poniedziałek, 5 września 2011

9. Czas zapomnieć o przeszłości.

Zatrzymałam się zdyszana na jakiejś polanie w środku lasu. Usiadłam pod drzewem. Chciałam się jakoś rozładować, uspokoić. Siedziałam pod tym pniem, nie potrafiłam się pozbierać. Zrozumiałam wiele rzeczy.
Jeśli to, co powiedział Naruto jest prawdą, to znaczy, że moja przeszłość to kwestia zamknięta, że do niej nie wrócę.
Miałam ochotę coś roznieść. Wybrałam sobie największe drzewo w okolicy, zaczęłam w nie walić rękoma i nogami, strasznie się przy tym kalecząc. Zostawiłam w nim niemałe wgniecenie całe we krwi, mojej krwi. Następnie wyjęłam kunai i zaczęłam ciąć drzewo. Po prostu wyładowywałam na nim frustrację i złość. Skakałam z gałęzi na gałąź, by poprzecinać drzewo na całej długości, każda rysa miała coś znaczyć, za każdym ciosem wyrzucałam z siebie to co mnie dręczyło.
- To za ból!… Za cierpienie!… Za fałsz!… Zdrady!… Za każdą krople łez, wylaną przez was!...
Były ich setki, jak nie tysiące. Powtarzałam te czynności przez kilkanaście minut. Na koniec zasapana, zdyszana, poraniona i potwornie zmęczona. Odskoczyłam od drzewa stając na wprost niego. 

Wyrwała się Sasuke i wybiegła gdzieś z niesamowitą prędkością. Sasuke już chciał za nią biec, ale go zatrzymałem. - Zostaw dajmy jej chwile, to moja siostra. Zrozumie. – Poprosiłem wstrzymując go.
- Masz racje, sama musi sobie to poukładać.
Usiedliśmy na schodach świątyni i czekaliśmy w milczeniu. Po dłuższej chwili, wstałem, otrzepałem spodnie i zwróciłem się do przyjaciela.
- No, chyba wystarczy. Poszukajmy jej.
To nie było trudne. Mai wcale nie tuszowała swojej chakry. Jej energia była strasznie wzburzona. Musiała być bardzo wkurzona.
Po chwili intensywnego „biegu” znaleźliśmy się na miejscu, ale to co ujrzały moje oczy przekraczało moje najśmielsze wyobrażenia, co do jej reakcji… Co jej się stało? Była cała brudna i poraniona aż mi się w żołądku skręcało na jej widok.
- Trzeba jej pomóc Sasuke, ona ledwo na nogach stoi.
- Zastaw ona jeszcze nie skończyła.
Teraz to zauważyłem brunet patrzył na nią sharinganem, z zainteresowaniem. Nie dziwie się stała tam drobna, na pozór delikatna dziewczyna. Teraz cała w zadrapaniach, błocie i krwi naprzeciw potężnego dębu, całego w licznych wgłębieniach, rysach. To drzewo wyglądało tak jakby jakiś ogromny kot je podrapał. Nie do wiary i jeszcze ta pogoda, niebo było strasznie ciemne, a było przecież przedpołudnie. Powoli zaczynało padać.

Zebrałam mnóstwo chakry w kunaiu używając Hien. Wskoczyłam jak najwyżej się dało na drzewo. Odbiłam się mocno, od jednej z wyżej położonych gałęzi. Wykrzyczałam, przecinając z impetem ogromne drzewo na pół. - To kłamstwo! - Gdy tylko dotknęłam ziemi natychmiast odskoczyłam jak najdalej mogłam, bo gdy zaczęłam przecinać drzewo, walnął w nie potężny piorun rozpoczynając ulewę.
Stałam tak sztywno patrząc w przygasające płomienie na szczątkach drzewa. Nagle, zaczęło mi się kręcić w głowie padłam na kolana. - Coś ostatnio często mi się to zdarza. - Zemdlałam.
- Budzi się. - Zaczęłam powoli otwierać oczy słysząc głos Naruto.
- W końcu, już myślałem, że będziemy tu zimować.
- O co ci chodzi? Wyłączyła się może na piętnaście minut. Sasuke ty się nigdy nie zmienisz, co?
- C-co się stało? – Wybąkałam.
- No słoneczko, niezłe przedstawienie dałaś. – Uśmiechnął się do mnie. Próbowałam się odwdzięczyć tym samym, ale to nie był dobry pomysł, poczułam straszny ból całego ciała. - Boli cię? – Zapytał z troską w głosie.
- Troszeczkę. – Burknęłam pod nosem.
- Może jednak powinniśmy zabrać ją do szpitala, Naruto?
- Nie! Do żadnego szpitala! – Zawołałam spanikowana.
- Mówiłem...
- Najpierw mi to wszystko wytłumaczycie, idziemy do Hokage. Coś mi się wydaje, że ona wie dużo więcej niż my. - Zaczęłam wstawać, kolejny raz kłujący ból przeszył moje ciało, ale jakoś udało mi się pozbierać do kupy i stanąć na równe nogi.
- Jak sobie życzysz siostrzyczko. Ale to dziwnie brzmi...
Naruto obdarował mnie ciepłym uśmiechem, a ja zrobiłam parę kroków do przodu. Wydawało mi się, że to trwało wieczność, poza tym okropnie bolało.
- W ten sposób, zima nas zastanie zanim tam dojdziemy. - Stwierdził Sasuke i bez pytania wziął mnie na ręce.
Kim on był przepraszam bardzo, że pozwalał sobie na takie rzeczy? Otóż nikim, a raczej po porostu głupkiem, wkurzającym półgłówkiem…Ych.
Razem z Naruto zaczęli podążać w stronę wioski w szybkim tempie. Moje oczy nie zdążały rejestrować obrazów, widziałam tylko zielono brązowe plamy, które zaczynały przyprawiać mnie o mdłości.
- Chociaż ktoś myśli trzeźwo. Tak tam dotrzemy o wiele szybciej. – Powiedział rozbawiony blondyn skacząc z jednej gałęzi na drugą.
Przez myśl przeszło mi tylko jedno zdanie: „No proszę cie Naruto, żarty sobie robisz?” Zaczęłam się wiercić i wyrywać. Nie chciałam by to akurat pan „Jestem najlepszy” mnie niósł.
- Puść mnie!- Syknęłam a Sasuke tylko spojrzał na mnie karcąco, tak jak by chciał powiedzieć "Nie wierć się tyle, wcale nie pomagasz". - Puść mnie debilu! Mogę iść sama. – Spiorunowałam go wzrokiem.
- Jasne. –Wywrócił oczyma. - Nie marudź, tylko chwyć mnie mocno za szyje, bo jak się będziesz tak wiercić to jeszcze spadniesz. – Wyjaśnił dodając po chwili. - Tak będzie łatwiej mi, cię nieść.
- Nie prosiłam się o to Uchiha. – Syknęłam.
Sasuke spojrzał na mnie, tym swoim zimnym i oschłym spojrzeniem. Przestraszyłam się go i po wielkich bólach, zrobiłam, to o co prosił.

- A wy, co? Dalej, wleczecie się strasznie. – Zawołał blondyn odwracając się do nas. Ja tylko zamknęłam oczy, nie miałam ochoty patrzeć na tego głupka ani dalej się kłócić. Próbowałam pozbierać myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>