Normalnie to
o tej porze przewracam się z jednego boku na drugi. Tym razem jednak niedane
było mi spać. Zaczęły nachodzić mnie wspomnienia. Moje dawne życie waliło do
mnie drzwiami i oknami, miliony obrazów, twarzy, sytuacji, nagle wróciło.
Czyżby ogarniała mnie tęsknota? Ironia losu, tęsknić za czymś, czego się
nienawidziło.
Owszem
czasem wspominałam, ale raczej na zasadzie porównania tego miejsca do tamtego.
Myślałam, że mogę uciec od mojej przeszłości. Po prostu zapomnieć, ale nie. Ona
musiała wracać. Męczyć mnie we wspomnieniach.
Mieszkałam w
niemałym, bogatym mieście, w sumie nie odznaczało się ono niczym szczególnym, w
domu, dużym domu z pięknym ogrodem wraz z moimi rodzicami. Byłam jedynaczką. Od
zawsze rozpieszczaną. Miałam to, co chciałam, markowe ciuchy, nowoczesne
gadżety, pieniądze, popularność, „przyjaciół” na pęczki. Wszystko oprócz
miłości i ciepła rodzinnego. Moi rodzice nigdy nie mieli dla mnie czasu.
Wiecznie zapracowany ojciec, prezes wielkiej korporacji. Matka, piękna,
wytworna dama, aktorka. Odkąd pamiętam robiłam im za ozdobę, chwalili się mną „
Mai pięknie rysuje, tańczy, śpiewa, gra na instrumentach”, „ Mai ma najlepsze
oceny w klasie”. I tak w kółko, do czasu, gdy postanowiłam przestać być
grzeczną i poukładaną córeczką. Zaczęłam chodzić na imprezy, pić, palić,
opuściłam się w nauce. Typowa nastolatka, a to wszystko z powodu miłości... Tak
właśnie, Mai się zakochała.
Seth - bo
tak było mu na imię - był uczniem ostatniej klasy liceum, najlepsza partia w
szkole. Znaliśmy się od dziecka, nasi rodzice byli najlepszymi przyjaciółmi. My
też nimi byliśmy, ale - No właśnie zawsze jest jakieś, „ale”.- nie w szkole. On
musiał dbać o swoją reputacje. Pamiętam dokładnie dzień, w którym wszystko się
zaczęło, i tą rozmowę, która zmieniła wszystko…
- Mai jesteś
piękną, mądrą dziewczyną, ale jesteś za nudna dla mnie. – Powiedział patrząc mi
w oczy swymi czekoladowymi tęczówkami. Ton jego głosu przyprawiał mnie o
dreszcze, po prostu rozpływałam się.
- Dla
ciebie?- Powiedziałam zdziwiona - To, po co tyle zemną rozmawiasz, spędzasz
mnóstwo czasu, przychodzisz w odwiedziny?
- Bo cię
lubię, nawet bardzo, ale… - Nie pozwoliłam mu skończyć, przerwałam.
- Twoja reputacja ucierpi, prawda?
Nudna i poukładana Mai, jaką jestem nie pasuje do wspaniałego Shetha.
Te słowa i
późniejszy pocałunek, - Tak, Seth mnie pocałował i sama nie wiem do końca,
czemu wtedy to zrobił. - Popchnęły mnie do zmiany siebie i swojego życia. Jak
tak teraz na to patrzę, to nie żałuje tego. Czuje się wolnym człowiekiem i
wiem, że umiem walczyć o swoje. W końcu postawiłam się rodzicom, żyłam jak
chciałam. Żałuję swoich wyborów, drogi, jaką poszłam, tego, kim się stałam, ale
nie tego, że zaryzykowałam.
Postanowiłam,
że nigdy więcej nie będę niczyją zabawką, będę tym, kim chce, a nie taką jak
inni chcą.
Z takim
nastawieniem zwlekłam się z łóżka, bo budzik zaczął dzwonić. - Jak zawsze w
nieodpowiednim momencie. - Nic mi się nie chciało. Byłam zmęczona i niewyspana,
ale moi kompani zarządzili trening z samego rana. Wcale mi się to nie
uśmiechało. Niestety nie miałam zbyt wiele do powiedzenia, w tej sprawie.
Po ponad
godzinie od pobudki razem z Naruto ruszyłam na pole treningowe, tam czekał już
na nas Sasuke. Był ubrany w klasyczny strój shinobi, na udzie przewiązanym
bandażem i z tyłu przy pasie miał kabury z bronią, opaska liścia przewiązana
była na jego prawym ramieniu. Stał opierając się o drzewo z miną mówiącą
„dłużej się nie dało?”. Nieistotne było to, że zostało pięć minut do umówionego
czasu.
Nieważne, co
robiłam, on twierdził, że można było lepiej. Czasem doprowadzał mnie do
szaleństwa, jego podejście do życia było irytujące. Nie, jego osoba była
irytująca. Czasami zastanawiałam się jak Naruto z nim wytrzymuje.
- Mai
dzisiaj będziesz obserwować. - Oznajmił jak tylko do niego podeszliśmy.
Zrobiłam wielkie oczy. - Co proszę? - Miałam siedzieć i się patrzyć. Po to mnie
tu ciągnęli tak wcześnie? Mało śmieszny żart.
Widząc moją
reakcje na jego słowa, dodał znudzony. - Nie rób takiej miny, to także cześć
treningu. - Nadal z głupim wyrazem twarzy odburknęłam mu.
- Bezczynne
siedzenie i gapienie się na grupę patafianów, nazywasz częścią treningu?
Sama nie
wiem, dlaczego tak powiedziałam. Ten człowiek działał mi na nerwy bez powodu,
jako jeden z nielicznych ludzi na świecie potrafił wyprowadzić mnie z równowagi
samym spojrzeniem.
– Nie będę
się z tobą kłócił, masz robić to, o co prosimy. Jesteś naszą uczennicą, więc
uważaj, co mówisz. – Dodał tym swoim obojętnym tonem.
Za to mój
brat stał i śmiał się z naszej „rozmowy”. W końcu opanował się.
– Dobra,
koniec. Zaczynajmy Sasuke.
Kruczowłosy
tylko skinął głową i odskoczyli ode mnie na sporą odległość zaczynając trening.
Doskonale znałam ich styl walki obserwowałam ich bardzo często z własnej woli.
Wiedziałam, że tak też mogę się wiele nauczyć. Ich treningi były monotonne,
ponieważ ich poziom był wyrównany. Naruto sprawnie unikał ciosów Uchihy, nawet,
gdy ten używał Sharingan. To wszystko zaczynało mnie poważnie nudzić. No, bo
ile można? Spędzałam z nimi praktycznie każdy dzień. Można by powiedzieć, że
znałam ich na pamięć.
Oderwałam od
nich wzrok, ponieważ kawałek dalej, z lewej strony trenowała spora grupa ludzi.
Byli to chyba znajomi Naruto, których spotkałam na urodzinach. Postanowiłam
zmienić obiekt obserwacji. Podeszłam bliżej grupy nastolatków. Sześć osób. – Nie
pamiętam imion, ale stały tam trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. - Przyglądało
się bacznie poczynaniom dwójki przyjaciół.
Kiba walczył
z Członkiem klanu Aburame, z niejakim Shino, chyba. Ta walka wydawała mi się
ciekawsza, nie znałam ich stylu walki, wszystkie ich ruchy były inne, nowe,
ciekawe. Po jakimś czasie zostałam zauważona. No może nie do końca ja tylko
Sasuke, który się za mną pojawił. – Skończyliście? – Zapytałam, gdy tylko
stanął za mną. – Mogę wiedzieć, dlaczego nie wykonujesz moich poleceń? – Mówił
przyglądając się walce.
Staliśmy
spory kawałek od grupy, więc nikt nas nie słyszał. Naruto rozmawiał z jedną z
dziewczyn szczerząc się do niej jak dziecko. Dziewczyna miała na sobie
klasyczny strój shinobi jak i pozostali. Jej długie ciemne włosy związane były
w mocny kucyk, białe oczy wskazywały na to, iż była członkiem klanu Hyuga.
– Ty mnie w
ogóle słuchasz? – Popatrzyłam mu w oczy ze śmiechem. Jego oburzenie malowało
się na zazwyczaj kamiennej, idealnej twarzy. No proszę wyprowadzałam go z równowagi,
brakiem zainteresowania jego osobą.
– Prowadzę
obserwacje jak pan kazał, o wspaniały mistrzu.- Ukłoniłam się i uśmiechnęłam do
niego szyderczo, po czym wróciłam wzrokiem na trenujących.
Albo mi się
zdawało, albo Kiba się popisywał. Wykonywał strasznie trudne, skomplikowane i
meczące techniki bez większej potrzeby.
– Jesteś
niemożliwa. – Odparł. – W takim razie podejdźmy bliżej, skoro wolisz patrzeć na
Kibe.- Dodał po chwili akcentując imię Inuzuki. Oczywiście, że wolałam to było
ciekawsze, nowe, świeże.
Podeszliśmy
do nich, poprosiłam brata by przypomniał mi ich imiona. Nie chciałam walnąć
jakiejś gafy. – Zaczął wymieniać. – Obok mnie Hinata, Sasuke, a obok niego Ino
i Sakura, za tobą stoi Shikamaru, a obok niego Sai. Kiba i Akamaru walczą zaś z
Shino, strasznie się popisując. – Skwitował.
Staliśmy tam
tak i czekaliśmy, aż skończą. Przy okazji panowie komentowali ich walkę
wytykając błędy i podkreślając zalety. Co swoją drogą było bardzo pomocne, nie
musiałam sama myśleć. Sakura i Ino skakały wokół Sasuke jak opętane. Trochę mu
współczułam i zaczynałam podziwiać jego cierpliwość. Stał niewzruszony i od
czasu do czasu lakonicznie i obojętnie odpowiadał im na ich głupie pytania.
Potem
poszliśmy całą grupą na obiad. Z początku czułam się nieswojo, ale bardzo
szybko się do nich przekonałam. Byli bardzo mili. No prawie wszyscy, różowa i
blondynka patrzyły na mnie dziwnie, jak bym im coś zrobiła. Nie mam pojęcia, o
co im chodziło.
Wróciliśmy
do domu koło dwudziestej. Wzięłam prysznic i ubrałam na siebie jeansy oraz
zwykłą zieloną koszulkę z jakimś nadrukiem oraz trampki. Wyszłam z łazienki
czesząc włosy. Gdy zobaczyłam w salonie gawędzących Sasuke i Naruto,
ewakuowałam się do pokoju.
Po chwili
namysłu wyskoczyłam przez okno na dach budynku. Posiedziałam tam trochę, była
chłodna, bezchmurna jesienna noc. Gwiazdy na niebie jak zawsze pięknie
rozświetlały ulice Konohy uwydatniając piękno wioski.
Siedziałam
na tym dachu i rozmyślałam wpatrzona w niebo. Było mi smutno, zaczynałam zdawać
sobie sprawę, że moje życie nie za bardzo ma cel. No, bo kim ja byłam? Córką
czwartego Hokage? Siostrą Naruto? Już zaczynałam odczuwać skutki szufladkowania
mojej osoby. Ja po prostu chciałam być sobą, po prostu Mai bez żadnej etykietki.
Postanowiłam
ruszyć się z miejsca, przejść po mieście, nie marnować tak pięknej nocy na
użalanie się nad sobą. Nie wiedząc, czemu powędrowałam na cmentarz przez
opuszczoną dzielnice klanu Uchiha. I znowu to światło. Jeden dom, - Nie byle,
jaki dom. - Rezydencja głowy klanu, ojca Sasuke. Chłopcy twierdzili, iż to
dozorca tam przebywa, ale czy na pewno? Po co, dozorca w opuszczonym domu?
Poszłam dalej, nie zatrzymałam się, nie weszłam do środka. Powstrzymałam moją
ciekawość.
Minęłam
bramę cmentarza, przeszłam kawałek napawając się pięknem skąpanego w blasku
świec placu. To miejsce w nocy wyglądało wręcz magicznie. Setki zapalonych
świeczek, woń palonego wosku i różnorakich kwiatów, unosząca się w powietrzu.
Wszystko to nadawało temu miejscu klimat. Spokoju, ciszy i zadumy. Nie bałam
się, przysiadłam pomiędzy nagrobkami rodziców i mówiłam tak jakby siedzieli
obok mnie. Tęskniłam do nich, do rodzinnego ciepła. Chciałam by ktoś mnie
przytulił, decydował za mnie. Nie posiadanie rodziców, opieki, nie było wcale
takie fajne jakby się mogło wydawać. Miałam Naruto, ale, on miał swoje życie, a
ja nie miałam w zwyczaju męczyć ludzi swoimi problemami.
Siedziałam
tam z podkurczonymi nogami oplatając je ramionami, z twarzą schowaną w
kolanach. Tępo patrzyłam w trawę przed mymi stopami.
– Chyba nie
powinnaś tu siedzieć, tak sama. – Nagle widziałam przed sobą buty, zwykłe buty
shinobi. Zapewne należały do właściciela tego spokojnego, opanowanego i
obojętnego głosu. Podniosłam wzrok ujrzałam tego samego mężczyznę w masce
łasicy, co ostatnim razem na dachu. Dobrze zbudowany, stał przede mną
wyprostowany. Członek Konohańskiego ANBU. – To chyba nie twoja sprawa. –
Odparłam trochę zmieszana na jego widok. Czy on za mną łaził?
– Otóż moja
droga, cywile nie powinni sami chodzić po mieście w środku nocy. – Odpowiedział
stanowczym głosem.
– Nie
powinni? Co to, więzienie? I ja nie jestem cywilem. – Odburknęłam mu.
– Nie, nie
więzienie. Mai jesteś cywilem, gdzie masz opaskę? – Zamurowało mnie. Skąd znał
moje imię?
– Nie mam,
ale … - Przerwał mi.
– Wstawaj
odprowadzę cię.
Kim był ten
tajemniczy człowiek? Był dziwnie znajomy.
Całą drogę
szliśmy w milczeniu. Zostałam odprowadzona pod samo okno mojego pokoju.
- Nie
zorientowali się, że wyszłam?
W odpowiedzi
uśmiechnął się tylko pod maską, co można było wywnioskować po ruchu jego
żuchwy. Gdy tylko zamknęłam okno mężczyzna zniknął w kłębie siwego dymu,
przedtem machając mi na pożegnanie.
- Dziwny. –
Pomyślałam zasłaniając okno.