Zatrzymałam się zdyszana na jakiejś polanie w środku lasu. Usiadłam
pod drzewem. Chciałam się jakoś rozładować, uspokoić. Siedziałam pod tym pniem,
nie potrafiłam się pozbierać. Zrozumiałam wiele rzeczy.
Jeśli to, co
powiedział Naruto jest prawdą, to znaczy, że moja przeszłość to kwestia
zamknięta, że do niej nie wrócę.
Miałam
ochotę coś roznieść. Wybrałam sobie największe drzewo w okolicy, zaczęłam w nie
walić rękoma i nogami, strasznie się przy tym kalecząc. Zostawiłam w nim
niemałe wgniecenie całe we krwi, mojej krwi. Następnie wyjęłam kunai i zaczęłam
ciąć drzewo. Po prostu wyładowywałam na nim frustrację i złość. Skakałam z
gałęzi na gałąź, by poprzecinać drzewo na całej długości, każda rysa miała coś
znaczyć, za każdym ciosem wyrzucałam z siebie to co mnie dręczyło.
- To za
ból!… Za cierpienie!… Za fałsz!… Zdrady!… Za każdą krople łez, wylaną przez
was!...
Były ich
setki, jak nie tysiące. Powtarzałam te czynności przez kilkanaście minut. Na
koniec zasapana, zdyszana, poraniona i potwornie zmęczona. Odskoczyłam od
drzewa stając na wprost niego.
Wyrwała się Sasuke i wybiegła gdzieś z niesamowitą prędkością.
Sasuke już chciał za nią biec, ale go zatrzymałem. - Zostaw dajmy jej chwile,
to moja siostra. Zrozumie. – Poprosiłem wstrzymując go.
- Masz
racje, sama musi sobie to poukładać.
Usiedliśmy
na schodach świątyni i czekaliśmy w milczeniu. Po dłuższej chwili, wstałem,
otrzepałem spodnie i zwróciłem się do przyjaciela.
- No, chyba
wystarczy. Poszukajmy jej.
To nie było
trudne. Mai wcale nie tuszowała swojej chakry. Jej energia była strasznie
wzburzona. Musiała być bardzo wkurzona.
Po chwili
intensywnego „biegu” znaleźliśmy się na miejscu, ale to co ujrzały moje oczy
przekraczało moje najśmielsze wyobrażenia, co do jej reakcji… Co jej się stało?
Była cała brudna i poraniona aż mi się w żołądku skręcało na jej widok.
- Trzeba jej
pomóc Sasuke, ona ledwo na nogach stoi.
- Zastaw ona
jeszcze nie skończyła.
Teraz to
zauważyłem brunet patrzył na nią sharinganem, z zainteresowaniem. Nie dziwie
się stała tam drobna, na pozór delikatna dziewczyna. Teraz cała w zadrapaniach,
błocie i krwi naprzeciw potężnego dębu, całego w licznych wgłębieniach, rysach.
To drzewo wyglądało tak jakby jakiś ogromny kot je podrapał. Nie do wiary i
jeszcze ta pogoda, niebo było strasznie ciemne, a było przecież przedpołudnie.
Powoli zaczynało padać.
Zebrałam
mnóstwo chakry w kunaiu używając Hien. Wskoczyłam jak najwyżej się dało na
drzewo. Odbiłam się mocno, od jednej z wyżej położonych gałęzi. Wykrzyczałam,
przecinając z impetem ogromne drzewo na pół. - To kłamstwo! - Gdy tylko
dotknęłam ziemi natychmiast odskoczyłam jak najdalej mogłam, bo gdy zaczęłam
przecinać drzewo, walnął w nie potężny piorun rozpoczynając ulewę.
Stałam tak sztywno
patrząc w przygasające płomienie na szczątkach drzewa. Nagle, zaczęło mi się
kręcić w głowie padłam na kolana. - Coś ostatnio często mi się to zdarza. -
Zemdlałam.
- Budzi się.
- Zaczęłam powoli otwierać oczy słysząc głos Naruto.
- W końcu,
już myślałem, że będziemy tu zimować.
- O co ci
chodzi? Wyłączyła się może na piętnaście minut. Sasuke ty się nigdy nie
zmienisz, co?
- C-co się
stało? – Wybąkałam.
- No
słoneczko, niezłe przedstawienie dałaś. – Uśmiechnął się do mnie. Próbowałam
się odwdzięczyć tym samym, ale to nie był dobry pomysł, poczułam straszny ból
całego ciała. - Boli cię? – Zapytał z troską w głosie.
-
Troszeczkę. – Burknęłam pod nosem.
- Może
jednak powinniśmy zabrać ją do szpitala, Naruto?
- Nie! Do
żadnego szpitala! – Zawołałam spanikowana.
- Mówiłem...
- Najpierw
mi to wszystko wytłumaczycie, idziemy do Hokage. Coś mi się wydaje, że ona wie
dużo więcej niż my. - Zaczęłam wstawać, kolejny raz kłujący ból przeszył
moje ciało, ale jakoś udało mi się pozbierać do kupy i stanąć na równe nogi.
- Jak sobie
życzysz siostrzyczko. Ale to dziwnie brzmi...
Naruto
obdarował mnie ciepłym uśmiechem, a ja zrobiłam parę kroków do przodu. Wydawało
mi się, że to trwało wieczność, poza tym okropnie bolało.
- W ten
sposób, zima nas zastanie zanim tam dojdziemy. - Stwierdził Sasuke i bez
pytania wziął mnie na ręce.
Kim on był
przepraszam bardzo, że pozwalał sobie na takie rzeczy? Otóż nikim, a
raczej po porostu głupkiem, wkurzającym półgłówkiem…Ych.
Razem z
Naruto zaczęli podążać w stronę wioski w szybkim tempie. Moje oczy nie zdążały
rejestrować obrazów, widziałam tylko zielono brązowe plamy, które zaczynały
przyprawiać mnie o mdłości.
- Chociaż
ktoś myśli trzeźwo. Tak tam dotrzemy o wiele szybciej. – Powiedział rozbawiony
blondyn skacząc z jednej gałęzi na drugą.
Przez myśl
przeszło mi tylko jedno zdanie: „No proszę cie Naruto, żarty sobie robisz?”
Zaczęłam się wiercić i wyrywać. Nie chciałam by to akurat pan „Jestem
najlepszy” mnie niósł.
- Puść
mnie!- Syknęłam a Sasuke tylko spojrzał na mnie karcąco, tak jak by chciał
powiedzieć "Nie wierć się tyle, wcale nie pomagasz". - Puść mnie
debilu! Mogę iść sama. – Spiorunowałam go wzrokiem.
- Jasne.
–Wywrócił oczyma. - Nie marudź, tylko chwyć mnie mocno za szyje, bo jak się
będziesz tak wiercić to jeszcze spadniesz. – Wyjaśnił dodając po chwili. - Tak
będzie łatwiej mi, cię nieść.
- Nie
prosiłam się o to Uchiha. – Syknęłam.
Sasuke
spojrzał na mnie, tym swoim zimnym i oschłym spojrzeniem. Przestraszyłam się go
i po wielkich bólach, zrobiłam, to o co prosił.
- A wy, co?
Dalej, wleczecie się strasznie. – Zawołał blondyn odwracając się do nas. Ja
tylko zamknęłam oczy, nie miałam ochoty patrzeć na tego głupka ani dalej się
kłócić. Próbowałam pozbierać myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz