Miałam dosyć obietnic, kłamstwa, ludzi,
życia, po prostu wszystkiego. W tym momencie stałam na krawędzi urwiska, a w
głowie huczało mi jedno zdanie: „Skacz,
skacz! Na co czekasz? Skacz.”
Tak po prostu
przechyliłam się do przodu, spadałam i spadałam, teraz nic się już nie liczyło,
nie było odwrotu. Nagle, zaczęłam myśleć: „Dlaczego?” Z oczu popłynęły mi łzy. W tej jednej
chwili zrozumiałam swój błąd. Zdałam sobie sprawę, że to wszystko prawda.
Koniec wszystkiego.
-To
niemożliwe! - Obudziłam się z wrzaskiem, cała spocona i zapłakana.
- Kto,
gdzie, jak!? - Naruto wleciał do pokoju w samych bokserkach z kunaiem w ręku.
Stanął jak głupi, nie wiedział, co ma zrobić. - Co jest?
- To był
sen? To tylko sen. Nic się nie stało. - Zaczęłam powtarzać pół szeptem. Jak bym
sama próbowała zrozumieć.
Naruto
podszedł do łóżka, usiadł na nim i mnie przytulił. Po prostu przytulił. Czułam
się tak dobrze, bezpiecznie.
- Już dobrze
Mai. Nie płacz, to był tylko zły sen. Koszmar. – Mówił spokojnie głaszcząc mnie
po plecach pocieszająco. Siedzieliśmy tak chwile, a ja powoli dochodziłam do
siebie. Naruto wstał i podszedł do okna odsłaniając je.
- Słońce już
wysoko. Czas wstawać, czeka nas trochę pracy siostrzyczko. – Uśmiechnął się do
mnie szeroki.
- Tak.
Przepraszam. – Burknęłam.
- Nie masz,
za co przepraszać.
- Pięknie
zaczęliśmy dzień.
- Swoją
drogą wszystkiego najlepszego siostrzyczko, w dniu osiemnastych urodzin. –
Powiedział z kpiną w głosie.
- Nawzajem
braciszku. - Odpowiedziałam mu w mniej więcej ten sam sposób i dałam nura w
poduszkę. Wcale nie chciało mi się wstawać.
- Ja nie
żartowałem, wstawaj. Już, bo użyje innych środków.
- Nie!
- Jak chcesz.
W pokoju
rozległ się głuchy huk.
- Ałł! To
nie było miłe.
- Mówiłem,
że masz wstać. – Zaśmiał się patrząc na mnie z góry.
- Naruto jak
ja cie…
- No to
skoro wstałaś już z łóżka, pójdę zrobić śniadanie, a ty masz pięć minut na
ogarniecie się. – Przerwał mi.
Wyszedł z
pokoju, a ja odruchowo zaczęłam masować swoje obolałe pośladki.
Ten głupek
po prostu zwalił mnie z łóżka. Zapowiada się piękny dzień… Zabrałam jakieś
czyste rzeczy ze swojej szafy i poszłam do łazienki wziąć zimny prysznic.
Po
wspaniałej i orzeźwiającej kąpieli, obudziłam się i nabrałam sił by przeżyć jakoś
ten dzień.
Wyszłam z
łazienki podśpiewując sobie. Szłam w stronę kuchni i suszyłam sobie głowę
ręcznikiem, więc nie za bardzo wiedziałam gdzie idę. Robiłam to na wyczucie
dobrze znałam dom, wyraźnie czułam Naruto, jak dla mnie stał w drzwiach kuchni.
Nagle w coś
uderzyłam, byłam mniej więcej po środku salonu, tam nie powinno być niczego.
- Co jest
kurde. Ałł…- Zdjęłam ręcznik z oczu. Chciałam wiedzieć, co mi wadzi na drodze.
Po chwili miałam ochotę wrzeszczeć, próbowałam jakoś z tego wybrnąć, ale nie było
jak. Stałam wtulona w klatkę piersiową Sasuke, cholera.
Co ten
palant tu robił!? W moim salonie! To nie było najgorsze. Dlaczego ten idiota
mnie obiło w pasie!?
-
Przepraszam. Nie wiedziałem, że tak na mnie lecisz. – Uśmiechnął się wrednie.
- Puszczaj,
nie zauważyłam cie kretynie.
- Pewnie
sobie zaplanowałaś to wszystko, siostrzyczko. – Zachichotał blondyn.
-
Oczywiście, jak bym nie miała ciekawszych rzeczy do roboty. - Popatrzyłam w
oczy brunetowi z pogardą. - Niby, dlaczego się nie odsunąłeś?
- A, po co
miałbym to robić?
- Nie wiem,
pomyślmy. A, tak… żebym się o ciebie nie obiła! – Odsunęłam się od niego.
- Jesteś
shinobi, czy nie?
- Jaki to ma
związek?
- Powinnaś
mnie ominąć z łatwością.
- Czasami
zapominam.
- O czym? O
myśleniu? – Zakpił.
- O tym, że
jakiś zapatrzony w siebie głupek ma chore poczucie humoru!
Otworzyłam
lodówkę i wyciągnęłam z niej mleko stawiając je energicznie na blacie. Wzięłam
mały garnek i zaczęłam przygotowywać kakao. Uwielbiałam kakao, było wspaniałym
lekarstwem na zły humor.
Naprawdę nie
miałam ochoty wysłuchiwać kazań. Ten sen mnie dobił, miałam ochotę wrócić do
pokoju i iść spać. Jeszcze te głupie urodziny, jak wisienka na torcie.
Stałam w
kuchni i mieszałam gotujące się kakao, nie zwracałam uwagi na nic.
- Co jej
jest? Czy dziewczyny zazwyczaj nie skaczą z radości w dzień urodzin?
- Nie wiem.
Wystraszyła mnie dzisiaj, myślałem, że ktoś ją napadł, bo zaczęła się wydzierać.
- Po co?
Wzięłam
szklankę z ciepłym płynem i minęłam bruneta wpatrzona w kubek. Odpowiedziałam
mu na pytanie przyciszonym, trochę przybitym głosem.
- Koszmar. -
Usiadłam na kanapie i patrzyłam w przestrzeń. Nie chciałam o tym rozmawiać.
Co tu się
stało? Mai zachowywała się dziwnie. Była cicha, przybita i smutna. Ta
hałaśliwa, wkurzająca i arogancka dziewczyna zachowywała się jak by jej tu nie
było. Siedziała na kanapie i patrzyła w przestrzeń sącząc kakao. Nie miała
zamiaru się tłumaczyć, więc zapytałem jeszcze raz.
- Koszmar?
- Koszmar. –
Odpowiedziała zimnym, pozbawionym jakichkolwiek uczuć głosem. Po plecach
przeszły mi ciarki na sam jego dźwięk. To było dziwne, słyszeć taki ton z jej
ust. Odkąd pamiętam ona zawsze okazywała uczucia. Nawet w najdrobniejszych
gestach, było ich mnóstwo. To mi się w niej podobało. Była do bólu szczera, a
jej mimika tylko to podkreślała. Mówiła, co myślała, nie bała się okazywać
uczuć. A teraz siedziała tam jak by zamknięta w innym świecie. Patrzyłem na
nią, nie potrafiłem oderwać wzroku. To było straszne, tak bardzo przypominała
mi mnie samego. Z nikim nie dzieliłem się problemami, nie okazywałem uczuć. Tak
było mi łatwiej, ale ona. Mai taka niebyła. Ona była jak tornado.
Czego się
uczepił? Niech da mi święty spokój! Chyba nie pozwolą mi się załamać… che.
- Czego się
gapisz, człowieka nie widziałeś? – Odburknęłam nie za miło.
- Czekam, aż
mi odpowiesz.
- Odpowiedź…
hm. Czasami lepiej nie wiedzieć pewnych rzeczy. - Wzięłam ostatni łyk kakao,
wstałam z kanapy i powędrowałam do kuchni odstawić kubek do zlewu.
Wcześniej
tego nie zauważyłam, na stole leżała książka. Jak dla mnie kucharska, a obok
niej jakieś produkty, aż uśmiechnęłam się do siebie. Ktoś próbował coś upiec.
Biedni goście, chyba się nad nimi zlituję i pomogę.
- Co dobrego
robisz Naruto? – Zachichotałam.
- Miałem
zamiar coś upiec, jakiś tort, ale chyba jednak pójdę go kupić.
- Nie idź.
Pomogę ci. Razem damy radę. - Uśmiechnęłam się do blondyna.
To był jego
dzień, a ja go niszczyłam moimi kaprysami. Muszę wziąć się w garść, dla niego.
Popłacze sobie jutro.
Wzięłam do
ręki książkę i zaczęłam szukać jakiegoś dobrego tortu.
- Może być
ten? Czekoladowy z wiśniami.
- No, co ty,
to za trudne. Popatrz, jaki piękny…- Mruknął pokazując na ilustracje przy
przepisie.
- Nie
panikuj bracie, damy rade. - Odłożyłam książkę i zaczęłam wyciągać potrzebne
produkty. Jakimś cudem wszystkie były obecne. - Dobra, to po kolei.
- Mąka?
- Nie!
- Ale tu
jest napisane pół kilo mąki. Co nie Sasuke.
- On ma
racje Mai. Jak to nie?
- Najpierw,
marsz do łazienki ręce umyć. – Nakazałam.
W końcu
zaczęliśmy przygotowywać ciasto. Mam nadzieje, że nikogo nie potrujemy.
Naruto
podawał mi to, o co prosiłam, a brunet stał obok z zakasanymi rękawami. Chyba
chciał stwarzać wrażenie zwartego do pomocy.
- Dwie i pół
szklanki mąki, dawaj na stół.
- Tak jest
szefowo. Jedna…
- Dalej nie
wygłupiaj się, bo nie wyjdzie…
- Dobra już
nie będę, to, co teraz?
- Dwie
szklanki cukru…
Wszystkie
składniki starannie odmierzone, wymieszane ze sobą i ugniecione w jednolita
masę zwaną ciastem włożyłam do lodówki.
- Na 30
minut do lodówki.
- Co, pół
godziny? Tak długo… - Jęknął.
- Zdążymy to
posprzątać i przygotować blachę do pieczenia, żeby potem było szybciej.
Oczywiście
sama posprzątałam w kuchni. Mogłam to przewidzieć. Wyciągnęłam z szafki dużą
tortownice.
- Wysmarować
masłem i delikatnie obsypać mąką. - Przeczytałam. - Naruto wysmaruj to tym,
tylko dokładnie. - Podałam mu trochę masła.
- Tak jest!
- Nie krzycz
głupku!
Stanął za
mną i zaczął wykonywać to, co mu kazałam. Stałam pomiędzy jego ramionami i ani
w prawo ani w lewo.
- Kurde
Naruto jak ja mam się ruszyć?
- Nie
marudź, zaraz skończę.
- Che…
Sasuke podasz mąkę?
- Jasne. Co
mam zrobić.
- Weź nasyp
jej tu trochę, ale ostrożnie, nie za dużo.
Podszedł do
nas, spojrzał mi w oczy i się uśmiechnął.
W tym
momencie, nawet nie spostrzegłam, kiedy cała mąka zamiast na blasze wylądowała
na mnie.
- Sasuke! Ja
cie kiedyś zabije! - Wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Byłam cała w mące.
- Uf…
widzisz jak dobrze, że tu stałaś. Ja jestem czysty.
Blondyn
odskoczył ode mnie i dobrze, bo by oberwał z łokcia. W ostatniej chwili zwiał.
- Nawet z
mąką ci dotworzy.
- Bardzo
śmieszne Sasuke. Idę się tego pozbyć, a wy to posprzątajcie idioci.
Poszłam się
umyć, a gdy wróciłam, skończyliśmy przygotowywać tort w spokoju i ciszy.
- No i
skończone.
- Jak on
pysznie wygląda. Sam bym go zjadł…
- Zostaw
Naruto to nie dla ciebie! – Uderzyłam go delikatnie dłonią w rękę, gdy sięgał
do tortu.
- No, ale
chociaż kawałek…
- Nie! –
Powiedziałam stanowczo.
- A chociaż
liznąć…
- Fuj! Nie!
- Stary
wytrzymaj. Zaraz i tak się zaczną złazić, a nie powiem sam bym spróbował. Mamy
talent kulinarny, co nie Naruto. – Zaśmiał się brunet.
Szyderczy
uśmiech chłopaków mnie dobił. Niech ten dzień się już skończy!
- Tak jasne,
wy macie talent kulinarny, a ja tu tylko sprzątam. – Syknęłam.
Wyszłam z
kuchni i powędrowałam do swojego pokoju. Musiałam coś z niego zabrać, jeszcze
zanim zaczęli się schodzić goście.
- Ech…
Obraziłaś się siostrzyczko?
- Nie, nie
obraziłam się. To dla ciebie, Naruto. - Podałam mu niewielki prostokąt
zawinięty w papier prezentowy.
- Co to?
- Prezent
dla ciebie.
- Nie, ja
pytam, co jest w środku.
- Bomba
zegarowa, zanim otworzysz poczekaj odejdę na bezpieczną odległość…
-Co! –
Przerwał mi zszokowany.
- Idioto ona
żartowała. Otwórz to jak chcesz wiedzieć, co jest w środku.
Naruto
zaczął rozrywać papier, a ja stałam z głupim uśmiechem przed nimi. Mam
nadzieje, że mu się spodoba.
- Wow! -
Krzyknęli jednocześnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz