Następnego dnia wstałam o szóstej
rano, bo chciałam trochę się rozgrzać przed treningiem z chłopakami.
Niewiarygodne ile czasu minęło od naszego pierwszego treningu. Jest już ósmy
października. Czas ucieka nieubłaganie, a tydzień lenistwa odbił się na mojej
kondycji. Znowu trzeba zaczynać wszystko odnowa. Jakie to dołujące.
Po porządnym
śniadaniu wybrałam się na pole treningowe.- Dobra, po kolei. Co by tu najpierw
poćwiczyć? – Powiedziałam do siebie przeciągając się leniwie na środku pola
treningowego. Było jeszcze wcześnie a powietrze było rześkie, moje ciało
przeszedł dreszcz spowodowany chłodnym powiewem wiatru. - Rzucanie kunaiami,
shurikenami, łażenie po drzewach, skupianie chakry, podstawowe techniki
ninjutsu. – Wymieniłam. Na wszystko po kilka prób, tak by zdążyć przed
treningiem. Za piętnaście dziewiąta skończyłam „rozgrzewkę”. Usiadłam pod
drzewem, by odsapnąć i się pozbierać. Zawsze mogłam powiedzieć, że się nie
wyspałam. Nie chciałam wyjść na jakąś lizuskę, czy coś. Po prostu lubiłam być
dobra w tym, co robię. Na chwile zamknęłam oczy, dosłownie na moment.
Razem z Sasuke dotarliśmy na pole
treningowe. Trochę się spóźniliśmy, bo gdzieś mi się torba z kunaiami
zapodziała i musiałem jej poszukać. Zeszło nam trochę. Za to naszym oczom
ukazał się uroczy obrazek. Mai drzemała pod drzewem, aż żal było ją budzić. Tylko,
czemu przysnęła?
- Hej,
Sasuke. Ona śpi?- No brawo mistrzu, za spostrzegawczość. Obuć ją. I tak już
dużo czasu straciliśmy, przez ciebie. – Wywrócił oczami wciskając ręce w
kieszenie czarnych spodni przypatrując się jej.- Sam to zrób, ja nie mam serca.
– Stwierdziłem zgodnie z prawdą.
- Weź
przestań, dalej obuć ją! – Ryknął na mnie nagle.
- Jak tak
dalej pójdzie to obudzisz ją wrzaskami…- Westchnąłem. Co on taki nerwowy? - No
dobra już, już.
Poczułam na twarzy czyjś ciepły
oddech a po chwili usłyszałam głos. - Mai śpiochu. Wstawaj… No dalej mała, nie
mamy całego dnia. - Otworzyłam powoli zaspane oczy i ujrzałam Naruto kucającego
parę centymetrów ode mnie. Odskoczyłam kilka metrów dalej jak poparzona a moich
uszu dobiegł głupi śmiech chłopaków.
- Co wy robicie!
Odbiło wam?! Chcecie bym zawału dostała? – Zapytałam spanikowana, jeszcze nie
do końca rozumiejąc co się właściwie stało.- Ej spokojnie Mai. Ja chciałem cię
tylko delikatnie obudzić. Nie wiedziałem, że jesteś taka…- Znowu zaczęli się
śmiać.
- No, jaka?
Powiedz! - Nadal się śmiali a ja dostawałam szału.
- Płochliwa.
– Dodał po chwile brunet. Zaczynali mnie poważnie drażnić.
- Nie
rozumiem, co was tak śmieszy!- Co nas śmieszy? - Powiedział blondyn dusząc w
sobie rozbawienie.- Twoja reakcja, a co innego. To było komiczne. - Dodał
Sasuke kończąc myśl blondyna.
Stali
podpierając się o siebie, by się nie poprzewracać jedną ręką ocierając łzy spod
oczu, zachowywali się niemal identycznie, a ja byłam wściekła na nich. Niby, co
w tym takiego zabawnego?
- Komiczne!
A wy, co? Nagle się tacy spokojni i cisi zrobiliście? Nie mogliście mnie
obudzić jakimiś wrzaskami. Normalnie to was słychać z daleka. A teraz, co? Jaja
sobie ze mnie robicie?!
- Nie. Ty
tak słodko wyglądałaś, że żal było cię budzić w ten sposób. Chciałem być miły.
– Tłumaczył się blondyn.
- Pff miły?
Słodko wyglądałam?! – Pytałam nadal poirytowana.
- Dobra już,
dobra przestań krzyczeć. To nie ma sensu. – Poprosił, podnosząc ręce w obronnym
geście.
- Co niby
dla was nie ma sensu?!
W końcu
przestali się śmiać i spojrzeli na mnie z powagą, obaj. To było dziwne.
Przerażające. Nienaturalne.
- Czemu
spałaś, hm? - Powiedział Sasuke jak zawsze zimno i obojętnie.- Coś ci jest? Źle
się czujesz? - Dodał Naruto z troska w głosie.- Nic mi nie jest. Spóźniliście
się. – Wywróciłam oczyma chcąc zmienić temat.
- No i co? –
Drążył brunet przeszywając mnie zimnym spojrzeniem.- No i przysnęło mi się.
Trzeba było przyjść na czas! - Ryknęłam zirytowana. Nadal patrzyli na mnie tak
poważnie. Cholera wiedzieli, że kręcę?
- Tak jasne
już ci wieżę. Dwadzieścia minut to trochę mało, by zasnąć tak mocno. –
Wywróciłam oczyma. Znawca się znalazł.
- Potrafię
zasnąć na stojąco. Macie mnie. Jestem strasznym śpiochem. No i co z tego? Nie
każdy jest idealny. - Mówiąc to spiorunowałam bruneta wzrokiem. Na co dostałam
tylko w odpowiedzi zimne, przeszywające spojrzenie i szyderczy uśmiech. Che,
jak ja go nie znoszę.
- Może i
jesteś śpiochem. Ja też lubię spać i potrafię szybko zasnąć, ale to nie
wyjaśnia, dlaczego na drzewie, pod którym spałaś są świeże ślady od kunai i
shurikenów. - Powiedział blondyn patrząc na mnie badawczo.
- Che? -
Próbowałam udawać, że nie wiem, o co mu chodzi patrząc na niego z głupawym
wyrazem twarzy.
- Nie che,
tylko opowiedz nam. Co one tu robią? Nie uwierzę, że ktoś w ciebie rzucał,
podczas gdy ty smacznie spałaś. - Powiedział Sasuke. Cholera, pieprzone głupki.
- No dobra,
jejku przyszłam tu trochę wcześniej i zrobiłam sobie małą rozgrzewkę, bo mi się
kości zastały. Czy to coś złego? – Przyznałam się. Popatrzyli na mnie ze
zdziwieniem.- Nie, to bardzo dobrze, ale czemu nam nie powiedziałaś od razu?
Pomoglibyśmy ci. -Powiedział trochę zdziwiony Naruto.
- No, bo
ja…To głupota...- My ocenimy czy jest to głupotą. No mów. – Ponaglał mnie.-
Chciałam sprawdzić sama siebie. Bez światków. Stresu, że nawale. Zobaczyć, na
co tak naprawdę mnie stać i co potrafię, a nad czym muszę popracować…
- Che,
rzeczywiście głupota. Tracimy tylko bezsensu czas. Naruto weź się do roboty,
co?!
- Tak.
Stary, ale marudzisz. Dzisiaj przeprowadzimy sparing, sprawdzający twoje
umiejętności.
- Mam się z
kimś bić?
- Ze mną. -
Powiedział z uśmiechem blondyn puszczając w niepamięć wcześniejszą rozmowę. Tak
po prostu.
- Że co?
Przecież to bezsensu. – Popatrzyłam na niego osłupiała. Czułam jak moje tętno
przyspiesza, zaczynałam się stresować. Bać.
- Jak to
bezsensu?
- A tak to.
Przecież jesteś silniejszy ode mnie ze trzy razy i na pewno przegram. –
Burknęłam niezadowolona. Nie chciałam przegrywać.
- Masz złe
podejście do tego. Tu nie chodzi o to, kto wygra. Gdy staniesz do prawdziwej
walki może zdarzyć się tak, że nie będziesz nic wiedziała o przeciwniku.
Będziesz z nim, sam na sam, a on będzie od ciebie silniejszy, ale to nie
zmienia faktu, że i tak możesz wygrać. Najważniejsze w tym wszystkim jest podejście,
spryt, umiejętności. Oczywiście nie każdy jest geniuszem jak Sasuke i nie uczy
się w pięć minut, ale... Nasza siła tkwi w ciężkiej pracy nad sobą i
wytrwałości w tym wszystkim. Nie można się mazać z byle powodu, tylko piąć się
w górę. Najlepiej obrać sobie jakiś cel i do niego dążyć. Che, on ma racje. Jej
nie wiedziałam, że Naruto ma takie przebłyski. No, ale Sasuke geniuszem to nie
musiał nazywać. Obstawiałabym, że to blondas jest lepszy, chociaż trochę
roztrzepany. Uchiha jest taki, taki mroczny i tajemniczy. On jest jego
przeciwieństwem. Jest w jakimś stopniu podobny do mnie, wszędzie go pełno i
zawsze ma swoje zdanie, miałam się za pozytywną osobę. On jednak przebija
wszystkich i wszystko. Ma swoje ideały, zasady, no i pewnie wady jak każdy. Mam
dziwne wrażenie, jakbym go znała od zawsze.
- Che, masz
racje. Przepraszam. – Powiedziałam skruszona cicho pod nosem spuszczając
głowę.- Wiem. Musisz sobie obrać cele i do nich darzyć np. Ja chcę zostać
Hokage i nie spocznę dopóki tego nie osiągnę. Wioska jest jak rodzina, której
nie mam i będę się nią opiekował. - Nagle posmutniał i ja też. Właśnie,
rodzina. Tyle o niej myślałam zawsze. Po treningu siadałam na dachu budynku
administracyjnego i wgapiałam się w tą wielką skałę. Zastanawiałam się czy
kiedyś jeszcze ich zobaczę, czy tam wrócę. Tylko, po co? Tu jest lepiej, o
wiele lepiej, inaczej. Ludzie są inni, chyba…- No to może na początek moim
celem będzie …pokonanie CIEBIE w równej walce.- Pokazałam palcem na blondyna z
zawziętością w oczach. On złapał moja rękę i zaczął się cicho śmiać razem zemną.
- Niech
będzie, ale nie będzie żadnej taryfy ulgowej. Jasne?- Jasne.
- Dobra,
koniec tych wzruszających scen. Jakbyście nie zauważyli, to też tu stoję i może
byście już zaczęli, bo korzenie zapuszczę.
- Och, jak
mi przykro. Pan wspaniały czuje się pominięty?
- Ty mała,
wredna… - Podniósł rękę podchodząc do mnie. Myślał, że mnie przestraszy.
Zabawne.
- Nie boje
się ciebie, kretynie!
Nagle
pomiędzy nami stanął Naruto i złapał Sasuke za rękę.
- Sasuke,
nie chcesz tego zrobić prawda? – Zapytał lustrując kolegę poważnie spojrzeniem.
- Nie chce?
A co boi się, że oberwie? - Zaczęłam się śmiać idąc na środek pola
treningowego. Chciałam w końcu zacząć sparing. - Ja nie chce jej zrobić
krzywdy, ale ona robi to specjalnie! Sama się prosi.- Powinieneś być mądrzejszy.
- No dalej
Naruto! Zaczynajmy!- Krzyknęłam z daleka do niego. Zaczynało mi się nudzić.
Blondyn powiedział coś Sasuke, ten odszedł od niego i usiadł pod jednym z drzew
a blondyn podszedł do mnie.
- Dobra bez
zbędnego gadania. Masz pokazać, na co cię stać. Uprzedzam nie będę delikatny. –
Uśmiechnął się uroczo.
-Dobrze,
zaczynaj. Nie musiałam długo czekać, a w moim kierunku poleciało kilkanaście
shurikenów. Kilka z nich zwinnie ominęłam, resztę odbiłam shurikenem, który
teraz trzymałam w prawej ręce. Podbiegłam do Naruto i wymierzyłam mu precyzyjny
cios w brzuch. Tylko, że chyba go to nie bolało, bo oddał mi w ten sam sposób.
Tyle, że ja przeleciałam kawałek po ziemi od siły uderzenia zrywając za sobą
trawę. Wstałam i gdy chciałam coś zrobić on był już przede mną. Jego pieść
leciała prosto w moją twarz, ale zdążyłam zablokować cios, drugą ręką próbował
walnąć mnie w brzuch znowu, ale zrobiłam mostek i podnosząc nogi kopnęłam go w
podbródek, stając na rękach jeszcze raz się zamachnęłam. Działo się to w ułamku
sekundy. Nigdy nie miałam problemu z takimi trikami. Kopnęłam go znowu, a on
opadł na ziemie. Uśmiechnęłam się z satysfakcja, Naruto wstał.- Kage Bunshin no
Jutsu. – Zawołał, a obok blondyna stanęło kilkanaście cienistych klonów, które
natychmiast ruszyły w moją stronę wraz z oryginałem. Broniłam się jak mogłam,
ale ich było więcej. Musiałam coś wymyślić. To nie tak miało wyglądać, nie mogłam
przegrać, nie w ten sposób. Wykonałam kolejno pieczęci szczura, królika, psa i
krzyknęłam.
- Futon:
Shinkugyoku!
Głęboki
wdech i wydech. Zaczęłam się obracać wokół własnej osi, by strumienie powietrza
z moich ust zniszczyły wszystkie klony do koła. Kopie zaczęły znikać
pozostawiając po sobie mnóstwo dymu, który przesłonił mi oryginał. Kurwa!
- Futon:
Rasengan! Usłyszałam za plecami. W moją stronę biegł już Naruto. Gdy się
obróciłam i zorientowałam, co się dzieje był już blisko, za blisko. Pozostawał
tylko unik. Sprowadziłam jak najwięcej chakry do stóp i mocno wybiłam się w
górę. Naruto rozkojarzony wbił Rasengan w pobliskie drzewo. Wykorzystałam
sytuacje i złożyłam kilka pieczęci potrzebnych do wykonania kolejnej techniki.
- Futon:
Reppusho!
W stronę blondyna
poleciał silny podmuch wiatru z kilkunastoma shurikenami wewnątrz. Uzumaki
jednak w porę się zorientował i ominął większość z nich. Tylko trzy otarły się
o cel, a jeden z nich wbił się mu w udo. Nie czekając długo złożył ręce i
krzyknął.
- Futon: Kazekiri!
- Cholera! -
Próbowałam tego uniknąć jak tylko mogłam, ale i tak się o mnie otarło i nieźle
poharatało mi prawą łydkę. - Ałł! - On nie żartował z tym „bez taryfy ulgowej”,
che. Zaczęłam głośno oddychać, musiałam złapać oddech, jakiś plan. Może Hien.
Wyciągnęłam
dwa kunaie i przekierowałam do nich moja chakre ruszając na Naruto. Znowu
taijutsu, parę szybkich ruchów, bloki. Kika razy udało mi się go zranić, ale to
wszystko, byłam już wykończona. Ostatnia technika, odskoczyłam od Naruto nie
zwracając uwagi na to, jaką technikę teraz wykonuje i krzyknęliśmy równocześnie.
- Futon:
Kamikaze!
To był błąd,
nasze tornada w ułamku sekundy zaczęły się przyciągać, zderzać tworząc wielką
kule uderzeniową. Zrobiło się strasznie jasno, a ja… ja stałam tam jak słup soli.
Nie mogłam się ruszyć, nie miałam siły. Słyszałam tylko czyjeś niewyraźne
krzyki.
- Cholera!
Naruto, Mai uciekajcie to zaraz… Wybuchnie!!! Poczułam tylko jak, ktoś mnie
stamtąd zabiera. Wiedziałam, że nic mi się nie stało, ale bałam się otworzyć
oczy. Niestety zostałam do tego zmuszona.
- Mai otwórz
oczy, już po wszystkim, nic się nie stało. – Znowu czułam czyjś oddech na
swojej twarzy.
- Hej mała
nic ci nie jest!?Sasuke, co jej jest!?
- Mai nie
bój się. Na szczęście zdążyłem cię stamtąd zabrać. Dlaczego nie uciekałaś z…-
Przerwałam mu otwierając oczy i orientując się w sytuacji.
- Che,
Sasuke odsuń się! Co ty robisz do cholery!?
Teraz do
mnie dotarło, to on mnie stamtąd zabrał, uratował mi dupę. Przed sobą miałam
bruneta. Spojrzałam mu w te puste, zimne oczy przeszywając go spojrzeniem. -
Gdzie Naruto? Nic mu nie jest?
- Tu jestem,
cały i zdrowy! - Siedział z trzy metry od nas trochę poobijany, ale to pewnie
po walce. W końcu odepchnęłam Sasuke na bok, zaczęłam wstawać i się otrzepywać
z kuzu.
- Jesteś
niemiła. Ja ci tu ratuje życie, a ty się o niego martwisz? I żadnych
podziękowań, che. - Zrobił minę zbitego psa patrząc na mnie uważnie. O co mu
chodzi?- Niby jak mam ci podziękować. Co? -Zapytałam patrząc na chłopaka z
irytacją.
- Mai daj mu
buzi, chyba wystarczy!!!- Krzyknął blondyn rozbawiony. Ja się uśmiechnęłam
zadziornie i zaczęłam pochylać się w stronę bruneta.
- Uuu, ja
żartowałem Mai. Poczekaj chwile to sobie pójdę i nie będę wam przesadzał. -
Śmiał się przyglądając się nam z zaciekawieniem. Tylko popcornu mu brakowało.-
Zamknij się Naruto i sieć na dupie, to wystarczy! - Powiedziałam dość głośno
nie spuszczając wzroku z Sasuke.
- Jak sobie
pani życzy!
Zbliżyłam
się do Sasuke na tyle by dzieliły nas centymetry, cały czas patrzyłam mu w
oczy, ze słodkim uśmiechem na twarzy. Słyszałam jak przełyka ślinę. Z mojej
perspektywy wydawało się to komiczne. Otworzyłam usta.
- Dziękuję
Sasuke. To chyba wystarczy, ne?
Wstałam i
jakby nigdy nic przysiadłam się do Naruto, który siedział przy naszych torbach.
Wyciągnęłam z torby bandaż i środki dezynfekujące, zaczęłam opatrywać sobie
rany.
- Ej Mała?
Coś ty mu zrobiła? Patrz. - Zapytał wskazując na Sasuke.
- No
przecież widziałeś. Nie rozumiem, o co ci chodzi.
Popatrzyłam
na bruneta wyglądał normalnie, stał już na nogach. Gdy nasze spojrzenia się
spotkały uśmiechnęłam się szyderczo, a on jak zwykle zresztą odwrócił wzrok i
dosiadł się do nas, oparł się o drzewo i po prostu siedział.
- A ty sobie
nie bandażujesz niczego? Nie boli cię? - Zapytałam trochę zdziwiona i
zawiedziona. Myślałam, że go choć trochę poraniłam.- Nie za bardzo, nie
dostałem za mocno, w sumie paręnaście płytkich ran. Na mnie wszystko się szybko
goi, jutro śladu nie będzie. - Uśmiechnął się do mnie.
- Coś cię
boli? Nie wyglądasz na mocno poharataną, całkiem dobrze unikałaś jego ciosów. -
Zapytał lustrując mnie wzrokiem. Przesłyszałam się czy on mnie pochwalił i
martwił się o mnie?
- Trochę
boli mnie prawa łydka, ale to na pewno nic takiego Naruto mnie tylko drasnął
jak używał Kazekiri.- Mówiąc to zaczęłam ściągać buty, gdy skończyłam,
ściągnęłam zniszczone spodnie, ale przerwałam i zaczęłam się śmiać. - Chłopaki,
co wy nie widzieliście nóg? Jesteście cali czerwoni.
- Weź się
ubierz kobieto. Co? - Powiedział cały czerwony.
- Spokojnie
Naruto za chwile, najpierw sobie obejrzę moją łydkę, w porównaniu do ciebie
dbam o siebie, nie chce jakiegoś zakażenia ani blizn.
Przełyka
ślinę. - Mai, to cię nie boli? - Mówiąc to Sasuke pokazał na moją prawą łydkę.
- Cholera no
ładnie. W sumie to tylko tu mnie trochę boli. Myślałam, że przeciąłeś mi trochę
skórę, ale żeby aż tak… To wygląda okropnie. Aa, będę musiała iść do szpitala,
che. - Powiedziałam zrozpaczona.
- I to jak
najszybciej. Tylko się ubierz najpierw, co?
- Naruto
spokojnie, zaraz. Tylko sobie to umyje. Może omówimy moje błędy, co? - Zaczęłam
przemywać ranę spirytusem. Cholera, ale szczypie. – Ałł…- Pisnęłam i zaczęłam
bandażować ranę.
- Boli cię?
Ja nie chciałem. - Skrzywił się patrząc na mnie z przejęciem.
- Nie, to
nie twoja wina. - Zaczęłam sięgać do torby po czyste spodnie.- Na pewno?
- Tak, to
był trening, ne? - Założyłam spodnie i buty, czułam się o wiele lepiej.
Rozsiadłam się wygodnie i dodałam z uśmiechem.- Od razu lepiej. No to, jak się
spisałam?
- To było
coś, porządny trening. Moim zdaniem umiesz już bardzo dużo. Co nie Sasuke?
- Che, tak w
sumie to nie było źle. Mam tylko zastrzeżenia, co do twojego taijutsu.
- To znaczy?
- Słuchałam go uważnie no, bo może i był strasznym gburem i padalcem, ale znał
się na tym dobrze, a przynajmniej lepiej ode mnie. Chciałam poznać swoje błędy
i nad nimi popracować.
- Ty nie
blokujesz ciosów, tyko przednimi uciekasz. Nie uciekniesz zawsze, musisz im
stawić czoła i odpierać je. Rozumiesz?
-
Rzeczywiście, nie zawsze wiem jak to zrobić, wiec uciekam. - Westchnęłam ciężko.
- Reszta jak
dla mnie może być, w końcu miałaś wspaniałych nauczycieli. Co nie Naruto?-
Uśmiechnął się zadziornie a blondyn za nim dumny z siebie.
- Co za
skromność, panowie nie spodziewałam się. -
Wywróciłam oczyma.
- Te jutsu,
których użyłaś, były dopracowane do perfekcji, gratuluje. Jak się uprzesz to nawet ci
wychodzi. - Oczywiście musiał
podkreślić, że nie jestem idealna. Cały Sasuke.
- Uczyłam
się od najlepszych. Prawda Naruto?
Przecież to
blondyn uczył mnie futona. Chciałam się odgryźć temu głupkowi, ale jego nie
ruszały moje komentarze. Zawiodłam się na nim, miałam ochotę mu nawtykać.
- Jasne, że
tak.- Uśmiechnął się do mnie.
- Zastanawia
mnie tylko, czemu nie uciekałaś, gdy ci kazałem.
- Che, ja…
ja po prostu nie miałam siły, wmurowało mnie w ziemie, nie mogłam się ruszyć.
Nie rozumiem jak to... - Zaczęłam
się tłumaczyć.
- Straciłaś
za dużo chakry, wtedy ciało odmawia na chwile posłuszeństwa. - Tłumaczył blondyn.
- Ja byłam
pewna, że tyle wystarczy by użyć tej techniki. - Burknęłam.
- No i
wystarczyło. Tylko, że musisz mieć coś w zapasie, nauczysz się. Następnym razem…
- Co ty
pieprzysz Naruto. Następnym razem? Mogłeś ją zabić. Gdyby mnie tam nie było
teraz w najlepszym wypadku miałaby kilku tygodniowe wakacje w szpitalu, jak nie
gorzej. - Zirytował się.
- Nie martw
się tak o mnie, nie jestem dzieckiem, nie potrzebuje niańki. Człowiek musi
uczyć się na błędach. Następnym
razem, nie zrobię takiej głupoty.
- Koleś, na
misjach nikt jej nie będzie dupy ratował, musimy ją tego nauczyć. Będzie zdana
tylko na siebie. - Stwierdził
wyraźnie zdziwiony zachowaniem Sasuke.
- Właśnie
misje, kiedy jakąś dostane? -
Zapytałam z zapałem.
- Najpierw
musisz zdać egzamin w akademii. -
No i mnie zgasił.
- Co szkoła?
No, co wy przecież, gdy się zdaje egzamin ma się dwanaście lat, a do akademii
chodzi się z cztery lata. Jaka porażka miałabym dwadzieścia dwa lata jak bym
kończyła akademie. - Jęknęłam.
- Spokojnie,
nie pójdziesz do akademii, tylko na egzamin. -
Uspokajał mnie blondyn z uśmiechem.
- Kiedy są
egzaminy? - Mój entuzjazm wrócił.
- Ja wiem,
chyba, co roku w listopadzie. Co nie Sasuke?
- Tak. - Przytaknął bez entuzjazmu.
- To
świetnie.- Aż we mnie kipiało z radości.
- Chcesz
przystąpić już do niego?
- A co,
macie jakiś problem? Nie nadaje się? -
Zapytałam spanikowana.
- Nie no
skąd, trzeba poinformować Hokage. -
Naruto wiedział jak poprawić mi humor.
- Powiem jej
jak ją spotkam. Nie ma problemu. -
Energia wręcz mnie rozpierała. Zaraz do niej pobiegnę a nie zapytam przy
okazji. Nie oszukujmy się.
- Niech
będzie, jak pani chce. - Uśmiechnął się przeciągając leniwie.
- Dobra, jak
to już wszystko, to ja będę lecieć.
- Poczekaj
chwile.
- Tak,
Naruto.
- Pewnie
zauważyłaś, że nie znasz za wiele osób, prawda?- Zaczął.
- Tak,
zastanawiałam się nad tym, ale myślałam, że… po prostu nie mam na to czasu. - Wzruszyłam ramionami.
-
Tsunade-sama powiedziała, że mamy cie odizolować do czasu aż, się czegoś
nauczysz. No wiesz, nie będziesz bezbronna.
- No dobra,
ale nie musicie się o mnie martwić.
- Myślę, że
jesteś już nawet silna i nakopałabyś nie jednemu głupkowi.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się dumna z siebie.
- Niedługo
mam urodziny i urządzam małe przyjęcie. Przyjdą moi przyjaciele, i chciałbym
żebyś też przyszła. Poznasz nowych ludzi, będzie fajnie. Co ty na to?
- Jasne, że
przyjdę, a kiedy dokładnie?
- Dziesiąty
października. Dokładną godzinę podam ci potem, bo nie jestem pewny, ale…
- Ej coś się
stało?
Dziesiąty
października, dziwne. Ja też mam wtedy urodziny, ale zbieg okoliczności. Prawie
o nich zapomniałam, moje osiemnaste urodziny.- Nie nic, tylko ja… ja też mam
niedługo urodziny.
- To super,
może zrobimy razem imprezę, a kiedy dokładnie?
- To by się
udało, bo dziesiątego października.- Uśmiechnęłam się zmieszana.
- Co?
- Naprawdę?
- Po co
miałabym kłamać?
- To super.
Co nie Sasuke?
- Ta jasne.
- Super?
Moim zdaniem to dziwne, ale w sumie znałam parę osób, które urodziły się tego
dnia, co ja, tylko, że na przykład po południu albo wieczorem. To zbieg
okoliczności. Ja będę już szła. Pójdę do tego szpitala lepiej.
- No dobra.
- A, tak
zapomniałabym. O której jutro trening?
- Może być
dziewiąta, tutaj?
- Jasne, to
do zobaczenia.
- Mai tak z
ciekawości, o której się urodziłaś? - Zapytał brunet.
Odchodząc odkrzyknęłam
mu: - Między północą a pierwsza. Nie pamiętam dokładnie, ale bliżej pierwszej
chyba! Cześć wam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz