przemierzała słabo oświetlone, opustoszałe ulice Konohy. Było już ciemno i zaczynało robić się zimno, co było normalne dla tej pory roku. Dochodziła godzina dziesiąta wieczorem, a my szliśmy na cmentarz. Na samom myśl ciarki mi przechodzą, a jak coś nas tam napadnie?
- Mai, co jest?
- Eh … Nic takiego Naruto. - Uśmiechnęłam się do niego, nie chciałam żeby się martwił. To głupota, przecież nic się nie stanie. - Gdzie dokładnie jest cmentarz?
- Tak trochę na uboczu, zaraz będziemy na miejscu.
Popatrzyłam na bruneta. Szedł. Po prostu szedł, zapatrzony w przestrzeni. Chyba o czymś myślał.
Przechodziliśmy właśnie obok ładnej dzielnicy. Żadne światła w oknach się nie paliły. Była opustoszała. Odcięta od wioski. Szliśmy jeszcze kawałek zanim przeszliśmy bramę cmentarza, podeszliśmy do ich nagrobków, leżeli obok siebie. Nie wiedziałam, co powiedzieć, nagle ogarnął mnie smutek i tęsknota. Takie uczucia, za ludźmi, których nie znałam, z którymi spędziłam tak niewiele czasu.
- To smutne, ale brakuje mi ich bracie. – Burknęłam a do oczu zaczęły napływać mi łzy. Naruto podszedł do mnie i przytulił.
- Wiem, mi też. - Wyszeptał, a ja otarłam łzy spływające mi po policzku. Staliśmy tak w milczeniu, nie było potrzeby nic mówić. Po chwili jednak wypaliłam.
- Yyy… Naruto, gdzie Sasuke?
- Che… Nie wiem.
- O tam jest. - Pokazałam na ciemną postać stojącą spory kawałek dalej.
Podeszłam do bruneta. Stał przy grobie swoich rodziców. Stanęłam obok i nic nie mówiłam, to nie było miejsce na słowa.
Jednak zauważyłam coś dziwnego. Obok grobu Mikoto było puste miejsce, ale nie takie puste w sensie zostawione dla kogoś. Wyglądało tak, jak by kiedyś już tam był czyjś grób.
- A to, co? – Pokazałam na puste miejsce ręką.
- Co? – Odparł Sasuke.
- To puste miejsce. Wygląda tak jakby już tu kogoś pochowali, ale… Nie to bez sensu.
- Nawet puste miejsce na cmentarzu ci przeszkadza siostrzyczko? – Zaśmiał się cicho.
- No, ale, po co one? Sasuke już sobie miejsce szykujesz? – Powiedziałam ironicznie, ale po chwili tego żałowałam. – Au, au… - Mówiąc to zaczęłam rozmasowywać głowę – Sasuke! Za co?
- Zachowuj się, jesteś na cmentarzu…- Zwrócił mi uwagę. - Wracajmy, już późno.
Wyszliśmy z cmentarza. Szłam przodem, obrażona. Dlaczego wszyscy tłukli mnie po głowie?  Nie wiedza, że od tego można zgłupieć? Głupki. Ja po prostu byłam ciekawa. Znów przechodziliśmy obok tej dzielnicy. Tym razem coś mnie tknęło.
- Ten symbol, on był wszędzie, ale gdzie ja go widziałam. – Mówiłam do siebie – Światło? Tam się pali światło?
W jednym, jedynym domu, paliło się światło. Ktoś tam był?
Poszłam zaciekawiona w stronę tego domu. Jednak, nagle ktoś mnie zatrzymał szarpiąc w przeciwnym kierunku za ramie.
- Koleżanko dom jest w druga stronę. – Powiedział ciągnąc mnie w stronę domu.
- Ktoś tam jest Sasuke. Przecież to opuszczona dzielnica. – Próbowałam się wyrwać, ale jego uścisk był mocny. Bardzo nie chciał bym tam poszła.
- Tak, dzielnica klanu Uchiha, a to pewnie stróż. – Stwierdził ciągnąc mnie w stronę domu. Rzeczywiście ten symbol, to jego klanu. Biało-czerwony wachlarz, służący do podsycania ognia. - Mai wracajmy do domu, zmęczony jestem już. – Ciągnął mnie dalej wyraźnie zakłopotany moją ciekawością.
- Ale… tam ktoś jest.
- No mówię, że stróż. – Syknął.
- Jasne, po cholerę w opuszczonej dzielnicy stróż.- Wyrwałam się mu i przyspieszyłam kroku, idąc w stronę domu. Czemu nie mogłam tam wejść? Kto tam był?
- Co on głupi? Tak nie uważać. – Burknął kruczowłosy pod nosem do Naruto.
- No przestań Sasuke tu nikt nie chodzi o tej porze, a po drugie to ja mu się nie dziwie. Ile można. Siedzi tam z pół roku.
- Wiem. Cieszył się jak go dzisiaj odwiedziliśmy… To wszystko staje się chore, ale cieszę się, że jest z nami.
- Kto by pomyślał, że do nas wróci. Wszystko stało się, tak nagle.
- Tak. To niesamowite. – Westchnął uśmiechając się delikatnie.
- Lepiej ją dogońmy, jeszcze się zgubi… - Stwierdził zmartwiony.
- Twoja siostra nie jest dzieckiem Naruto. – Zauważył.
- Może i nie jest, ale jest strasznie roztrzepana.
- A ty nie?

Szłam wykurzona przed siebie. Już dawno stracili mnie z oczu. Jakoś im się nie spieszyłoby mnie znaleźć. Głupki jedne.
- Pieprzone gnojki… Coś ukrywają. Tylko, co?
Gadałam do siebie, idąc dalej w stronę domu. Na ulicach było już pusto. Uliczne lampy oświetlały drogi, noc była cicha, gwieździsta. Po prostu piękna. Miałam ochotę zatracić się w tym pięknym sklepieniu. Szłam z głowa uniesiona ku górze myślami gdzieś daleko. Nie podobało mi się, że coś mnie omijało. Czułam, że to coś ważnego. Najpierw mnie zostawili pod pretekstem czegoś ważnego, i te słowa. „To nie tak Mai, Naruto nie może. My nie powinniśmy ci tego mówić. Nie możemy.”, a potem światło w tym domu. Coś było nie tak.
Z zamyślenia wyrwał mnie Naruto, tulący się do mnie. W końcu mnie dogonił.
- Tu jesteś, martwiłem się, że się zgubiłaś.- Stwierdził klejąc się do mnie jak dziecko.
- Tak, jasne… - wywróciłam oczyma.
- Sasuke poszedł do domu, my też powinniśmy już wracać. Zimno mi strasznie. – Marudził, ale rzeczywiście cały się trząsł. Wyglądał komicznie.
- Dobra, to się ścigajmy. – Rzuciłam. Nie wiem, co mnie napadło. Wiedziałam, że przegram. Może po prostu miałam dosyć myślenia. Musiałam się jakoś od tego oderwać.
- I tak przegrasz, mała. – Powiedział pewny siebie ruszając. Radosny śmiech wypełnił puste uliczki Konohy. On sobie najzwyczajniej w świecie zemnie kpił.
- Eh… Cały ty… - Pokręciłam głową ruszając za bratem.
>