Gdy otworzyłam oczy natychmiast
usiadłam na łóżku przestraszona. Okropnie bolała mnie głowa, a w moim łóżku
leżał Sasuke. Jak to możliwe? Pisnęłam przestraszona owijając się kołdrą przy
okazji odkrywając jego tors. Chłopak spał bez koszulki. Był świetnie zbudowany.
Ciężko było mi to przyznać, ale jak tak leżał to wydawał całkiem przystojnie.
- Dzień dobry Mai. - Wychrypiał trochę rozbawiony nie otwierając nawet
oczu.
- Co cię tak bawi?! I co do cholery robisz w moim łóżku?!- Wrzeszczałam na
niego.
- Bawi mnie twoja reakcja. Sprostowanie słońce. To jest moje łóżko, nie
twoje. – Uśmiechnął się widocznie z czegoś zadowolony. Rozejrzałam się po
pokoju. Rzeczywiście to nie był mój pokój, ale jak ja tu trafiłam?
Teoretycznie to powinnam teraz skakać z radości, być pełną entuzjazmu i w
ogóle, ale nie. Nie potrafiłam się przełamać. Zamyślona biegłam
przed siebie w szeregu. W końcu wracaliśmy do domu, nie miałam kretyńskiej
obroży na szyi i misja się powiodła, zero minusów, a jednak. Ciągle rozmyślałam
o tym, co stało się po drodze a na dodatek miałam strasznego kaca i dziurę w
pamięci dotyczącą wczorajszego wieczoru. Nie potrafiłam przypomnieć sobie jak
trafiłam do pokoju, co gorsza nie do mojego pokoju.
- Stój. - Usłyszałam stanowczy głos. Dopiero po chwili do mojego mózgu
dotarło, że ktoś mnie zatrzymał siłą. - Postój. Trzeba coś zjeść, odpocząć i
zmienić ci opatrunek. - Oznajmił Naruto wpatrując się we mnie zmartwiony. - Co
się z tobą dzieje siostra?
- Nie jestem zmęczona. Opatrunek też się trzyma. Po co czekać? Ruszamy
dalej. - Odparłam sucho chcąc znów ruszyć w drogę.
- Pracujemy zespołowo a ja tu dowodzę. Więc radzę ci siadaj i odpocznij. To
rozkaz. - Powiedział niezadowolony przypatrując się mojemu zakrwawionemu
opatrunkowi. Gdy ściągano mi to żelastwo z szyi powiedzmy, że obchodzono się ze
mną mało delikatnie. - Zmień opatrunek. Naruto idziesz zemną po opał i wodę.
Sasuke pilnuj jej. - Wydał rozkazy spoglądając na brata, który kończył
rozstawiać namioty. Wywróciłam oczyma i burknęłam pod nosem wchodząc do
rozstawionego już namiotu zamykając się w nim. – Nie potrzebuje niańki a już na
pewno nie jego.
Ktoś mi powie, co tu się
dzieję? Moja zawsze uśmiechnięta siostra się izoluje. Nie poznaje
jej. Chciałem to wyjaśnić, porozmawiać z nią, ale tylko, gdy chciałem ruszyć do
namiotu poczułem dłoń na moim ramieniu.
- Zostaw. – Poprosił Itachi patrząc na swojego brata jak zwykle
niewyrażającego żadnych emocji. – Zostawmy ich na chwile. Później z nią
porozmawiasz.
- Dlaczego mam ich zostawiać? To moja… - Przerwał mi.
- Daj spokój, robi się ciemno. Trzeba przygotować obozowisko na noc. –
Powiedział ruszając w stronę lasu. I co mam z nim iść tak po prostu?
- Zaczekaj! – Zawołałem za nim zrezygnowany robiąc to, o co prosił. -
Wyjaśnisz mi to? – Zapytałem, gdy oddaliliśmy się od obozu.
- Co mam ci wyjaśniać? Naprawdę nie rozumiesz, co się dzieje
pomiędzy naszym rodzeństwem? – Zapytał uśmiechając się krótko kręcąc głową z
dezaprobatą.
- Nie to. Nie jestem idiotą. Tylko, że… oni oboje mają ciężki charakter,
ale to nie ważne. Wytłumacz mi, dlaczego Mai zachowuje się jak nie Mai. –
Poprosiłem zbierając chrust na ognisko.
- Nie jestem tego pewny. Podejrzewam, że ma to związek z tym, co się stało…
- Przerwałem mu.
- No brawo geniuszu tyle to i ja zdążyłem zakumać. – Zaśmiałem się.
- Daj mi dokończyć. Nie było mnie przy nich, gdy Sasuke znalazł Mai.
Zobaczyłem ją dopiero nieprzytomną na jego rękach. Sasuke nie chciał powiedzieć
za wiele o tym, co tam widział. Myślę, że tylko on może jej pomóc z tego wyjść,
bo wie w czym jest problem, ale dobrze wiesz jak oni się zachowują. Czasem mam
wrażenie, że to cud, iż jeszcze się nie pozabijali.
- No cóż jak to mówią, „Kto się czubi, ten się lubi” – Stwierdziłem. Więc
nie było sensu drążyć tego tematu przy Mai, to by mogło tylko zaszkodzić.
Potrzebna była cierpliwość. To takie kłopotliwe.
Nie wiedziałem, co
powinienem zrobić. Iść do niej, czy może jednak zostawić ją z tym samą. To
frustrujące. Nie byłem typem człowieka z wielkimi pokładami empatii. Nie
wiedziałem jak się przy niej zachowywać, co mówić i robić. Za to wiedziałem, że
chcę z powrotem dawną Mai. Nie ważne jak nieznośna bywała, ta była
gorsza. Pod pretekstem opatrzenia jej rany postanowiłem wejść do jej
namiotu, gdy skończyłem swoją prace. Miała wystarczająco dużo czasu dla siebie.
– Mogę? – Zapytałem i nie czekając na odpowiedz wszedłem do środka. Doskonale
wiedziałem, że odpowiedź byłaby negatywna.
- Wynoś się. – Syknęła nie podnosząc nawet na mnie wzroku. Siedziała na
podłodze owinięta w kocyk z podkurczonymi nogami, patrzyła tempo w swoje
kolana. W pomieszczeniu świeciła się tylko niewielka lampka oświetlająca zimnym
światłem część namiotu.
- Bawisz się w wampira? – Zapytałem odsłaniając prowizoryczne okna namiotu
wpuszczając do niego więcej światła. – Przyszedłem opatrzyć twoją szyję. –
Dodałem pokazując apteczkę, którą trzymałem w ręku. Nawet nie zareagowała. –
Jak chcesz. Nie musisz się do mnie odzywać. Zrobię swoje i wyjdę.
- Masz wyjść teraz. Nie prosiłam cie o pomoc. – Syknęła, a podobno to ja
mam tu opinie gburowatego dupka. Westchnąłem ciężko siadając obok niej. Czyżby
przypomniała sobie wczorajszy wieczór? – Dlaczego jesteś taki uparty? Nagle się
o mnie martwisz? – Zapytała. Jej głos był tak pusty, że miałem wrażenie, iż
niesie się echem po tym małym pomieszczeniu.
- To nie kwestia mojej upartości czy tego, że się martwię. Jesteś członkiem
drużyny. Nauczono mnie by pomagać kompanom, gdy jest taka potrzeba. –
Powiedziałem spokojnie otwierając apteczkę i przygotowując świeży opatrunek.
Dlaczego musiała to utrudniać, chciałem jej tylko pomóc.
- Nie potrzeba mi pomocy.
- Myślę, że jest inaczej. Takie zachowanie ci nie pomoże. Uwierz wiem to
doskonale. Budujesz mur wokół siebie nie pozwalając bliskim sobie
pomóc. To bezsensowne Mai. Doskonale o tym wiesz, nie jesteś głupia. –
Przysunąłem się do niej ściągając z jej głowy ostrożnie koc. Znów płakała.
Widziałem w jej oczach pozostałości łez, ale postanowiłem udać, że tego nie
zauważyłem. Zaskakujące było jej zachowanie. Robiła to samo, co wieczorem.
Warczała i odpychała mnie słowami, ale gdy chciałem coś zrobić nie
powstrzymywała mnie. Czekała.
- Och, Pan Uchiha bawi się w psychologa? Odnalazłeś swoje powołanie? –
Zaśmiała się sucho, a ja odwinąłem zakrwawiony opatrunek.
- Tak. Pragnę też zostać etatową pielęgniarką Pani Namikaze. – Próbowałem
być zabawny. Wiem, że jestem w tym kiepski, ale chyba podziałało. Mai prychnęła
rozbawiona. – Co cię tak bawi?
- Wyobraziłam sobie ciebie w stroju pielęgniarki. - Powiedziała
powstrzymując śmiech. – Auć… To boli. – Burknęła niezadowolona, gdy
zacząłem przemywać ranę. Nie powiem, że nie zrobiłem tego naumyślnie.
- Naśmiewasz się zemnie, a teraz oczekujesz bym był delikatny dla
ciebie? - Zapytałem uśmiechając się zadziornie, gdy na mnie
spojrzała. – To nie jest koncert życzeń. – Stwierdziłem przysuwając twarz do
jej karku delikatnie dmuchając na ranę by załagodzić ból. Dziewczyna
momentalnie spłynęła rumieńcem.
On był za blisko, zdecydowanie za blisko. Nie
wiedziałam, co się zemną dzieję. Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie deja vu,
przez moją głowę przeleciało wiele dziwnych obrazów, w które trudno mi było
uwierzyć. Czy to wspomnienia z wczorajszego wieczoru? Sasuke miał racje, nie
uwierzyłabym mu gdyby mi powiedział. Jestem kretynką… Tak się schlać.
- Coś nie tak? – Dobiegł mnie jego niski i przyjemny głos. Czułam jego oddech
na karku, a moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, czułam jak pieką mnie
policzki. Moje ciało nie powinno tak reagować. Nie przez niego, tego
gburowatego idiotę.
- C-co ty… Co ty robisz? – Wyjąkałam. Musiałam brzmieć żałośnie.
- Chcę cię pocałować. – Usłyszałam a moje oczy otworzyły się szerzej, co on
powiedział?!
- Co?! – Pisnęłam.
- Powiedziałem, że chcę załagodzić ból. – Odparł spokojnie. Czyżby mi się
zdawało? Mai ogarnij się.
- Ah… - Powiedziałam z ulgą.
- Słyszałaś coś innego? – Zaśmiał się owijając mój kark czystym bandażem. –
Mogę wiedzieć co?
- Nie. Nie możesz. – Powiedziałam zmieszana. – Musze iść. – Stwierdziłam
chcąc wstać. Chciałam od niego uciec jak najdalej. Było mi strasznie głupio.
Czułam się nieswojo. Nie powinno do tego dojść ja mam chłopaka, a to… To do
cholery był Sasuke.
- Zostań. Nie skończyłem. – Powiedział łapiąc mnie w tali i wracając do
bandażowania. Zdawało mi się albo był w świetnym humorze.
- Skończyłeś. – Zaczęłam się wykłócać.
- Nie, nie skończyłem. Wytrzymaj jeszcze chwile. Nie ugryzę cię. –
Powiedział rozbawiony. – Nie rozumiem, czemu się opierasz. Myślę, że jest już
na to za późno. – Dlaczego miałam wrażenie, że nie rozmawiamy o bandażowaniu?
- Przyjebać ci? – Zapytałam.
- Cóż za agresja. Wytrzymaj jeszcze chwilkę. – Poprosił.
- Jesteś idiotą wiesz? Bawi cię to?
- Wcale mnie to nie bawi. Słyszysz, co chcesz i nie chcesz mi powiedzieć
co, a teraz nagle stałaś się agresywna bez powodu. Ja tylko bandażuje ci kark.
– Wychrypiał mi do ucha. On robił to specjalnie? Bawił się mną. –
Czyżbyś przypomniała sobie jak trafiłaś do mojego łóżka? - Zapytał
kończąc opatrunek a mnie zamurowało. Co miałam mu powiedzieć? „ Tak Sasuke i
podobało mi się. Zaraz zwariuje na twoim punkcie”? To jakiś żart. Kawał roku o
Kami. Nie mam zamiaru nagle przestać go szczerze nie znosić. Nigdy. Przecież to
Sasuke.
- Daj mi spokój! Nie odzywaj się do mnie! Nie zbliżaj! – Zaczęłam krzyczeć
na niego i się wyrywać, gdy objął mnie w pasie. – Puszczaj.
- Przestań się wiercić. Zrobisz sobie krzywdę. Uspokój się. – Powiedział
ściszonym głosem dziwnie spokojny. Nawet się nie zorientowałam, kiedy usiadł za
moimi plecami. Byłam w czarnej dupie. Nie miałam z nim szans. Nie rozumiałam
tylko, do czego on dążył.
- Przestań. Nie będę twoją zabawką. Puszczaj. – Warknęłam. Czułam, że zaraz
się rozpłacze. Wcale mi się to nie podobało. To nie było zabawne. Czułam się
bezbronna.
- Mai… Co się dzieje? – Zapytał puszczając mnie. W mgnieniu oka zniknęłam z
namiotu. Czułam, że coś jest zemną nie tak, nie powinnam tak panikować, bo
Sasuke mnie objął.
Przez cały wieczór unikałam wszystkich jak ognia. Nie odzywałam się do nich
i nie zwracałam na nich uwagi. W końcu w nocy wyszłam z namiotu by odetchnąć.
Warty na szczęście nie pełnił Sasuke. Przysiadłam przy ognisku i patrzyłam
spokojnie w ogień pogrążona w zamyśleniu.
- Nie powinnaś nas tak traktować, a już na pewno nie Sasuke. Nic ci nie
zrobiliśmy. Chcemy pomóc. – Usłyszałam spokojny głos starszego Uchihy, ale go
nigdzie nie widziałam. Dźwięk roznosił się po całej przestrzeni. Genjutsu?
- W co ty grasz Uchiha? – Zapytałam wyraźnie niezadowolona.
- Bałem się, że gdzieś znikniesz. – Powiedział siadając naprzeciw mnie po
drugiej stronie ogniska. – Chcę byś mnie wysłuchała. Nie wiem, co się między
wami dzieje, ale martwię się. Nie wiem czy zauważyłaś, ale Sasuke wyładował się
na paru drzewach. – Powiedział pokazując nadpalone, po przedziurawiane drzewa
od Chidori.
- Straszne. Co może mam iść przeprosić drzewka za głupotę twojego brata? –
Syknęłam.
- Mai. – Skarcił mnie. – Uspokój się. Nikt cie nie atakuje, nie musisz być
agresywna i na wszystkich warczeć. Pomyśl nad tym. Takim zachowaniem możesz
tylko stracić bliskich i zniszczyć to, co masz. Pamiętasz jak mówiłaś, że to
miejsce jest jak dom z twoich snów? Chcesz to zniszczyć, bo spotkałaś na drodze
jakąś przeszkodę? Zwalcz to. Już po wszystkim. Nie każda misja będzie się tak
kończyła, uwierz mi. Porażki powinny być budujące.
- Skończ. Nie chce mi się ciebie słuchać. – Syknęłam. Może on jednak miał
racje… Powinnam wziąć się w garść.
- Pomyśl o tym. – Znów jego głos wydawał się tak odległy. Nagle zerwałam
się i rozejrzałam do koła. Leżałam w swoim namiocie. Co to było?
Genjutsu? Czy moja chora wyobraźnia?
Gdy w końcu trafiłam w umówione miejsce stał tam z bukietem czerwonych róż
w ręku. Wyglądał na strasznie zdenerwowanego. Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo
zależało mu na spotkaniu. Przed chwilą wróciłam z misji ludzie. Chciałam
położyć się spać, a najchętniej zasnąć i się nie obudzić. – Cześć. - Machnęłam
do niego od niechcenia. Nie miałam zamiaru zgrywać miłej chciałam mieć już to
za sobą. Nie obchodziło mnie jak to odbierze.
- Em, cześć Mai. – Uśmiechnął się niemrawo podając mi bukiet.
- Dzięki. Słuchaj nie mam czasu. Chciałam ci tylko coś powiedzieć i spadam.
– Powiedziałam sucho. Znów nie miałam humoru.
- Poczekaj proszę, też mam coś ważnego do powiedzenia. – Uśmiechnął się
niemrawo. – Jak było na misji? – Nagle zmienił temat.
- Do rzeczy Kiba. – Powiedziałam zniecierpliwiona.
- Bo ja… Nie było cię tyle czasu i zrozumiałem. No ja … eh…
- Wyduś to z siebie w końcu. – Zaczynał działać mi na nerwy.
- Mai my nie pasujemy do siebie. – W końcu wydusił to z siebie spuszczając
wzrok. Zaraz. Co on powiedział? Roześmiałam się.
- Przyszłam powiedzieć ci to samo Kiba. – Stwierdziłam uśmiechając się do
niego lekko.
- Naprawdę?
- Tak.
- No to wszystko gra między nami? Zostaniemy przyjaciółmi prawda? Bo Mai ja
cię kocham, ale jak młodsza siostrę. – Westchnął uśmiechając się z ulgą.
- Ta, wszystko gra. Musze spadać. Nara. – Machnęłam ręką znikając w kłębie
dymu wywołując zdziwienie na twarzy Inuzuki. Nie miałam ochoty na dalsze cyrki.
Byłam zmęczona. Nie przypuszczałam, że to będzie aż tak proste.