czwartek, 5 stycznia 2012

13. Łasica.

Zanim powiedział cokolwiek zaczęłam się tłumaczyć zakłopotana. Było mi strasznie głupio.
-Kasa mi się skończyła. Tak w sumie, nie wiedziałabym, co ci kupić i pomyślałam, że coś narysuje. Trochę późno na to wpadłam i nabazgrałam coś na kolanie…
- To jest świetne. Masz naprawdę talent, siostrzyczko. – Przerwał mi z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję. Trochę to wyidealizowałam. – Stwierdziłam rozbawiona.
- Właśnie, zastanawiałem się, kiedy ty widziałaś Naruto w koszuli, ale za to jego wyraz twarzy jest idealny. W przeciwieństwie do mojego.
- Co ci się nie podoba?! – Zapytałam oburzona.
- Jak już tak popędziłaś z ta wyobraźnią, mogłaś narysować uśmiech na mojej twarzy, a nie jakiś grymas.
- Na początku chciałam, ale jakoś nie potrafiłam sobie tego wyobrazić.
Naruto zaczął się śmiać. Widocznie go to rozbawiło.
- Bardzo śmieszne głupku. – Syknął.
- Nie spinaj się tak smutasie. No, ja się pójdę przebrać, a wy róbcie, co chcecie.
- Co ona powiedziała?
- Oj daj spokój. Dobrze wiesz, że ma trochę racji, smutasie. – Dalej się z niego śmiał.
Weszłam do pokoju, jakoś nie interesowała mnie ich rozmowa, otworzyłam szafę i zaczęłam przekopywać się przez stosy ubrań.
- Che. Co by tu wybrać? – Miałam poważny problem. I nie chodzi mi o to, że gadałam do siebie. Nie wiedziałam, co włożyć. - Aaa, za dużo tego tu.
Po piętnastu minutach zakończyłam tę nierówna walkę triumfalnie. Wybierając ciemno–granatowe jeansy, czarny podkoszulek na ramiączkach, koszulę w odcieniu soczystej zieleni i klasyczne czarne czółenka, na dość wysokim obcasie. To jedyna pora takich butów w mojej szafie. Chciałam być, choć odrobinę wyższa, sama nie wiem czemu. Gdy już się przebrałam, rozczesałam włosy i wykonałam masę innych pierdół związanych z doprowadzeniem się do porządku, poprawiłam kołnierzyk rozpiętej koszuli i weszłam do salonu. W pomieszczeniu było już sporo osób, punktualni nie powiem.
Próbowałam wmieszać się w tłum, ale co chwile czułam na sobie czyjś wzrok. No tak, jakiś obcy kręci się w domu shinobi. To nie codzienny widok.
- Tu jesteś, szukałem cię Mai. Chodź, przedstawię cię wszystkim.
- Nie Naruto, nie trzeba.
- Nie marudź. Idziemy. - Złapał moją rękę i ciągnął na środek pokoju. To będzie żenada. Ratujcie!
- Dobra, ludzie! Cisza! Chciałbym coś powiedzieć. – Próbował zwrócić na siebie uwagę rozgadanego tłumu.
Stałam tam jak słup soli. Chciałam sobie iść, ale blondyn trzymał mnie za rękę. To musiało wyglądać ciekawie z innej perspektywy.
Miałam tego dosyć. Wszyscy go olali. Zrobiło mi się go żal. Włożyłam dwa palce do ust, a w pokoju rozległ się głośny gwizd. Oczy wszystkich zwróciły się w naszą stronę. Udało się.
- Proszę mów. - Powiedziałam zrezygnowana, siadając na stole, zarzucając nogę na nogę.
- A więc myślę, że…
- Nie zaczyna się zdania od „A więc” - Poprawiłam mojego braciszka z głupim uśmiechem.
- Bardzo śmieszne...- Wywrócił oczyma. - Większość z was, zastanawia się pewnie, kim jest i co robi tu, ta dziewczyna.
- Nie no, co ty. Od razu pomnie widać, że jestem seryjnym mordercą i wpadłam tu by was pozabijać. – Dostałam z otwartej dłoni w tył głowy. - Ałł! Za co, to? - Zaczęłam rozmasowywać moją biedną głowę. Jakim prawem mnie uderzył? To nie było miłe.
- Nie gadaj głupot, jeszcze ci uwierzą…
Bla, bla, bla, nie słuchałam blondyna bardziej ciekawiła mnie reakcja innych na moja osobę. Gdzieś w tłumie słyszałam, niewyraźne, pojedyncze słowa i to jedno zdanie, które mnie dobiło. Myślałam, że padnę na podłogę i zacznę się tarzać ze śmiechu.
- …ciekawe skąd ją wytrzasnął…
- … nawet ładna…
- … Na-Naruto-kun ma dzie-dziewczynę?...
Powiedziała jakaś dziewczyna niemal, że płaczącym głosem. Tylko, która? Ja i Naruto. Ha, ha, boki zrywać.
- Na, czym to ja… A, tak. To jest Mai, moja siostra, bliźniaczka.
Wyraz twarzy zgromadzonych. Niezapomniane.
- To długa i skomplikowana historia, a mi się jej nie chce opowiadać. Jeśli kogoś to tak bardzo interesuje to zapytajcie Hokage, albo u samego źródła. Mai z pewnością odpowie…
- Zapomnij, nikomu nic nie powiem. Mogę już iść? Skończyłeś? – Pytałam z nadzieją w głosie. Nigdy nie lubiłam takich spędów.

Nasza kuchnia miała okno na salon, więc spokojnie mogłam obserwować tort stojący na stole. Już chciałam zawinąć się stamtąd, gdy zauważyłam jak ktoś zaczyna dobierać się do tortu. Odruchowo wyjęłam shuriken z kabury brata. - Po co, mu ta broń? To chyba takie zboczenie zawodowe. - Rzuciłam nim w stronę oprawcy, także gwiazdka wbiła się w stół. Natychmiast znalazłam się obok tortu. Sama miałam ochotę go zjeść, ale nie po to się namęczyłam, by popsuł to jakiś bałwan. Gdy podeszłam do chłopaka, po patrzył na mnie zdziwiony.
- Co ty robisz? – Warknął.
- Mogłabym ci zadać to samo pytanie. Z tego, co pamiętam, ten tort jest dla Naruto, a ty nie wyglądasz jak mój brat.
- Jestem gościem na tym przyjęciu, więc… - Zaczął mówić chłopak z czerwoną czupryną i tatuażem na czole oznaczającym „Miłość”. O Kami-sama, co za tandeta.
Zdawałam sobie sprawę, z kim mam do czynienia, ale jakoś mi to zwisało. Więc mu niegrzecznie przerwałam.
- …Więc z tortu NAJPIERW solenizant zdmuchuje świeczki, a potem się go je. Przynajmniej tak mnie uczono. Może tu są inne obyczaje?
Nagle przed Kazekage stanął trochę starszy chłopak, z dziwnymi fioletowymi kreskami na twarzy. Co to za moda?
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, z kim rozmawiasz? - Warknął na mnie jakby, bóg wie, co zrobiłam.
- Kankuro daj spokój, ona nic takiego nie zrobiła… - Westchnął rudowłosy.
- Dobrze wiem, kim jest ten chłopak. Piąty Kazekage, Sabaku no Gaara, syn czwartego Kazekage i były Jinchuuriki Shukaku. Wymieniać dalej? Odrobiłam lekcje. – Powiedziałam z ignorancją w głosie.
- Twoja wiedza na mój temat jest imponująca. Jak na kogoś, kto nie jest shinobi i jest tu od, nawet nie pół roku.
- Status shinobi to tylko kwestia czasu. Co do mojej wiedzy, jest takie powiedzenie „Przyjaciół mniej blisko, a wrogów jeszcze bliżej”. Teraz proszę zostaw ten tort i poczekaj cierpliwie, a na pewno znajdzie się kawałek dla ciebie.
- Ja nie chciałem go zjeść, podziwiałem tylko.
- Jasne. – Wywróciłam oczyma.
- Mai, co ty robisz? Jak możesz rzucać moja bronią, w moich przyjaciół.
- Sorry, nie wychowali mnie. - Odeszłam od tej zgrai. Nie miałam dzisiaj humoru, co odbijało się na moim zachowaniu. Nie powinnam była tak reagować. No cóż, czasu nie cofnę. Ewentualnie mogę się ulotnić przy pierwszej okazji, by nie narozrabiać bardziej.
- Mai! - Odwróciłam się odruchowo, nagle poczułam jak ktoś mnie ściska.
- Dobra, już. Bo mnie udusisz Kiba.
- Nie chwaliłaś się, że Naruto to twój brat.
- Nie pytałeś, o jego imię.
- Fakt, ale teraz jak już wiem, co z ciebie za ziółko może gdzieś wyskoczymy, kiedyś. Tak razem we dwoje. Co? – Powiedział strasznie entuzjastycznie.
- Może. Przepraszam cię, ale ktoś mnie chyba wołał. - Skłamałam gładko. Chciałam po prostu stąd wyjść.
Od drzwi balkonowych dzieliło mnie parę kroków, ale nagle poczułam czyjaś rękę ciągnącą mnie za ramię gdzieś na bok.
- Co ty odwalasz? - Powiedział brunet mało przyjemnym tonem głosu.
- Sasuke? Następny się znalazł. Będziesz mi teraz gadkę umacniającą wykładał?
- Nie, nie miałem takiego zamiaru, ale uspokój się. To urodziny twojego brata, może byś dała sobie na wstrzymanie?
- Właśnie próbuje, chciałam stąd wyjść, ale co chwile ktoś mi w tym przeszkadza. Nie mam humoru od rana, jak byś nie zauważył.
- Che. Pójdę z tobą, będę miał wymówkę żeby się stąd ulotnić. Ciebie samej, nie można zostawić.
- Nieładnie. – Zaśmiałam się - Hej nie potrzebuje niańki!
Brunet nie zwracał na mnie uwagi, patrzył gdzieś w tłum, szukał czegoś. Wyglądał, jak by przed czymś uciekał.
- Idź w stronę drzwi i się nie zatrzymuj. – Rozkazał.
- Po co?
- Nie pytaj tylko idź. – Syknął popychając mnie w odpowiednią stronę.
Właśnie łapałam klamkę od drzwi balkonu, gdy usłyszałam piskliwe głosy jakiś dziewcząt.
- Sasuke-kun? Sasuke-kun poczekaj. – Powiedział jakaś blondynka.
- Zatańcz z nami. – Dodała różowo włosa panna.
- Nie mogę, ja muszę się…Cholera. - Nie skończył, zorientował się, że jego wymówka zniknęła, a konkretniej po prostu wyszłam na balkon.
Pomachałam mu tylko przez szybę z drwiącym uśmiechem na twarzy. Jego twarz nie zdradzała niczego, nie musiała. Robiły to jego oczy. Jak by mówił „ Zabiję cię, za to.”
Miałam go gdzieś. Nie miałam ochoty tam sterczeć. Jego problem. Co mogła mu zrobić grupka nastolatek? Chociaż, naskoczyły na niego jak na torbę z cukierkami, ale ma koleś powodzenie. I niby, co one w nim widzą?! Chyba go nie znają za dobrze. Przecież, z nim nie da się wytrzymać nawet godziny.
- Parę głębokich oddechów dobrze mi zrobi. – Mówiłam sama do siebie.
Zaczynało się ściemniać, noc zapowiadała się na ciepłą. - Jak tu pięknie. Cisza, spokój. - Rozmarzyłam się.
Jednym zwinnym ruchem usiadłam na barierce, z nogami przewieszonymi na zewnątrz balkonu. Mieszkaliśmy na czwartym i ostatnim piętrze, niepozornego, zwyczajnego bloku. Na około też nie było nic niezwykłego. Droga, kilka bloków, powoli zamykane sklepy i stoiska. Nic niezwykłego, ale jednak pięknego, a może po prostu czułam przywiązanie do tego miejsca. „Mój dom” jak to dziwnie brzmi. Czułam się zupełnie inaczej niż kiedyś. Gdybym się nie znała pomyślałabym, że w końcu znalazłam swój spokój, ale przecież tu wcale nie było spokojnie. Prawda?
- Zapowiada się przyjemna noc, nieprawdaż Mai.
Odskoczyłam jak poparzona, na dźwięk nieznajomego głosu.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. Jestem Kakashi Hatake, miło mi cię poznać. - Powiedział spokojnie siwowłosy mężczyzna koło trzydziestki, ale przez tę maskę, która zasłaniała mu sporą cześć twarzy, trudno było to dokładniej określić. Oprócz czarnej maski miał na sobie jasno niebieską koszule i wytarte ciemne granatowe jeansy. To wszystko tworzyło całkiem ładny obrazek. Koleś był przystojny.
- Cześć i do widzenia.
- Ałć, jaka niemiła. – Złapał się teatralnie za serce. - Coś cię ugryzło? Słyszałem wiele o tobie, ale że jesteś nie miła i niegrzeczna, to nigdy. Pewnie za dużo czasu spędzasz z Sasuke, udzieliło ci się. Co? – Zaśmiał się.
- Raczej wątpię, po prostu mam zły dzień.
- Impreza urodzinowa to najlepszy sposób na poprawienie humoru. Wracamy do środka.
Po co, on tu przyszedł? Ktoś mu kazał? I ten ton. On nie pytał, oznajmił, że mam wracać.
- Niech będzie, ale …
- Żadnych, ale.
Po chwili znaleźliśmy się w środku, ale jak?.
- Jeszcze jedno Mai.
- Tak?
- Miłej zabawy.
- … - Nie zdążyłam mu odpowiedzieć. Zniknął w szarawym dymie. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
Podeszłam do stołu i nalałam sobie mirin do plastikowego kubeczka. Nie miałam mocnej głowy, a jak za dużo wypiłam to zawsze robiłam głupoty. Nie chciałam przesadzać, ale musiałam się napić.
- Wiesz, że kiedyś ci odpłacę za tamten numer? – Usłyszałam suchy niezadowolony głos. Sasuke podszedł do stołu i nalał sobie sake do szklanki.
- Jaki numer, boisz się dziewczyn? To może zemną też nie powinieneś rozmawiać. – wywróciłam oczyma.
- Ciebie akurat się nie boje. Nie patrzysz na mnie jak byś chciałam mnie zjeść.
- Może powinieneś się bać.
- Niby, czemu?
- Bo myślę, że te twoje fanki są niczym w porównaniu z osoba, która irytujesz.
- Irytuje cie? Niby, czym? – Zignorowałam go.
Zaczęłam odchodzić od stołu, by usiąść pod ścianą, gdzieś w kącie. Byle jak najdalej od tego wszystkiego.
- Odpowiedz. - Poszedł za mną zabierając butelkę sake ze stołu. Nie ma innych kolegów? Usiadł obok i dolał sobie trunku.
- Swoim podejściem do wszystkiego. Nie mówiłam ci żebyś dał mi spokój?
- Jakoś nie pamiętam. A konkretniej? – Ciągnął dalej nalewając mi sake do pustego już kubka po mirin. Spije się i będzie wesoło.
- Mam dziwne wrażenie, że uważasz się za lepszego od wszystkich.
- A nie jest tak? - Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. On tak na serio? - No dobra, może są lepsi lub równi mnie, ale to garstka osób.
Wypiłam zawartość kubka za jednym razem.
- Dobre sobie. - Parsknęłam.
Rozmawialiśmy przy butelce sake ładny kawał czasu, ominęło nas dmuchanie świeczek i tort. Jakoś nie miałam ochoty przerywać pijanemu koledze. Opowiadał całkiem śmieszne rzeczy z czasów ich pierwszych misji. Powiedział mi też, o co chodzi z tymi jego fankami. I nawet zaczęłam mu współczuć. One naprawdę były męczące. Jak można nie rozumieć słowa „nie”?
- Mai tu jesteś. Szukałem cię cały wieczór. Zniknęłaś gdzieś, tak nagle. - Kiba zaczął mnie przytulać nie zwracając uwagi na nic.
- Odczep się, jesteś pijany. – Próbowałam go od siebie odkleić. Trochę za dużo sobie pozwalał.
- Oj daj spokój, wypiłem tylko trochę. Jesteś taka śliczna...
- Trochę za dużo. Nie słyszałeś, co powiedziała? Odsuń się od niej. - Sasuke podirytowany szarpnął Inuzuke, z dużą siłą do tyłu. Nie ma to jak pijani chłopcy.
- Auć, to musiało boleć. Wiesz, że nie musiałeś tego robić? Sama dałabym sobie rade z nim.
- Wiem.
- Che… Jesteś dziwny. - Wstałam na równe nogi.
- Gdzie idziesz?
- Poszukać brata, chyba muszę go przeprosić. Nie sądzisz?
- Iść z tobą?
- Nie, poradzę sobie. - Odeszłam od bruneta. Rozglądałam się po sali, ale nigdzie nie widziałam Naruto. Ludzi było już dużo mniej. No, ale dochodziła już trzecia rano.
Postanowiłam wyjść na zewnątrz, trochę jednak za dużo wypiłam. Przeproszę go jutro.
Wyszłam na balkon i weszłam na dach. Położyłam się na zimnych dachówkach i patrząc w gwiazdy pogrążając się w marzeniach. Leżałam tam trochę, a od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Usiadłam spokojnie, by mieć lepsze pole widzenia. Nikogo nie było. Czyżby moja chora wyobraźnia płatała mi figle? Nagle dostrzegłam jakiś cień po drugiej stronie ulicy, na dachu sąsiedniego budynku. Kto to był? Nie czułam żadnej chakry, ale jednak czułam, że ktoś mnie obserwuje.
- Takie ładne dziewczęta nie powinny siedzieć same na dachu o tak wczesnej porze.
Nagle przed mną zmaterializował się członek Anbu. Przestraszyłam się.
- Kim jesteś? I co ci do tego? Podobno Konoha to bezpieczne miejsce.
Chłopak kucnął przede mną, miał na sobie maskę z wizerunkiem łasicy, ubrany był w zwyczajny strój żołnierza tej elitarnej jednostki, więc trudno było określić jakiekolwiek fakty na jego temat.
- Moje imię jest nie istotne. Proszę tylko byś wróciła do środka, impreza już się pewnie skończyła. Więc, możesz iść spać.
Jego głos był spokojny i opanowany. Tak jak głos Kakashiego, i jego był stanowczy, nieznoszący sprzeciwu. Czy wszyscy w Anbu byli tak aroganccy? Sasuke by się tam idealnie nadawał.
Chciałam coś powiedzieć, ale zniknął. Wstałam i powędrowałam do swojego pokoju. Impreza rzeczywiście się skończyła. W domu panował syf, gdzieniegdzie leżeli goście niezdolni do powrotu, do własnego domu.

Dochodziła piąta. Weszłam do pokoju, nawet się nie przebrałam, walnęłam się na łóżko tak jak stałam i zasnęłam obok brata. Dzisiaj mu wybaczę, że pomylił pokoje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>