piątek, 18 maja 2012

17. Prawda o Itachim.

Dziś postanowiłam rozejrzeć się w opuszczonej dzielnicy. To światło strasznie mnie nurtowało. Musiałam się dowiedzieć, kto tam był.
Właśnie wracałam z cmentarza, byłam zanieść rodzicom świeże kwiaty na grób – Białe róże, moje ulubione kwiaty. – Teraz stałam przed drzwiami domu Uchiha. Wahałam się by wejść, ale od zawsze miałam tendencje do wtykania nosa tam gdzie nie potrzeba, więc niby, dlaczego tym razem miałoby być inaczej.
Złapałam za klamkę, drzwi były otwarte, weszłam do środka. Powoli i spokojnie, wydając jak najmniej dźwięków zmierzałam w głąb domu. Było tu nad wyraz czysto, jak na opuszczony dom. Fotografie całej rodziny, szczęśliwej rodziny były poustawiane i porozwieszane w korytarzu. Wszystko było stonowane i proporcjonalnie dobrane. W przestronnym, jasnym holu, ściany wymalowane były na beżowo, wyglądały na niedawno odnowione. Jasne deski na podłodze wspaniale współgrały z meblami w trochę ciemniejszym odcieniu dębu. Wzięłam jedno ze zdjęć z komody do ręki. Na fotografii były cztery postaci: rodzice Sasuke, on i jego brat Itachi.
- Dlaczego ktoś trzymał tu zdjęcia tego mordercy? – Pomyślałam. – To nie dorzeczne, na miejscu Sasuke dawno bym je spaliła, wszystkie.  
Odstawiłam ramkę na miejsce i szłam dalej przez pomieszczenie. Zauważyłam uchylone drzwi, które najprawdopodobniej prowadziły do podpiwniczenia domu. Paliło się tam światło. Ciekawość mnie zżerała od środka. Postanowiłam tam zejść, sprawdzić to, co tam się kryło. To miejsce nie przypominało piwnicy, raczej normalne piętro w domu, ściany były świeżo odmalowane na jasny, kremowy kolor, wszystko idealnie dobrane. Rozglądałam się po małym saloniku, gdy z drugiego pomieszczenia dobiegł mnie męski głos. – Sasuke, jeśli chciałeś mnie przestraszyć to ci nie wyszło, słyszałem jak wszedłeś do domu. – Powiedział ciepło wchodząc do pomieszczenia, w którym stałam. Był ubrany w ciemną koszulkę i wytarte długie spodnie, włosy związane miał w luźny kucyk i te charakterystyczne rysy na polikach. Zamurowało mnie.
– I- Itachi?! Jak? – Wybąkałam stojąc jak wmurowana.
– Mai? Co, ty tu? – Powiedział zdziwiony podchodząc do mnie.– Nie rób nic głupiego. Wyjaśnię ci to… – Powiedział spokojnie i złapał mnie za nadgarstki, krępując moje ruchy.
– Puszczaj! Jakim cudem żyjesz?! Puszczaj! – Zaczęłam się szarpać. Stałam naprzeciwko martwego, mordercy. To niedorzeczne.
– Nie puszcze cię. Zrobisz coś głupiego i będę miał na pieńku z Naruto, albo z bratem. – Uśmiechnął się ciepło.
Coś tu było nie tak. Nie miałam się jak ruszyć, a po za tym stałam naprzeciw wykwalifikowanego shinobi, mordercy. Co ja mogłam?
Nagle usłyszałam kroki, na górze. Ktoś wszedł do domu. – Jak dobrze, że przyszedłeś. – Powiedział, gdy postać weszła do salonu, puszczając moje nadgarstki. Natychmiast odskoczyłam i schowałam się za plecami Sasuke.
– Mai? Co ty tu robisz? – Powiedział, gdy tylko stanęłam za nim.
– Zwiedzam, nie widać? Jakim cudem twój brat żyje? – Zapytałam nadal trochę zdezorientowana całą tą sytuacją. Uchiha podszedł do brata i podał mu zakupy, które miał ze sobą, wymienili porozumiewawczo spojrzenia, po czym odwrócił się i zrezygnowany powiedział do mnie. – Dobra, wyjaśnię ci to, ale nie tu. – Podszedł do mnie złapał lewą ręką w pasie i wyciągnął na zewnątrz nie dając dojść do słowa. Czekałam aż coś powie, ale on dalej szedł w milczeniu, obejmując mnie w pasie. Nie czułam się zbyt komfortowo.
Weszliśmy w głąb jakiegoś lasu za domem. W końcu się zatrzymał, stanął naprzeciw mnie i powiedział widocznie na mnie zły. – Zawsze musisz wtykać nos tam gdzie nie masz, co? Mówiłem ci, że tam nie ma nic dla ciebie. Po coś tam polazła? – Przejechał otwarta dłonią po twarzy zrezygnowany i ciężko westchnął.
– Poszłam, bo chciałam. I tak muszę. Nie lubię tajemnic. A teraz wytłumacz mi, jakim cudem twój brat, morderca żyje? – Powiedziałam patrząc na niego obojętnie, stanowczym tonem. To, co powiedziałam było chyba nie na miejscu, bo Sasuke natychmiast podszedł do mnie, złapał za ramiona i przeszył mnie zimnym spojrzeniem.
– Co ty możesz o nim wiedzieć? – Wysyczał. Przestraszyłam się.
– Sasuke, to boli. – Odburknęłam niemalże płacząc.
– Wybacz. – Powiedział już normalnie, momentalnie mnie puszczając. – Po tobie, nie spodziewałbym się zaszufladkowania człowieka tak łatwo, Mai. – Uśmiechnął się krzywo.
– Mam rozumieć, że historia waszej, znaczy naszej wioski kłamie? – Odparłam zdziwiona, przysiadając pod drzewem.
– Dokładnie, tylko nie wiem, od czego zacząć. – Usiadł obok mnie i popatrzył w niebo. Był ładny jesienny dzień. Słońce przedzierało się przez pożółkłe korony drzew. Wiele liści leżało już na ziemi tworząc kolorowy dywan.
– Najlepiej od początku. – Uśmiechnęłam się do niego i czekałam na wyjaśnienia. Czułam, że to może trochę potrwać.
– Tak chyba będzie najlepiej. Znasz przyjętą wersję, więc będę dopowiadał tylko, bo w sumie to w dużym stopniu prawda. Pewne szczegóły się tylko zmieniają. – Po chwili dodał z głupim uśmiechem. – Dość istotne szczegóły. Otóż… – Siedziałam i czekałam aż coś powie. – Jak wiesz mój brat wymordował cały klan, tylko, że nie, dlatego by się sprawdzić, ale dlatego, bo dostał taki rozkaz od rady wioski. Widzisz, mój brat bardzo kocha Konohe i postawił jej dobro nawet nad rodziną. No prawie całą, mnie nie potrafił zabić. Chciał abym żył i pochłonięty zemstą go zabił. – Przerwałam mu.
– Jak to dostał rozkaz? Rozkaz wymordowania całego klanu? Swojej rodziny?
Uśmiechnął się i odpowiedział – Owszem. Ponieważ nasz klan chciał wszcząć bunt przeciwko wiosce. Nie podobało im się to, że zostaliśmy „wygnani” na obrzeża wioski. Itachi zawsze był dobry. Nawet, gdy dołączył do Akatsuki, czuwał nad wioską i nade mną. Potem pozwolił mi się zabić. No, a reszta to moja głupota, a nie jego. – Uśmiechnął się znów, tym razem czułam, że uśmiecha się do mnie.
– Więc wielki Uchiha przyznaje się do błędów? Jej cóż za zaszczyt. – Zaczęłam się śmiać.
– Tak, przyznaje. Nie śmiej się, ja poważnie mówię.
Powstrzymałam napad śmiechu i spytałam. – Mówiłeś, że go zabiłeś, więc jakim cudem on żyje? – Na te słowa Sasuke położył się na trawie i ciężko westchnął. – To, już zupełnie inna historia. – Odparł.
– No słucham. – Wytknęłam do niego język i uśmiechnęłam się ciepło. Chciałam poznać całą prawdę.
– Eh, mówił ci ktoś, że jesteś strasznie męcząca? – Powiedział ze śmiechem.
– Żeby to raz. – Uśmiechnęłam się. – Na przykład ty. Wypominasz mi to często, ale nie mieliśmy gadać o mnie, tylko o twoim bracie. – Patrzyłam na niego wyczekująco.
– Hm, myślę, że to by było ciekawsze. – Obrócił się do mnie. Leżał na boku i się na mnie gapił.
– W jakim sensie? – Nie miałam pojęcia, co miał na myśli mówiąc te słowa.
Kontynuował historie nie odpowiadając. – Jakiś czas temu, jeszcze zanim tu trafiłaś byłem na misji w Sunie. Uratowałem życie wnuczce niejakiego Ebizō. – Przerwałam mu.
– Brata czcigodnej Chiyo? Tej, co wskrzesiła Kazekage? – Uśmiechnął się patrząc mi w oczy.
– Twoja wiedza mnie zadziwia, czasem. Tak, to on. – Znowu mu przerwałam.
– I co dalej? – Powiedziałam entuzjastycznie.
- Już mówię, chwile no… Uratowałem ją w sumie przez przypadek, a czcigodny zaoferował mi wielką nagrodę.
– Jaką?
– Ożywienie mego brata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>