sobota, 21 kwietnia 2012

16. Strasznie się popisuje.

Normalnie to o tej porze przewracam się z jednego boku na drugi. Tym razem jednak niedane było mi spać. Zaczęły nachodzić mnie wspomnienia. Moje dawne życie waliło do mnie drzwiami i oknami, miliony obrazów, twarzy, sytuacji, nagle wróciło. Czyżby ogarniała mnie tęsknota? Ironia losu, tęsknić za czymś, czego się nienawidziło.
Owszem czasem wspominałam, ale raczej na zasadzie porównania tego miejsca do tamtego. Myślałam, że mogę uciec od mojej przeszłości. Po prostu zapomnieć, ale nie. Ona musiała wracać. Męczyć mnie we wspomnieniach.
Mieszkałam w niemałym, bogatym mieście, w sumie nie odznaczało się ono niczym szczególnym, w domu, dużym domu z pięknym ogrodem wraz z moimi rodzicami. Byłam jedynaczką. Od zawsze rozpieszczaną. Miałam to, co chciałam, markowe ciuchy, nowoczesne gadżety, pieniądze, popularność, „przyjaciół” na pęczki. Wszystko oprócz miłości i ciepła rodzinnego. Moi rodzice nigdy nie mieli dla mnie czasu. Wiecznie zapracowany ojciec, prezes wielkiej korporacji. Matka, piękna, wytworna dama, aktorka. Odkąd pamiętam robiłam im za ozdobę, chwalili się mną „ Mai pięknie rysuje, tańczy, śpiewa, gra na instrumentach”, „ Mai ma najlepsze oceny w klasie”. I tak w kółko, do czasu, gdy postanowiłam przestać być grzeczną i poukładaną córeczką. Zaczęłam chodzić na imprezy, pić, palić, opuściłam się w nauce. Typowa nastolatka, a to wszystko z powodu miłości... Tak właśnie, Mai się zakochała.
Seth - bo tak było mu na imię - był uczniem ostatniej klasy liceum, najlepsza partia w szkole. Znaliśmy się od dziecka, nasi rodzice byli najlepszymi przyjaciółmi. My też nimi byliśmy, ale - No właśnie zawsze jest jakieś, „ale”.- nie w szkole. On musiał dbać o swoją reputacje. Pamiętam dokładnie dzień, w którym wszystko się zaczęło, i tą rozmowę, która zmieniła wszystko…
- Mai jesteś piękną, mądrą dziewczyną, ale jesteś za nudna dla mnie. – Powiedział patrząc mi w oczy swymi czekoladowymi tęczówkami. Ton jego głosu przyprawiał mnie o dreszcze, po prostu rozpływałam się.
- Dla ciebie?- Powiedziałam zdziwiona - To, po co tyle zemną rozmawiasz, spędzasz mnóstwo czasu, przychodzisz w odwiedziny?
- Bo cię lubię, nawet bardzo, ale… - Nie pozwoliłam mu skończyć, przerwałam.
- Twoja reputacja ucierpi, prawda? Nudna i poukładana Mai, jaką jestem nie pasuje do wspaniałego Shetha.
Te słowa i późniejszy pocałunek, - Tak, Seth mnie pocałował i sama nie wiem do końca, czemu wtedy to zrobił. - Popchnęły mnie do zmiany siebie i swojego życia. Jak tak teraz na to patrzę, to nie żałuje tego. Czuje się wolnym człowiekiem i wiem, że umiem walczyć o swoje. W końcu postawiłam się rodzicom, żyłam jak chciałam. Żałuję swoich wyborów, drogi, jaką poszłam, tego, kim się stałam, ale nie tego, że zaryzykowałam.
Postanowiłam, że nigdy więcej nie będę niczyją zabawką, będę tym, kim chce, a nie taką jak inni chcą.
Z takim nastawieniem zwlekłam się z łóżka, bo budzik zaczął dzwonić. - Jak zawsze w nieodpowiednim momencie. - Nic mi się nie chciało. Byłam zmęczona i niewyspana, ale moi kompani zarządzili trening z samego rana. Wcale mi się to nie uśmiechało. Niestety nie miałam zbyt wiele do powiedzenia, w tej sprawie.
Po ponad godzinie od pobudki razem z Naruto ruszyłam na pole treningowe, tam czekał już na nas Sasuke. Był ubrany w klasyczny strój shinobi, na udzie przewiązanym bandażem i z tyłu przy pasie miał kabury z bronią, opaska liścia przewiązana była na jego prawym ramieniu. Stał opierając się o drzewo z miną mówiącą „dłużej się nie dało?”. Nieistotne było to, że zostało pięć minut do umówionego czasu.
Nieważne, co robiłam, on twierdził, że można było lepiej. Czasem doprowadzał mnie do szaleństwa, jego podejście do życia było irytujące. Nie, jego osoba była irytująca. Czasami zastanawiałam się jak Naruto z nim wytrzymuje.
- Mai dzisiaj będziesz obserwować. - Oznajmił jak tylko do niego podeszliśmy. Zrobiłam wielkie oczy. - Co proszę? - Miałam siedzieć i się patrzyć. Po to mnie tu ciągnęli tak wcześnie? Mało śmieszny żart.
Widząc moją reakcje na jego słowa, dodał znudzony. - Nie rób takiej miny, to także cześć treningu. - Nadal z głupim wyrazem twarzy odburknęłam mu.
- Bezczynne siedzenie i gapienie się na grupę patafianów, nazywasz częścią treningu?
Sama nie wiem, dlaczego tak powiedziałam. Ten człowiek działał mi na nerwy bez powodu, jako jeden z nielicznych ludzi na świecie potrafił wyprowadzić mnie z równowagi samym spojrzeniem.
– Nie będę się z tobą kłócił, masz robić to, o co prosimy. Jesteś naszą uczennicą, więc uważaj, co mówisz. – Dodał tym swoim obojętnym tonem.
Za to mój brat stał i śmiał się z naszej „rozmowy”. W końcu opanował się.
– Dobra, koniec. Zaczynajmy Sasuke.
Kruczowłosy tylko skinął głową i odskoczyli ode mnie na sporą odległość zaczynając trening. Doskonale znałam ich styl walki obserwowałam ich bardzo często z własnej woli. Wiedziałam, że tak też mogę się wiele nauczyć. Ich treningi były monotonne, ponieważ ich poziom był wyrównany. Naruto sprawnie unikał ciosów Uchihy, nawet, gdy ten używał Sharingan. To wszystko zaczynało mnie poważnie nudzić. No, bo ile można? Spędzałam z nimi praktycznie każdy dzień. Można by powiedzieć, że znałam ich na pamięć.
Oderwałam od nich wzrok, ponieważ kawałek dalej, z lewej strony trenowała spora grupa ludzi. Byli to chyba znajomi Naruto, których spotkałam na urodzinach. Postanowiłam zmienić obiekt obserwacji. Podeszłam bliżej grupy nastolatków. Sześć osób. – Nie pamiętam imion, ale stały tam trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. - Przyglądało się bacznie poczynaniom dwójki przyjaciół.
Kiba walczył z Członkiem klanu Aburame, z niejakim Shino, chyba. Ta walka wydawała mi się ciekawsza, nie znałam ich stylu walki, wszystkie ich ruchy były inne, nowe, ciekawe. Po jakimś czasie zostałam zauważona. No może nie do końca ja tylko Sasuke, który się za mną pojawił. – Skończyliście? – Zapytałam, gdy tylko stanął za mną. – Mogę wiedzieć, dlaczego nie wykonujesz moich poleceń? – Mówił przyglądając się walce.
Staliśmy spory kawałek od grupy, więc nikt nas nie słyszał. Naruto rozmawiał z jedną z dziewczyn szczerząc się do niej jak dziecko. Dziewczyna miała na sobie klasyczny strój shinobi jak i pozostali. Jej długie ciemne włosy związane były w mocny kucyk, białe oczy wskazywały na to, iż była członkiem klanu Hyuga.
– Ty mnie w ogóle słuchasz? – Popatrzyłam mu w oczy ze śmiechem. Jego oburzenie malowało się na zazwyczaj kamiennej, idealnej twarzy. No proszę wyprowadzałam go z równowagi, brakiem zainteresowania jego osobą.
– Prowadzę obserwacje jak pan kazał, o wspaniały mistrzu.- Ukłoniłam się i uśmiechnęłam do niego szyderczo, po czym wróciłam wzrokiem na trenujących.
Albo mi się zdawało, albo Kiba się popisywał. Wykonywał strasznie trudne, skomplikowane i meczące techniki bez większej potrzeby.
– Jesteś niemożliwa. – Odparł. – W takim razie podejdźmy bliżej, skoro wolisz patrzeć na Kibe.- Dodał po chwili akcentując imię Inuzuki. Oczywiście, że wolałam to było ciekawsze, nowe, świeże.
Podeszliśmy do nich, poprosiłam brata by przypomniał mi ich imiona. Nie chciałam walnąć jakiejś gafy. – Zaczął wymieniać. – Obok mnie Hinata, Sasuke, a obok niego Ino i Sakura, za tobą stoi Shikamaru, a obok niego Sai. Kiba i Akamaru walczą zaś z Shino, strasznie się popisując. – Skwitował.
Staliśmy tam tak i czekaliśmy, aż skończą. Przy okazji panowie komentowali ich walkę wytykając błędy i podkreślając zalety. Co swoją drogą było bardzo pomocne, nie musiałam sama myśleć. Sakura i Ino skakały wokół Sasuke jak opętane. Trochę mu współczułam i zaczynałam podziwiać jego cierpliwość. Stał niewzruszony i od czasu do czasu lakonicznie i obojętnie odpowiadał im na ich głupie pytania.
Potem poszliśmy całą grupą na obiad. Z początku czułam się nieswojo, ale bardzo szybko się do nich przekonałam. Byli bardzo mili. No prawie wszyscy, różowa i blondynka patrzyły na mnie dziwnie, jak bym im coś zrobiła. Nie mam pojęcia, o co im chodziło.
Wróciliśmy do domu koło dwudziestej. Wzięłam prysznic i ubrałam na siebie jeansy oraz zwykłą zieloną koszulkę z jakimś nadrukiem oraz trampki. Wyszłam z łazienki czesząc włosy. Gdy zobaczyłam w salonie gawędzących Sasuke i Naruto, ewakuowałam się do pokoju.
Po chwili namysłu wyskoczyłam przez okno na dach budynku. Posiedziałam tam trochę, była chłodna, bezchmurna jesienna noc. Gwiazdy na niebie jak zawsze pięknie rozświetlały ulice Konohy uwydatniając piękno wioski.
Siedziałam na tym dachu i rozmyślałam wpatrzona w niebo. Było mi smutno, zaczynałam zdawać sobie sprawę, że moje życie nie za bardzo ma cel. No, bo kim ja byłam? Córką czwartego Hokage? Siostrą Naruto? Już zaczynałam odczuwać skutki szufladkowania mojej osoby. Ja po prostu chciałam być sobą, po prostu Mai bez żadnej etykietki.
Postanowiłam ruszyć się z miejsca, przejść po mieście, nie marnować tak pięknej nocy na użalanie się nad sobą. Nie wiedząc, czemu powędrowałam na cmentarz przez opuszczoną dzielnice klanu Uchiha. I znowu to światło. Jeden dom, - Nie byle, jaki dom. - Rezydencja głowy klanu, ojca Sasuke. Chłopcy twierdzili, iż to dozorca tam przebywa, ale czy na pewno? Po co, dozorca w opuszczonym domu? Poszłam dalej, nie zatrzymałam się, nie weszłam do środka. Powstrzymałam moją ciekawość.
Minęłam bramę cmentarza, przeszłam kawałek napawając się pięknem skąpanego w blasku świec placu. To miejsce w nocy wyglądało wręcz magicznie. Setki zapalonych świeczek, woń palonego wosku i różnorakich kwiatów, unosząca się w powietrzu. Wszystko to nadawało temu miejscu klimat. Spokoju, ciszy i zadumy. Nie bałam się, przysiadłam pomiędzy nagrobkami rodziców i mówiłam tak jakby siedzieli obok mnie. Tęskniłam do nich, do rodzinnego ciepła. Chciałam by ktoś mnie przytulił, decydował za mnie. Nie posiadanie rodziców, opieki, nie było wcale takie fajne jakby się mogło wydawać. Miałam Naruto, ale, on miał swoje życie, a ja nie miałam w zwyczaju męczyć ludzi swoimi problemami.
Siedziałam tam z podkurczonymi nogami oplatając je ramionami, z twarzą schowaną w kolanach. Tępo patrzyłam w trawę przed mymi stopami.
– Chyba nie powinnaś tu siedzieć, tak sama. – Nagle widziałam przed sobą buty, zwykłe buty shinobi. Zapewne należały do właściciela tego spokojnego, opanowanego i obojętnego głosu. Podniosłam wzrok ujrzałam tego samego mężczyznę w masce łasicy, co ostatnim razem na dachu. Dobrze zbudowany, stał przede mną wyprostowany. Członek Konohańskiego ANBU. – To chyba nie twoja sprawa. – Odparłam trochę zmieszana na jego widok. Czy on za mną łaził?
– Otóż moja droga, cywile nie powinni sami chodzić po mieście w środku nocy. – Odpowiedział stanowczym głosem.
– Nie powinni? Co to, więzienie? I ja nie jestem cywilem. – Odburknęłam mu.
– Nie, nie więzienie. Mai jesteś cywilem, gdzie masz opaskę? – Zamurowało mnie. Skąd znał moje imię?
– Nie mam, ale … - Przerwał mi.
– Wstawaj odprowadzę cię.
Kim był ten tajemniczy człowiek? Był dziwnie znajomy.
Całą drogę szliśmy w milczeniu. Zostałam odprowadzona pod samo okno mojego pokoju.
- Nie zorientowali się, że wyszłam?
W odpowiedzi uśmiechnął się tylko pod maską, co można było wywnioskować po ruchu jego żuchwy. Gdy tylko zamknęłam okno mężczyzna zniknął w kłębie siwego dymu, przedtem machając mi na pożegnanie.
- Dziwny. – Pomyślałam zasłaniając okno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>