Czekałem
cierpliwie aż w końcu się obudzi. Biorąc pod uwagę to jak wiele wypiła i jak
późno zasnęła czułem, że może być bardzo nieprzyjemnie. Zwłaszcza, gdy dotrze
do niej gdzie jest.
Gdy wróciłem do pokoju z herbatą ona już
spała. Ku mojemu zaskoczeniu leżała w moim łóżku, przebrana w koszulkę, którą
jej wcześniej dałem. Owinęła się kołdrą i zatonęła w pościeli smacznie śpiąc.
Nie miałem zamiaru jej przeszkadzać. Poszedłem wziąć prysznic i przebrałem się
do spania, po czym położyłem obok niej. Skoro miałem już i tak przesrane to,
czemu miałbym spać na niewygodnej sofie?
Gdy zaczęła mruczeć i przeciągać się
przez sen nie potrafiłem oderwać od niej oczu, uśmiechała się. Może śniło jej
się coś miłego. Otworzyła leniwie oczy i znów je zamknęła. Westchnęła ciężko
marszcząc brwi. Zdążyła się już zorientować, że coś jest nie tak, albo zaczęła
odczuwać skutki wczorajszego picia. Powoli i niepewnie otworzyła kolejny raz
oczy a gdy nasze spojrzenia się spotkały jej tęczówki rozszerzyły się w szoku.
Nie umiałem powstrzymać wrednego uśmieszku, który malował się mi na twarzy. Mai
szybko zacisnęła mocno powieki. – Koszmar. – Wyszeptała cicho kręcąc głową z
niedowierzaniem. Po kilku głębokich wdechach zaczęła niepewnie otwierać oczy,
najpierw jedno a potem drugie. Gdy dotarło do niej, że to nie sen zerwała się
do siadu. Z mojej perspektywy było to, co najmniej komiczne. – Co? Jak? Kurwa… - wymamrotała pod nosem zawieszając
wzrok na mojej klatce piersiowej, patrząc jak opada i podnosi się, gdy
oddycham. Widziałem jak usilnie próbuje poskładać wczorajszy wieczór do kupy.
Zastanawiałem się czy zasłonić twarz poduszką, czy może zasłonić uszy dłońmi,
gdy zacznie wrzeszczeć, jednak ona dalej milczała patrząc się w ten sam punkt.
Zaczynałem się o nią martwić. – Nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust. –
Oznajmiła kładąc się z powrotem do łóżka. Schowała twarz w poduszkę ciężko
wzdychając. Nie rozumiałem zupełnie, o co jej chodzi. Usiadłem opierając się wygodnie
o zagłówek łóżka plecami, obserwowałem ją uważnie. Leżała zemną w łóżku i nie
krzyczała na mnie. To było, co najmniej dziwne.
- Mai? – Zapytałem w końcu niepewnie,
gdy zamknęła z powrotem oczy układając się do snu. Otworzyła je powoli, patrząc
na mnie znużona.
- Co? Chce spać. –Wymruczała sennie
wtulając się w moją pościel. – Nie gap się tak na mnie. Miałam koszmar. –
Skrzywiła się.
- Nie jestem koszmarem. – Stwierdziłem
oburzony, a ona machnęła na mnie ręką z ignorancją.
- Chciałabym byś był moim koszmarem.
Uchiha świat nie kręci się wokół ciebie. – Posmutniała.
- Rozwiń. – Nakazałem. Skoro chciała tu
leżeć naprawdę coś strasznego jej się śniło.
- To nie był koszmar. –Sprostowała przykładając
dwa palce do podstawy nosa ściskając ją mocno. Pewnie pękała jej głowa. – Coś
realistycznego. Aż za bardzo.
- I to jest straszniejsze niż to, że
obudziłaś się w moim łóżku, ze mną, nie pamiętając niczego? – Uniosłem brwi
pytająco. Normalnie namalowałaby najczarniejszy ze scenariuszy albo, chociaż
zaczęła wrzeszczeć.
- Owszem, nie boję się ciebie. Mówiła ci
to już. Nie zrobiłbyś mi nic nawet, jeśli bardzo byś tego chciał. Po za tym nie
pierwszy raz leże w łóżku jakiegoś faceta. To, że mam na sobie twoją koszulkę,
a ty jej nie masz też nie robi na mnie wrażenia. – Ziewnęła. – Śnił mi się mój
chłopak. – Zagryzła wargę i spuściła wzrok. Była wyraźnie zasmucona. Myślałem,
że o nim zapomniała. A ona o nim śniła i to śpiąc w moim łóżku.
- To chyba normalne, że za nim… -
Przerwała mi.
- Nie. Nie tęsknie za nim. Wyleczyłam
się z tego już dawno. To prawie rok jak tu siedzę. Kto normalny dalej
wzdychałby do mglistego wspomnienia po facecie? Nikt.
- Wiec? No i co ty mi tu insynuujesz? -
Czy ona właśnie przyznała się że... No.
- Nic. - Wywróciła oczyma.- Obudziłam
się na jakiejś lekcji w klasie. Zdawało mi się, że przysnęłam, bo nauczycielka
przynudzała a on mnie obudził. Stał nade mną, był tak wyraźny, ja nigdy.
Pamiętałam najdrobniejsze szczegóły jego twarzy, czy mundurka szkolnego, który
nosił w niewłaściwy przepisom sposób. Otoczenie klasy, zapachy, inni ludzie w
sali. To było realne do tego stopnia, że rozmawiając z Shethem miałam wrażenie,
że to całe życie tu śniło mi się zanim mnie zbudził. Konoha, misje, shinobi,
mój brat, ty. Wszystko. Sen zwykły, sen. Wytwór mojej nad wyraz wybujałej
wyobraźni. To było przerażające. – Wyjaśniła podnosząc się do siadu patrząc na
mnie uważnie.
- Jak to? Nie chciałabyś tam wrócić? Przecież ciągle
powtarzasz, że tu nie pasujesz. – Wyrzuciłem jej. Mógłbym przyzwyczaić się do
widoku jej w moich rzeczach. Rozpraszała mnie.
- Nie pasuje tu, ani tam. – Westchnęła
ciężko. – Nie chce tam wracać. Chce tu zostać i poukładać sobie życie w końcu. Mam
tu brata i prawdziwych przyjaciół.
- To pewnie przez ten alkohol. Nie
przejmuj się. – Uśmiechnąłem się do niej krótko.
- Ta, masz coś na kaca? – Zapytała
przygryzając dolną wargę. – Przepraszam za wczoraj. Stanowczo za dużo wypiłam.
- Pamiętasz wszystko? – Zdziwiłem się.
- Chyba… - Burknęła czerwieniąc się. –
Jest mi głupio. Dałam się ponieść i podpuścić. Gadałam od rzeczy. – Poprawiła
swoje włosy odkrywając się. – Następnym razem jak zasnę w twoim łóżku trzaśnij
mnie czymś ciężkim a nie kładź się obok.
- Zmęczony byłem.
- Ehe. – Popatrzyła na mnie pobłażliwie.
- Nie wierzysz mi? – Zapytałem
przysuwając się do niej gwałtownie patrząc prosto w jej zielone oczy.
- Gdzieżbym śmiała Sasuke-kun. –
Prychnęła znosząc moje spojrzenie.
- Nie mów tak do mnie. – Założyłem jej
kilka kosmyków za ucho niemal do niej mrucząc. Skoro ona mogła to ja też.
- Jakoś one mogą.
- One to nie ty, Mai. Zazdrosna?
- Chciałbyś. – Uśmiechnęła się
pobłażliwie kładąc mi dłoń na torsie. – Nie mam być, o co zazdrosna. –
Stwierdziła odpychając mnie i wstając z łóżka. Zachwiała się delikatnie. – Yh.
– Wzdrygnęła się zbierając swoje rzeczy z podłogi.
- Gdzie idziesz? - Zapytałem nie spuszczając
z niej wzroku. Moja koszulka prezentowała się na niej niesamowicie interesująco.
- Do siebie? Jeszcze sobie ktoś, coś pomyśli.
- Westchnęła ciężko powłócząc nogami do wyjścia. - I przestań się gapić Uchiha.
- Nie gapię się. - Uśmiechnąłem się
zadziornie wreszcie skupiając jej uwagę na mnie. Zlustrowała mnie spojrzeniem pełnym
politowania przechylając głowę pytająco. - Podziwiam. - Dodałem ubiegając jej
pytanie.
- Pff. Zabawny jesteś. - Poczerwieniała
delikatnie odwracając ode mnie subtelnie wzrok. Widziałem dokładnie jak się
peszy i spina.
- Może. Nie znam się na tym. Za to nigdy
nie miałem okazji oglądać moich rzeczy na kimś innym. Tak jak myślałem każdemu
w niej dobrze. Nawet tobie. - Uśmiechnąłem się wrednie. Jednak ku mojemu
zdziwieniu Mai wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Obraziła się. Miałem zamiar
ją zdenerwować, uwielbiałem się z nią droczyć. Nie chciałem by wychodziła.
Skoro
jego zdaniem byłam ostatnią osobą, która wyglądałaby ładnie w jego rzeczach to,
po co mi je w ogóle dawał?! Idiota jeden. Nie ma to jak od rana mieć zły nastrój.
Myślałam, że nie może być gorzej, lecz gdy tylko przekroczyłam próg pokoju
niemal nie zeszłam na zawał.
-
O Kami-sama! - Wrzasnęłam przestraszywszy się Itachiego siedzącego w fotelu.
-
Schlebiasz mi, ale nie, Mai. Itachi. - Uśmiechnął się, chyba. Mimikę twarzy
Itachiego trudno było rozgryźć. - Myślałem, że już nie wstaniecie. Bałem się
jednak wchodzić do pokoju Sasuke.
- Niby,
czemu? - Wywróciłam oczyma ukazując moje zirytowanie.
-
Nie udawaj. Będę wujkiem? - Zamrugałam i oniemiałam. Co on właśnie powiedział?
Okej. Spalam w pokoju Sasuke. W jego łóżku i no niby mam na sobie jego rzeczy,
ale to wcale nie tak.
-
Dlaczego wszyscy Uchiha są tak upierdliwi?
-
Wszyscy? Jest nas raptem dwóch.
-
To o troje za dużo jak na mnie. - Westchnęłam ciężko łapiąc się za podstawę
nosa. Upierdliwi Uchiha i upierdliwy ból głowy. Świetnie. - Po co przyszedłeś.
Bo mam nadzieje, że jednak nie tylko po to by się pośmiać. To nie jest mój
dzień.
-
Twojego brata nie ma i raczej nie będzie, więc postanowiłem, że dzisiejszy
trening przeprowadzę ja. Na pocieszenie możesz użyć Sasuke, jako worka
treningowego.
-
Trening. - Jęknęłam. - A nie możemy sobie odpuścić? Ostatnie, o czym maże to spędzać
z wami dzień na polu w mroźny dzień.
-
I śnieżny.
-
Miło. - Wywróciłam oczyma. To naprawdę byli bracia.
-
Nie martw się pójdziemy do dojo. Dziś trening z Bo. Ubieraj się. Masz dziesięć
minut.
-
A śniadanie? – Jęknęłam czując jak burczy mi w brzuchu.
- Poproś
Sasuke może ci zrobi. - Zaśmiał się wychodząc z pokoju.
Nie
wiem, który to już raz oberwałam z Bo od Itachiego przestałam liczyć po
trzydziestym. Starszy Uchiha wcale mi nie pobłażał na treningu. Zaczęliśmy
niewinnie od rozgrzewki. Kilka okrążeni po parku i jakiś ćwiczeń rozciągające,
bo jak twierdzi Itachi świeże, mroźne powietrze to idealne lekarstwo na kaca.
Gdy w końcu się nade mną zlitował widząc jak dygotam cała i szczękam zębami z
zimna trafiliśmy do miejskiej sali. O dziwo nikogo w niej nie było. Sala była przestronna,
cała wyłożona jasnymi deskami. Miała kilka okien i przestronne rozsuwane drzwi
wejściowe. Podstawowe sprzęty treningowe: kilka drewnianych mieczy czy też Bo,
materace, drabinki i tym podobne rzeczy zachowane w całkiem niezłym stanie jak
na publiczne miejsce. Na początek krótki sparing kontaktowy. Nie miałam szans z
chłopakiem, a jednak ku mojemu zdziwieniu kilka razy udało mi się go trafić.
Nie żebym od razu go powaliła na łopatki czy coś. Po prostu trafiłam w cel. Jak
na shinobi z moim doświadczeniem to mega wyczyn. Tak właśnie powtarzałam sobie
w głowie by nie dołować się niepowodzeniami. Nie sądziłam, że trening będzie
lekki i przyjemny, ale to zaczynało przerastać moje oczekiwania.
-
Przestań się wygłupiać Mai. Skup się! – Wydawał polecenia jak rasowy trener.
Patrzył na mnie surowym wzrokiem i wytykał każdy błąd. Wiem, że chciał dobrze,
ale chyba odrobinę przeginał.
-
No skupiam się! – Zawołałam uchylając się przed ciosem. Jednak to nic nie dało.
Zanim zdążyłam zareagować oberwałam kijem w bok.
-
Widzę. – Prychnął gotując się do następnego ciosu. Odskoczyłam i zamachnęłam
się na niego wkładając całą siłę w cios. Trafiłam w jego plecy z taką siłą, że
powinien się przewrócić. On jednak wyparował.
-
Klon. – Syknęłam pod nosem zirytowana.
-
Naprawdę myślałaś, że to będzie aż tak proste? – Zapytał pojawiając się przede
mną i wymierzając cios prosto w mój brzuch. Padłam na kolana, wypuściłam z rąk
Bo łapiąc się za obolałe miejsce.
-
Itachi zróbmy przerwę… ledwo żyje. –Sapałam z wycieczenia klęcząc przed
chłopakiem.
-
Nie ma na to czasu. Jeśli chcecie wziąć udział w tegorocznym egzaminie na chuninna
to musisz dogonić brata i Sasuke, albo chociaż inne dzieciaki startujące tam.
Słyszałem, że w tym roku nie tylko nasza drużyna startuje „dla formalności” by
odebrać kamizelkę. Konkurencja będzie silniejsza niż zwykle. Zginiesz, jeśli
się nie przyłożysz.
-Z-Zginę?
– Zamrugałam oniemiała przełykając głośno ślinę. – Przecież to tylko konkurs.
-
Konkurs i chyba od zawsze zdąża się jeden czy dwa przypadki śmiertelne.
Oczywiście wszystko jest „niechcący” i „przez przypadek”. Nikt potem tego nie
rozdmuchuje. Każdy wie, na co się pisze. Więc jeśli nie jesteś na to gotowa to
odpuść. Chłopaki znajdą sobie kogoś innego, albo poczekają na ciebie.
-
Nie. – Zawołałam oburzona. Nie chciałam być kulą u nogi bratu. – Przyłożę się,
naprawdę. Daj mi szanse. Proszę. – Westchnęłam ciężko podnosząc się. Byłam cała
obolała, ale chciałam dalej trenować.
- Przynajmniej
masz w sobie ducha walki. – Uśmiechnął się kpiąco. – Może jednak coś tam z
ciebie wyrośnie. – Rozczochrał moje włosy zaczepnie. - Napij się i wracamy do
treningu. – Polecił. Drzwi dojo rozchyliły się a do sali weszła ciemna postać.
Przestałam słuchać Uchihy. Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w postać
zmierzającą w moją stronę.
- Seth… -
Westchnęłam cicho zamykając oczy i biorąc głęboki wdech. Próbowałam odpędzić
jego postać z przed oczu, ale on nie znikał. Zbliżał się coraz bardziej. Rozejrzałam
się spanikowana po sali. Itachi nie zwracał na niego uwagi. Czyżby go nie
wyczuł? Może to po prostu sen, zemdlałam
na macie z wycieńczenia i tyle. – Odejdź… - Burknęłam przerażona pod nosem gdy
postać była kilka kroków ode mnie. – Proszę. Seth… - Zacisnęłam mocno powieki
niemal płacząc a on się odezwał.
- Wróć Mai. – tak znajomy głos.
Przeszedł mnie lodowaty dreszcz. To nie mogło się dziać naprawdę. Potrząsnęłam
głowa jeszcze raz by odpędzić zmorę.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
Itachi nie mówił ci, że przyjdę? – Zapytał a ja otworzyłam oczy zdziwiona. Przede
mną stał Sasuke. Patrzyła na mnie uważnie, niezadowolony.
- Ja widziałam… nieważne. – Westchnęłam
w popłochu siłując się z butelką wody.
- Daj to. Jesteś shinobi a butelki nie
umiesz odkręcić. – Wywrócił oczyma wyrywając mi plastik. – Poza tym mam na imię
Sasuke. Sala treningowa to nie miejsce na bujanie w obłokach, wiesz? –
Zlustrował mnie lodowatym spojrzeniem oddając mi wodę. Ciarki przeszły mi po
plecach, nie potrafiłam znieść jego intensywnego spojrzenia na sobie. Spuściłam
wzrok.
- Sasuke… ja … - Jąkałam przestraszona.
Ręce drżały mi z przerażenia a serce waliło jak oszalałe. Nie miałam pojęcia,
co się zemną dzieje i czemu nagle wszędzie widzę Sheta.
- No co? – Zapytał zirytowany. –
Przerabialiśmy to już rano. Tęsknisz za nim i tyle. Może po prostu wracaj tam w
cholerę. Było dobrze jak cię tu nie było Mai. Nikomu tu nie jesteś potrzebna.
- Sasuke… - Oczy zaszły mi łzami.
Poczułam jak jego słowa kują mnie w serce sprawiając wielki ból.
To wszystko męczyło mnie przez cały
dzień. Było jak denerwująca piosenka, której nienawidzimy, powracająca wciąż i
wciąż w myślach. Dobijająca nas od środka. Chodziłam jak struta warcząc na
wszystko i wszystkich. Nie miałam ochoty na niego patrzeć a co dopiero z nim
rozmawiać. Unikałam go jak ognia.
Nie przespałam pół nocy, przerzucając
się z prawego boku na lewy w moim nowym łóżku. Ciągle myślałam o słowach
Sasuke, które naprawdę mnie zabolały, o Sethie. Jego twarz wracała do mnie z
tym samym wyrazem, drażniąc coraz bardziej i bardziej.
W końcu ubrałam się i wyszłam z pokoju
przez balkon. W środku głuchej nocy miałam wrażenie, że coś mnie woła.
Postanowiłam pognać za tym uczuciem przed siebie. Chciałam by w końcu dało mi
spokój. Czułam, że dopóki nie dowiem się co to, nie zaznam go.
W noce takie jak ta przy bezchmurnym
niebie, księżycu w pełni i siarczystym mrozie na pewno nie działo się nigdy nic
dobrego. Zastanawiałam się czy czytałam lub słyszałam jakąkolwiek pozytywną
historie odbywającą się w takiej właśnie scenerii. Do tego wszystkiego jak
wisienki na torcie brakowało tylko jakiś przeraźliwych ryków lub wycia dzikiego
zwierza.
To, co mnie ciągnęło nie było z
pewnością dobre. Było mroczne i tajemnicze, przeszywające i mrożące krew w
żyłach. Jednak z moim upodobaniem do ładowania się w kłopoty nie potrafiłam
powstrzymać pokusy. Gdy wybiegłam za mury wioski zatrzymałam się w lesie tuż
przed wrotami świątyni, w której znaleziono mnie pierwszego dnia. Zza drzwi biło
dziwne jaskrawo błękitne światło. Ciągnięta ciekawością pociągnęłam jedno
skrzydło do siebie otwierając je. Jednak, gdy weszłam do środka światła już nie
było. – Ktoś tu jest? – Zapytałam niepewnie, rozglądając się niepewnie na wszystkie
strony ciemnego pomieszczenia. Wyraźnie czując czyjąś obecność jednak nie była
to zwyczajna chakra. Coś innego. Mrocznego. Co gorsza zdawało mi się, że czułam
już kiedyś coś podobnego. – Pokaż się. – Nakazałam jednak odpowiedziała mi
tylko głucha cisza. Poczułam chłód wiatru na nagim karku. Przeszedł mnie
dreszcz. Odwróciłam się gwałtownie w stronę wejścia. W jego progu stała ciemna
postać. Oświetlona jedynie bladym światłem księżyca rzucanym z zewnątrz. – Kim jesteś? – Zawołałam starając się ukryć
przerażenie, jakie mnie ogarnęło.
- Pytasz mnie, kim jestem? – Zapytał
rozbawiony cień. Jego słowa były jak zimny prysznic. Tak znajomy głos i zarazem
tak odległy. – Prosiłem byś wróciła. Wystarczy już tej zabawy Mai.
- S-Seth… - Oniemiałam.
- Więc jednak wiesz kim jestem? –
Zapytał robiąc kilka kroków w moją stronę a ja odruchowo cofnęłam się. – Boisz
się?
- To niemożliwe. – Wyszeptałam kręcąc
głową z niedowierzaniem. – Ciebie nie ma, to sen.
- Nie prawda Mai. Wracajmy. – Mówił
spokojnie i powoli opanowany jak zawsze. Zbliżał się do mnie niebezpiecznie
szybko.
- Gdzie? – Zapytałam czując jak moje
plecy spowija chłód kamiennej ściany.
- Do domu, głuptasie. – Zaśmiał się
zbliżając się do mnie na krok i gładząc mój policzek kciukiem.
- Przestań. – Wyjąkałam sparaliżowana
strachem.
- Dlaczego? Przecież to lubisz, skarbie.
– Zapytał pochylając się nade mną.
- Ja… To bez sensu. – Wybąkałam a on
mnie pocałował. Moją głowę przeszyła fala wspomnień. Poczułam, że coś we mnie
pęka i pociekły mi łzy po policzkach.
- Wracajmy. Nie powinnaś tu być. – Wyszeptał delikatnie dotykając moich ust
swoimi przy każdym słowie.
- Nie! – Zawołałam wyszarpując się. Ruszając
przed siebie w pędzie nie oglądałam się za siebie. Usilnie próbowałam wyrzucić
ten pocałunek z głowy. Bezskutecznie.
- Wracaj Mai. To nieuniknione. – Zawołał
za mną, albo w mojej głowie. Nie jestem pewna. To wszystko działo się tak
szybko, tak niewiarygodnie. Nie potrafiłam rozgraniczyć jawy od rzeczywistości,
radości od strachu. Tęsknoty od żalu, chłodu od ciepła. Wszystko w mojej głowie
się kotłowało. Nawet nie wiem ile zajęła mi droga do domu.
Zdyszana i zziębnięta weszłam do pokoju,
który uderzył mnie przyjemnym ciepłem. Czułam jak zimny pot spływa mi po
plecach a oczy pieką od płaczu. Zamknęłam w pośpiechu drzwi balkonowe i osunęłam
się po szkle siadając na podłodze. W załamaniu schowałam głowę między kolanami
próbując uspokoić rozkołatane serce.
- Gdzie byłaś? – Usłyszałam surowy głos.
Podniosłam ostrożnie głowę do góry rozglądając się po pokoju. Chłopak siedział
na moim łóżku patrząc na mnie czerwonymi oczyma w skupieniu.
- Sasuke…- Wyburczałam przygryzając
mocno dolną wargę by nie wybuchnąć płaczem. Oblizałam usta i przełknęłam głośno
czując nadal na ustach smak Jego ust.
- Ogłuchłaś? Gdzie byłaś? – Zapytał ostro
wstając z łózka.
- Idź sobie. – Powiedziałam chowając
znowu głowę w kolana objęłam nogi rękoma ciężko wzdychając.
- W co się znowu władowałaś? – Zapytał.
Wiedziałam, że stoi nade mną nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Co miałam
powiedzieć, że zwariowałam? – Mai do cholery. Nie ignoruj mnie. – Warknął
szurając moje kolano swoim. Gdy znów mu nie odpowiadałam złapał mnie mocno za
przedramię i pociągnął do góry. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały jednak
szybko speszona jego kekkei genkai odwróciłam wzrok. Miałam wrażenie, że jego
oczy przewiercają moją głowę na wylot tworząc w niej wielką dziurę. – Mów.
- Daj mi spokój. – Wydusiłam z siebie
niemal płacząc. Wyrwałam mu rękę z uścisku, po czym zaczęłam ją rozmasowywać.
Sasuke nigdy nie umiał być delikatny w złości, a teraz był zły i to bardzo.
Wiedziałam to po jego mowie ciała. Był spięty i szorstki. Nienawidził nie
wiedzieć. Wtedy musiał być zależny od drugiej osoby. Od jej skłonności do
wywodów. To, że próbował wyciągnąć coś zemnie wcale nie było ułatwieniem. Nie oszukujmy
się byłam upartym człowiekiem. – Chce iść spać. – Oznajmiłam podchodząc do
komody w poszukiwaniu rzeczy do spania.
- Jesteś naprawdę irytująca. Nie mam
pojęcia jak ktokolwiek z tobą wytrzymywał. – Prychnął.
- Super. Idź sobie. Nikt cię tu nie
zapraszał. Przecież cię nie obchodzę. – Syknęłam wyrzucając mu wczorajsze
słowa, odwracając się do bruneta.
- Nie dziwię się wcale, że wychowywały
cię niańki. Twoi rodzice mieli dosyć rozwydrzonego bachora, jakim jesteś, a ten
twój chłopak jak mu tam było… Seth. Pewnie skacze z radości, że zniknęłaś. –
Zanim zdążył dokończyć ostatnie słowo spoliczkowałam go. Poczułam przeszywający
ból promieniujący z mojej dłoni, gdy dotarło do mnie, co zrobiłam. Otworzyłam
szeroko oczy z przerażenia zsuwając powoli rękę na dół. Wzięłam głęboki wdech i
zacisnęłam pięści patrząc na Uchiha wrogo.
- Jak śmiesz? – Wysyczałam. – Nic nie
wiesz. O nim. O moich rodzicach. O mnie… Wydaje ci się, że mnie przejrzałeś, że
mnie znasz? Wynoś się stąd.
- Tak jak mówiłem. Jesteś rozwydrzonym bachorem,
który wścieka się, gdy ktoś nie chce tańczyć jak mu się podoba. – Patrzyłam na
niego a złość we mnie kipiała. Zacisnęłam znów pięści. – Uderzysz mnie
znowu? Uważaj, bo się popłacze. – Mówił
tak zimnym i obojętnym głosem, przerażające.
- Jesteś idiotą Uchiha! – Warknęłam
uderzając go w tors bezsilna. Byłam na skraju rozpaczy, a on musiał mi jeszcze
dokładać. Kochany Sasuke. – Nie możesz dać mi spokoju? Po prostu wyjść? Nie mam siły by się z tobą użera.
- Nie mogę. – Uśmiechnął się wrednie
łapiąc mnie mocno za nadgarstek. – To zbyt dobra zabawa.
- Dupek.
- Mogłabyś być dla mnie czasem milsza. –
Patrzył się na mnie wyraźnie zadowolony. Zachowywał się jak kobieta w ciąży
pięć sekund temu mnie wyzywał a teraz się cieszy jak głupi do sera. Idiota. – Jeśli
myślisz, że zapomnę co powiedziałaś wtedy
to się pomyliłaś.
- Co powiedziałam takiego hm?
- Że mnie lubisz.
- No i? – Wywróciłam oczyma. –
Najwyraźniej miałam chwile słabości. Zresztą powiedziałam, że lubię też Gare i?
- Musisz o nim wspominać?
- Tak muszę. On przynajmniej mnie nie
wyzywa od rozwydrzonych bachorów Uchiha.
- Dobrze wiem, że lubisz się zemną
droczyć.
- Wcale. – Westchnęłam ciężko. –
Wolałabym mieć spokój, I tak mam już za dużo na głowie… Chyba wariuje już
powoli.
- Hm? – Patrzył na mnie pytająco
czekając na rozwinięcie.
- Nie ważne.
- Mów.
- Nie? Przecież i tak ci nie zależy na
mnie. Nikomu tu nie jestem potrzebna. – Powiedziałam patrząc na niego pustym spojrzeniem,
chciałam by dostrzegł jak bardzo mnie to zabolało.
- Mów. – Powiedział ściągając groźnie
brwi i przyciągając mnie bliżej siebie. Zignorował kompletnie moje starania. Nagle
jednak jego uścisk zelżał a wyraz twarzy zmienił się. Poczułam jak jego kciuk
pociera mój policzek – Płakałaś?
- Nagle cię obchodzę? Idź już. Naprawdę
jestem zmęczona. Nie spałam nic. – Westchnęłam ciężko natychmiast orientując się,
że mój długi jęzor wcale nie pomaga.
- Co cię meczy?
- Nie pójdziesz sobie nie? – Westchnęłam
ciężko. Postanowiłam zignorować obecność chłopaka i wyszłam do łazienki umyć
się i przebrać do spania z nadzieją, że go już niezastane jednak, gdy wróciłam
susząc głowę ręcznikiem on dalej siedział na moim łóżku. – Nie masz własnego
życia? Idź spać. Jest środek nocy.
- Skoro tak ładnie prosisz. – Powiedział
rozkładając się na moim łóżku. Był w piżamie, dopiero teraz to do mnie dotarło.
Miał na sobie tylko ciemne dresowe spodnie. Popatrzyłam na niego z
niedowierzaniem zastanawiając się czy poszedł się przebrać, gdy mnie nie było
czy jednak od początku był tak ubrany. – Coś nie tak?
- Nie nic. Po za tym, że to jest moje
łóżko.
- No i? – Popatrzył na mnie jakbym była
najgłupszym człowiekiem na świecie. – Wczoraj ty spałaś w moim.
- To nie to samo. – Zaczęłam się
tłumaczyć. - Byłam zmęczona i pijana i… - Westchnęłam ciężko czując, że to nie
ma sensu. Stanęłam przed łóżkiem dalej susząc włosy zachodząc w głowę jak się
go pozbyć.
- Ja tęż jestem strasznie zmęczony. –
Powiedział teatralnie ziewając. – Kładź się. Włosy już suchsze nie będą. –
Stwierdził zabierając mi ręcznik a ja patrzyłam na niego oniemiała. Bezczelność.
– No co?
- Konkretnie to nic takiego. Może to i
twój dom, ale to nie znaczy, że możesz się tu panoszyć Uchiha. – Zanim zdążyłam
złożyć kolejne zdanie leżałam na łóżku a on wisiał nade mną szczerząc się
wrednie.
- Powiesz mi co cię męczy to sobie pójdę.
- Zejdź zemnie. Nie będę z tobą w ten
sposób rozmawiała ba wcale nie będę. – Fuknęłam na niego próbując go odepchnąć
rękoma opierając się na jego nagim torsie.
- Dlaczego? – Zapytał skupiając się na
mojej twarzy wisząc nade mną nadal niewzruszony moimi poczynaniami.
- „Może tam po prostu wracaj w cholerę.
Było dobrze jak cię tu nie było Mai. Nikomu tu nie jesteś potrzebna.” Może
dlatego? – Na te słowa chłopak się zaśmiał siadając na łóżku. – Co cię tak
bawi?
- Naprawdę pamiętasz co ci powiedziałem słowo
w słowo? – Zapytał powstrzymując rozbawienie. Wzięłam głęboki wdech i
podniosłam się do siadu. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Wcale nie chciałam
by wiedział, że się tym przejęłam. Przecież jego zdanie nie powinno mnie
obchodzić.
- Odwal się ode mnie wreszcie co? –
Warknęłam spuszczając wzrok.
- No już. – Powiedział łagodnie
podnosząc moja twarz delikatnie za podbródek bym na niego spojrzała. – Tylko
nie płacz. Wiesz, że tego nienawidzę.
- Będę robiła co mi się będzie podobało.
– Przymrużyłam oczy patrząc na niego groźnie.
- W to nie wątpię. Zapewne wszystko to
będzie na złość mnie. – Uśmiechnął się krótko.
- Przestań tak robić. – Burknęłam
odsuwając jego dłoń.
- Niby co? – Zapytał zakładając mi
niesforne kosmyki wilgotnych włosów za ucho.
- Zachowujesz się jakbyśmy siedzieli na
emocjonalnej huśtawce. – Westchnęłam ciężko odwracając wzrok od Sasuke.
- Serio? Wybacz. – Zaśmiał się krótko. –
Nie odwracaj wzroku Mai. Przecież nie gryzę.
- Jeszcze. – Zaśmiałam się pod nosem.
- Słucham? – Zapytał przysuwając się do
mnie. Otworzył buzie ukazując mi swoje białe zęby.
- Przestań idioto. – Zachichotałam
broniąc się, chłopak jednak złapał mnie w tali i ugryzł delikatnie w obojczyk.
- Mniam. – Oblizał się odsuwając się od
mojego karku.
- Jesteś chory. – Stwierdziłam
rozbawiona. – Naprawdę chory.
- To twoja wina Mai. – Wymruczał mi do ucha,
po czym przygryzł je delikatnie niemal nie wyczuwalnie. Zaczerwieniłam się
chyba w każdym możliwym miejscu ciała.
- Sasuke… - Burknęłam speszona.
Przewróciło mi się w żołądku, a moje ciało przeszła fala przyjemnego ciepła. To
było niesamowite uczucie. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego on się tak
zachowywał i co gorsza, dlaczego mi się to podobało. Przecież to Sasuke.
- Powiesz mi gdzie byłaś i co się stało?
– Zapytał przytulając mnie delikatnie.
- Nie mogłam spać przez to wszystko,
wyszłam się przejść. – Wytłumaczyłam odsuwając się od chłopaka subtelnie. –
Znowu widziałam Sheta… tylko.- Przerwał mi z niezadowoleniem.
- Tylko co?
- Chodzi o to że, ja nie tylko go
widziałam i słyszałam. Czułam go, pocałował mnie i to było takie realne. Ja…
- Nawet nie kończ. Nie chce więcej o nim
słuchać. Ja pierdole. – Warknął gwałtownie wstając z łóżka. – Zastanów się pięć
razy zanim następnym razem stwierdzisz, że wyleczyłaś się z miłości do jakiegoś
kolesia ok? Poukładaj sobie w tej głowie, bo masz na serio tam narąbane Mai.
- Sasuke… - Burknęłam smutno. – Chciałeś
wiedzieć i…
- Już nie chcę. Wracaj sobie do niego. –
Warknął wychodząc trzasnął drzwiami.