Zanim
powiedział cokolwiek zaczęłam się tłumaczyć zakłopotana. Było mi strasznie
głupio.
-Kasa mi się
skończyła. Tak w sumie, nie wiedziałabym, co ci kupić i pomyślałam, że coś
narysuje. Trochę późno na to wpadłam i nabazgrałam coś na kolanie…
- To jest
świetne. Masz naprawdę talent, siostrzyczko. – Przerwał mi z szerokim uśmiechem
na twarzy.
- Dziękuję.
Trochę to wyidealizowałam. – Stwierdziłam rozbawiona.
- Właśnie,
zastanawiałem się, kiedy ty widziałaś Naruto w koszuli, ale za to jego wyraz twarzy
jest idealny. W przeciwieństwie do mojego.
- Co ci się
nie podoba?! – Zapytałam oburzona.
- Jak już
tak popędziłaś z ta wyobraźnią, mogłaś narysować uśmiech na mojej twarzy, a nie
jakiś grymas.
- Na
początku chciałam, ale jakoś nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.
Naruto
zaczął się śmiać. Widocznie go to rozbawiło.
- Bardzo
śmieszne głupku. – Syknął.
- Nie spinaj
się tak smutasie. No, ja się pójdę przebrać, a wy róbcie, co chcecie.
- Co ona
powiedziała?
- Oj daj
spokój. Dobrze wiesz, że ma trochę racji, smutasie. – Dalej się z niego śmiał.
Weszłam do
pokoju, jakoś nie interesowała mnie ich rozmowa, otworzyłam szafę i zaczęłam
przekopywać się przez stosy ubrań.
- Che. Co by
tu wybrać? – Miałam poważny problem. I nie chodzi mi o to, że gadałam do
siebie. Nie wiedziałam, co włożyć. - Aaa, za dużo tego tu.
Po piętnastu
minutach zakończyłam tę nierówna walkę triumfalnie. Wybierając ciemno–granatowe
jeansy, czarny podkoszulek na ramiączkach, koszulę w odcieniu soczystej zieleni
i klasyczne czarne czółenka, na dość wysokim obcasie. To jedyna pora takich
butów w mojej szafie. Chciałam być, choć odrobinę wyższa, sama nie wiem czemu.
Gdy już się przebrałam, rozczesałam włosy i wykonałam masę innych pierdół
związanych z doprowadzeniem się do porządku, poprawiłam kołnierzyk rozpiętej
koszuli i weszłam do salonu. W pomieszczeniu było już sporo osób, punktualni
nie powiem.
Próbowałam
wmieszać się w tłum, ale co chwile czułam na sobie czyjś wzrok. No tak, jakiś
obcy kręci się w domu shinobi. To nie codzienny widok.
- Tu jesteś,
szukałem cię Mai. Chodź, przedstawię cię wszystkim.
- Nie
Naruto, nie trzeba.
- Nie
marudź. Idziemy. - Złapał moją rękę i ciągnął na środek pokoju. To będzie
żenada. Ratujcie!
- Dobra,
ludzie! Cisza! Chciałbym coś powiedzieć. – Próbował zwrócić na siebie uwagę
rozgadanego tłumu.
Stałam tam
jak słup soli. Chciałam sobie iść, ale blondyn trzymał mnie za rękę. To musiało
wyglądać ciekawie z innej perspektywy.
Miałam tego
dosyć. Wszyscy go olali. Zrobiło mi się go żal. Włożyłam dwa palce do ust, a w
pokoju rozległ się głośny gwizd. Oczy wszystkich zwróciły się w naszą stronę.
Udało się.
- Proszę
mów. - Powiedziałam zrezygnowana, siadając na stole, zarzucając nogę na nogę.
- A więc
myślę, że…
- Nie
zaczyna się zdania od „A więc” - Poprawiłam mojego braciszka z głupim uśmiechem.
- Bardzo
śmieszne...- Wywrócił oczyma. - Większość z was, zastanawia się pewnie, kim
jest i co robi tu, ta dziewczyna.
- Nie no, co
ty. Od razu pomnie widać, że jestem seryjnym mordercą i wpadłam tu by was
pozabijać. – Dostałam z otwartej dłoni w tył głowy. - Ałł! Za co, to? -
Zaczęłam rozmasowywać moją biedną głowę. Jakim prawem mnie uderzył? To nie było
miłe.
- Nie gadaj
głupot, jeszcze ci uwierzą…
Bla, bla,
bla, nie słuchałam blondyna bardziej ciekawiła mnie reakcja innych na moja
osobę. Gdzieś w tłumie słyszałam, niewyraźne, pojedyncze słowa i to jedno
zdanie, które mnie dobiło. Myślałam, że padnę na podłogę i zacznę się tarzać ze
śmiechu.
- …ciekawe
skąd ją wytrzasnął…
- … nawet
ładna…
- …
Na-Naruto-kun ma dzie-dziewczynę?...
Powiedziała
jakaś dziewczyna niemal, że płaczącym głosem. Tylko, która? Ja i Naruto. Ha,
ha, boki zrywać.
- Na, czym
to ja… A, tak. To jest Mai, moja siostra, bliźniaczka.
Wyraz twarzy
zgromadzonych. Niezapomniane.
- To długa i
skomplikowana historia, a mi się jej nie chce opowiadać. Jeśli kogoś to tak
bardzo interesuje to zapytajcie Hokage, albo u samego źródła. Mai z pewnością
odpowie…
- Zapomnij,
nikomu nic nie powiem. Mogę już iść? Skończyłeś? – Pytałam z nadzieją w głosie.
Nigdy nie lubiłam takich spędów.
Nasza
kuchnia miała okno na salon, więc spokojnie mogłam obserwować tort stojący na
stole. Już chciałam zawinąć się stamtąd, gdy zauważyłam jak ktoś zaczyna
dobierać się do tortu. Odruchowo wyjęłam shuriken z kabury brata. - Po co, mu
ta broń? To chyba takie zboczenie zawodowe. - Rzuciłam nim w stronę oprawcy,
także gwiazdka wbiła się w stół. Natychmiast znalazłam się obok tortu. Sama
miałam ochotę go zjeść, ale nie po to się namęczyłam, by popsuł to jakiś
bałwan. Gdy podeszłam do chłopaka, po patrzył na mnie zdziwiony.
- Co ty
robisz? – Warknął.
- Mogłabym
ci zadać to samo pytanie. Z tego, co pamiętam, ten tort jest dla Naruto, a ty
nie wyglądasz jak mój brat.
- Jestem
gościem na tym przyjęciu, więc… - Zaczął mówić chłopak z czerwoną czupryną i
tatuażem na czole oznaczającym „Miłość”. O Kami-sama, co za tandeta.
Zdawałam
sobie sprawę, z kim mam do czynienia, ale jakoś mi to zwisało. Więc mu
niegrzecznie przerwałam.
- …Więc z
tortu NAJPIERW solenizant zdmuchuje świeczki, a potem się go je. Przynajmniej tak
mnie uczono. Może tu są inne obyczaje?
Nagle przed
Kazekage stanął trochę starszy chłopak, z dziwnymi fioletowymi kreskami na
twarzy. Co to za moda?
- Czy ty
zdajesz sobie sprawę, z kim rozmawiasz? - Warknął na mnie jakby, bóg wie, co
zrobiłam.
- Kankuro
daj spokój, ona nic takiego nie zrobiła… - Westchnął rudowłosy.
- Dobrze
wiem, kim jest ten chłopak. Piąty Kazekage, Sabaku no Gaara, syn czwartego
Kazekage i były Jinchuuriki Shukaku. Wymieniać dalej? Odrobiłam lekcje. –
Powiedziałam z ignorancją w głosie.
- Twoja
wiedza na mój temat jest imponująca. Jak na kogoś, kto nie jest shinobi i jest
tu od, nawet nie pół roku.
- Status
shinobi to tylko kwestia czasu. Co do mojej wiedzy, jest takie powiedzenie
„Przyjaciół mniej blisko, a wrogów jeszcze bliżej”. Teraz proszę zostaw ten
tort i poczekaj cierpliwie, a na pewno znajdzie się kawałek dla ciebie.
- Ja nie
chciałem go zjeść, podziwiałem tylko.
- Jasne. –
Wywróciłam oczyma.
- Mai, co ty
robisz? Jak możesz rzucać moja bronią, w moich przyjaciół.
- Sorry, nie
wychowali mnie. - Odeszłam od tej zgrai. Nie miałam dzisiaj humoru, co odbijało
się na moim zachowaniu. Nie powinnam była tak reagować. No cóż, czasu nie
cofnę. Ewentualnie mogę się ulotnić przy pierwszej okazji, by nie narozrabiać
bardziej.
- Mai! -
Odwróciłam się odruchowo, nagle poczułam jak ktoś mnie ściska.
- Dobra,
już. Bo mnie udusisz Kiba.
- Nie
chwaliłaś się, że Naruto to twój brat.
- Nie
pytałeś, o jego imię.
- Fakt, ale
teraz jak już wiem, co z ciebie za ziółko może gdzieś wyskoczymy, kiedyś. Tak
razem we dwoje. Co? – Powiedział strasznie entuzjastycznie.
- Może.
Przepraszam cię, ale ktoś mnie chyba wołał. - Skłamałam gładko. Chciałam po
prostu stąd wyjść.
Od drzwi
balkonowych dzieliło mnie parę kroków, ale nagle poczułam czyjaś rękę ciągnącą
mnie za ramię gdzieś na bok.
- Co ty
odwalasz? - Powiedział brunet mało przyjemnym tonem głosu.
- Sasuke?
Następny się znalazł. Będziesz mi teraz gadkę umacniającą wykładał?
- Nie, nie
miałem takiego zamiaru, ale uspokój się. To urodziny twojego brata, może byś
dała sobie na wstrzymanie?
- Właśnie
próbuje, chciałam stąd wyjść, ale co chwile ktoś mi w tym przeszkadza. Nie mam
humoru od rana, jak byś nie zauważył.
- Che. Pójdę
z tobą, będę miał wymówkę żeby się stąd ulotnić. Ciebie samej, nie można
zostawić.
- Nieładnie.
– Zaśmiałam się - Hej nie potrzebuje niańki!
Brunet nie
zwracał na mnie uwagi, patrzył gdzieś w tłum, szukał czegoś. Wyglądał, jak by
przed czymś uciekał.
- Idź w
stronę drzwi i się nie zatrzymuj. – Rozkazał.
- Po co?
- Nie pytaj
tylko idź. – Syknął popychając mnie w odpowiednią stronę.
Właśnie
łapałam klamkę od drzwi balkonu, gdy usłyszałam piskliwe głosy jakiś dziewcząt.
-
Sasuke-kun? Sasuke-kun poczekaj. – Powiedział jakaś blondynka.
- Zatańcz z
nami. – Dodała różowo włosa panna.
- Nie mogę,
ja muszę się…Cholera. - Nie skończył, zorientował się, że jego wymówka
zniknęła, a konkretniej po prostu wyszłam na balkon.
Pomachałam
mu tylko przez szybę z drwiącym uśmiechem na twarzy. Jego twarz nie zdradzała
niczego, nie musiała. Robiły to jego oczy. Jak by mówił „ Zabiję cię, za to.”
Miałam go
gdzieś. Nie miałam ochoty tam sterczeć. Jego problem. Co mogła mu zrobić grupka
nastolatek? Chociaż, naskoczyły na niego jak na torbę z cukierkami, ale ma
koleś powodzenie. I niby, co one w nim widzą?! Chyba go nie znają za dobrze.
Przecież, z nim nie da się wytrzymać nawet godziny.
- Parę
głębokich oddechów dobrze mi zrobi. – Mówiłam sama do siebie.
Zaczynało
się ściemniać, noc zapowiadała się na ciepłą. - Jak tu pięknie. Cisza, spokój.
- Rozmarzyłam się.
Jednym
zwinnym ruchem usiadłam na barierce, z nogami przewieszonymi na zewnątrz
balkonu. Mieszkaliśmy na czwartym i ostatnim piętrze, niepozornego, zwyczajnego
bloku. Na około też nie było nic niezwykłego. Droga, kilka bloków, powoli
zamykane sklepy i stoiska. Nic niezwykłego, ale jednak pięknego, a może po
prostu czułam przywiązanie do tego miejsca. „Mój dom” jak to dziwnie brzmi.
Czułam się zupełnie inaczej niż kiedyś. Gdybym się nie znała pomyślałabym, że w
końcu znalazłam swój spokój, ale przecież tu wcale nie było spokojnie. Prawda?
- Zapowiada
się przyjemna noc, nieprawdaż Mai.
Odskoczyłam
jak poparzona, na dźwięk nieznajomego głosu.
- Spokojnie,
nic ci nie zrobię. Jestem Kakashi Hatake, miło mi cię poznać. - Powiedział
spokojnie siwowłosy mężczyzna koło trzydziestki, ale przez tę maskę, która
zasłaniała mu sporą cześć twarzy, trudno było to dokładniej określić. Oprócz
czarnej maski miał na sobie jasno niebieską koszule i wytarte ciemne granatowe
jeansy. To wszystko tworzyło całkiem ładny obrazek. Koleś był przystojny.
- Cześć i do
widzenia.
- Ałć, jaka
niemiła. – Złapał się teatralnie za serce. - Coś cię ugryzło? Słyszałem wiele o
tobie, ale że jesteś nie miła i niegrzeczna, to nigdy. Pewnie za dużo czasu
spędzasz z Sasuke, udzieliło ci się. Co? – Zaśmiał się.
- Raczej
wątpię, po prostu mam zły dzień.
- Impreza
urodzinowa to najlepszy sposób na poprawienie humoru. Wracamy do środka.
Po co, on tu
przyszedł? Ktoś mu kazał? I ten ton. On nie pytał, oznajmił, że mam wracać.
- Niech
będzie, ale …
- Żadnych,
ale.
Po chwili
znaleźliśmy się w środku, ale jak?.
- Jeszcze
jedno Mai.
- Tak?
- Miłej
zabawy.
- … - Nie
zdążyłam mu odpowiedzieć. Zniknął w szarawym dymie. Chyba nigdy się do tego nie
przyzwyczaję.
Podeszłam do
stołu i nalałam sobie mirin do plastikowego kubeczka. Nie miałam mocnej głowy,
a jak za dużo wypiłam to zawsze robiłam głupoty. Nie chciałam przesadzać, ale
musiałam się napić.
- Wiesz, że
kiedyś ci odpłacę za tamten numer? – Usłyszałam suchy niezadowolony głos.
Sasuke podszedł do stołu i nalał sobie sake do szklanki.
- Jaki
numer, boisz się dziewczyn? To może zemną też nie powinieneś rozmawiać. –
wywróciłam oczyma.
- Ciebie
akurat się nie boje. Nie patrzysz na mnie jak byś chciałam mnie zjeść.
- Może
powinieneś się bać.
- Niby,
czemu?
- Bo myślę,
że te twoje fanki są niczym w porównaniu z osoba, która irytujesz.
- Irytuje cie? Niby, czym? –
Zignorowałam go.
Zaczęłam odchodzić od stołu, by
usiąść pod ścianą, gdzieś w kącie. Byle jak najdalej od tego wszystkiego.
- Odpowiedz. - Poszedł za mną
zabierając butelkę sake ze stołu. Nie ma innych kolegów? Usiadł obok i dolał
sobie trunku.
- Swoim podejściem do wszystkiego.
Nie mówiłam ci żebyś dał mi spokój?
- Jakoś nie pamiętam. A konkretniej?
– Ciągnął dalej nalewając mi sake do pustego już kubka po mirin. Spije się i
będzie wesoło.
- Mam dziwne wrażenie, że uważasz
się za lepszego od wszystkich.
- A nie jest tak? - Popatrzyłam na
niego ze zdziwieniem. On tak na serio? - No dobra, może są lepsi lub równi
mnie, ale to garstka osób.
Wypiłam zawartość kubka za jednym
razem.
- Dobre sobie. - Parsknęłam.
Rozmawialiśmy przy butelce sake
ładny kawał czasu, ominęło nas dmuchanie świeczek i tort. Jakoś nie miałam
ochoty przerywać pijanemu koledze. Opowiadał całkiem śmieszne rzeczy z czasów
ich pierwszych misji. Powiedział mi też, o co chodzi z tymi jego fankami. I
nawet zaczęłam mu współczuć. One naprawdę były męczące. Jak można nie rozumieć
słowa „nie”?
- Mai tu jesteś. Szukałem cię cały
wieczór. Zniknęłaś gdzieś, tak nagle. - Kiba zaczął mnie przytulać nie
zwracając uwagi na nic.
- Odczep się, jesteś pijany. –
Próbowałam go od siebie odkleić. Trochę za dużo sobie pozwalał.
- Oj daj spokój, wypiłem tylko
trochę. Jesteś taka śliczna...
- Trochę za dużo. Nie słyszałeś, co
powiedziała? Odsuń się od niej. - Sasuke podirytowany szarpnął Inuzuke, z dużą
siłą do tyłu. Nie ma to jak pijani chłopcy.
- Auć, to musiało boleć. Wiesz, że nie
musiałeś tego robić? Sama dałabym sobie rade z nim.
- Wiem.
- Che… Jesteś dziwny. - Wstałam na
równe nogi.
- Gdzie idziesz?
- Poszukać brata, chyba muszę go
przeprosić. Nie sądzisz?
- Iść z tobą?
- Nie, poradzę sobie. - Odeszłam od
bruneta. Rozglądałam się po sali, ale nigdzie nie widziałam Naruto. Ludzi było
już dużo mniej. No, ale dochodziła już trzecia rano.
Postanowiłam wyjść na zewnątrz,
trochę jednak za dużo wypiłam. Przeproszę go jutro.
Wyszłam na balkon i weszłam na dach.
Położyłam się na zimnych dachówkach i patrząc w gwiazdy pogrążając się w
marzeniach. Leżałam tam trochę, a od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że ktoś
mnie obserwuje. Usiadłam spokojnie, by mieć lepsze pole widzenia. Nikogo nie
było. Czyżby moja chora wyobraźnia płatała mi figle? Nagle dostrzegłam jakiś
cień po drugiej stronie ulicy, na dachu sąsiedniego budynku. Kto to był? Nie
czułam żadnej chakry, ale jednak czułam, że ktoś mnie obserwuje.
- Takie ładne dziewczęta nie powinny
siedzieć same na dachu o tak wczesnej porze.
Nagle przed mną zmaterializował się
członek Anbu. Przestraszyłam się.
- Kim jesteś? I co ci do tego?
Podobno Konoha to bezpieczne miejsce.
Chłopak kucnął przede mną, miał na
sobie maskę z wizerunkiem łasicy, ubrany był w zwyczajny strój żołnierza tej
elitarnej jednostki, więc trudno było określić jakiekolwiek fakty na jego temat.
- Moje imię jest nie istotne. Proszę
tylko byś wróciła do środka, impreza już się pewnie skończyła. Więc, możesz iść
spać.
Jego głos był spokojny i opanowany.
Tak jak głos Kakashiego, i jego był stanowczy, nieznoszący sprzeciwu. Czy
wszyscy w Anbu byli tak aroganccy? Sasuke by się tam idealnie nadawał.
Chciałam coś powiedzieć, ale
zniknął. Wstałam i powędrowałam do swojego pokoju. Impreza rzeczywiście się
skończyła. W domu panował syf, gdzieniegdzie leżeli goście niezdolni do
powrotu, do własnego domu.