sobota, 2 lipca 2011

6. To nie twoja sprawa.

Biegłam w stronę pola treningowego drużyny siódmej. Bardzo często chłopcy zabierali mnie tam na treningi. Miałam cichą nadzieję, że moje przeczucie było trafne i Sasuke tam trenował, a ja zdążę zanim blondyn coś mu zrobi.
Gdy dotarłam tam, ujrzałam Naruto trzymającego trochę brudnego Sasuke za koszulkę. Unosił go jedną ręką, trochę nad ziemią, grożąc mu pięścią. Przy tym jeszcze coś do niego wrzeszczał. Nie byłam wstanie skupić się na jego słowach, bo właśnie próbowałam zrozumieć, co mogło się wydarzyć przed moim przybyciem. Niebieskooki stał na końcu niegłębokiego rowu ciągnącego się przez większą część pola, przy ogromnym drzewie z głęboko zdartą korą. Jak by właśnie coś, z ogromną siłą się w nie wbiło. Nie chciałam nawet myśleć, co zniszczyło tak to miejsce.
Ostrożnie zaczęłam iść w ich kierunku. Jeszcze oszołomiona. Sasuke nie wyglądał za dobrze. Teraz widziałam to lepiej. Był cały brudny miał pełno zadrapań, a przy jego ustach było widać niedbale startą strugę krwi. Teraz byłam pewna, że to ten bufon wytarł plecami podłoże zatrzymując się na drzewie.
-Naruto idioto, zgłupiałeś? Za co to było? Puszczaj! -Wrzeszczał brunet próbując bezskutecznie oswobodzić się.
- Ja zgłupiałem? Ja?! - Zaczął śmiać się ironicznie.- Kretynie. Spać na treningu. Co ci odbiło idioto? Cholera, chciałeś ją zabić debilu? Trzeba było powiedzieć, że nie masz zamiaru jej pilnować! Znalazłbym kogoś bardziej… Bardziej rozwiniętego umysłowo niż ty! Kogoś, kto by do tego nie dopuścił głupku.
- Dzień dobry sensei Naruto, sensei Sasuke… Chyba nie przeszkadzam, prawda?
Powiedziałam to słodkim tonem głosu. Tylko nie wiem, czemu. Chyba chciałam w ten sposób załagodzić sytuacje. Chłopcy chyba mnie nie zauważyli…
- Co ty tutaj robisz? To nie twoja sprawa. Idź sobie. - Zaczął blondyn.
- No właśnie idź stąd… - Powiedział spokojniej, nadal próbując się wyrwać bezskutecznie brunet.
- Nie! Nie moja sprawa? Chyba sobie kpisz! Przecież wrzeszczysz na niego, p-przez ten cholerny trening ze mną! Nigdzie nie pójdę dopóki, dopóki się nie pogodzicie!
- To sobie poczekasz. -Syknął Naruto- Najpierw naprostuje mu tą piękną buziuchnę, a potem…
- Naruto daj spokój to bezsensu. Wiem, że źle zrobiłem, ale nawet nie masz pojęcia, jak się z tym czuje. Ja, ja cholera... Nawaliłem. Dobra, wiem to. Możesz mnie zlać. Jeśli tak bardzo ci na tym zależy. Nie będę się bronił. Jeśli, ci w ten sposób ulży to proszę wal śmiało…
Nagle zebrały się chmury i zaczęło grzmieć, a gdy już nie wytrzymywałam i wydarłam się. Zaczęło padać.
-Nie! Nikt nikogo nie będzie bił! Chcesz mu dać nauczkę za to… za to, że to ja spadłam z tego cholernego drzewa?! Po drugie to było dawno i… i ja zapomniałam. Jeśli chcecie coś dla mnie zrobić w ramach rekompensaty za poniesione krzywdy to… to…
- To, co? -Powiedzieli równocześnie już spokojniejszym tonem, a blondyn opuścił przyjaciela na ziemie.
- T-to pogódźcie się, proszę. Ja… ja… - zaczęłam płakać - Nie chce niszczyć waszej przyjaźni. T-to była moja wina. Przepraszam, wybaczcie!
Szlochałam cicho chowając twarz w dłonie, ale czułam jak atmosfera się przerzedza.
 Chłopcy uśmiechnęli się do siebie podali sobie ręce na zgodę i podeszli do mnie, przytulając. Jej zrobiło się… gorąco.
- To nie twoja wina. To…- powiedział Sasuke, gdy Naruto mu przerwał.
- To niczyja wina, i już nie płacz.- Poprosił.
Podniosłam głowę, otarłam łzy i popatrzyłam z radością na nich.- Dziękuje. -wyszeptałam.
Burza minęła, deszcz powoli ustawał i za chmur wychodziło leniwie słońce. Ach, to była piękna chwila. Staliśmy tam cali przemoczeni głupio się uśmiechając.
- No to, co? Idziemy na ramen. Jestem głodny jak wilk.
Wybuchliśmy śmiechem. Cały Naruto…
- Jasne, że idziemy.- Entuzjastycznie przytaknęłam. Ja też uwielbiałam je jeść.
- Może być i ramen. - Wymruczał Sasuke swoim bez namiętnym tonem.
Eh… czułam, że za wiele się nie zmieniło.   
Całą trójką, nie zważając na to jak byliśmy mokrzy, ruszyliśmy do ''Ichiraku no Ramen'' na ciepły posiłek. Tak minęła nam reszta dnia, na bezsensownych i bezcelowych rozmowach. Wszystko wróciło do normy. Blondyn znów był wesoły i ciągle mnie rozśmieszał, a brunet za to jak zawsze gderliwy. Co jakiś czas dogryzał Naruto pokazując, jaki to on jest wspaniały.
Niestety to było za piękne, żeby mogło trwać wiecznie. Jutro czeka mnie jeszcze cięższy trening niż zwykle… che. Koniec z zabawą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

>