Rano Sasuke nie było już w namiocie, a rzeczy mojego brata
były już spakowane. Przeciągnęłam się leniwie i z trudem wstałam. Zakładając na
siebie ciepłą kurtkę i buty wyszłam z namiotu. Czując mroźne powietrze w
otoczeniu wzdrygnęłam się odruchowo z zimna. – Dzień dobry. – Powiedziałam i
zamrugałam zdziwiona. Obóz był spakowany a moi kompani nad czymś żywo
debatowali. Co dziwniejsze, Naruto bawił się zwojem nieba.
– Dzień dobry siostrzyczko. – Uśmiechnął się do mnie szeroko urywając
rozmowę. – Skoro już wstałaś to możemy ruszać.
– Czekaliście na mnie? Przecież…– Przerwał mi wstając i podchodząc do mnie
powoli.
– Nie, nie mogliśmy cię obudzić. – Zaśmiał się mierzwiąc mi włosy
odpowiadając na jeszcze niezadane pytanie. Zmarszczyłam brwi w grymasie niezadowolenia
i szybko się poprawiłam. – Lepiej zacznij myśleć, czemu w magiczny sposób nie
pojawiły się drzwi skoro mamy oba zwoje. – Polecił.
– Jak to oba? – Zapytałam, nie ukrywając zdziwienia przypominając sobie o
zwoju w jego ręku.
– Gdy wy się obijaliście wczoraj, ja spotkałem naszych miłych śnieżnych
kolegów i sobie z nimi porozmawiałem. – Wyjaśnił z uśmiechem, jakby to było coś
banalnie prostego.
– Ale jak? – Zapytałam zaskoczona.
– Nie doceniasz mnie znowu Mai. – Stwierdził zaczynając pakować swój namiot.
- Może się pojawiły tylko tego nie zauważyliśmy. – Rzucił nagle kruczowłosy
gasząc ognisko. – Teren jest ogromny.
- Może powinniśmy wejść gdzieś wysoko i się rozejrzeć z góry? –
Podrzuciłam.
- Świetny pomysł siostrzyczko. – Uśmiechnął się zadowolony. – Więc ruszamy
w góry. – Zarządził zapieczętowując ostatnie ze swoich rzeczy.
Gdy w końcu wdrapaliśmy się na jeden z wyższych szczytów w okolicy
zaczęliśmy rozglądać się za drzwiami, które widzieliśmy na początku. Jednak
nigdzie nic takiego się nie pojawiło. Wszędzie ciągnęła się biała pustynia. Od
tej rażącej bieli zaczynała boleć mnie głowa. Nie mówiąc już o tym, że od mrozu
odpadały mi czerwone jak truskawki poliki. Nie umiałam stać w bezruchu,
ponieważ miałam wtedy wrażenie, że zamarzam. Więc podrygiwałam na śniegu z
jednej nogi na drugą wydając przy tym charakterystyczne skrzypienie, wywołane
naciskiem podeszwy mojego buta na zmarzniętą powłokę śnieżną. Nie umiałam się
skupić na szukaniu drogi do domu było mi za zimno.
- Mogłabyś przestać? Ten dźwięk jest irytujący. – Westchnął młody Uchiha
przerywając rozmowę z blondynem, której kompletnie nie słuchałam skupiona na
swojej niedoli.
- Zamarznę jak przestane. – Mruknęłam z widocznym niezadowoleniem.
- Trudno. Będzie spokój. – Fuknął.
- Jasne, płakałbyś za mną najgłośniej. – Prychnęłam wytykając do chłopaka
język.
- Chciałabyś.– Wywrócił oczyma łapiąc mocno mój nadgarstek przysuwając się
bliżej mnie patrzyły się na mnie dziwnie swoim Sharingan’em i już miał coś
dodać, gdy jego źrenice poszerzały się w geście zdziwienia. – Oaza. – Rzucił, a
ja obróciłam się w kierunku, w który patrzył. Nie dostrzegałam jednak nic
konkretnego. Wszystko rozmywało mi się w bieli.
- Jakieś dziesięć kilometrów przed nami jest oaza pustynna, wyraźnie widzę
palmy. – Wyjaśnił stojąc tuż za mną i pokazując dłonią mi konkretny kierunek
jednak nie zdało się to na zbyt wiele. Mój wzrok nie mógł się równać z jego.
- Świetnie, wiec ruszajmy. Poprzytulacie się potem. – Stwierdził uderzając
Sasuke dość mocno w plecy, przez co musiał się na mnie oprzeć by nas nie
poprzewracać.
- Dlaczego on to robi? Wczoraj kazał ci się do mnie nie zbliżać. – Syknęłam
bezsilna i zirytowana zachowaniem brata, który usilnie próbował narzucić mi
bliskość Uchiha.
- Bo to Naruto. Czasem ciężko go zrozumieć. – Wzruszył ramionami prostując
się. – Podążaj za mną to się nie zgubisz.
- Bardzo śmieszne. – Prychnęłam i ruszyłam za nim biegiem. Nie miałam
zamiaru tym razem marudzić, że się rządzi, bo najzwyczajniej w świecie mi się
nie chciało. Było za zimno na takie bzdety, a on znał drogę.
- Oaza okey, a gdzie drzwi? –
Zapytałam rozglądając się, gdy prawie sięgnęliśmy celu. Rzeczywiście wyglądało
to dziwnie. Pustynna oaza oblepiona śniegiem. Małe jeziorko skrzyło się w
słońcu skute lodem, palmy od mrozu pobielały, oszronione a kokosy wyglądały na
śniegu jak oczy jakiegoś wielkiego białego potwora. – Może ktoś utopił je w
jeziorze tak dla zabawy? – Prychnęłam przechodząc przez krawędź oazy i nagle
poczułam jak spadam, zdezorientowana przed oczami miałam tylko błękit nieba.
Nagle zrobiło mi się gorąco. Czułam jak słońce przypieka przyjemnie moje
zziębnięte ciało, a ciepły wiatr spowija je delikatnie jednak z każdą chwilą
coraz intensywniej. Zamrugałam kilkakrotnie i zorientowałam się, że pikuje
prosto w Las Śmierci. - Cóż za wdzięczna nazwa. – Pomyślałam zamykając oczy
wzięłam głęboki wdech i złożyłam kilka pieczęci, lecz było za późno. Poczułam
jak moje ciało ociera się o korony drzew a potem z bólem uderzałam w kolejne
gałęzie drzew będąc coraz bliżej ziemi. Czekałam aż gruchnę o ziemie i połamie
się do końca albo po prostu umrę rozwalając sobie czaszkę o jakiś kamień,
jednak to nie nastąpiło. Nagle poczułam, że lecę. Spokojnie i powoli. Może
straciłam świadomość i właśnie leciałam do lepszego świata niesiona na anielskich
skrzydłach? – Pomyślałam uśmiechając się niemrawo czując nieprzyjemny ból o
zgrozo, wszędzie.
- Zgłupiałaś! Czego się cieszysz idiotko? – Usłyszałam oskarżycielski ton.
Doskonale wiedziałam czyj to głos. Znów uratował mi tyłek.
- Sasuke. – Wychrypiałam próbując się roześmiać jednak brzmiało to raczej
jak żałosny jęk.
- Nie odzywaj się zaraz będziemy w wieży. Naruto już pobiegł po pomoc. –
Skarcił mnie ciężko wzdychając. Otworzyłam oczy powoli i ujrzałam otaczające
nas brązowe pióra, Sasuke przywołał jednego ze swoich summonów.
- Dziękuję. - Westchnęłam bezgłośnie patrząc na niego.
- Przestań, po marudzisz później. - Wywrócił oczyma uśmiechając się wrednie
sprawiając że zwierzę wylądowało przed wierzą płynnie na trawie. Zeskoczył z
niego zwinnie na ziemię zemną na rękach a ptak zniknął w białym obłoku. Nie
czekając na moje protesty chłopak wszedł do wierzy. – Gdzie medyk Naruto? –
Zapytał jak tylko weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia, jakby przedsionka, w
którym nie było nic poza dużymi drewnianymi drzwiami jak do jakiejś hali i
wielkiej białej tablicy na przeciwnej ścianie.
- Marudzili, że nie mogą traktować nas w specjalny sposób. Skoro Mai
oddycha to mamy skończyć ten cyrk i ustawić się w kolejce do punktu sanitarnego,
bo nie jesteśmy sami na świecie. – Westchnął drapiąc się po głowie z
zakłopotaniem. - W sumie mają trochę racji.
- Możesz sama stać? – Zapytał rozglądając się. – Nic się tu nie zmieniło.
- A no. Tyle wspomnień. – Zaśmiał się czytając napis na tablicy. – Jeśli
nie posiadasz nieba, zdobądź informacje i bądź przygotowany. Jeśli nie
posiadasz ziemi, biegnij przez wzgórza w poszukiwaniu siły. Jeśli otworzysz
zwoje ziemi i nieba nieprzyjazne ścieżki zmienią się w przyjazne. To jest
sekret czegoś, czegoś co powinno prowadzić cię twoją drogą. - Uśmiechnął się
kończąc i rozwijając oba zwoje na raz odrzucając je na wyłożoną betonowymi
kaflami podłogę, bardzo już wysłużoną. – Kiedyś tego kompletnie nie łapałem.
- Jasne, że mogę. – Westchnęłam czując, że oszołomienie mija. – Poobijałam
się tylko i straciłam na chwile orientację. Mój błąd. Wyolbrzymiasz sprawę nie
jestem jajkiem. – Stwierdziłam stając na podłodze o własnych nogach starając
się nie rozwrzeszczeć z bólu jakiego doznałam. – Więc co to znaczy? – Zapytałam
chcąc odwrócić uwagę od bólu a także nie rozumiejąc dziwnych słów przyglądając
się zwoją na podłodze. – Jutsu przywołania. – Powiedziałam sama do siebie, a ze
zwojów zaczął unosić się biały dym, gdy nazbierało się go dość sporo w bardzo
krótkim czasie moich uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk materializacji.
- Witajcie. – Uśmiechnął się patrząc na naszą trójkę. – Dawnośmy się nie
widzieli.
- Iruka-sensei – Powiedział radośnie na widok mężczyzny, którego
najwyraźniej dobrze znał.
- Chyba nie muszę tłumaczyć, że niebo to umysł a ziemia ciało prawda… – Oświadcza
jakby to była najprostsza metafora świata. Przeczytałam tekst jeszcze raz
zamieniając słowa i tym razem miał on większy sens uśmiechnęłam się pod nosem,
gdy mężczyzna ciągnął. – ale dlaczego zajęło wam to tak długo?
- Zwiedzaliśmy? – Zażartował blondyn.
- No dobrze nie ważne. – Uśmiechnął się przyjaźnie. – Gratulacje.
Zaliczyliście drugi etap.
Gdy w końcu dobiegły końca wszystkie ceregiele związane z tłumaczeniem
części eliminacyjnej do trzeciego etapu egzaminów w człapałam się na balkon
widokowy nad areną czekając na pary które miały się wyświetlić na wielkim
ekranie zawieszonym w suficie, podobnym do tablic punktowych na meczu
koszykówki.
Zasady parę lat temu zostały zmienione, na podobno bardziej humanitarne,
dzięki czemu podobno spadł odsetek umieralności dzieci na egzaminie. Chociaż
słowa „na śmierć i życie”, „bez zahamowani” wcale tego nie wróżyły. W każdym
razie by dostać się do trzeciego etapu i stoczyć walkę na arenie przed władcami
feudalnymi muszę stoczyć trzy przypadkowe pojedynki. Każdy pojedynek ma trzy
niezmienne zasady. Walczymy do śmierci przeciwnika, lub do wypchnięcia
przeciwnika z kręgu na arenie. Co swoją drogą nie jest wcale takie proste, bo
pole jest dość spore. Ostatnią i dość kluczową zasadą jest czas pojedynku
ograniczony do piętnastu minut. Gdy ten minie a walka nie zostanie
rozstrzygnięta ogłaszany jest remis równoznaczny z przegraną walką. Drobną
furtką jest fakt, że spośród osób z dwiema wygranymi zostaną wybrane cztery osoby,
które także przejdą eliminacje. Jednak wiąże się to z kolejną walką i stresem.
– Westchnęłam ciężko zmęczona natłokiem nowych wiadomości. – Było nas
trzydziestu trzech, jedenaście drużyn jednak jedna osoba po wysłuchaniu Hokage
wymiękła i skapitulowała. Cóż spróbuje za rok.
Właściwie zastanawiam się dlaczego ja tego nie zrobiłam. Byłam cała
poobijana, ba nie wiem czy nie mam czegoś złamanego. Jestem zmęczona i cuchnę.
Jednak postanowiłam nie być strusiem i znaleźć się wśród dwunastki najlepszych
wraz z resztą mojej drużyny.
- Nie myśl tyle, bo ci mózg paruje. – Stwierdził opierając się o barierki
plecami lustrując mnie swoim lodowatym spojrzeniem dość uważnie. – Nie powinnaś
stanąć w kolejce do medyka?
- A widziałeś tę kolejkę? – Zapytałam ciężko wzdychając. Sięgała daleko po
za pomieszczenie robiące za polowy szpital. Nie mogli nas tam składać
perfekcyjnie, ale upewniali się, że zaraz nie zejdziemy z tego świata i
powierzchownie opatrywali rany uśmierzając częściowo ból, tak jakby zrobił to
każdy w trakcie misji.
- Jesteś gorszym leniem niż twój brat. – Prychnął kładąc mi kciuk na
policzku i pocierając go kilkukrotnie. – Wyglądasz okropnie.
- Dziękuję Sasuke. – Syknęłam odtrącając jego dłoń, gdy miałam już coś
powiedzieć chłopak w pośpiechu odszedł. Mój wzrok podążył mimowolnie za nim,
gdy zobaczyłam różową czuprynę moje oczy otworzyły się szerzej w
niedowierzaniu. Sasuke pobiegł do Sakury. Cudownie. W ogóle, czym ja się
przejmuję? Powinnam myśleć o egzaminie. Jeśli trafie na jakiegoś świra? A co
jeśli na Naruto, albo Sasuke? Może powinnam wtedy po prostu przekroczyć linie
pola? Tak Mai. – Skarciłam się uderzając się w czoło otwartą dłonią. – Na pewno
byli by dumni.
- Tego uczą w Konoha? Samo okaleczania? – Usłyszałam śmiech za plecami.
Odwróciłam się i uśmiechnęłam na widok rudowłosego.
- Kazekage.
- Przestań dobrze? Ile razy mam ci powtarzać, że mam imię? – Zapytał
podchodząc bliżej. – Zabieram cię do medyka. – Oznajmił łapiąc mnie za rękę i
zanim zdążyłam zaprotestować teleportował nas do odpowiedniej sali wywołując
niemałe poruszenie. Zaciągnął mnie do prowizorycznego boksu z lekarską kozetką,
krzesłem i przenośna szafką z bandażami i jakimiś specyfikami na kółkach.
Zasłonił zieloną kurtynę by powstrzymać spojrzenia gapiów i rozsiadł się
wygodnie na krześle wcześniej sadzając mnie na łóżku.
- I? Zmieniasz fach? Będziesz mnie leczył? – Zakpiłam.
- Nie, poczekamy na lekarza. Powinna zaraz wrócić. – Stwierdził uśmiechając
się do mnie jakby dumny z siebie. – Czemu was tyle nie było?
- Długo? Kilka dni na przemierzenie lodowego pustkowia i wydarcia zwoju
jakimś czubom a potem znalezienie drogi tu to jest długo? – Zapytałam
zaskoczona a na jego twarzy malowało się coraz bardziej widoczne niezrozumienie
z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem. – No, co?
- Jakiej lodowej pustyni? – Zapytał marszcząc brwi.
- Normalnej? Takiej ze śniegiem i lodem. – Zaczęłam uśmiechając się drwiąco
– Wiesz, co to zima nie?
- Wiem Mai. Nie oto chodzi. – Stwierdził widocznie pobudzony. Gara wydawał
się raczej człowiekiem spokojnym nieokazującym zbędnych uczuć a teraz widocznie
widziałam zdenerwowanie i niezrozumienie na jego twarzy. – Drugi etap po
przejściu drzwi w Sunie odbywa się w całości od zawsze w Lesie Śmierci. – Odparł,
gdy gruba zielona zasłona poruszyła się. Jednym sprawnym ruchem czyjaś dłoń
odsłoniła materiał i kończąc kłótnie z jedną z pielęgniarek kobieta spojrzała
na nas uważnie.
- A mówiłam mu, że przyjdę. – Fuknęła raczej do siebie nie zadowolona z
naszej obecności. – Upierdliwy człowiek.
- Sakura, mógłbym prosić, zerknij co z nią. – Ponaglił ją tonem nieznoszącym
sprzeciwu, zlustrował mnie pospiesznie spojrzeniem i wyszedł bez słowa. Coś
było chyba nie tak.
- Wybacz, uparł się. – Westchnęłam wodząc wzrokiem za pośpiesznymi ruchami
dziewczyny. Była bardzo nerwowa, nie siadając do biurka otworzyła jakieś akta i
zapisała coś w nich pośpiesznie nie spoglądając nawet na mnie przez chwile
sięgnęła do swojej apteczki – Zawsze to taka nerwowa praca? – Zapytałam
wiedząc, że dziewczyna nie bardzo mnie lubi. Nie chciałam jej podpaść skoro
miała mnie poskładać.
- Nie. Tu zawsze dużo się dzieje. Jako najważniejszy medyk mam tez inne
obowiązki i tak wychodzi. – Powiedziała raczej chwaląc się. – Dlaczego nie
zaczekałaś u góry? Powiedziałam mu, że zaraz do was przyjdę.
- Komu? – Zapytałam zdziwiona.
- Sasuke? – Popatrzyła na mnie jak na idiotkę siadając na obrotowym krześle
kilkoma sprawnymi ruchami nóg przysunęła się do mnie i namoczyła wacik w
spirytusie. – Może za szczypać. – Ostrzegła przykładając wacik do rany na czole
przecierając ją.
Syknęłam z bólu patrząc w podłogę. To, dlatego do niej pobiegł. Westchnęłam
ciężko po chwili. – Gara mnie tu przywlókł. – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Kazekage. – Zganiła mnie. – Może on pozwala ci tak mówić, ale przy
innych, obcych powinnaś odnosić się go każdego z szacunkiem. Nie nauczyli cię
tego? No tak w sumie nie ma, czego się dziwić – Zaśmiała się gorzko nie
czekając na moją odpowiedz. – Gdzie się tak załatwiłaś? Liczne zadrapania,
otarcia i pocięcia. Do tego jesteś – spałowała zdziwiona – Przemarznięta. Maż
też zwichnięty lewy nadgarstek i potłuczone żebra. – Oznajmiła oglądając mnie
dokładnie. Nawet nie zasłoniła kotary.
- Tak wyszło. – Wzruszyłam ramionami, nie chciało mi się z nią gadać.
- Nastawie ci rękę i usztywnię ją trochę. To powinno pomóc. Po eliminacjach
zgłoś się do szpitala niech to porządnie uleczą. – Oznajmiła łapiąc mój
nadgarstek i bez ostrzeżenia nastawiła go. Myślałam ze oczy wyjdą mi z orbit, ryknęłam
z bólu i niekontrolowanie popłakałam się. Dziewczyna uśmiechnęła się krótko
jakby mój ból sprawił jej przyjemność. – Dam ci środki dezynfekujące, obmyj te
ranki dokładnie, ja nie mam czasu. – Oznajmiła otwierając nowy bandaż
elastyczny po chwili opatrując mi nim dłoń. Robiła wszystko tak szybko i
sprawnie byłam pod wrażeniem jej profesjonalizmu, jednak czułam ze różowa
chciała się mnie tylko jak najszybciej pozbyć.
- Dzięki. – Rozmasowałam dłoń, gdy skończyła, miałam wrażenie, że bandaż
był zawiązany ciut za mocno.
- Ta, idź już. Powiedz Sasuke, że następnym razem masz stanąć w kolejce jak
inni. Nie jestem waszą pielęgniarką. – Fuknęła a ja zeskoczyłam z łózka
delikatnie i wzięłam środki, które mi podała po czym wyszłam mijając się z
kolejnym pacjentem.
Wyszłam z pomieszczenia i wiedziona zapachem jedzenia dotarłam na coś w
rodzaju stołówki. Gdy tylko zapachy stały się wyraźniejsze mój brzuch jak na
zawołanie zaburczał. Obróciłam w dłoni buteleczkę ze środkiem dezynfekującym i
poczłapałam do kolejki na końcu, której wydawano ciepły posiłek. Na szczęście
ta kolejka nie była zbyt długa, liczyła raptem kilka osób.
Nagle poczułam silny ucisk na ramieniu i szarpnięcie do tyłu. Tak mocne, że
wylądowałam tyłkiem na posadzce. – Przesuń się wszo. – Syknął rosły chłopak
niewiele starszy ode mnie z okropnym wyrazem twarzy. Na widok takich osób
zazwyczaj każdemu zapala się w głowie lampka „Uwaga łobuz”. Gdy miał się nade
mną nachylić i zapewne połamać mi wszystkie kości jakiś chłopak postury Naruto
zatrzymał go niebywałą siłą wbijając go w ścianę tak, że na tej pokazało się
odkształcenie jego sylwetki.
- Spokój Kanashii! – Ryknął na niego, a ja ulotniłam się w pośpiechu
rezygnując z posiłku, jednak to nie był koniec ich rozmowy.
- Moja wina, że twój młodszy braciszek pomylił nas z jakimiś idiotami? To
małe ścierwo miało zdechnąć rozumiesz? – Syczał z mordem wypełniającym jego
oczy zaciskając potężne pięści na kurtce chłopaka.
- Spokojnie. – Powiedział wyszarpując się z uścisku bez większego kłopotu.
– Będziesz miał swoje piętnaście minut. – Uśmiechnął się tajemniczo do
mężczyzny a w jego oczach zatańczyły iskierki podniecenia. Z zadowolenia
klepnął chłopaka w plecy.
- To rozumiem – Wychrypiał. – Jak chcesz to potrafisz.
- Tylko nie zwracaj na siebie uwagi. – Westchnął odchodząc.
...........................................................................................................................................
Nigdy tego nie robiłam, ale teraz pozwolę sobie zadedykować rozdział Kamilowi i Kindze którzy o mnie pamiętają i wczoraj sprawili że poczułam iż moja historia ma sens.
Nie będę wam obiecywała że będzie tu coś niedługo bo tego nie wiem. Na razie jest to i cieszę się że mam was i tę historię.
Pozdrawiam : *
...........................................................................................................................................
Nigdy tego nie robiłam, ale teraz pozwolę sobie zadedykować rozdział Kamilowi i Kindze którzy o mnie pamiętają i wczoraj sprawili że poczułam iż moja historia ma sens.
Nie będę wam obiecywała że będzie tu coś niedługo bo tego nie wiem. Na razie jest to i cieszę się że mam was i tę historię.
Pozdrawiam : *